środa, 31 grudnia 2014

T.M. 20

        To już prawie Nowy Rok!

        Niespecjalnie mam teraz zajęcie...
        Mam nadzieję, że Sylwester był huczny i naprawdę zaszaleliście (lub nadal to robicie). Każdy powinien mieć swoją definicję szaleństwa, więc jeśli przesiedzieliście cały wieczór i do późna w nocy...czy też nadal to robicie przed kompem to też dobrze. To też jakieś szaleństwo! Jeśli robiliście domówkę - dobrze. Jeśli wyszliście gdzieś - dobrze. Jeśli poszliście spać - to też nie jest źle.
        Życzę w imieniu swoim i Kukiełki udanego Nowego Roku! Jeśli nasz drogi 2014 rok był dla Was kiepski, to niech ten nowy będzie lepszy! Miejcie w sobie nowe postanowienia lub znów te same i dotrzymajcie ich. Bądźcie weseli, uśmiechnięci i pogodni. Zdrówka, dobrego humoru, fajnych przygód! Po prostu napiszcie sobie swoją definicję szczęścia - według niej żyjcie.
        Mamy nadzieję, że kac nie będzie wyrywał swym działaniem włosów....przynajmniej niektórym.
        O naszego Sylwestra lepiej nie pytajcie, serio... XD To nie jest coś do publikowania. Tym bardziej opowiadania. O tym tylko my możemy pomyśleć albo powspominać.
   
        Szczęśliwego Nowego Roku!!!


środa, 17 grudnia 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: III.

