środa, 17 grudnia 2014

T.M. - Akt: IV. Scena: III.

        Słońce miało się już ku zachodowi. Droga przeszła gładko, bez problemów. O tej porze nie działo się nic szczególnego... Minęła te same budynki co zawsze. Zatrzymała się czując wyczerpanie i oparła się na barierce. Odsapnęła przez krótką chwilę. Wyprostowała się. Stanęła przed drzwiami. Chwyciła za klamkę i lekko pchnęła drzwi, które otworzyły się. Ku jej zdziwieniu Nicolas siedział jeszcze w klubie. Pochylał głowę nad stertą papieru. Wyglądał na dość znudzonego, jednak w jego głowie już świta jakiś niecny plan, a na twarz wypełza złowrogi uśmiech. Dziewczyna dostrzegła to od razu. Stukając palcem w podłokietnik fotelu podniósł pomału swe spojrzenie w stronę wejścia… Z jego twarzy dało się odczytać pełne skupienie. Musiał robić coś ważnego lub udawał, ale raczej to pierwsze. Gdy ją zobaczył zdziwił się lekko.
         Och… Co tu robisz? – szepnął.
         Zapomniałam o czymś – odpowiedziała. – Pomóc Ci?
        – Czuję się taki szalony – w jego głosie było słychać nutę desperacji. – Wszyscy już spędzają piątkowy wieczór na imprezach, a ja przebywam tutaj. Mógłbym nawet sprzątać w domu – zaśmiał się. 
         Wolałbyś bawić się w gosposię? – jej twarz wykrzywił złośliwy uśmiech. – Ciekawe.
         Tak. Mam taki bałagan, że w mojej szafie znalazłabyś burdel i aż cztery dziwki – jęknął. – Nawet nie mogę się z nimi pobawić – jego oczy zabłysły niczym żyrandol i przepełniły się smutkiem.
         Nieźle bawicie się na dzielni. Wariaty – zachichotała. – A teraz oferuję Ci swoją pomoc. Nie zepsuj tego – starała się mówić do niego przekonująco.
         Nie, nie mogę Cię tak wykorzystać, kochana.
        Za każdym razem, gdy proszę Cię o pójście na kompromis, Ty zawsze mi odmawiasz – chciała opanować głos, jednak nie udało jej się stłumić zmartwienia.
         Każdym?
         Dobra, pierwszym – odchrząknęła, jakby zaraz miała wystąpić w teatrze i wyjść na scenę. – To jedyny układ jaki znajdziesz z mojej strony. Być może ostatni – dziewczyna patrzyła na niego z zagadkowym uśmieszkiem.
         Utknąłem w Twoich sposobach. Manipulujesz mną, Kate – z naciskiem wypowiedział jej imię, ale delikatnie i zmysłowo.
         Wiem odparła, patrząc mu śmiało w oczy. Teraz daj mi te papiery – zmieniła temat.
        Nicolas poklepał miejsce obok siebie. Bez protestów Kate usiadła tuż koło niego. W tym momencie gnietli się na jednym krześle. W pewien sposób oboje dotrzymywali sobie towarzystwa. Klub cały opustoszał. Na drzwiach zawisła kartka z napisem: „Zamknięte”. Chłopak szybko wytłumaczył szatynce co ma robić. Zajęci obowiązkami milczeli i nie odzywali się do siebie ani jednym słowem, aż Nicolas zdecydował się przerwać tą ciszę:
          Czy nie boisz się duchów?
         Boję. Czy coś ma zamiar nas zjeść? – rozglądnęła się przenikliwie po pomieszczeniu.
         Nie, ale wyobraź sobie, że z przeciwległego końca pokoju, z mroku...wyłania się jakaś ciemna postać zapalająca kolejno świece stojące w rzędzie na niewielkim stoliku, uśmiecha się pod nosem nim, spojrzenie jego oczu skierowało się w Twą stronę...– złapał dech i chciał już kontynuować gdy dziewczyna przerwała mu.
         Czy to był murzyn? – dociekała tym samym powstrzymując się od śmiechu.
         Nie wiesz, że nie przerywa się rozmówcy gdy on się wczuwa? – spojrzał na nią kątem oka. 
        – Czyli zdążyłam. 
        – Przed czym? – zdziwił się. 
         Przed tym aż się na dobre rozkręcisz.
         Słuchaj dalej – burknął. – I…być może chcesz już wyjść, jednak drogę zastępuje Ci kolejna postać. Z jego ust wystaje z wolna tląca się fajka. 
         – A ma garnitur?
          Kate…prowokujesz mnie. 
         – Ale garnitury są pociągające, zrozum – mruknęła domagając się swojego, a Nicolas przewrócił oczami. Mają coś wspólnego, nie jest w tym sama. Przewracanie oczami jest normalne! 
         – …Obdarza Cię czujnym spojrzeniem poprawiając swój garnitur – spojrzał na Kate, która uśmiechała się pod nosem, rozbawiła go. Zamknął oczy i opowiadał dalej. Z tego miejsca nie wyjdziesz tak po prostu... A jeśli jakimś cudem uda Ci się uciec... Nie ciesz się. Stracisz orientację w lesie pełnym zawiłych ścieżek. Czy ratunkiem dla zagubionej duszy może być tajemniczy mężczyzna? Wątpliwe... – powiedział potężnym głosem, nadal miał zamknięte oczy.
         Życie zrobiło mnie w konia i okazało się że przeżyłam własną śmierć – pociągnęła nosem – Opiszą moją historię w książkach. To będzie bestseller.
         Game Over – jego usta ułożyły się w uśmiech. 
         –Lol? Nie wydaje mi się – pstryknęła go w nos. – A tak serio…nastraszyłeś mnie, choć nie było tam żadnej krwi, a jest już prawie ciemno, więc moja wyobraźnia sobie z tym nie poradzi – zaprzeczyła głową.
         Kurdebele. Nie pomyślałem o tym. Waćpanno! Odprowadzę Cię.
         A wtedy ja po drodze opowiem Ci coś strasznego? I nurtuje mnie jedno – wypuściła powietrze z ust, bo wypowiedziała to szybko na pełnym wdechu.

