środa, 31 grudnia 2014

T.M. 20

        To już prawie Nowy Rok!

        Niespecjalnie mam teraz zajęcie...
        Mam nadzieję, że Sylwester był huczny i naprawdę zaszaleliście (lub nadal to robicie). Każdy powinien mieć swoją definicję szaleństwa, więc jeśli przesiedzieliście cały wieczór i do późna w nocy...czy też nadal to robicie przed kompem to też dobrze. To też jakieś szaleństwo! Jeśli robiliście domówkę - dobrze. Jeśli wyszliście gdzieś - dobrze. Jeśli poszliście spać - to też nie jest źle.
        Życzę w imieniu swoim i Kukiełki udanego Nowego Roku! Jeśli nasz drogi 2014 rok był dla Was kiepski, to niech ten nowy będzie lepszy! Miejcie w sobie nowe postanowienia lub znów te same i dotrzymajcie ich. Bądźcie weseli, uśmiechnięci i pogodni. Zdrówka, dobrego humoru, fajnych przygód! Po prostu napiszcie sobie swoją definicję szczęścia - według niej żyjcie.
        Mamy nadzieję, że kac nie będzie wyrywał swym działaniem włosów....przynajmniej niektórym.
        O naszego Sylwestra lepiej nie pytajcie, serio... XD To nie jest coś do publikowania. Tym bardziej opowiadania. O tym tylko my możemy pomyśleć albo powspominać.
   
        Szczęśliwego Nowego Roku!!!


środa, 17 grudnia 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: III.

        Słońce miało się już ku zachodowi. Droga przeszła gładko, bez problemów. O tej porze nie działo się nic szczególnego... Minęła te same budynki co zawsze. Zatrzymała się czując wyczerpanie i oparła się na barierce. Odsapnęła przez krótką chwilę. Wyprostowała się. Stanęła przed drzwiami. Chwyciła za klamkę i lekko pchnęła drzwi, które otworzyły się. Ku jej zdziwieniu Nicolas siedział jeszcze w klubie. Pochylał głowę nad stertą papieru. Wyglądał na dość znudzonego, jednak w jego głowie już świta jakiś niecny plan, a na twarz wypełza złowrogi uśmiech. Dziewczyna dostrzegła to od razu. Stukając palcem w podłokietnik fotelu podniósł pomału swe spojrzenie w stronę wejścia… Z jego twarzy dało się odczytać pełne skupienie. Musiał robić coś ważnego lub udawał, ale raczej to pierwsze. Gdy ją zobaczył zdziwił się lekko.
         Och… Co tu robisz? – szepnął.
         Zapomniałam o czymś – odpowiedziała. – Pomóc Ci?
        – Czuję się taki szalony – w jego głosie było słychać nutę desperacji. – Wszyscy już spędzają piątkowy wieczór na imprezach, a ja przebywam tutaj. Mógłbym nawet sprzątać w domu – zaśmiał się. 
         Wolałbyś bawić się w gosposię? – jej twarz wykrzywił złośliwy uśmiech. – Ciekawe.
         Tak. Mam taki bałagan, że w mojej szafie znalazłabyś burdel i aż cztery dziwki – jęknął. – Nawet nie mogę się z nimi pobawić – jego oczy zabłysły niczym żyrandol i przepełniły się smutkiem.
         Nieźle bawicie się na dzielni. Wariaty – zachichotała. – A teraz oferuję Ci swoją pomoc. Nie zepsuj tego – starała się mówić do niego przekonująco.
         Nie, nie mogę Cię tak wykorzystać, kochana.
        Za każdym razem, gdy proszę Cię o pójście na kompromis, Ty zawsze mi odmawiasz – chciała opanować głos, jednak nie udało jej się stłumić zmartwienia.
         Każdym?
         Dobra, pierwszym – odchrząknęła, jakby zaraz miała wystąpić w teatrze i wyjść na scenę. – To jedyny układ jaki znajdziesz z mojej strony. Być może ostatni – dziewczyna patrzyła na niego z zagadkowym uśmieszkiem.
         Utknąłem w Twoich sposobach. Manipulujesz mną, Kate – z naciskiem wypowiedział jej imię, ale delikatnie i zmysłowo.
         Wiem odparła, patrząc mu śmiało w oczy. Teraz daj mi te papiery – zmieniła temat.
        Nicolas poklepał miejsce obok siebie. Bez protestów Kate usiadła tuż koło niego. W tym momencie gnietli się na jednym krześle. W pewien sposób oboje dotrzymywali sobie towarzystwa. Klub cały opustoszał. Na drzwiach zawisła kartka z napisem: „Zamknięte”. Chłopak szybko wytłumaczył szatynce co ma robić. Zajęci obowiązkami milczeli i nie odzywali się do siebie ani jednym słowem, aż Nicolas zdecydował się przerwać tą ciszę:
          Czy nie boisz się duchów?
         Boję. Czy coś ma zamiar nas zjeść? – rozglądnęła się przenikliwie po pomieszczeniu.
         Nie, ale wyobraź sobie, że z przeciwległego końca pokoju, z mroku...wyłania się jakaś ciemna postać zapalająca kolejno świece stojące w rzędzie na niewielkim stoliku, uśmiecha się pod nosem nim, spojrzenie jego oczu skierowało się w Twą stronę...– złapał dech i chciał już kontynuować gdy dziewczyna przerwała mu.
         Czy to był murzyn? – dociekała tym samym powstrzymując się od śmiechu.
         Nie wiesz, że nie przerywa się rozmówcy gdy on się wczuwa? – spojrzał na nią kątem oka. 
        – Czyli zdążyłam. 
        – Przed czym? – zdziwił się. 
         Przed tym aż się na dobre rozkręcisz.
         Słuchaj dalej – burknął. – I…być może chcesz już wyjść, jednak drogę zastępuje Ci kolejna postać. Z jego ust wystaje z wolna tląca się fajka. 
         – A ma garnitur?
          Kate…prowokujesz mnie. 
         – Ale garnitury są pociągające, zrozum – mruknęła domagając się swojego, a Nicolas przewrócił oczami. Mają coś wspólnego, nie jest w tym sama. Przewracanie oczami jest normalne! 
         – …Obdarza Cię czujnym spojrzeniem poprawiając swój garnitur – spojrzał na Kate, która uśmiechała się pod nosem, rozbawiła go. Zamknął oczy i opowiadał dalej. Z tego miejsca nie wyjdziesz tak po prostu... A jeśli jakimś cudem uda Ci się uciec... Nie ciesz się. Stracisz orientację w lesie pełnym zawiłych ścieżek. Czy ratunkiem dla zagubionej duszy może być tajemniczy mężczyzna? Wątpliwe... – powiedział potężnym głosem, nadal miał zamknięte oczy.
         Życie zrobiło mnie w konia i okazało się że przeżyłam własną śmierć – pociągnęła nosem – Opiszą moją historię w książkach. To będzie bestseller.
         Game Over – jego usta ułożyły się w uśmiech. 
         –Lol? Nie wydaje mi się – pstryknęła go w nos. – A tak serio…nastraszyłeś mnie, choć nie było tam żadnej krwi, a jest już prawie ciemno, więc moja wyobraźnia sobie z tym nie poradzi – zaprzeczyła głową.
         Kurdebele. Nie pomyślałem o tym. Waćpanno! Odprowadzę Cię.
         A wtedy ja po drodze opowiem Ci coś strasznego? I nurtuje mnie jedno – wypuściła powietrze z ust, bo wypowiedziała to szybko na pełnym wdechu.

sobota, 13 grudnia 2014

T.M. 19

        Cześć.