        Słońce miało się już ku zachodowi. Droga przeszła gładko, bez problemów. O tej porze nie działo się nic szczególnego... Minęła te same budynki co zawsze. Zatrzymała się czując wyczerpanie i oparła się na barierce. Odsapnęła przez krótką chwilę. Wyprostowała się. Stanęła przed drzwiami. Chwyciła za klamkę i lekko pchnęła drzwi, które otworzyły się. Ku jej zdziwieniu Nicolas siedział jeszcze w klubie. Pochylał głowę nad stertą papieru. Wyglądał na dość znudzonego, jednak w jego głowie już świta jakiś niecny plan, a na twarz wypełza złowrogi uśmiech. Dziewczyna dostrzegła to od razu. Stukając palcem w podłokietnik fotelu podniósł pomału swe spojrzenie w stronę wejścia… Z jego twarzy dało się odczytać pełne skupienie. Musiał robić coś ważnego lub udawał, ale raczej to pierwsze. Gdy ją zobaczył zdziwił się lekko.
         Och… Co tu robisz? – szepnął.
         Zapomniałam o czymś – odpowiedziała. – Pomóc Ci?
        – Czuję się taki szalony – w jego głosie było słychać nutę desperacji. – Wszyscy już spędzają piątkowy wieczór na imprezach, a ja przebywam tutaj. Mógłbym nawet sprzątać w domu – zaśmiał się. 
         Wolałbyś bawić się w gosposię? – jej twarz wykrzywił złośliwy uśmiech. – Ciekawe.
         Tak. Mam taki bałagan, że w mojej szafie znalazłabyś burdel i aż cztery dziwki – jęknął. – Nawet nie mogę się z nimi pobawić – jego oczy zabłysły niczym żyrandol i przepełniły się smutkiem.
         Nieźle bawicie się na dzielni. Wariaty – zachichotała. – A teraz oferuję Ci swoją pomoc. Nie zepsuj tego – starała się mówić do niego przekonująco.
         Nie, nie mogę Cię tak wykorzystać, kochana.
        Za każdym razem, gdy proszę Cię o pójście na kompromis, Ty zawsze mi odmawiasz – chciała opanować głos, jednak nie udało jej się stłumić zmartwienia.
         Każdym?
         Dobra, pierwszym – odchrząknęła, jakby zaraz miała wystąpić w teatrze i wyjść na scenę. – To jedyny układ jaki znajdziesz z mojej strony. Być może ostatni – dziewczyna patrzyła na niego z zagadkowym uśmieszkiem.
         Utknąłem w Twoich sposobach. Manipulujesz mną, Kate – z naciskiem wypowiedział jej imię, ale delikatnie i zmysłowo.
         Wiem odparła, patrząc mu śmiało w oczy. Teraz daj mi te papiery – zmieniła temat.
        Nicolas poklepał miejsce obok siebie. Bez protestów Kate usiadła tuż koło niego. W tym momencie gnietli się na jednym krześle. W pewien sposób oboje dotrzymywali sobie towarzystwa. Klub cały opustoszał. Na drzwiach zawisła kartka z napisem: „Zamknięte”. Chłopak szybko wytłumaczył szatynce co ma robić. Zajęci obowiązkami milczeli i nie odzywali się do siebie ani jednym słowem, aż Nicolas zdecydował się przerwać tą ciszę:
          Czy nie boisz się duchów?
         Boję. Czy coś ma zamiar nas zjeść? – rozglądnęła się przenikliwie po pomieszczeniu.
         Nie, ale wyobraź sobie, że z przeciwległego końca pokoju, z mroku...wyłania się jakaś ciemna postać zapalająca kolejno świece stojące w rzędzie na niewielkim stoliku, uśmiecha się pod nosem nim, spojrzenie jego oczu skierowało się w Twą stronę...– złapał dech i chciał już kontynuować gdy dziewczyna przerwała mu.
         Czy to był murzyn? – dociekała tym samym powstrzymując się od śmiechu.
         Nie wiesz, że nie przerywa się rozmówcy gdy on się wczuwa? – spojrzał na nią kątem oka. 
        – Czyli zdążyłam. 
        – Przed czym? – zdziwił się. 
         Przed tym aż się na dobre rozkręcisz.
         Słuchaj dalej – burknął. – I…być może chcesz już wyjść, jednak drogę zastępuje Ci kolejna postać. Z jego ust wystaje z wolna tląca się fajka. 
         – A ma garnitur?
          Kate…prowokujesz mnie. 
         – Ale garnitury są pociągające, zrozum – mruknęła domagając się swojego, a Nicolas przewrócił oczami. Mają coś wspólnego, nie jest w tym sama. Przewracanie oczami jest normalne! 
         – …Obdarza Cię czujnym spojrzeniem poprawiając swój garnitur – spojrzał na Kate, która uśmiechała się pod nosem, rozbawiła go. Zamknął oczy i opowiadał dalej. Z tego miejsca nie wyjdziesz tak po prostu... A jeśli jakimś cudem uda Ci się uciec... Nie ciesz się. Stracisz orientację w lesie pełnym zawiłych ścieżek. Czy ratunkiem dla zagubionej duszy może być tajemniczy mężczyzna? Wątpliwe... – powiedział potężnym głosem, nadal miał zamknięte oczy.
         Życie zrobiło mnie w konia i okazało się że przeżyłam własną śmierć – pociągnęła nosem – Opiszą moją historię w książkach. To będzie bestseller.
         Game Over – jego usta ułożyły się w uśmiech. 
         –Lol? Nie wydaje mi się – pstryknęła go w nos. – A tak serio…nastraszyłeś mnie, choć nie było tam żadnej krwi, a jest już prawie ciemno, więc moja wyobraźnia sobie z tym nie poradzi – zaprzeczyła głową.
         Kurdebele. Nie pomyślałem o tym. Waćpanno! Odprowadzę Cię.
         A wtedy ja po drodze opowiem Ci coś strasznego? I nurtuje mnie jedno – wypuściła powietrze z ust, bo wypowiedziała to szybko na pełnym wdechu.

sobota, 13 grudnia 2014

T.M. 19

        Cześć.

