wtorek, 30 września 2014

T.M. 15

        Cześć!

        Ostatnio byłam zablokowana, jeżeli coś już pisałam, to bardziej z przymusu niż z chęci. Przepraszam, że tak mało mnie tutaj. Nie miałam ochoty pisać, a nawet jeśli pojawiała się mała, to szybko uciekała.  A jednocześnie czułam, że marnuje czas, bo przecież nie robię nic pożytecznego. Napisałam coś, a później usuwałam, bo ciągle myślałam "to nie tak miało być, źle, źle"- pieprz się mózgu. Jeżeli coś robię, to staram się aby było dobrze w 100%, ot co. Oczywiście, że brałam udział w pisaniu scen, ale widzicie, że jest tego mało.
        W rzeczywistości te wolne dni są na przemyślenia. Wakacje minęły bardzo szybko, miałam czas na przebywanie sama ze sobą i to było dla mnie odpowiednie. Może teraz bardziej zamknęłam się na kontakty międzyludzkie? Sądziłam, że odpoczniemy od siebie, a później stęsknieni własnym towarzystwem, będziemy cieszyć się każdą minutą spędzoną na rozmowach, żartach i zabawach. 
        Myślę o czasie, o komforcie, który tak ciężko odnaleźć i po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego zmarnowałam tyle czasu stojąc w miejscu, nie wiem. Pewna osoba powiedziała mi, że przecież uczymy się na błędach i musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. To bardzo dobry argument. Osobiście uważam, że jeśli nie podobało mi się tu  i  teraz, to myślałam o przeszłości, bo w tym czasie czułam się szczęśliwa. Teraz nauczyłam się nie wracać i staram się nie podchodzić do tego tak emocjonalnie. Dam radę sama, ale będę w porządku, nie martwcie się. Jakie to samolubne.. Mieć tyle w miarę dobrych rzeczy wokół siebie, a i tak tęsknić za tym, co było kiedyś.

        Zmieniłam się. Bardzo, ale mam nadzieję, że na wielki plus. Może teraz tylko kalkuluje wszystko od A-Z i jestem bardziej ostrożniejsza w stosunku do ludzi. Wspominałam, że mam tendencje do dramatyzowania?  C:
        Okej...brzmi bardzo smutnie, to teraz może coś innego. Nie..nie będzie o miłości, bo nie jestem zakochana, chyba zaczynam zapominać jakie to uczucie gdy cieszy Cię wszystko co robisz i widzisz w tym sens, bo kierowane jest pod komfort osoby, która wprawia Cię w stan euforii. W rzeczywistości jak nawet zaparzysz dwie herbaty, bo myślisz 24/7 o niej, to śmiejesz się i odczuwasz "motylki w brzuchu". Tak szczerze to nie myśli się wtedy racjonalnie, prawda? :) Nawet unikam zauroczenia, zakochania bez wzajemności, bo nie chce się sparzyć, ani biegać za kimś. Strata czasu. Myślę, że jestem bardziej za starymi obyczajami, zasadami, bo wcześniej było tak, że to chłopak najpierw przejawiał inicjatywę. Nie mogę zrozumieć czemu się to zmienia. Ostatnio natknęłam się na zdjęcie gdzie to chłopak siedzi na kolanach dziewczyny. Było to dla mnie niesmaczne, bo mam wyrobiony gdzieś od dziecka wizerunek, że to chłopak jest taki silny, a nie bezbronny, delikatny. Jak ja sama mogę poradzić sobie ze swoimi problemami..? Potrzeba mi kogoś czułego, ale i silnego. Jeżeli chce, żeby ktoś siadł ze mną na zimnej podłodze i otulił się kocem, to mam od tego Lalkę. Ona zawsze jest niezawodna w tych sprawach, już od dziecka. Razem kształtowałyśmy swoje patrzenie na świat - najpierw był magiczny...a teraz próbujemy go sobie odbudować, bo został zachwiany, zrujnowany pomiędzy prześwitami sekundowymi, ale czy też te sytuacje życiowe nas nie zmieniają czasami na lepsze? Tak naprawdę możecie poznać mnie tu, taką jaka jestem. Miłą lub chamską. Nie zawsze wszystkim musimy przypadać do gustu. Przecież wszystko byłoby takie same, a różnorodność jest dobra. Różnorodne budynki, krajobrazy, a nawet ludzie, bo każdy odnajdzie tu kogoś podobnego do siebie, ale też innego. Gdy rejestrujemy źrenicami to samo, czy to nie jest nudne. Nie chodzi mi o to, że jesteśmy nudni, a o to, że zawsze potrzebujemy czegoś nowego. Szczerze...czy ktoś by wytrzymał w tym świecie plugastwa, w czterech ścianach, białych jak kaftan bezpieczeństwa sam na sam? W tle jakaś muzyka, kot mruczy, tym samym nadając klimatu, ale jeżeli coś powiemy i odpowiada nam echo lub cisza, to dla mnie jest przykre. W sumie nawet nie wytrzymałabym sama ze sobą albo drugą taką jak ja. Ktoś zawsze się różni szczegółem, ma w sobie to coś. Przebywając sama tym bardziej. Jest taki czas i miejsce gdzie mamy potrzebę bycia samotnym, ale na krótko, inaczej kłooopot, kłoopot, k ł o p o t. Wiem, że świat jest okrutny i życie oraz czas nie stanął w miejscu po tych dwóch latach. Powinni zatrzymać się na chwile i sprawdzić, czy oddychamy Ci, którzy... Jednak wszystko odbyło się inaczej.
  
