PROLOG
Koniec kwietnia. W jednym z gimnazjów trwała rozgrywka meczu siatkówki. Uczniowie szkoły byli zachwyceni. Drużyna, która przyjechała, była bardzo dobra. Chłopcy prezentowali swoje umiejętności w sprytny sposób. Zagrywki, podania, ścięcia piłką. Wszystko było dopracowane. Ich trener wypinał się dumnie. Wiedział, że żadna drużyna nie może się równać z jego podopiecznymi.
Ostatni
gwizdek. Obie drużyny po zamieszaniu związanym z przyznaniem
nagród, opuściły salę gimnastyczną. Goście szkoły byli z
siebie zadowoleni. Pokonali swoich przeciwników. Na korytarzu wpadli
na tłum dziewcząt, zauroczonych ich wyglądem, umiejętnościami i
blaskiem. Szczególnie kapitana drużyny, który zdobył najwięcej
punktów. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o czarnych oczach. Cały
czas obdarowywał wszystkich uśmiechem. Każda z dziewczyn
zachwyciła się tym, jak bardzo chłopak był przystojny. Okrążyły
go i zalały lawiną pytań. Koledzy zaczęli się nabijać ze
swojego kapitana, który zaczynał się gubić. Kiwał tylko głową
i posyłał uśmieszki. Dyskretnie wycofał się do szatni i zamknął
drzwi swoim fankom przed nosem.
-
Uff...to było straszne – brunet odetchnął. - Mogliście mnie
bronić! - burknął na swoich kolegów.
-
Nie lubisz rozdawać autografów, Daniel? - jeden z chłopców zaczął
się śmiać. Klepnął kapitana w ramię, a ten zmierzył go ciętym
spojrzeniem. - No co?
-
Prawie mnie zabiły! - fuknął. - Zawsze jestem tak obsypany...
Zamień się, Simon – uśmiechnął się błagalnie.
-
Nie – pokręcił głową. - To Ty tutaj robisz za kapitana i
maskotę drużyny jednocześnie – powiedział donośnym głosem, a
reszta chłopców prychnęła śmiechem.
-
Nienawidzę Was – Daniel pokręcił głową lekko zrezygnowany.
Nikt go nie rozumiał. Zawsze był taki obserwowany i wszyscy go
lubili. Nie było osoby, która się do niego wrogo nastawiła.
Dziewczyny leciały na skinienie palcem. Żadna nie była ani trochę
niedostępna. A on sam za tym nie przepadał. Sapnął ciężko i
wziął się za zmianę ciuchów. Chwycił jeansy i naciągnął na
siebie. Sięgnął do kieszeni i się zaniepokoił. - Hej...gdzie
jest mój telefon? - spojrzał na Simona.
-
Nie masz go? - szatyn odpowiedział zdziwiony. - Nie leży gdzieś
na ziemi albo pod ławką?
-
Nie...- zaczął się rozglądać. - Mark? - zwrócił się do
blondyna koło siebie.
-
Nie mam go – uniósł ręce do góry w geście obronnym.
-
Cholera...- brunet przejrzał jeszcze swój plecak, ale bez skutku.
Pozostali chłopcy również szukali, lecz nic nie znaleźli. Daniel
zrobił głupkowatą minę. - Okej...pójdę do sekretariatu. Jeśli
go ktoś znalazł, to na pewno tam będzie, a jak nie to wezmą się
za szukanie.
Brunet
naciągnął na siebie czerwoną koszulkę bez nadruku. Zmierzył
jeszcze szatnię wzrokiem i wyszedł. Ruszył długim,
seledynowo-zielonym korytarzem. Zastanawiał się, jak to możliwe,
że nie ma przy sobie telefonu? Nie wyciągał go ani nie
przekładał... Sapnął ciężko zatrzymując się pod
sekretariatem. Zapukał, za co potem się w duchu skarcił i otworzył
drzwi. Za ogromnym biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku.
Ubrana w bardzo eleganckie ubrania. Miała dłuższe czarne włosy,
jasne oczy i nosiła okulary. Zmierzyła młodzieńca krzywym
spojrzeniem, a po chwili uśmiechnęła się szeroko. Daniel odgadł
nawet dlaczego. Czuł się czasami, jakby go atakowały same
pedofilki. Wbił swój wzrok w blat biurka. Jego uwagę przykuł
telefon będący w dłoni. Jego zguba! Spojrzał na dziewczynę,
która trzymała urządzenie z obojętnością. Nie widział twarzy.