        Nie wiem czemu - wszystko kojarzy mi się z jesienią lub zimą. Albo wiem! Może dlatego, że za oknem jest tak wiele opadniętych liści i mróz okleja wszystko wokół? Każdego roku w tym okresie miały miejsce przełomowe dla mnie wydarzenia. Teraz i tak zima do nas idzie szybkimi krokami. Tam gdzie była jesień - zostały ślady w postaci spadniętych liści, zmiany temperatury i stukotu kropli o parapet porankiem, kiedy wszyscy opatuleni są kołdrą i smacznie pochrapują. One nie pytają, czy je chcesz, czy ich obecność jest u Ciebie mile widziana.
        Dzięki wielu istotkom po czasie spojrzałam inaczej na stany depresyjne. Nie muszą być złe. Nie muszą być zdzieraniem sobie gardła od krzyczenia, a nawet słuchania głośnej muzyki i zrzucania wszystkiego z półek i darcia się, aby nikt przy głośnych dźwiękach dochodzących z Twojego pokoju nie zauważył, że coś jest nie tak. Nie musi być rozmazanym tuszem do rzęs, spływającym po policzkach. Nie musisz leżeć skulony w łóżku i gryźć się po udach. Nie musi być także samookaleczeniem. Gdy wracasz do domu po całym dniu, śpiewasz piosenki, które sprawiają, że tniesz swoje nadgarstki, to już nie jest takie śmieszne. Nie muszą być zamykaniem drzwi na cztery spusty i nie dopuszczaniem nikogo do siebie. Nie muszą sprawiać, że tkwisz sam w tym bałaganie.
       Może być...porą. Porą, w której siedzę pod kołderką w ciepłym łóżku. Popijam kakao albo herbatkę owocową. Czytam książki. Patrzę w monitor komputera, aż do późnej nocy i wysypianiem się po przyjściu ze szkoły, co często robię. Może być pisaniem wierszy i malowaniem palcami portretu wyobrażenia o ukochanej osobie, która odeszła. Może nie pomaga ta tęsknota za osobą i ktoś się obruszy, ale zawsze możemy przelać to w sztukę. Jak wielu poetów wtedy napisało coś cudownego.
        To melancholia. Magiczna melancholia, nostalgia, tęsknota i smutny uśmiech. I muzyka. Muzyka...tak. Nie wiedzieć czemu w pewnym etapie życia poszukujemy właśnie w muzyce odpowiedzi na wiele przeszkód, nieporozumień, a nawet leczymy swój ból, złość i smutek Słuchamy mocnych basów albo lekkie przesuwanie palcami po strunach gitary. Słuchamy melancholicznych pieśni lub rockowych, a nawet rapu, czy hip-hopu. To jest na pewien sposób piękne.
        Dlatego... Lubienie depresji nie jest niczym dziwnym! Jest zła, ale i dobra. Mam nadzieję, że ten stan jaki mnie opuścił już dawno i może też was, nie wróci w najgorszym momencie jaki będziecie przechodzić.

        Twierdzenie, że "emo-gimby" są niedojrzałe i głupie, jest błędem. Niektórzy dojrzewają szybciej, a inni psują wizerunek tych mądrych postaci. Rozumiem, że w gimnazjum woda sodowa do głowy się wdaje, bo czasami, gdy idę ulicą i słyszę ten slang i namiętne używanie przekleństw, to aż we mnie coś się dzieje. Poza tym nie bronię tych ludzi, oświecę Was - nie jestem w gimnazjum i rok temu też z niego nie wyszłam. Znam osoby, które naprawdę są inteligentne.
        Zła depresja jest taka kiedy opuszczają Cię wszystkie siły i motywacja, bo przecież, gdy takie osoby mają nadmiar obowiązków i się nie wyrabiają ze wszystkim, myślą o sobie najgorzej i czują się przemęczeni fizycznie oraz psychicznie. Są ci drudzy, którzy się tną i pokazują innym w każdym odpowiednim momencie. Może chcą pokazać, że coś jest nie tak, a z rodzicami im się nie układa? Nie lubię, gdy zranione 13-latki opowiadają, że nienawidzą facetów i nazywają ich kretynami. Głoszą morały o miłości... Najpiękniej opowiadają o miłości starsi ludzie, bo więcej się nauczyli. Mogą dać nam różne wskazówki. Mniej się poparzymy.

        Ten utwór mnie porwał:

Apocalyptica - Not Strong Enough.


" I zabija mnie to, kiedy jesteś daleko,
I chcę odejść i chcę zostać.
I jestem bardzo zdezorientowany, tak ciężko wybrać

Pomiędzy przyjemnością a bólem.

I wiem, że to źle i wiem, że to w porządku.

Nawet jeśli próbuję wygrać walkę

Moje serce odrzuci mój umysł
A ja nie jestem wystarczająco silny, by trzymać się z daleka!

piątek, 5 grudnia 2014

T.M. 18

        Dobry~.

