czwartek, 18 września 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: I.

IV

      Kuzynki szły malowniczą alejką. Były tam po raz pierwszy odkąd to miejsce powstało. Piękne, strzeliste drzewa pod wpływem wiatru zaczynały szeleścić. Ich liście w niektórych miejscach złociły się w jesiennych barwach. Kate nuciła coś pod nosem. Melodię, jaka raczej była bez składu i ładu. Agata zdawała się być malutkim kłębkiem nerwów.
        – Powiedz…– Kate odezwała się. – Myślisz, że ten rok szkolny i klasa będzie się utrzymywać tak stabilnie?
        – Stabilnie? Ach, masz na myśli tę beztroskę? – rudowłosa uśmiechnęła się lekka. – To całkiem możliwe.
        – Znów jakieś „ale”? Optymizmu!
        – Mówi to realistka?
        – Masz mnie – Kate uśmiechnęła się kącikiem ust.
        – Wiesz przecież, że często się sprzeczamy. Nigdy nie zachowa się pełna harmonia.
        – To prawda…ale można się zawsze starać.
        – Wiem – przytaknęła. – Jak tam Twój cichy przyjaciel Jack? – wypaliła znikąd.
        – Hm? – dziewczyna wbiła puste spojrzenie w Agathę. – Nie wiem – wzruszyła ramionami. Schowała nonszalancko dłonie do kieszeni spodni. – Ostatnio go nie widuję, rzadko rozmawiamy – odetchnęła. – W dodatku to krótkie pogawędki.
        – Pytałaś, czy ma Twitter’a lub Talk’a?
        – Nie. Myślisz, że powinnam? – spojrzała na nią smutno.
        – Raczej tak – kiwnęła głową. – W końcu musisz wykazać jakąś inicjatywę. Wiesz...pokaż mu, że ta znajomość coś znaczy – jej włosy poruszyły się lekko na wietrze. Agata poczuła się jak meduza. Złapała niesforne kosmyki włosów. – Ja tak bym zrobiła.
        Kate patrzyła na czarnooką z nieznanym wyrazem twarzy. O czym myślała? Niby szatynka była dość przeźroczystą osobą. Czasami sprawiała wrażenie otwartej książki. Jednakże przychodziły takie momenty, kiedy z żadnych elementów mimiki nie dało się wyczytać nic. Idealna kamienna twarz.
        – Teraz Ci się zabrało na takie mądrości? – chichot szarookiej zabrzmiał delikatnie. – Zobaczę, co mogę zrobić. Zapytam go o to, choć uważam, że to chłopak powinien coś zrobić. Nie chce się narzucać.
        – Cieszę się – Agata skinęła łebkiem. – Teraz jest inaczej, nie jak w Romeo i Julii – zaśmiała się.
        Ponowna cisza. Dziewczyny szły oświetloną oryginalnymi lampami ścieżką. Prosto do wyjścia. Bez słowa. W milczeniu.
        Kate myślała o kilku sprawach. Bała się, że wrócą złe wspomnienia. Może nie było po niej tego widać, ale była delikatna. Przeźroczysta jak szkło? Mogłaby się z tym zgodzić, gdyby dodać w to obojętne zdanie „krucha”. Być może nie miała tak wielu złych doświadczeń, ale wiedziała jedną, ważną rzecz. Niezależnie od tego, czy to było coś bardzo przykrego, czy ledwo co. Trwało długo lub nie. Zawsze będzie się starać, wyciągnąć odpowiednie wnioski, ot co.