W oczy rzuciły się mu proste, brązowo-rudawe włosy sięgające do
łopatek. Dość długie nogi, zgrabna figura i oczywiście plecy.
Brunet dopiero po chwili zorientował się, że nawet kiedy wszedł
do sekretariatu, nieznajoma się nie odwróciła. Zdziwił się tym.
-
Mogę już w końcu to tutaj zostawić? - Daniel usłyszał głos
rudej. Dziewczyna machnęła lekko telefonem, a potem położyła go
na biurku. - Znalazłam go, więc...- westchnęła. Ucięła zdanie w
połowie, jakby nagle uznała, że tłumaczenie się jest zbędne.
-
To mój telefon – czarnooki powiedział spokojnie. - Znalazłaś
go? Dzięki! - zwrócił się do nieznajomej. Dziewczyna spojrzała
na chłopaka chłodnymi oczami. Nie uśmiechnęła się nawet.
Wzruszyła ramionami i w milczeniu opuściła pomieszczenie. Daniel
zagryzł wargę. To mu się przydarzyło pierwszy raz. Nie zdążył
się nawet swojej wybawicielce od kłopotów dobrze przyjrzeć.
Wyszedł z sekretariatu i ujrzał dziewczynę na schodach. - Ej! -
krzyknął. - Poczekaj! - zaczął iść w kierunku rudowłosej, a
ona się zatrzymała. - Naprawdę dziękuję, że odnalazłaś mój
telefon.
-
To nie tak, że go znalazłam – pokręciła głową. - Ktoś go
podrzucił do mojej torby – wzruszyła ramionami. - Jak tutaj
przyjechaliście, to od razu mieliście pecha...- westchnęła
poetycko i wbiła swoje kawowe tęczówki w Daniela. - Złodziei w
tej szkole jest pełno, a gdy spanikują, to podrzucają komuś swoją
zdobycz.
-
Uu, nieciekawie – uśmiechnął się głupkowato. Schował komórkę
do kieszeni i przyglądnął się nieznajomej dziewczynie. Jej kolor
oczu był niemalże identyczny do jego własnych, lecz odcień był
inny. Zamiast czysto czarnych, wchodziły w bardzo ciemny brąz.
Długie i gęste rzęsy. Jasne, różowe usta o równych wargach.
Ładne rysy twarzy. Brunet westchnął. Spuścił na chwilę głowę.
Wyprostował się i podszedł bliżej dziewczyny. Wyciągnął do
niej rękę, i poczuł, jak właśnie jest przymierzany do miana
idioty. Nie przejął się, wolał nie. - Daniel – przedstawił
się.
-
Agatha – uścisnęła palce chłopaka. Dopiero wtedy na twarzy
rudej zagościł lekki uśmiech. Na jej policzkach zarysowały się
dołeczki.
-
O kurde! - zachwycony siatkarz tyknął skórę dziewczyny, a ona się
cofnęła. Spojrzała na niego pretensjonalnie. - Wybacz. Ale to
takie fajne!
-
Jak dla kogo – westchnęła ciężko. - Nie znoszę ich.
-
Daniel! - oboje usłyszeli wołanie męskiego głosu. Brunet oglądnął
się i ujrzał czarnowłosego kolegę z drużyny.
-
Charles, co jest? - zszedł kilka stopni schodów niżej i uśmiechnął
się szeroko.
-
Trener nas szuka – chłopak wzruszył ramionami. - Kto to? - spytał
patrząc na rudą istotę. - Twoja nowa zdobycz?
- Nie... Znalazła mój telefon – wyszczerzył się. - To Agatha! - wskazał na dziewczynę, a potem się zderzył z jej niezadowoloną miną. - Co?
- Nie... Znalazła mój telefon – wyszczerzył się. - To Agatha! - wskazał na dziewczynę, a potem się zderzył z jej niezadowoloną miną. - Co?
-
Trzymanie języka za zębami – czarnooka powiedziała chłodnawo.
Patrzyła się na chłopców, których zażyło. Nie wytrzymała i
zaczęła się śmiać. - Okej...to nie problem – machnęła ręką.
- Swoją drogą muszę iść! - uśmiechnęła się, a jej oczy
zrobiły się weselsze. - Cześć!