"- Nie zakochałeś się jeszcze we właściwiej osobie? 
- Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
- Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze. 
- Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej."

        Jeśli chodzi o teraz, to wzięłam się za pisanie. Idzie mi to powoli, ale niedługo coś będzie...a przynajmniej mam taką nadzieję ಠ_ಠ I odzyskałam komputer, to też jest plus. Lepiej mi się piszę tańcząc palcami na klawiaturze.
        Ach, zapomniałabym. Jeżeli ktoś chce pisać do nas wiadomości prywatne, to proszę bardzo, nie gryzę. Bynajmniej nikt się nie skarży i...jestem szczepiona D: Lalka też, chodziła ze mną się szczepić i zawsze chciałam, żeby poszła pierwsza, bo ja panicznie boję się igły!

        Dziękuję Lalce za te miłe słowa w T.M. 14. Byłam lekko zdziwiona, że napisała coś takiego 

        Nie będę męczyć was opowieściami o szkole. Wiecie jak jest. W tym miesiacu pojechaliśmy, w końcu na jakąś wycieczkę, ale nawet nie dawali nam wystarczającego czasu na zrobienie zdjęć. Rzadko się zdarza, że są piękne miejsca do sfotografowania :o  


"Największą krzywdą, jaką wyrządzamy sami sobie jest przywiązanie do drugiego człowieka. Uczucie, które zaczyna się tworzyć jest niebezpieczne i potrafi psuć serce od środka. Ból, który sprawia bliska osoba, odchodząc, staje się cierpieniem nie do zniesienia. Cały czas błądzi to w myślach, prześladuje, daje o sobie znać i z czasem zostaje względnie zaakceptowane. Ale wciąż krąży po obiegu i nie blednie przy byle jakim blasku światła. Mówią, że czas leczy rany, ale nie potrafi załatać dziur, gdy bliski człowieka nas opuszcza. A nawet jeśli uda się to naszemu zegarowi losu, jeśli uzna się, że tej pustki nie ma, to i tak widnieje blizna. Znamię, które coś oznacza, kojarzy się z wydarzeniem, z momentami okresu, który już przeminął. Dzięki takim doznaniom można wiele się nauczyć - nigdy nie daj się ponownie złapać w pułapkę uczuciową!"

~ Ej-dzi - "Żyjąc Marzeniami"


        Czytając ten akapit na chwile przystanęłam. Jest on wycięty z opowiadania naszej czytelniczki. Poruszył mnie, zmusił do refleksji. Dowiecie się czemu dalej, dalej... Lubię kiedy otaczają mnie mądrzy ludzie, sami mogą mnie nakierować i razem możemy wymienić się poglądami na dany temat.


        A to taki mały bonus.... 