        Nie wiem czemu - wszystko kojarzy mi się z jesienią lub zimą. Albo wiem! Może dlatego, że za oknem jest tak wiele opadniętych liści i mróz okleja wszystko wokół? Każdego roku w tym okresie miały miejsce przełomowe dla mnie wydarzenia. Teraz i tak zima do nas idzie szybkimi krokami. Tam gdzie była jesień - zostały ślady w postaci spadniętych liści, zmiany temperatury i stukotu kropli o parapet porankiem, kiedy wszyscy opatuleni są kołdrą i smacznie pochrapują. One nie pytają, czy je chcesz, czy ich obecność jest u Ciebie mile widziana.
        Dzięki wielu istotkom po czasie spojrzałam inaczej na stany depresyjne. Nie muszą być złe. Nie muszą być zdzieraniem sobie gardła od krzyczenia, a nawet słuchania głośnej muzyki i zrzucania wszystkiego z półek i darcia się, aby nikt przy głośnych dźwiękach dochodzących z Twojego pokoju nie zauważył, że coś jest nie tak. Nie musi być rozmazanym tuszem do rzęs, spływającym po policzkach. Nie musisz leżeć skulony w łóżku i gryźć się po udach. Nie musi być także samookaleczeniem. Gdy wracasz do domu po całym dniu, śpiewasz piosenki, które sprawiają, że tniesz swoje nadgarstki, to już nie jest takie śmieszne. Nie muszą być zamykaniem drzwi na cztery spusty i nie dopuszczaniem nikogo do siebie. Nie muszą sprawiać, że tkwisz sam w tym bałaganie.
       Może być...porą. Porą, w której siedzę pod kołderką w ciepłym łóżku. Popijam kakao albo herbatkę owocową. Czytam książki. Patrzę w monitor komputera, aż do późnej nocy i wysypianiem się po przyjściu ze szkoły, co często robię. Może być pisaniem wierszy i malowaniem palcami portretu wyobrażenia o ukochanej osobie, która odeszła. Może nie pomaga ta tęsknota za osobą i ktoś się obruszy, ale zawsze możemy przelać to w sztukę. Jak wielu poetów wtedy napisało coś cudownego.
        To melancholia. Magiczna melancholia, nostalgia, tęsknota i smutny uśmiech. I muzyka. Muzyka...tak. Nie wiedzieć czemu w pewnym etapie życia poszukujemy właśnie w muzyce odpowiedzi na wiele przeszkód, nieporozumień, a nawet leczymy swój ból, złość i smutek Słuchamy mocnych basów albo lekkie przesuwanie palcami po strunach gitary. Słuchamy melancholicznych pieśni lub rockowych, a nawet rapu, czy hip-hopu. To jest na pewien sposób piękne.
        Dlatego... Lubienie depresji nie jest niczym dziwnym! Jest zła, ale i dobra. Mam nadzieję, że ten stan jaki mnie opuścił już dawno i może też was, nie wróci w najgorszym momencie jaki będziecie przechodzić.

        Twierdzenie, że "emo-gimby" są niedojrzałe i głupie, jest błędem. Niektórzy dojrzewają szybciej, a inni psują wizerunek tych mądrych postaci. Rozumiem, że w gimnazjum woda sodowa do głowy się wdaje, bo czasami, gdy idę ulicą i słyszę ten slang i namiętne używanie przekleństw, to aż we mnie coś się dzieje. Poza tym nie bronię tych ludzi, oświecę Was - nie jestem w gimnazjum i rok temu też z niego nie wyszłam. Znam osoby, które naprawdę są inteligentne.
        Zła depresja jest taka kiedy opuszczają Cię wszystkie siły i motywacja, bo przecież, gdy takie osoby mają nadmiar obowiązków i się nie wyrabiają ze wszystkim, myślą o sobie najgorzej i czują się przemęczeni fizycznie oraz psychicznie. Są ci drudzy, którzy się tną i pokazują innym w każdym odpowiednim momencie. Może chcą pokazać, że coś jest nie tak, a z rodzicami im się nie układa? Nie lubię, gdy zranione 13-latki opowiadają, że nienawidzą facetów i nazywają ich kretynami. Głoszą morały o miłości... Najpiękniej opowiadają o miłości starsi ludzie, bo więcej się nauczyli. Mogą dać nam różne wskazówki. Mniej się poparzymy.

        Ten utwór mnie porwał:

Apocalyptica - Not Strong Enough.


" I zabija mnie to, kiedy jesteś daleko,
I chcę odejść i chcę zostać.
I jestem bardzo zdezorientowany, tak ciężko wybrać

Pomiędzy przyjemnością a bólem.