        To już niemal zima... Tak mi się wydaje. W sumie ciężko mi myśleć, że nie będę już w stanie chodzić na spacery, tylko zamknę się w czterech ścianach. Z drugiej strony mam okazję do leżenia w łóżku... Leniuchowanie. Kto by nie skorzystał? Tu też...jakoś wolałabym zrobić coś pożyteczniejszego, a nic mi nie przyjdzie do głowy. Z weną jest słabiusieńko, więc ograniczyłam pisanie, co niezmiernie mnie boli, ponieważ tak lubię to robić. Tym bardziej, że ostatnio nic innego mi nie pozostaje. Chyba, że oglądanie filmów, a na to nie mam zbytniej ochoty. Kropka.
        Mam bardzo ładne ściany. Tak. Są ładne...
        Haha, nie. Po prostu gapię się po pokoju i mam wrażenie, że to moje małe, przytulne więzienie.
        Mm...podoba mi się.
        Czy to objaw masochizmu? Błagam nie... Nie jestem masochistką! Jestem tylko zagubiona i potrzebuję czasu, aby pomyśleć. Przecież jutro jest taki piękny dzień! A przynajmniej w moich wspomnieniach był doprawdy cudowny... Dziwne, że akurat ta data ma aż dwa zdarzenia, które wywróciły moje życie do góry nogami... przynajmniej jedno z nich na pewno.
         Czy czekacie niecierpliwie na święta?
         Jeśli mam być szczera to ja niestety nie. Dla mnie Boże Narodzenie straciło swoją magię już dawno temu. Być może dlatego, że w moim domu już nie jest tak samo tłoczno w Wigilię i na następne dwa dni, jak to bywało, kiedy byłam małym dzieckiem. Smutny obraz. Teraz wszystko bardziej mi się kojarzy z katorgą sprzątania w koło za wszystkimi... A wieczorem, kiedy padnę zmęczona, będę tylko mogła z kubkiem kakao oglądać padający śnieg za szybą. Zupełnie jak ptaszek w klatce. Dodatkowo teraz świąteczną aurę chce się już wtrącić kiedy mamy listopad... Tak. Już około 25 listopada, kiedy szłam ulicą, widziałam zawieszone ozdoby świąteczne,.. No, aż mi się odechciewa. Naprawdę - zanim ta prawdziwa magia świąt przyjdzie to uleci wraz z pośpiechem ludzkim.
        Będąc szczerą śnieg nie kojarzy mi się dobrze... Kiedyś bardzo lubiłam lepić bałwany, a nawet iglo. Oczywiście, gdy byłam dzieciakiem. Teraz ten biały puch kojarzy mi się z czasem przygnębienia i kuleniem się w swojej jamie. To trochę śmieszne...
        Zima jednak ma swoje dobre strony! Kurtki, płaszczyki, futra, rękawiczki, czapki, szaliki... Tak bardzo lubię~. Wiosną nie założę wełniaczka, bo będą na mnie patrzeć, jak na chorą psychicznie. Zimą mogę chodzić ile wlezie i nikt mi nic nie zarzuci. Muhahahah!
        W sumie... Jedyne na co czekam niecierpliwie to przerwa świąteczna. Nie trzeba chodzić do szkoły *-*
         Ostatnio miałam naprawdę dziwny sen... Opowiem Wam. To było bardzo realistyczne. Jechałam do domu autobusem. Miałam 8 lekcji, jak zawsze. Wtedy muszę popylać 2 km na łapach, bo kurs nie obejmuje mojej ulicy. Podczas jazdy rozmawiałam z Pacynką. Kukiełka była nie obecna, bo zachorowała. Autobus zatrzymał się na przystanku, który jest na wprost piekarni. Wysiadłam. Zatrzymałam się tam, gdzie zwykle, kiedy mam przejść przez ulicę. Nie wiem czemu nie zauważyłam jadącego samochodu... Stałam na tym chodniku, jednocześnie patrząc na samą siebie idącą po jezdni. I wtedy bam! Trzasnęło mnie. Na tyle mocno, że poturlałam się bezwładnie 5 m dalej od auta. Jakaś kobieta, która to widziała, krzyknęła. Kierowca spanikował. Robotnicy, jacy pracują przy myjni samochodowej, podbiegli do mnie z koniecznością ratowania mi życia... A ja wciąż stałam na chodniku obserwując mój duplikat, który leżał nieruchomo na asfalcie. Umierałam. Wiedziałam o tym. Ciało było nieprzytomne, ale wciąż widziałam, jak mnie reanimują, dzwonią po pogotowie, policję i straż. Mój oddech i puls nie wracał. W końcu przyjechał ambulans. Po długich próbach - nic. Nawet potelepali mnie prądem. Umierałam dalej. Nadal chcieli mi pomóc, ale bez skutku. W końcu skonałam w kałuży własnej krwi, a jednocześnie nadal stojąc na chodniku. Patrzyłam, jak ratownik kreśli nad moją twarzą znak krzyża. Nie czułam nic... Żadnego smutku, ulgi... Czegokolwiek. Nie poczułam niczego, kiedy tak oglądałam własną śmierć. Będąc jednocześnie świadomą i nieświadomą, że odchodzę na zawsze. Dziwne, co? Często mam realistyczne i dokładne sny, ale rzadko je zapamiętuję aż tak dobrze. Ciekawe dlaczego ten pamiętam..? Nie jest jakiś szczególny na przeciw tego co widuję w snach... Jest po prostu dla mnie bardzo  dziwny.

        Wszystko zabrzmiało ciutkę ponuro. Co ze mną się dzieje? D:

        Jeśli chodzi o Przedstawienie... Nie wiem kiedy możecie się spodziewać nowej Sceny. Kukiełka chyba nie ma zamiaru mnie wspomóc w tworzeniu...tu też to teraz ja powinnam wspomagać ją. Jeśli nic nie napiszemy do przyszłej soboty to obiecuję, że przeskoczę ten fragment i dodam to co powinno być po Scenie III. Czyli Scenę IV, ostatnią z Aktu IV. Przepraszam w imieniu własnym i Kukiełki za tę niedogodność. Nie powinna się pojawiać w Teatrze. Proszę o zrozumienie. Szkoła daje nam wycisk. Jest mało wolnego czasu... To jest lekko uciążliwe.

        Bardzo wyjątkowy miesiąc z tego grudnia, wiecie? Mianowicie jest jeszcze aż dwie rocznice - wraz z Kukiełką założyłyśmy bloga i zaczęłyśmy pisać Teatralne Marionetki. Ach...otuliła mnie nostalgia... Kiedy to późno w nocy męczyłam swoje ślepka pisząc początek prologu... Pamiętam, jak długie plany napisania tego w końcu zaczęły się stawać rzeczywistością.
        Okej! Koniec lenistwa! Biorę się do pracy, naprawdę. Spróbuję coś napisać, a jeśli nie to chociaż zrobię edycję wcześniejszych fragmentów. Uoooooo! - oczy jej płoną zapałem. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę!

...

Siedziała przy stole. 
Godzina była późna.
Miał tu być...
Była pewna, że zadzwoni.
Czekała trochę dłużej. Na podjeździe nie było nikogo.
Nikt nie mówił, że go widział.
Dlaczego?
Czy coś się stało?
Znów patrzyła przez okno.
Nagle zadzwonił telefon.
Głos powiedział, że coś się wydarzyło...
Że powinna natychmiast przyjechać.
Jej myśli wróciły do grudnia....
Do wspomnień, kiedy zapytał ją...
Uklęknął na kolano i powiedział:
Chcę...chcę być z Tobą na zawsze, na zawsze i na wieki.
Na dobre i złe, i gorsze
Zestarzejmy się razem.
Na zawsze i na wieki...
~Parachute

wtorek, 18 listopada 2014

T.M. 17

        Witajcie.