        Jestem nikim, choć nie chcę być nikim. Paradoksalny chłopiec.
        Mija  doba, a ja pogrążam się marzeniach. Przytłoczony wspomnieniami.
        Tęsknie coraz bardziej - taki ze mnie twardziel.
        W głowie mam chaos.
        Odezwij się czasem, bo podążanie za Tobą sprawia, że chylę się ku upadkowi.
        Ulice stały się moim domem.
        Pewnego dnia trafiłem do wesołego miasteczka.  Bez żadnego powodu i celu siedziałem w karuzeli. Kręciła się szybko, ale kołowanie w głowie było powolne jak ten czas, który oczekuję Cię w drzwiach z pudłem w ręku i słowem: „Wróciłam”.
        Chce wiedzieć gdzie jesteś. Z kim teraz umierasz. Kto przytula się do Ciebie.
        W ulicznych światłach widzę dumnych ludzi.
        Zobaczysz, wszystko się zmieni, poradzę sobie bez Was.
        Bez ludzi, bez uczuć, bez współczucia, miłości… s z a c u n k u.
        Przecież  wszyscy kiedyś staną się samotni.
        Ja tej nocy wytrzymam, choć pozwalasz mi się odbić od rzeczywistości.
        Gdy doczekam się Ciebie.
        Czy weźmiesz mnie ze sobą, abym poczuł smak szczęścia?
        I przeniesiesz te wszystkie połamane kości, obolałe ciało, posiniaczone łokcie.
        Przez pięć lat w zatłoczonych pokojach stałem i myślałem.
        Czy jest coś czego nie mogłem poznać, aż do teraz?
        Nadszedł ten rok. 
        Nim podniesiesz mnie z ziemi.
        Z bronią w ręku, uśmiechem na matowych ustach.
        Otartymi kolanami i...błyszczącymi oczami jak brylant wpatrującymi się we mnie.
        To czy jeszcze raz uda uśmiechnąć się szczerze po tych sześciu latach bez Ciebie?

~Kukiełka.

czwartek, 18 września 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: I.

IV

      Kuzynki szły malowniczą alejką. Były tam po raz pierwszy odkąd to miejsce powstało. Piękne, strzeliste drzewa pod wpływem wiatru zaczynały szeleścić. Ich liście w niektórych miejscach złociły się w jesiennych barwach. Kate nuciła coś pod nosem. Melodię, jaka raczej była bez składu i ładu. Agata zdawała się być malutkim kłębkiem nerwów.
        – Powiedz…– Kate odezwała się. – Myślisz, że ten rok szkolny i klasa będzie się utrzymywać tak stabilnie?
        – Stabilnie? Ach, masz na myśli tę beztroskę? – rudowłosa uśmiechnęła się lekka. – To całkiem możliwe.
        – Znów jakieś „ale”? Optymizmu!
        – Mówi to realistka?
        – Masz mnie – Kate uśmiechnęła się kącikiem ust.
        – Wiesz przecież, że często się sprzeczamy. Nigdy nie zachowa się pełna harmonia.
        – To prawda…ale można się zawsze starać.
        – Wiem – przytaknęła. – Jak tam Twój cichy przyjaciel Jack? – wypaliła znikąd.
        – Hm? – dziewczyna wbiła puste spojrzenie w Agathę. – Nie wiem – wzruszyła ramionami. Schowała nonszalancko dłonie do kieszeni spodni. – Ostatnio go nie widuję, rzadko rozmawiamy – odetchnęła. – W dodatku to krótkie pogawędki.
        – Pytałaś, czy ma Twitter’a lub Talk’a?
        – Nie. Myślisz, że powinnam? – spojrzała na nią smutno.
        – Raczej tak – kiwnęła głową. – W końcu musisz wykazać jakąś inicjatywę. Wiesz...pokaż mu, że ta znajomość coś znaczy – jej włosy poruszyły się lekko na wietrze. Agata poczuła się jak meduza. Złapała niesforne kosmyki włosów. – Ja tak bym zrobiła.
        Kate patrzyła na czarnooką z nieznanym wyrazem twarzy. O czym myślała? Niby szatynka była dość przeźroczystą osobą. Czasami sprawiała wrażenie otwartej książki. Jednakże przychodziły takie momenty, kiedy z żadnych elementów mimiki nie dało się wyczytać nic. Idealna kamienna twarz.
        – Teraz Ci się zabrało na takie mądrości? – chichot szarookiej zabrzmiał delikatnie. – Zobaczę, co mogę zrobić. Zapytam go o to, choć uważam, że to chłopak powinien coś zrobić. Nie chce się narzucać.
        – Cieszę się – Agata skinęła łebkiem. – Teraz jest inaczej, nie jak w Romeo i Julii – zaśmiała się.
        Ponowna cisza. Dziewczyny szły oświetloną oryginalnymi lampami ścieżką. Prosto do wyjścia. Bez słowa. W milczeniu.
        Kate myślała o kilku sprawach. Bała się, że wrócą złe wspomnienia. Może nie było po niej tego widać, ale była delikatna. Przeźroczysta jak szkło? Mogłaby się z tym zgodzić, gdyby dodać w to obojętne zdanie „krucha”. Być może nie miała tak wielu złych doświadczeń, ale wiedziała jedną, ważną rzecz. Niezależnie od tego, czy to było coś bardzo przykrego, czy ledwo co. Trwało długo lub nie. Zawsze będzie się starać, wyciągnąć odpowiednie wnioski, ot co.