I wiem, że to źle i wiem, że to w porządku.

Nawet jeśli próbuję wygrać walkę

Moje serce odrzuci mój umysł
A ja nie jestem wystarczająco silny, by trzymać się z daleka!

piątek, 5 grudnia 2014

T.M. 18

        Dobry~.

        To już niemal zima... Tak mi się wydaje. W sumie ciężko mi myśleć, że nie będę już w stanie chodzić na spacery, tylko zamknę się w czterech ścianach. Z drugiej strony mam okazję do leżenia w łóżku... Leniuchowanie. Kto by nie skorzystał? Tu też...jakoś wolałabym zrobić coś pożyteczniejszego, a nic mi nie przyjdzie do głowy. Z weną jest słabiusieńko, więc ograniczyłam pisanie, co niezmiernie mnie boli, ponieważ tak lubię to robić. Tym bardziej, że ostatnio nic innego mi nie pozostaje. Chyba, że oglądanie filmów, a na to nie mam zbytniej ochoty. Kropka.
        Mam bardzo ładne ściany. Tak. Są ładne...
        Haha, nie. Po prostu gapię się po pokoju i mam wrażenie, że to moje małe, przytulne więzienie.
        Mm...podoba mi się.
        Czy to objaw masochizmu? Błagam nie... Nie jestem masochistką! Jestem tylko zagubiona i potrzebuję czasu, aby pomyśleć. Przecież jutro jest taki piękny dzień! A przynajmniej w moich wspomnieniach był doprawdy cudowny... Dziwne, że akurat ta data ma aż dwa zdarzenia, które wywróciły moje życie do góry nogami... przynajmniej jedno z nich na pewno.
         Czy czekacie niecierpliwie na święta?
         Jeśli mam być szczera to ja niestety nie. Dla mnie Boże Narodzenie straciło swoją magię już dawno temu. Być może dlatego, że w moim domu już nie jest tak samo tłoczno w Wigilię i na następne dwa dni, jak to bywało, kiedy byłam małym dzieckiem. Smutny obraz. Teraz wszystko bardziej mi się kojarzy z katorgą sprzątania w koło za wszystkimi... A wieczorem, kiedy padnę zmęczona, będę tylko mogła z kubkiem kakao oglądać padający śnieg za szybą. Zupełnie jak ptaszek w klatce. Dodatkowo teraz świąteczną aurę chce się już wtrącić kiedy mamy listopad... Tak. Już około 25 listopada, kiedy szłam ulicą, widziałam zawieszone ozdoby świąteczne,.. No, aż mi się odechciewa. Naprawdę - zanim ta prawdziwa magia świąt przyjdzie to uleci wraz z pośpiechem ludzkim.
        Będąc szczerą śnieg nie kojarzy mi się dobrze... Kiedyś bardzo lubiłam lepić bałwany, a nawet iglo. Oczywiście, gdy byłam dzieciakiem. Teraz ten biały puch kojarzy mi się z czasem przygnębienia i kuleniem się w swojej jamie. To trochę śmieszne...
        Zima jednak ma swoje dobre strony! Kurtki, płaszczyki, futra, rękawiczki, czapki, szaliki... Tak bardzo lubię~. Wiosną nie założę wełniaczka, bo będą na mnie patrzeć, jak na chorą psychicznie. Zimą mogę chodzić ile wlezie i nikt mi nic nie zarzuci. Muhahahah!
        W sumie... Jedyne na co czekam niecierpliwie to przerwa świąteczna. Nie trzeba chodzić do szkoły *-*
         Ostatnio miałam naprawdę dziwny sen... Opowiem Wam. To było bardzo realistyczne. Jechałam do domu autobusem. Miałam 8 lekcji, jak zawsze. Wtedy muszę popylać 2 km na łapach, bo kurs nie obejmuje mojej ulicy. Podczas jazdy rozmawiałam z Pacynką. Kukiełka była nie obecna, bo zachorowała. Autobus zatrzymał się na przystanku, który jest na wprost piekarni. Wysiadłam. Zatrzymałam się tam, gdzie zwykle, kiedy mam przejść przez ulicę. Nie wiem czemu nie zauważyłam jadącego samochodu... Stałam na tym chodniku, jednocześnie patrząc na samą siebie idącą po jezdni. I wtedy bam! Trzasnęło mnie. Na tyle mocno, że poturlałam się bezwładnie 5 m dalej od auta. Jakaś kobieta, która to widziała, krzyknęła. Kierowca spanikował. Robotnicy, jacy pracują przy myjni samochodowej, podbiegli do mnie z koniecznością ratowania mi życia... A ja wciąż stałam na chodniku obserwując mój duplikat, który leżał nieruchomo na asfalcie. Umierałam. Wiedziałam o tym. Ciało było nieprzytomne, ale wciąż widziałam, jak mnie reanimują, dzwonią po pogotowie, policję i straż. Mój oddech i puls nie wracał. W końcu przyjechał ambulans. Po długich próbach - nic. Nawet potelepali mnie prądem. Umierałam dalej. Nadal chcieli mi pomóc, ale bez skutku. W końcu skonałam w kałuży własnej krwi, a jednocześnie nadal stojąc na chodniku. Patrzyłam, jak ratownik kreśli nad moją twarzą znak krzyża. Nie czułam nic... Żadnego smutku, ulgi... Czegokolwiek. Nie poczułam niczego, kiedy tak oglądałam własną śmierć. Będąc jednocześnie świadomą i nieświadomą, że odchodzę na zawsze. Dziwne, co? Często mam realistyczne i dokładne sny, ale rzadko je zapamiętuję aż tak dobrze. Ciekawe dlaczego ten pamiętam..? Nie jest jakiś szczególny na przeciw tego co widuję w snach... Jest po prostu dla mnie bardzo  dziwny.