        Przejdę prosto do tego co chcę powiedzieć, bo kto biednemu zabroni?
        Lalka napisała: "(...) ludzie nie lubią smutnych/strachliwych/nieśmiałych osób". Udowodniono naukowo, że ludzie wolą radosne osoby.  G O O D. Wiem, że jeżeli jesteś optymistycznie nastawiony do świata, ludzi, dużo się śmiejesz to ktoś zawsze będzie obok. Człowiek gdy jest smutny dąży i szuka czegoś lub kogoś, kto poprawi jego nastrój. Powiedzmy, że Zuza (imię wybrałam dla przykładu) często się śmieje, to jest całe stado mrówek obok. Gdy się załamie, zamknie w pokoju, czuje osamotniona, to Ci wszyscy uciekają. Czemu? Co mrówka sama może robić wokół innych obojętnych mrówek? :I Dlaczego wtedy ktoś nie może pójść, usiąść obok z kubkiem herbaty i porozmawiać z nią? Sama doświadczyłam, że jeżeli wygłupiam się, to osoby wtedy czują się lepiej przy mnie, ale dla mnie to momentami jest żerowanie na mnie. Okej. Fajnie, że są, ale jeżeli było źle, to gdzie te inne osoby? Kiedy naprawdę potrzebuje ich? Śmiechłam gdy ktoś napisał mi, żebym mu wszystko powiedziała, a gdy się otwarłam ów osóbka odczytała wiadomość, nie odpisała i jak mnie zobaczyła, to udawała, że coś takiego nie miało miejsca. Ja nie jestem z metalu i też czuje, a że podchodzę do wielu rzeczy emocjonalnie, to już inna sprawa. Takie lekceważenie mnie zabija, nie chce umierać powolną śmiercią. Nie chce też nastawiać się na to, że ludzie są fałszywi, nie wolno im ufać, dlatego należy schować ten cynizm. 
        Umiem długo utrzymać rozmowy na odległość. Łatwiej otworzyć mi się komuś kogo nigdy nie widziałam, bo jeżeli przekaże dalej to co mu napisałam, to i tak na pewno nikt nie dowie się z mojego otoczenia c: Ale czegoś znowu mi brakuje, a może boję się, że przywiążę się do tej osoby, a ona zniknie. Zastanawiam się czy jak taka osóbka odejdzie, to czy czasami o mnie wspomina i myśli: "Teraz za późno na odezwanie się. Może mnie nienawidzi i nie chce mnie w swoim życiu... Zraniłem ją"... Apeluję! TĘSKNIĘ i wcale nie kłamię. Jak Was mogę teraz odnaleźć? Zostaje mi tylko zapomnienie o Was...a szczególnie zatarcie śladów obecności. Zrobiliście bałagan i zabraliście siebie włącznie z całym pudełkiem, czyli dawną mnie. Gdy tak stoję ubrana w długą koszulę i rozglądam się po pokoju, jestem zdezorientowana, bo co ja takiego zrobiłam? Czy byłam tak bardzo nie do zniesienia? Coś jednak mi podpowiada, że mogłabym im powiedzieć, że wcale nie tęskniłam i nie potrzebowałam. Może się znieczuliłam po jakimś czasie, ale mogę skłamać. Przywiązałam się. ale...Staram się. Przecież staram się, ale kłamię- nie wiem. Mogę wam powiedzieć, że sama siebie na daną chwile nie mogę zrozumieć i nie wiem co odwalę tym razem.Nie, nie będę tęsknić, naprawdę.
        Przecież staram się, ale kłamię.
        Staram się, staram się, staram się.
        Więc nie zaprzestanę się starać, nie przestanę kłamać. " Jednak przychodzi chwila, kiedy nie masz już na nic sił. Nawet na mówienie, że jest w porządku"
        Uporządkowałam swój pokój, ale czegoś mi w nim brakowało, dlatego ułożyłam rzeczy inaczejJak jest za czysto - źle. Za brudno - źle. Podobno jeśli poukładasz i wysprzątasz bajzel w domu, to też w pewnym stopniu życie. Dla mnie to kłamstwo, bo nie odczułam różnicy. Ba! Nawet małej, czy zrobiłam coś nie tak jak radzi Rozenek? Może powinnam umyć jeszcze starą szczoteczką fugi w łazience? Nope.
        Och, tak, brakuje...od dawna czegoś tu brakuje. Czasem mam takie przypływy inwencji twórczej i próbuję kogoś poznać, ale te próby kończą się zwykle brakiem zrozumienia. Staram się jak mogę, ale w efekcie czuję się tylko jak znowu zignorowany dziwak. Nie wiem, może to ja tu przestałam pasować.
        Jestem aktywna brawo dla mnie. Wcześniej mnie... Wessało? No, tak jakby. Po protu spałam przez kilka miesięcy i obudziłam się już tu. Wiecie, to taka wyszukana metafora na stan mojej (nie)wiedzy.
        Biję się ze swoimi myślami i zaprzeczam sama sobie, to taki monolog z moim rozumiem i sercem. Preferuję im filiżankę kawy i prośbę aby zaprzestali rujnować, to co sobie wybudowałam. Buduję, Ty też buduj. Fajna wieża, a może domek z kart, bo on jest kruchy - zbudowany na nieodpowiednich fundamentach. Śmieje się sama z siebie.
        Napisałam wcześniejszym poście: T.M. 15, o wyrobionym wizerunku. Chcę do tego nawiązać. Denerwuje mnie, że wiele osób ma właśnie wyrobioną opinie na dany temat, mam na myśli styl ubierania. Rozumiem, że babcie i dziadkowie żyli w innych czasach i jest to dla nich pewien rodzaju szok, że młodzież postępuje inaczej niż oni, ale jeżeli ubierzesz się odmiennie od reszty, wykraczasz poza margines to jesteś pedałem, kryminalistą, złodziejem. W szkole królują u mnie dresy i ludzie ubierający się na sportowo typu T-shirt, bluza, leginsy. Gdy ktoś ma inne buty, typu creepresy lub założy bejsbolówkę, to ta osoba traktowana jest jak zło konieczne, od razu trzeba ją wyśmiać i obgadywać do innych. To samo jeśli masz, np.: tatuaże, kolorowe włosy, czarne ubrania. Niestety u mnie mało osób jest odmiennych od reszty, bo się boją wyrazić siebie.
        Ubranie nie zawsze świadczą o człowieku. Każdy ubiera się tak jak mu się podoba! Nie mogę zrozumieć... Pewnie wredne ludziki zazdroszczą i bardzo ich boli, że ktoś lepiej wygląda od nich, trzeba go zniszczyć albo pobić. Pięknie, skoro wyznają kult walki, to niech zgolą łepetynę. Będę wiedziała, że to Skini i mam brać nogi za pas jak nie chce stracić zębów albo inni :)

  
        Mam do was pytanie: Jak wyobrażaliście sobie duszę? 

poniedziałek, 20 października 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: II.