        Agatha opuściła salę klasową całkowicie wykończona głośnymi krzykami chłopców. Ruszyła z wolna poprawiając swoją torbę na ramieniu. Obok rudej szły jej koleżanki – Cornelia i Marry. Rozejrzała się za Kate, lecz nigdzie jej nie widziała. Szatynka musiała dużo wcześniej opuścić salę... Czarnooka odetchnęła ciężko.
        – Co tam? Masz dosyć? – Cornelia szturchnęła ją lekko.
        – Dokładnie...– jęknęła boleśnie. – Dziewczyny...zginiemy w tej klasie, jeśli psor od historii będzie tak wyprowadzany z równowagi jak dzisiaj.
        – Wiem. Cris ma ADHD! – dziewczyna oburzyła się nagle.
        – Tada da dam...– Marry wrzuciła ponurym tonem.
        – Co Ty robisz?
        – Udaję muzykę z horroru.
        Koło dziewczyn przebiegł krzyczący coś przez chichot Cris. Po drodze zawadził o ramię piwnookiej, przez co prawie się wywróciła. Oburzona Cornelia krzyknęła:
        – Normalnie mu coś zrobię! ADHD ma i tyle!
        – Nie. To ciąża – Agatha mruknęła.
        W tej chwili brunetka zaczęła się do niej lepić i próbować ucałować jej policzek.
        – Precz! Nie ma buziaków! – odsunęła koleżankę od siebie.
        – Weźcie... Cris pewnie kocha Zane'a. Cały czas: „Och, Zane!” – szatynka przeżywała nadal. - Chory, czy co?
        – To wiele wyjaśnia...– Agatha w końcu oswobodziła się od Marry. – Zane go zgwałcił i jest w ciąży. Pewnie zbliża się poród, dlatego tak dziczeje.
        Chwilowa cisza.
        – Ooo, dobra teza.
        – Co? – Marry spojrzała na koleżanki przerażona.
        – Takie tam wnioski.
        – Ach! Kocham Was, wariatki! – krzyknęła i objęła znajome omal ich nie dusząc. Znów chciała obsypać je całusami.
        – Też Was kocham, ale precz z buziakami! – ruda znów się wzbraniała.
        – Och...
        – Marry ma focha – Cornelia zaczęła się śmiać.
        – Co? Jaki foch? – Agatha westchnęła zrezygnowana.
        – Nie chcesz buziaczka w czoło...– błękitnooka wymamrotała obrażona.
        – To trochę dziwnie wyglądało.
        – AHA.
        Cała trójka wybuchła śmiechem. Rudowłosa lubiła te dwie wesołe osóbki. Być może czasami zachowywały się doprawdy...dziwnie, lecz w gruncie rzeczy cechowały się koleżeństwem. Czarnooka polubiła je obie.
        Cornelia początkowo bardzo chciała się wyróżniać. Lubiła być w centrum uwagi. Agatha słyszała, ze wzięło się to od jej poprzedniej sytuacji w gimnazjum. Ponoć ją bardzo negowano. W szkole średniej chciała to zmienić. W dodatku zakochiwała się co chwilę w kimś nowym. Mimo to zawsze wracała do niejakiego Matta, który nie był dla niej dobry. Cornelia była średniego wzrostu bardzo szczupłą szatynką o piwnych oczach. Nie miała długich włosów, ponieważ jak powtarzała: są dla niej zbyt irytujące. Na jej policzkach i zgrabnym nosie widniały piegi. Zazwyczaj ubierała się na sportowo, ale zdarzyło się jej już kilka razy przyjść do szkoły w bardzo eleganckim stroju.
        Marry, raczej skromniejsza i lekko szalona, lubiła kiedy ktoś miał dobre poczucie humoru. Okazało się, że głupkowate teksty Agathy potrafiły tę osóbkę rozśmieszyć do łez. Marry miała lekkie problemy zdrowotne, więc bardzo w tym kierunku bratała się z czarnooką. Wychowywała się we Włoszech, dopiero od dwóch lat wróciła do ojczystego kraju. Brunetka miała intensywnie błękitne oczy. Agatha uważała, że jest bardzo ładna, pomimo jej krępej budowy. To wrażenie Marry zawdzięczała nie tyko temu, że miała ładną twarz, ale potrafiła się ubrać do swojej figury.
        Ruda odsunęła się minimalnie, aby odetchnąć. Nie mogła się tym zbytnio nacieszyć, gdyż Marry posadziła sobie ją na kolanach.

czwartek, 11 września 2014

T. M. 14

        Witam Was wszystkich drogich Gości!