        Wszystko zabrzmiało ciutkę ponuro. Co ze mną się dzieje? D:

        Jeśli chodzi o Przedstawienie... Nie wiem kiedy możecie się spodziewać nowej Sceny. Kukiełka chyba nie ma zamiaru mnie wspomóc w tworzeniu...tu też to teraz ja powinnam wspomagać ją. Jeśli nic nie napiszemy do przyszłej soboty to obiecuję, że przeskoczę ten fragment i dodam to co powinno być po Scenie III. Czyli Scenę IV, ostatnią z Aktu IV. Przepraszam w imieniu własnym i Kukiełki za tę niedogodność. Nie powinna się pojawiać w Teatrze. Proszę o zrozumienie. Szkoła daje nam wycisk. Jest mało wolnego czasu... To jest lekko uciążliwe.

        Bardzo wyjątkowy miesiąc z tego grudnia, wiecie? Mianowicie jest jeszcze aż dwie rocznice - wraz z Kukiełką założyłyśmy bloga i zaczęłyśmy pisać Teatralne Marionetki. Ach...otuliła mnie nostalgia... Kiedy to późno w nocy męczyłam swoje ślepka pisząc początek prologu... Pamiętam, jak długie plany napisania tego w końcu zaczęły się stawać rzeczywistością.
        Okej! Koniec lenistwa! Biorę się do pracy, naprawdę. Spróbuję coś napisać, a jeśli nie to chociaż zrobię edycję wcześniejszych fragmentów. Uoooooo! - oczy jej płoną zapałem. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę!

...

Siedziała przy stole. 
Godzina była późna.
Miał tu być...
Była pewna, że zadzwoni.
Czekała trochę dłużej. Na podjeździe nie było nikogo.
Nikt nie mówił, że go widział.
Dlaczego?
Czy coś się stało?
Znów patrzyła przez okno.
Nagle zadzwonił telefon.
Głos powiedział, że coś się wydarzyło...
Że powinna natychmiast przyjechać.
Jej myśli wróciły do grudnia....
Do wspomnień, kiedy zapytał ją...
Uklęknął na kolano i powiedział:
Chcę...chcę być z Tobą na zawsze, na zawsze i na wieki.
Na dobre i złe, i gorsze
Zestarzejmy się razem.
Na zawsze i na wieki...
~Parachute