        Kate ocknęła się z zaskoczenia. Była zdziwiona obecnością Jacka. Spodziewała się, że tego dnia go nie będzie, tak jak wcześniej.
        – Dopiero zaczęliśmy przydzielać się do drużyn – powiedziała do bruneta.
        – Co teraz będzie, co teraz będzie, o je, je~ – zaczął śpiewać. – Do której drużyny trafię, o je, je~.
        Dziewczyna popatrzyła na niego z jednym, wielkim co.
        – Och, wszystkie spojrzenia na mnie…– Jack pół tanecznym krokiem udał się po piłkę do nogi. – Czy możemy wpierw rozegrać mecz sportu, który podnieca wszystkich mężczyzn, Pani trener? – uśmiechnął się do niej.
        Szatynka zanim odpowiedziała, słyszała szepty dziewczyn z jej grupy. One wręcz się podniecały tym, jak wygląda Jack. Kate już raz była w takiej sytuacji, kiedy na sali gimnastycznej pojawił się Daniel. Podopieczne mówiły na temat wysportowanej sylwetki czarnowłosego i jego przystojnej twarzy. Kate musiała przyznać, że jej też się podobał, jednak wcale na nią tak to nie działało.
        – Możemy. Podzielmy się na drużyny – pokiwała głową. Zmieniła coś w swoim dzienniczku. – Popisz się jako kapitan drużyny – zaczęła się śmiać, kiedy Jack zrobił dziwaczną minę.
        – Okej. Zrobię, co w mojej mocy – chłopak wyszczerzył się i zatopił w tłumie, któremu najwyraźniej przypadł do gustu.
        Gdyby zaprzeczył, czy ich wymiana zdań potrwałaby dłużej? Kate patrzyła przez moment w oddalony punkt. Zastanawiam się, dlaczego czuła lekkie rozczarowanie. Naprawdę nie rozmawiali często, a jeśli już to bardzo krótko.
        Szatynka przeglądała dzienniczek pracy i uzupełniała braki. Zrobiła notatkę z dnia. Spojrzała na szalejące osoby. Boisko było niczym pole bitwy, a Jack królował. Jednak nie na długo… Któryś z chłopców kopnął zbyt mocno piłkę, a ta wzleciała w powietrze z ogromną siłą.
        – Odbiorę to! – zapewnił brunet.
        Pobiegł zgodnie z torem lotu piłki. Odwrócił się i odebrał głową. Niestety z marnym skutkiem.
        – Jack! – Kate podbiegła do niego przestraszona. Zabrała jego dłoń, którą trzymał przy czole. – Rozcięło Ci brew…
        – Naprawdę? Mam tak słabe brwi? – udał, że jest wyluzowany, lecz dało się wyczytać z jego twarzy, jaki jest zmieszany.
        – Trzeba to opatrzyć.
        – Nie, nie ma potrzeby.
        – Tak i już – powiedziała stanowczo. – Idę z nim na chwilę do biura, żeby założyć na to opatrunek. Grajcie dalej – zwróciła się do reszty podopiecznych. – Chodź – nakazała dość stanowczo Jackowi.
        Oboje wyszli z sali. Kate otworzyła drzwi do biura małym kluczykiem i wpuściła bruneta pierwszego.
        – Naprawdę nie musisz tego robić – chłopak jęknął jakby lekko zawstydzony tą całą sytuacją.
        – Muszę. Na tym mniej więcej polega moja praca – uśmiechnęła się. – Plaster na czole na pewno Ci dziury nie wypali – zaczęła szukać apteczki w jednej z szafek.
        – Okej, okej…
        – Mam! – zawołała radośnie. – Och, patrz…jaki słodki plasterek w samochodziki.
        – Chcesz mi to nakleić? – spojrzał to na Kate to na plaster. – Nie ma mowy…– zasłonił czoło obiema rękoma. – Wolę już iść do gej-baru.
        – Nie ma innych – wzruszyła ramionami.
        – Jeśli mi to nakleisz to założę reklamówkę na głowę i udam, że jestem terrorystą!
        – Daj spokój – zaśmiała się w głos. – Tylko na chwilę, aż przestanie krwawić.
        – A jak mi wydepiluje brew?
        – Nic Ci nie będzie – próbowała zabrać jego dłonie od czoła. W końcu sam zrezygnował.           
        Dziewczyna namoczyła wacik w wodzie utlenionej.
        – Au…– syknął.
        – Zapiekło? Wybacz.
        – W porządku. Nie jestem mięczakiem – wyszczerzył się. – Mogę o coś zapytać?
        – Tak? – zachowała spokój, chociaż miała ochotę przywdziać najgłupszą i najbardziej zdziwioną minę, na jaką było ją stać.
        – Pracujesz tutaj, bo Twoja rodzina jest biedna?
        Przesłyszała się, prawda?
        – Nie, to nie tak – pokręciła głową. – Po prostu chcę mieć pieniądze na własne wydatki, ale wolę ich nie brać od rodziców. Tata czasami żałuje jednego dolara…
        – Hm…
        – A teraz ja mogę o coś zapytać?
        – Jasne.
        Nie zdążyła otworzyć ust, ponieważ do pomieszczenia wszedł Nicolas. Oby dwoje spojrzeli na blondyna z minimalnym zaskoczeniem. Tamten zdał się nie poruszony, jednak po chwili uśmiechnął się w taki sposób, jaki występuje tylko przy dziecinnych docinkach.
        – Czyżbym w czymś przeszkodził? – Nicolas zapytał z nutką złośliwości w głosie.
        – Nie, skąd – szatynka westchnęła z rezygnacją. – Coś się stało?
        – Nie – pokręcił głową. – Przyszło tylko coś do Ciebie, Kate.
        – Do mnie?
        – Mhm – podszedł do dziewczyny i wręczył jej kopertę. – Zastanawia mnie, kto z Twoich znajomych już zdążył wyczaić, że tutaj pracujesz – uśmiechnął się przyjaźnie i wyszedł.
        Nastolatka przez moment wpatrywała się w otrzymany przedmiot. Nie miała bladego pojęcia od kogo to mogłoby być. Odwróciła kopertę. To imię i nazwisko… Westchnęła.
        – Czyżby list miłosny? – Jack zaczął chichotać.
        – To nie jest śmieszne – spojrzała na niego z boleścią.
        – Zgadłem?
        – Niezupełnie – odsunęła się od niego i odłożyła korespondencję do szuflady biurka. – To list od kogoś, kto był kiedyś dla mnie ważny…– przez chwilę nie patrzyła Jackowi w oczy. – Nasze drogi już niemal się rozeszły. Wiesz…nigdy nie należałam do osób, które rysują serduszko przy imieniu swojej sympatii.
        – Rozumiem. Czyli masz tak jak ja – odłożył wacik na blat mebla. – A o co chciałaś mnie zapytać?
        – Ach…– mruknęła lekko się wstydząc. Nigdy nie pytała o takie rzeczy, więc było jej doprawdy niezręcznie. – Czy masz może Twitter’a? Lub Talk’a? – wypaliła. – Rzadko rozmawiamy, bo nie widzimy się często, więc pomyślałam, czy nie było by kontaktu w taki sposób – dodała szybko.
        – Mam oby dwa – uśmiechnął się szeroko. – Co prawda z Talk’a mało co korzystam, ale Twitter non stop. Podać Ci? – spytał, a ona pokiwała głową. – Czekaj…– wyjął telefon z kieszeni spodenek.   
        Klikał przez chwilę i odwrócił ekran w kierunku Kate.
        – Chwila…znajdę coś do pisania – szybko wyjęła kartkę papieru i chwyciła długopis. Przepisała wszystko patrząc jeszcze ze dwa razy czy się nie pomyliła. – Dzięki.
        – Nie ma problemu.
        – Ale to Cię nie ominie – skorzystała z chwili nieuwagi Jacka i nakleiła plaster w miejscu, gdzie chłopak rozciął brew.
        – EJ!
        – Pasuje Ci! – wybuchła śmiechem.
        Jack skrzywił się. Pogładził palcami po plastrze. Spojrzał na Kate z wyrzutem. Sapnął ciężko.
        – Nie wrócę na halę z czymś takim na czole – jęknął.
        – Wracasz do domu? – szatynka spojrzała na niego, kiedy wstał.
        – Nie wiem, co gorsze – zaśmiał się.
        – Nie rzuca się w oczy...– zamilkła na chwilę. – Tak bardzo – jej jasną twarz wykrzywił złowieszczy uśmiech. 
       – Jesteś pewna? Po Twojej minie widać, że mnie wkręcasz – chłopak wykrzywił usta w spory grymas, ale szybko zastąpił go uroczy uśmiech. – Dobrze mi się z Tobą gada – stwierdził w pewnym momencie.