        Agatha opuściła salę klasową całkowicie wykończona głośnymi krzykami chłopców. Ruszyła z wolna poprawiając swoją torbę na ramieniu. Obok rudej szły jej koleżanki – Cornelia i Marry. Rozejrzała się za Kate, lecz nigdzie jej nie widziała. Szatynka musiała dużo wcześniej opuścić salę... Czarnooka odetchnęła ciężko.
        – Co tam? Masz dosyć? – Cornelia szturchnęła ją lekko.
        – Dokładnie...– jęknęła boleśnie. – Dziewczyny...zginiemy w tej klasie, jeśli psor od historii będzie tak wyprowadzany z równowagi jak dzisiaj.
        – Wiem. Cris ma ADHD! – dziewczyna oburzyła się nagle.
        – Tada da dam...– Marry wrzuciła ponurym tonem.
        – Co Ty robisz?
        – Udaję muzykę z horroru.
        Koło dziewczyn przebiegł krzyczący coś przez chichot Cris. Po drodze zawadził o ramię piwnookiej, przez co prawie się wywróciła. Oburzona Cornelia krzyknęła:
        – Normalnie mu coś zrobię! ADHD ma i tyle!
        – Nie. To ciąża – Agatha mruknęła.
        W tej chwili brunetka zaczęła się do niej lepić i próbować ucałować jej policzek.
        – Precz! Nie ma buziaków! – odsunęła koleżankę od siebie.
        – Weźcie... Cris pewnie kocha Zane'a. Cały czas: „Och, Zane!” – szatynka przeżywała nadal. - Chory, czy co?
        – To wiele wyjaśnia...– Agatha w końcu oswobodziła się od Marry. – Zane go zgwałcił i jest w ciąży. Pewnie zbliża się poród, dlatego tak dziczeje.
        Chwilowa cisza.
        – Ooo, dobra teza.
        – Co? – Marry spojrzała na koleżanki przerażona.
        – Takie tam wnioski.
        – Ach! Kocham Was, wariatki! – krzyknęła i objęła znajome omal ich nie dusząc. Znów chciała obsypać je całusami.
        – Też Was kocham, ale precz z buziakami! – ruda znów się wzbraniała.
        – Och...
        – Marry ma focha – Cornelia zaczęła się śmiać.
        – Co? Jaki foch? – Agatha westchnęła zrezygnowana.
        – Nie chcesz buziaczka w czoło...– błękitnooka wymamrotała obrażona.
        – To trochę dziwnie wyglądało.
        – AHA.
        Cała trójka wybuchła śmiechem. Rudowłosa lubiła te dwie wesołe osóbki. Być może czasami zachowywały się doprawdy...dziwnie, lecz w gruncie rzeczy cechowały się koleżeństwem. Czarnooka polubiła je obie.
        Cornelia początkowo bardzo chciała się wyróżniać. Lubiła być w centrum uwagi. Agatha słyszała, ze wzięło się to od jej poprzedniej sytuacji w gimnazjum. Ponoć ją bardzo negowano. W szkole średniej chciała to zmienić. W dodatku zakochiwała się co chwilę w kimś nowym. Mimo to zawsze wracała do niejakiego Matta, który nie był dla niej dobry. Cornelia była średniego wzrostu bardzo szczupłą szatynką o piwnych oczach. Nie miała długich włosów, ponieważ jak powtarzała: są dla niej zbyt irytujące. Na jej policzkach i zgrabnym nosie widniały piegi. Zazwyczaj ubierała się na sportowo, ale zdarzyło się jej już kilka razy przyjść do szkoły w bardzo eleganckim stroju.
        Marry, raczej skromniejsza i lekko szalona, lubiła kiedy ktoś miał dobre poczucie humoru. Okazało się, że głupkowate teksty Agathy potrafiły tę osóbkę rozśmieszyć do łez. Marry miała lekkie problemy zdrowotne, więc bardzo w tym kierunku bratała się z czarnooką. Wychowywała się we Włoszech, dopiero od dwóch lat wróciła do ojczystego kraju. Brunetka miała intensywnie błękitne oczy. Agatha uważała, że jest bardzo ładna, pomimo jej krępej budowy. To wrażenie Marry zawdzięczała nie tyko temu, że miała ładną twarz, ale potrafiła się ubrać do swojej figury.
        Ruda odsunęła się minimalnie, aby odetchnąć. Nie mogła się tym zbytnio nacieszyć, gdyż Marry posadziła sobie ją na kolanach.