        Wiem, że ostatnio jest dużo problemów z tym, aby pojawiło się coś w Teatrze. Musicie wiedzieć, że praca nad nowym Aktem ruszyła już w zeszłym tygodniu, jednak były to tylko moje i Kukiełki słowne plany. Ponownie tak robiłyśmy...
        Ostatnio mua, czyli Lalka, zabrała się do tego, by napisać coś ręcznie. Jest to tylko mój mały braźgoł. Zarys opisów i dialogów. Kukiełka i jej czujne oczyska wszystko analizują i ona pisze resztę, póki co.

        Przygotujcie się na spam o Kate 

        Zauważamy obie, że nasi Goście uczepili się Agathy i Daniela jak rzepki i świecą w ich stronę oczętami, jakby zobaczyły górę cuksów, które byłyby tylko dla nich.
       Jako odpowiadającej za te postacie, wprawia mnie to w dumę i ogromnie cieszy.

       Jednakże!

       Pomijanie Kate jest błędem, ponieważ to nie Daniel i Agatha są głównymi bohaterami, a Kate i Agatha. W ten sposób. Proszę Was wszystkich, abyście przyjrzeli się nieco bardziej jej postaci, gdyż ta Marionetka odgrywa jedną z najistotniejszych ról. Głupio mi o tym pisać, szczerze. Tylko, że nie mogę tego tak zostawić. Kiedy w Teatrze pojawią się kolejne odsłony Aktów i ich Scen myślę, że każdy zrozumie, dlaczego teraz na to zwracam uwagę.
       Nie będę robić spoilerów, dlatego więcej nie mogę już powiedzieć - zasuwa sobie usta niewidzialnym zamkiem.
     
        
        A teraz najbardziej wkurzające pytanie, jakie mogę zadać tym, którzy tak jak my chodzą do szkoły...

       Mianowicie: Jak tam początek nauki?

       U mnie jest średnio, przyznam się Wam. Nigdy nie byłam tęgim umysłem z przedmiotów ścisłych. Zawsze wolałam historię lub polski. Tak, jestem humanistą, których jest tyle, że są już wcale nie potrzebni. Jednakże, ja nie mam zamiaru iść na filologie polską, prawo, filozofię, czy co tam jeszcze innego jest związanego z humanistyką... Ja chcę się dobrze uczyć i zdać te wszystkie piekielne egzaminy, żeby iść na psychologię. To mój cel. Od zawsze fascynowała mnie psychika człowieka i to, jak działa nasza podświadomość.
        Być może dlatego, że mam zadatki na psychola.

        Nieważne.

        W sumie dzięki temu mojemu usposobieniu mogę pisać. To jest przyjemne, chyba każdy, kto to robi się ze mną zgodzi. Kukiełka zawsze powtarza, że ona boi się pisać, bo myśli, że jej to nie wychodzi. Ja mam zdanie, że jest świetną pisarką. Na pewno od mnie. Być może piszę więcej, ale nadal wykładam się na opisach... Aktualnie nad tym ćwiczę. Tu też zauważam, że jeśli chcę coś przedstawić opisowo, a nie w dialogach, muszę pisać to ręcznie. To trudne. Nie lubię przepisywać z papieru do komputera... Tyle, że ostatnio przyjemność sprawia mi pisanie odręcznie. Mam takie drobne wrażenie, że wlewam w ten papier coś z siebie. Czy to dziwne?
        W każdym bądź razie, tak jak pisze w AKTUALNOŚCIACH, które są w bocznym pasku, już zabrałyśmy się do pracy. Szkoła utrudnia, do komputera dostęp słaby (chociaż mi brat pożyczył laptopa, chwała mu za to). 

        Obiecuję, że jeszcze w tym miesiącu pojawi się I Scena Aktu IV!

        Ach, być może Kukiełka także obdarzy Was swoja notką. Miejmy nadzieję.

        Pozdrawiam i ściskam