czwartek, 9 października 2014

T.M. 16

        Hej! ❤

        Ostatnio wieczory się dłużą i dużo myślę o pewnych sprawach. Bardzo wiele (?) się dzieje, a może to tylko moje wrażenie... Sama nie wiem. Gubię się w wywodach i tych głupich "co by było gdyby...". No, cóż...jestem dosyć sentymentalną osobą.
        Mogłabym pisać coś o sobie. Coś tak ładnego, jak zrobiła to Kukiełka, ale ja chyba nie potrafię... Jakoś nie mogę się przemóc, aby dzielić się z ludźmi moimi prawdziwymi myślami ani tym jaka jestem. Wszystko chowam wewnątrz. Tak było od zawsze. Odkąd pamiętam. Czasem nudziło mi się granie silnej, ale moje usposobienie życiowe nakazywało mi po prostu siedzieć cicho. Nie zwracać na siebie uwagi, bo przecież ludzie nie lubią smutnych/strachliwych/nieśmiałych osób. Tak sobie się wyobcowałam i zastanawiam się, czy całe moje życie robiłam dobrze. W sumie, jakby nie patrzeć, kiedy myślałam, że mogę się przed kimś otworzyć - robiłam błąd. Nie chcę tego już powtarzać. Uczucie bezsensu chyba jest gorsze od pustki. Eccedentsiast to coś, co wybrałam i dobrze mi z tym~ ❤ Być może fizycznie jestem dorosła...w środku jest dziecko, które włóczy się bez celu w ręku trzymając małego, popsutego misia.
        Może gdyby ktoś wszedł do mojego pokoju miałby zarys. A zdjęcia nie wstawię, bo mam bajzel xD Wszystko jest wywrócone do góry nogami, zupełnie jak w moim życiu... Tylko idzie się potykać o ubrania, pluszaki, sterty zapisanych kartek i zaczętych książek. Nawet na parapecie nie ma miejsca i biedne kwiatki cierpią zepchnięte gdzieś w kąt.
        Innego sposobu raczej nie ma... Chyba, że rozmowa. Z czasem jakieś malutkie drzwiczki lub okienko się otwiera w moim umyśle... Usuwam jakąś blokadę. Jednak jest to bardzo rzadkie zjawisko :I Widział ktoś kiedyś ducha? Mniej więcej o to się rozchodzi.
        Mogłabym powiedzieć jeszcze wiele słów na ten temat. Wiem, że życie w ten sposób to jedno wielkie pasmo kłamstw, które tytułują się: "Nic mi nie jest". Tylko, że dla mnie taki sposób trwania jest bardzo odpowiedni. Ludziom nie powinno się zbyt ufać i się z nimi zżywać, jeśli nie ma się o nich bladego pojęcia, prawda? Ja wcale nie jestem lepsza. Od jakiegoś czasu zapominam, jak to jest być filantropem. Zapominam, jak to jest, gdy się obcuje z masą ludzi. To przepadło. Tamta ja uciekła i schowała się gdzieś. Zapewne skuliła się w najbardziej niewidocznym zakamarku, abym nie mogła się znaleźć. Chciałabym tę małą, uroczą dziewczynkę przytulić i powiedzieć, że przepraszam, że o niej zapomniałam i ją odepchnęłam, bo nie chciałam wracać do tego co było i nie wróci. Nudzi mi się to, że muszę dbać o to, aby moi przyjaciele nadal byli moimi przyjaciółmi. Jednak, to nic nie zmieni, prawda? Tamten czas to martwy czas. Na szczęście są wyjątki.
        Teraz mam Kukiełkę i moją kochaną Pacynkę ❤ Bez nich moje dni byłyby naprawdę puste, tak właśnie czuję. Są doprawdy szalone, kochane i szczere. Być może jesteśmy aspołeczne, ale mamy siebie nawzajem. Kukiełka zna mnie od dziecka. Wychowałyśmy się razem. Już jako 2-3 letnie dzieciaczki...mamy jakieś wspomnienia. Jeśli chodzi o tą drugą istotkę - znam ją również z dzieciństwa. Co prawda dopiero od czasów szkolnych, ale nadal długo. Ach...kiedy tylko przypomina mi się nieśmiała, ledwo mówiąca Pacynka~. Lub tuptająca nóżkami/bawiąca się palcami w chwili speszenia się Kukiełka ❤ Aww.

        Boziu kochana...
        Jakie to dołujące, co napisałam! Nie, nie...muszę z tym klimatem skończyć, bo jeszcze kogoś nabawię depresji moim pomylonym myśleniem D:
        Przepraszam!

     
        Jeśli chodzi o szkołę, jest mi co raz ciężej... Nie umiem pogodzić czasu wolnego z nauką. W dodatku nie mam spokoju, kiedy powtarzam materiał. Mój brat odtwarza głośno muzykę. Szczeniak skomli jak opętany. Chomiki domagają się miłości. No, i chciej tutaj się edukować. Dodatkowo jest wiele osób, które w twarz mi nie powiedzą, że mnie nie znoszą. Wolą sobie szemrać za moimi plecami. Myślą, że o tym nie wiem, zabawne. Wiecie co? Żal mi takich osób~. Nie potrafią zająć się sobą, tylko grzebią w czyimś życiu. Plotkują. Naśmiewają się. Na ich miejscu zastanowiłabym się, czy powinni coś takiego mówić, czy to jest dobre i czy są idealni w każdym detalu. Zachowanie śmiechu warte. Naprawdę.
        Byliśmy niedawno na filmie Miasto 44. Powiem szczerze, że czuję się doprawdy zniesmaczona... Zabijanie ludzi to nie jest coś, co mnie się przyjemnie ogląda. Rozumiem fabułę, przesłanie i tak dalej. Postarano się przy produkcji. Jednak nie o to mi chodzi. Po prostu...te obrazy były dla mnie przykre i nieprzyjemne.