        – Hej! – czarnooka zawołała. – Chcesz, żeby Gregorio był zazdrosny..? Znowu – zaśmiała się.
        – Nie będzie mu żal, bo nie widzi – Marry uśmiechnęła się wesoło.
        – Och?
        Cornelia grzebała za czymś w swoim plecaku, po czym odłożyła to i spojrzała na czarnooką.
        – Ej, właściwie to Ty masz chłopaka? – szatynka spytała.
        – Co? – Agatha zdziwiła się. – Skąd takie pytanie?
        – Z ciekawości – odpowiedziała. – Ja i Marry cały czas coś kłapiemy o swoich facetach, a Ty nigdy nic nie mówiłaś lub omijałaś temat, chociaż się znasz.
        Zna? Ohoho. Agtaha uważała się za osobę, która miała raczej małe doświadczenie w miłości. Owszem – była w kilku związkach, jednak dwa z nich były mało poważne, a o swojej pierwszej miłości z pewnych przyczyn nie lubiła opowiadać. Czemu miałaby być znawczynią? Czy tylko dlatego, że ostatnio zbyt często doradzała Cornelii? Wątpiła. Mówiła tylko to, co myślała.
        – Nie, nie mam – Agatha wzruszyła ramionami, żeby nadać swojej odpowiedzi miano obojętnej.
        – Serio? – obie zawołały zdziwione.
        – Yup.
        – Dziwne... Byłam pewna, że kogoś masz – szatynka podrapała się w kark. – Wiesz, widziałam Cię z takim brunetem.
        – Brunetem? – zdziwiła się. Myślała przez chwilę. – Ach...– zrozumiała, że Cornelia musiała mieć na myśli Daniela. - To nie jest mój chłopak. To przyjaciel.
        – Hm...– mruknęła, jakby lekko nie dowierzając. – Skoro tak mówisz – skinęła głową. – Marry, wiesz co...
        Dalej Agatha przestała słuchać. Widziała ich? Przygryzła wargę, ale zaraz puściła. Czuła się dziwnie. Dlaczego jej to przeszkadzało? Zastanawiała się nad tym. Daniel tak naprawdę był jej tajemniczym kumplem. Nawet Kate go nie znała.
        Ruda wbiła wzrok w podłogę. Nie dochodziło do niej nic. Słyszała niewyraźne rozmowy koleżanek. Co mówiły? Nie rozumiała. Usłyszała tylko dzwonek na lekcję. Czuła się jak kukiełka na sznurkach. Wstała z ławki i udała się na lekcje razem z innymi.
        Kolejną lekcją była biologia. Nauczycielka zrobiła kartkówkę bez zapowiedzi. Ruda usiadła obok Kate.
        – Dobrze, że się wczoraj uczyłyśmy razem – szarooka spojrzała na kuzynkę.
        – Tak. Miałybyśmy po jedynce – Agatha wyjęła długopis z piórnika. – Uch...
        – Co?
        – Trochę mi się kręci w głowie. Nic takiego.
        Rozpoczęło się dyktowanie pytań. Kuzynki pisały spokojnie. Agatha podniosła głowę, żeby trochę zebrać myśli. Skrzywiła się. Przed nią był obrzydliwy model ludzkiego ciała ukazujący każdy organ człowieka.
        – Przepraszam – odezwała się przyciągając na siebie kilka spojrzeń.
        – Tak? – nauczycielka popatrzyła się na nią.
        – Czy mogłaby Pani odwrócić tego manekina? – spytała niepewnie. – Jakby to powiedzieć..? Rozprasza mnie.
        – Dobrze, odwrócę – kobieta wstała od biurka i okręciła model o trzysta sześćdziesiąt stopni.
        Wszyscy uczniowie ujrzeli jędrne, plastikowe pośladki. Rozbiegł się śmiech. Kate szturchnęła Agathę, a ona tylko oblała się lekkim rumieńcem spuszczając głowę. Brawo, myślała, ale wtopa.
        Następny dzwonek. Przerwa. Każdy wychodził z sali. Kate ruszyła w kierunku schodów. Tam czekały na nią Joan i Faustine. Agatha zgubiła się gdzieś po drodze. Szatynka pomyślała, że kuzynka udała się do Cornelii i Marry. Myślała też trochę nad tym, jak ostatnio spędza co raz to mniej czasu z Agathą. Stwierdziła, że to pewnie przelotne. W końcu są w nowej szkole i są nowi ludzie. Obie muszą się odnaleźć i sprawdzić jakimi osobami są ich klasowi koledzy i koleżanki. W końcu i tak ona i rudowłosa są jak papużki nierozłączki.