-
Ach, cześć – siatkarze odpowiedzieli chórkiem. Spojrzeli na
siebie. Daniel poczuł się pod presją. Zszedł ze schodów. Schował
dłonie do kieszeni spodni i ruszył do szatni.
-
Myślałem, że nie będziesz szukał nowej fanki – Charles
mruknął, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę szoku.
-
To wyjątek – brunet odpowiedział spokojnie. - Pomogła mi, a
zaraz potem miała mnie gdzieś. Pierwszy raz się z takim czymś
spotykam.
-
Jesteś typem zdobywcy? - czarnowłosy prychnął śmiechem. Widział,
że kapitan nie chce odpowiadać. Westchnął i spojrzał przed
siebie. Zawiesił wzrok na kolegach, którzy właśnie przygotowywali
się do opuszczenia szkoły. - Wiesz, że już nigdy jej nie
zobaczysz? - dodał po chwili.
-
Wiem – pokiwał głową. - Ale dobrze jest wiedzieć, że taki ktoś
jest, nie? - zaśmiał się wesoło i wziął swój plecak od Simona.
- Dzięki.
-
Masz ten telefon? - szatyn spytał zaciekawiony.
-
Mam! Był w sekretariacie – kiwnął głową. Stanął Charlesowi
na stopę, kiedy zauważył, że tamten chce powiedzieć coś na
temat Agathy. Uśmiechnął się do kolegów dumnie i popchnął ich
w kierunku wyjścia.
Zastanawiał
się przez chwilę, co zrobi. Obejrzał się, aby ostatni raz
spojrzeć na budynek obcej mu szkoły. Swoje oczy zatrzymał na
jednym z okien, gdzie zarysowała mu się sylwetka nowo poznanej
dziewczyny. Obok niej była kolejna nieznajoma. Obie siedziały na
parapecie, tyłem do świata. Brunet uśmiechnął się lekko i znikł
za drzwiami autokaru.
***
-
Poważnie? - szatynka to mówiąca, machała niespokojnie nogami w
powietrzu. - Szkoda, że nie wzięłaś jego numeru!
-
Nawet jakbym miała, to bym nie napisała! - Agatha prychnęła
śmiechem. - Nie moja liga. I serio się zdziwiłam, kiedy się mi
przedstawił... Dziwny jakiś.
-
Więcej go nie zobaczysz.
-
Wiem – kiwnęła głową. - Będę o nim tak rozmyślała, jak Ty o
tajemniczym przystojniaku z lodowiska.
-
Miał na imię Sebastian – odpowiedziała patrząc w podłogę. -
Był miły i dobrze się razem bawiliśmy. Szkoda, że już się nie
zobaczymy.
-
Kate...- szturchnęła dziewczynę. - Nie wróż tak źle! Może znów
na niego wpadniesz – uśmiechnęła się przyjacielsko. Widziała,
że oczy kuzynki się na to zgadzają. Ruda lubiła ich kolor. Błękit
i zieleń mieszany szarością. Pod pływem różnego światła jedna
z trzech barw wybijała się na prowadzenie. Tego dnia, kiedy słońce
pukało w szybę, oczy dziewczyny zrobiły się bardziej zielone.
Agatha odetchnęła i zeskoczyła z parapetu. - Po wakacjach zacznie
się nowa szkoła! Trochę wiary~.
-
Mówisz też o sobie? - mruknęła i uśmiechnęła się złośliwie.
- Wiesz, że nie mamy szczęścia do takich rzeczy.
-
Wiem – podrapała się w kark, a potem spojrzała na przyjaciółkę.
- Cóż...poznamy nowych ludzi. W końcu licea są duże!
-
Mam tylko nadzieję, że nie będziemy się za nikim uganiać, nie
mówiąc do niego słowa przez cały ten czas jak zawsze – szatynka
uśmiechnęła się, patrząc na czarnooką. Po chwili roześmiała
się wraz z nią.
Dziewczyny
odetchnęły. Zawsze ich rozmowy kończyły się śmiechem. Czasem
też i kłótnią. Prowadziły swoje proste życie gimnazjalne bez
żadnych większych wydarzeń. Ciche, stojące na uboczu. Śmiech
towarzyszył im zawsze, mimo bólu, jaki już dawno zagościł w
sercu obu dziewcząt. Nawet nie przypuszczały, że kilka miesięcy
może coś zmienić. Diametralnie. Czas zaczął pokazywać,
że...
Z ukłonami: Lalka i Kukiełka~.
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww <333
OdpowiedzUsuń