        Wracając myślami do Teatralnych Marionetek, zapewne niektórych ciekawi, jak idzie. Powiem Wam, że w miarę dobrze. Kukiełka napisała już prawie całą Scenę II. Brakuje trochę. Może stronę lub półtorej. Teraz będziemy dodawać już odpowiednie na długość, jak wcześniej fragmenty. Jest to mniej więcej od 7 do nawet 9 stron w programie. Kukiełka ma Word'a, a ja tym czasem szpanuję Office'm, więc te miary nie są zbyt równe.
        Coś jeszcze..?
        Pewnie popełniam swego rodzaju "przestępstwo", ponieważ ostatnio rozplanowywałam Akty. Czy ktoś wie o co chodzi? Może tak, może nie. To jest niesamowicie niezbędne. Jak wiedzą zapewne wszyscy Ci, którzy coś tworzą w formie pisemnej jest naprawdę źle, gdy się coś planuje daleko na przód. Sęk w tym, że mua i Kukiełka wiemy już od bardzo dawna, co ma  być i kiedy powinno się pojawić w Przedstawieniu. Te moje rozpiski rozdziałów są mianowicie po to, aby nie pominąć żadnego w wydarzeń zamierzonych w umieszczeniu. To naprawdę ułatwia sprawę. Chociaż...muszę przyznać, że byłam przerażona, kiedy zobaczyłam ile aktów mi wyszło. Mianowicie: 70! Tak. Na poważnie jest ich aż tyle. Kukiełka zrobiła się lekko blada, jak to usłyszała XD To troszkę za dużo. Spróbuję zrobić co w mojej mocy, aby zmniejszyć tę liczbę... Choć myślę, że i tak nie uda mi się zbić poniżej 50.
        Zdradzę coś jeszcze: Niektóre fragmenty, jakie są w dalszych rozdziałach zostały już napisane. Stało się tak dlatego, że myśli o tym, jak mają być opisane i ukierunkowane, siedziało w mojej głowie nie dając mi chwili spokoju, abym mogła się zająć swoim najbliższym fragmentem! Gubiłam się więc w słowach, a tym bardziej zdarzeniach. Pisałam, bo mój umysł życzył sobie, aby to napisać. I wiecie co? Kiedy czytam te fragmenty zastanawiam się, jak u licha udało mi się coś takiego stworzyć? o.o' Kukiełce zawsze się te moje wyskoki podobają i mówi, że ładnie opisałam...a ją to tak cholernie ciężko zadowolić literaturą! Jedną rzecz opisałam mniej więcej zaraz po tym jak miała miejsce, bo pewnie zapomniałabym co i jak. Ech... Mam nadzieję, że gdy by wydać Przedstawienie, nie wyglądało by ono tak:

        Teraz...myślę, że powinnam zając się edytowaniem fragmentu Sceny, jaki napisała Kukiełka - turla się w stronę pracy. Mniej więcej robiłam to na bieżąco i ona nie robi zbyt dużo przeoczeń, więc nie powinno być tego wiele, ale cóż... Kiedy pisze się, aby przelać koncepcję nie zawsze zwraca się uwagę w jaki sposób się to zrobiło. Nawet przy poprawie zdarza się, że coś pominę, więc przepraszam za to ;-;
       Amen.

        Nie...zapomniałam o szkole i takich tam! Nauka mnie przytłacza! Kurde, kurde, kurde! Nawet wolne dni od szkoły mam tak zawalone, że nie mogę mieć chociaż te skromne pół dnia dla siebie Q-Q To takie niesprawiedliwe... Dlaczego mnie to spotkało? D'8

       Zamiast wkuwania znów przejrzałam Zapowiedź Przedstawienia. No, kurka wodna! Nie mogę się uczyć, bo to nie jest w tej chwili coś, co mnie przyciąga D: Uch, to smutne XD Ale cóż ja poradzę? ❤ Wolę robić to, co w pewnym sensie kocham!
        A przecież czytanie i pisanie to piękna sprawa.

        

        Jejku...ale mi długo wyszło z tymi wywodami O-o

        W każdym bądź razie! Czekajcie cierpliwie na Scenę II Aktu IV. Już niedługo się pojawi~. 

       Pozdrawiam ❤

wtorek, 30 września 2014

T.M. 15

        Cześć!

        Ostatnio byłam zablokowana, jeżeli coś już pisałam, to bardziej z przymusu niż z chęci. Przepraszam, że tak mało mnie tutaj. Nie miałam ochoty pisać, a nawet jeśli pojawiała się mała, to szybko uciekała.  A jednocześnie czułam, że marnuje czas, bo przecież nie robię nic pożytecznego. Napisałam coś, a później usuwałam, bo ciągle myślałam "to nie tak miało być, źle, źle"- pieprz się mózgu. Jeżeli coś robię, to staram się aby było dobrze w 100%, ot co. Oczywiście, że brałam udział w pisaniu scen, ale widzicie, że jest tego mało.
        W rzeczywistości te wolne dni są na przemyślenia. Wakacje minęły bardzo szybko, miałam czas na przebywanie sama ze sobą i to było dla mnie odpowiednie. Może teraz bardziej zamknęłam się na kontakty międzyludzkie? Sądziłam, że odpoczniemy od siebie, a później stęsknieni własnym towarzystwem, będziemy cieszyć się każdą minutą spędzoną na rozmowach, żartach i zabawach. 
        Myślę o czasie, o komforcie, który tak ciężko odnaleźć i po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego zmarnowałam tyle czasu stojąc w miejscu, nie wiem. Pewna osoba powiedziała mi, że przecież uczymy się na błędach i musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. To bardzo dobry argument. Osobiście uważam, że jeśli nie podobało mi się tu  i  teraz, to myślałam o przeszłości, bo w tym czasie czułam się szczęśliwa. Teraz nauczyłam się nie wracać i staram się nie podchodzić do tego tak emocjonalnie. Dam radę sama, ale będę w porządku, nie martwcie się. Jakie to samolubne.. Mieć tyle w miarę dobrych rzeczy wokół siebie, a i tak tęsknić za tym, co było kiedyś.