***

        – Cześć! – szatynka przywitała się wesoło z Nicolasem. – Jak się masz?
        – Witaj, Kate. Dobrze, dzięki – blondyn spojrzał na nią z troską, jaką obdarzał ją odkąd się poznali. – Co u Ciebie? Wykończona nauką?
        – Tylko trochę – przyznała. – Jest jakaś robota, czy mam od razu iść na salę?
        – Nie ma nic,więc leć – przejrzał kilka kartek. – Być może później Cię zawołam lub Agathę.
        – Dziś jej nie będzie.
        – Coś się stało?
        – Źle się czuła...– sapnęła ciężko. – Wiesz. Te jej dolegliwości nasilają się wraz z nadchodzącą jesienną pogodą.
        – Och, rozumiem – ściągnął wargi. – Dobrze, więc wezwę Ciebie i zadręczę – puścił jej oczko z szczwanym uśmieszkiem.
        Kate roześmiała się na te słowa. Sposób w jaki niebieskooki to zaakcentował był po postu...wyjątkowy. Mogła tak powiedzieć? Nie spotkała się wcześniej z czymś takim. Chyba tylko Nicolas tak potrafił.
        Szatynka udała się do swojego biura. Zostawiła tam niepotrzebne rzeczy i zwinęła z szuflady biurka dzienniczek.
        Kiedy znalazła się na sali gimnastycznej od razu odnalazła wzrokiem swoją grupę. W jej stronę machała Lucy – dobra znajoma. Kate bardzo lubiła tę żywiołową blondynkę o granatowych oczach. Znały się już od jakiegoś czasu i jeszcze nigdy się nie pokłóciły. Szarooka dobrze się bawiła w jej towarzystwie. Lucy często opowiadała bez składu i ładu, lecz te historyjki miały w sobie coś takiego, co potrafiło naprawdę rozbawić.
        Następną osobą, która patrzyła w jej kierunku z uśmiechem, była Agnes. Zapisała się do MSC i trafiła do grupy C. Przypadek? Szatynka bardzo w to wątpiła. Odetchnęła z dezaprobatą. „Zwariowany recepcjonista” – pomyślała podchodząc.
        Dziewczyna zarządziła rozgrzewkę. Patrzyła kto jest. Kiedy kogoś nadal nie rozpoznawała, pytała o imię lub nazwisko. Przeszła całą listę. Zaczęła liczyć ilu osób brakuje tego dnia. „Jacka znów nie ma...” – przygryzła delikatnie długopis.
        – Hej, co chcecie dziś robić? – Kate spytała swoich podopiecznych. – Ćwiczyć podania, czy rozgrywać mecze?
        – Wolimy grać! – wszyscy odpowiedzieli wspólnie.
        Grupa C należała do przydziału, gdzie trenowano piłkę nożną i siatkówkę. Od czasu do czasu grano w ręczną lub koszykówkę, aby zlikwidować rutynę. Mówiło się, że robi się to w ramach ćwiczeń, ale to było drobne kłamstwo, aby nie mieć problemów z szefem.
        Kate zarządziła dwa mecze – jeden siatkówki i drugi piłki nożnej. Już miała dzielić ludzi na drużyny, kiedy drzwi za nią otworzyły się z impetem i na salę wtargnął Jack. Szatynka patrzyła na niego lekko wystraszona całym hałasem, jaki wywołał. Pozostali również zdawali się być w szoku.
        – Przepraszam za spóźnienie – czarnowłosy uśmiechnął się uroczo.

~*~

Jak się Wam podoba? Wiem, że jest krócej, niż zazwyczaj.
Czy widać tu moje ćwiczenia nad opisami? XD
Będąc szczerą to ja i Kukiełka miałyśmy naprawdę mało czasu, aby to napisać i nad tym pomyśleć. Ostatnio miałyśmy tyle nauki, że obie siedziałyśmy do 22 godziny, żeby z wkuwaniem skończyć. Okropność.
Teraz obie jesteśmy chore. Naprawdę. Obie się przeziębiłyśmy i zapał na wszystko.
Dziś resztką sił siedziałam i edytowałam tę Scenę. 
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następna. To już zależy od Kukiełki, ponieważ to jej działka, jej postacie. Mojego wkładu będzie tyle, co edycja, hah.
Powiem też Wam, że ostatnia Scena tego Aktu jest moja, więc muszę nad nią myśleć. Wiadomo od dawna co w niej będzie, ale trzeba to dobrze opisać.
Ostatnio Kukiełka powiedziała, że nasz problem polega w pisaniu tego na tym, że my wiemy co jest dalej i chciałybyśmy to już pisać. Niestety tak się nie da. Jesteśmy dopiero na początku historii. Wierzcie mi.
Jeśli chodzi o zaległości na blogach, jakie czytamy, to pomału je nadrabiamy. Zostało mi niewiele do nadrobienia, ale nie jestem na siłach, słowo.
Jeśli chcecie wiedzieć, jak będzie z następnymi Scenami i Aktami to polecam śledzić to, co pisze w AKTUALNOŚCIACH. W miarę regularnie piszemy tam wiadomości na ten temat.
Pozdrawiamy Was wszystkich i dziękujemy za komentarze, jakie zostawiają wspaniałe osóbki <3
Do następnej Sceny lub ogłoszenia 15!

5 komentarzy:

  1. Oh, oh, oh, oh! >w< Kate! Tak ją uwielbiam~ Zastanawia mnie, czy ona miała jakąś trudną przeszłość. We wcześniejszych rozdziałach czytałam o jakimś Dereku i zastanawiam się jaki on miał z dziewczynami związek.
    Rozdział mi się bardzo podoba :3 Bawiła mnie sytuacja z tym manekinem na biologii XD Dupa!
    Powoli ogarniam nowe postacie i wiedzcie, że Marry mnie przeraża.
    Końcówka mi się strasznie podobała. Jack~ *-*
    Współczuję wam z tą chorobą xD
    Lalka...widać że ćwiczysz :)
    Było krócej, ale fajnje <3
    Wenki *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie możemy spoilerować, ale zawsze można pogdybać~
      Dziękuję za miłe słowa.
      Obie już powoli zdrowiejemy xD

      Usuń
    2. Staram się i cieszę się, że to zauważyłaś :3
      Dzięki.

      Usuń
  2. I już jestem, choć przyznam się, że wczoraj już przeczytałam. :) Zdziwiłam się, widząc, że za chwilę był koniec, ale to nie przeszkadza. ;) Czasem bywa, że dni wydaja się za krótkie.
    Ogólnie podobał mi się humor tego aktu oraz treść, kompozycja i takie tam. Kate wydaje mi się miłą osobą i lubię ją niemal tak samo jak Agathę. A teraz taka uwaga. Opisujecie osoby poprzez kolor oczu - niebieskooka, czarnooka - wywołuje to u mnie mały zgrzyt. Można byłoby to jakoś zastąpić? należy zastępować imiona, ale zaczynam się gubić, gdy czytam takie nazwy.
    Teraz koniec mojego zrzędzenia i składam gratulacje. Za blondyna! jest taki... uroczy?
    Ach, każda z kuzynek ma swoją obstawę... każda dziewczyna jest inna. Fajnie.
    Zdecydowanie wczoraj miałam więcej do powiedzenia, a tutaj się kończy słowotok. ;( Tak, najgorzej jest wtedy, gdy wie się co jest dalej. Człowiek boi się, że opisze za dużo za wcześnie, albo znajda się jakieś braki, bo chciałoby się pójść dalej od przodu z opowiadaniem. :) Dlatego nie wolno zbyt dużo planować! ;D
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do opisywania osób poprzez kolor oczu, to możemy to ograniczyć, ale nie możemy tego całkowicie wyeliminować. Jest to pewna część kompozycji.
      Dziękujemy za dobrą uwagę c:

      Usuń