        Zmieniłam się. Bardzo, ale mam nadzieję, że na wielki plus. Może teraz tylko kalkuluje wszystko od A-Z i jestem bardziej ostrożniejsza w stosunku do ludzi. Wspominałam, że mam tendencje do dramatyzowania?  C:
        Okej...brzmi bardzo smutnie, to teraz może coś innego. Nie..nie będzie o miłości, bo nie jestem zakochana, chyba zaczynam zapominać jakie to uczucie gdy cieszy Cię wszystko co robisz i widzisz w tym sens, bo kierowane jest pod komfort osoby, która wprawia Cię w stan euforii. W rzeczywistości jak nawet zaparzysz dwie herbaty, bo myślisz 24/7 o niej, to śmiejesz się i odczuwasz "motylki w brzuchu". Tak szczerze to nie myśli się wtedy racjonalnie, prawda? :) Nawet unikam zauroczenia, zakochania bez wzajemności, bo nie chce się sparzyć, ani biegać za kimś. Strata czasu. Myślę, że jestem bardziej za starymi obyczajami, zasadami, bo wcześniej było tak, że to chłopak najpierw przejawiał inicjatywę. Nie mogę zrozumieć czemu się to zmienia. Ostatnio natknęłam się na zdjęcie gdzie to chłopak siedzi na kolanach dziewczyny. Było to dla mnie niesmaczne, bo mam wyrobiony gdzieś od dziecka wizerunek, że to chłopak jest taki silny, a nie bezbronny, delikatny. Jak ja sama mogę poradzić sobie ze swoimi problemami..? Potrzeba mi kogoś czułego, ale i silnego. Jeżeli chce, żeby ktoś siadł ze mną na zimnej podłodze i otulił się kocem, to mam od tego Lalkę. Ona zawsze jest niezawodna w tych sprawach, już od dziecka. Razem kształtowałyśmy swoje patrzenie na świat - najpierw był magiczny...a teraz próbujemy go sobie odbudować, bo został zachwiany, zrujnowany pomiędzy prześwitami sekundowymi, ale czy też te sytuacje życiowe nas nie zmieniają czasami na lepsze? Tak naprawdę możecie poznać mnie tu, taką jaka jestem. Miłą lub chamską. Nie zawsze wszystkim musimy przypadać do gustu. Przecież wszystko byłoby takie same, a różnorodność jest dobra. Różnorodne budynki, krajobrazy, a nawet ludzie, bo każdy odnajdzie tu kogoś podobnego do siebie, ale też innego. Gdy rejestrujemy źrenicami to samo, czy to nie jest nudne. Nie chodzi mi o to, że jesteśmy nudni, a o to, że zawsze potrzebujemy czegoś nowego. Szczerze...czy ktoś by wytrzymał w tym świecie plugastwa, w czterech ścianach, białych jak kaftan bezpieczeństwa sam na sam? W tle jakaś muzyka, kot mruczy, tym samym nadając klimatu, ale jeżeli coś powiemy i odpowiada nam echo lub cisza, to dla mnie jest przykre. W sumie nawet nie wytrzymałabym sama ze sobą albo drugą taką jak ja. Ktoś zawsze się różni szczegółem, ma w sobie to coś. Przebywając sama tym bardziej. Jest taki czas i miejsce gdzie mamy potrzebę bycia samotnym, ale na krótko, inaczej kłooopot, kłoopot, k ł o p o t. Wiem, że świat jest okrutny i życie oraz czas nie stanął w miejscu po tych dwóch latach. Powinni zatrzymać się na chwile i sprawdzić, czy oddychamy Ci, którzy... Jednak wszystko odbyło się inaczej.
  
"- Nie zakochałeś się jeszcze we właściwiej osobie? 
- Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
- Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze. 
- Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej."

        Jeśli chodzi o teraz, to wzięłam się za pisanie. Idzie mi to powoli, ale niedługo coś będzie...a przynajmniej mam taką nadzieję ಠ_ಠ I odzyskałam komputer, to też jest plus. Lepiej mi się piszę tańcząc palcami na klawiaturze.
        Ach, zapomniałabym. Jeżeli ktoś chce pisać do nas wiadomości prywatne, to proszę bardzo, nie gryzę. Bynajmniej nikt się nie skarży i...jestem szczepiona D: Lalka też, chodziła ze mną się szczepić i zawsze chciałam, żeby poszła pierwsza, bo ja panicznie boję się igły!

        Dziękuję Lalce za te miłe słowa w T.M. 14. Byłam lekko zdziwiona, że napisała coś takiego 

        Nie będę męczyć was opowieściami o szkole. Wiecie jak jest. W tym miesiacu pojechaliśmy, w końcu na jakąś wycieczkę, ale nawet nie dawali nam wystarczającego czasu na zrobienie zdjęć. Rzadko się zdarza, że są piękne miejsca do sfotografowania :o  


"Największą krzywdą, jaką wyrządzamy sami sobie jest przywiązanie do drugiego człowieka. Uczucie, które zaczyna się tworzyć jest niebezpieczne i potrafi psuć serce od środka. Ból, który sprawia bliska osoba, odchodząc, staje się cierpieniem nie do zniesienia. Cały czas błądzi to w myślach, prześladuje, daje o sobie znać i z czasem zostaje względnie zaakceptowane. Ale wciąż krąży po obiegu i nie blednie przy byle jakim blasku światła. Mówią, że czas leczy rany, ale nie potrafi załatać dziur, gdy bliski człowieka nas opuszcza. A nawet jeśli uda się to naszemu zegarowi losu, jeśli uzna się, że tej pustki nie ma, to i tak widnieje blizna. Znamię, które coś oznacza, kojarzy się z wydarzeniem, z momentami okresu, który już przeminął. Dzięki takim doznaniom można wiele się nauczyć - nigdy nie daj się ponownie złapać w pułapkę uczuciową!"

~ Ej-dzi - "Żyjąc Marzeniami"


        Czytając ten akapit na chwile przystanęłam. Jest on wycięty z opowiadania naszej czytelniczki. Poruszył mnie, zmusił do refleksji. Dowiecie się czemu dalej, dalej... Lubię kiedy otaczają mnie mądrzy ludzie, sami mogą mnie nakierować i razem możemy wymienić się poglądami na dany temat.


        A to taki mały bonus.... 

        Jestem nikim, choć nie chcę być nikim. Paradoksalny chłopiec.
        Mija  doba, a ja pogrążam się marzeniach. Przytłoczony wspomnieniami.
        Tęsknie coraz bardziej - taki ze mnie twardziel.
        W głowie mam chaos.
        Odezwij się czasem, bo podążanie za Tobą sprawia, że chylę się ku upadkowi.
        Ulice stały się moim domem.
        Pewnego dnia trafiłem do wesołego miasteczka.  Bez żadnego powodu i celu siedziałem w karuzeli. Kręciła się szybko, ale kołowanie w głowie było powolne jak ten czas, który oczekuję Cię w drzwiach z pudłem w ręku i słowem: „Wróciłam”.
        Chce wiedzieć gdzie jesteś. Z kim teraz umierasz. Kto przytula się do Ciebie.
        W ulicznych światłach widzę dumnych ludzi.
        Zobaczysz, wszystko się zmieni, poradzę sobie bez Was.
        Bez ludzi, bez uczuć, bez współczucia, miłości… s z a c u n k u.
        Przecież  wszyscy kiedyś staną się samotni.
        Ja tej nocy wytrzymam, choć pozwalasz mi się odbić od rzeczywistości.
        Gdy doczekam się Ciebie.
        Czy weźmiesz mnie ze sobą, abym poczuł smak szczęścia?
        I przeniesiesz te wszystkie połamane kości, obolałe ciało, posiniaczone łokcie.
        Przez pięć lat w zatłoczonych pokojach stałem i myślałem.
        Czy jest coś czego nie mogłem poznać, aż do teraz?
        Nadszedł ten rok. 
        Nim podniesiesz mnie z ziemi.
        Z bronią w ręku, uśmiechem na matowych ustach.
        Otartymi kolanami i...błyszczącymi oczami jak brylant wpatrującymi się we mnie.
        To czy jeszcze raz uda uśmiechnąć się szczerze po tych sześciu latach bez Ciebie?

~Kukiełka.