         Hę? 
         – To był murzyn, czy nie murzyn? – spytała, a Nicolas o mało nie spadł z fotela. 
         – To Cię naprawdę martwi? – zaśmiał się pod nosem i podrapał się w kark.
         Weźmiesz mnie za kompletną wariatkę, ale powiem Ci szczerze, nie wiem . Chcę mieć ogólnikowe wyobrażenie postaci. Taki myk – uśmiechnęłam się przyjaźnie.
         Nie było tam czarnego. To brzmi jak rasizm – klepnął się ręką w czoło. – Dodam, że gdybyś była w tym lesie krążyłyby w Twojej głowie słowa jakby z innego świata... Coś jak: „Śpij. Czas na Twoje życie już minął, a śmierć ma kłopoty z dojazdem. Najprawdopodobniej korek, spowodowany ilością dusz dążących do piekła”.
         Widocznie to jakieś ich hasło... Jakiś Paulo Coelho ich świata to wymyślił? – obróciła wszystko w żart. Zaraz w myślach stwierdziła, że będzie nazywać go irytujący, bo nieźle ją nastraszył. Nie dawała po sobie tego poznać. Po jej głowie chodziły bardziej myśli, że te postacie to jakieś szatany z rogami i możliwe, że mają topór, taka wersja hard. Starała się jednak myśleć, że są to mężczyźni z wyuzdaną klatą, ponętnymi ustami, a ona jest w haremie. Z myśli wybił ją chłopak, który przeciągnął się i tym samym zwalił ją z krzesła. Pomasowała swoje pośladki i zdążyła wydusić: „Au”.
         Wybacz – nachylił się na nią i momentalnie pomógł jej wstać z chłodnej posadzki.         
        – Kopnął Cię ktoś kiedyś w tyłek? – jęknęła.  
        – Twoje pomysły – zaśmiał się.
        Kate go niezrozumiała, dlatego pokiwała głową i uśmiechnęła się co by go zmylić.
         Skończmy już to. Patrz na godzinę – westchnęła i oboje spojrzeli na zegar wiszący na ścianie, który był bordowy jak i wskazówki, która jedna biegała rytmicznie w koło, a druga przesuwała się na liczby dokładnie co godzinę.
        Ponownie zabrali się do pracy. Minęła okrągła godzina gdy skończyli wszystko i Kate położyła ostatnią kartkę papieru na stosie innych, który znajdował się przed jej twarzą.
         Jeszcze ciepłe jak świeże bułeczki! – Nicolas wypowiedział te słowa entuzjastycznie. Bez pomocy szatynki siedziałby tu o wiele dłużej sam i być może to co opowiadał dziewczynie zdarzyłoby się naprawdę. 
          Wszystko poszło gładko. Mógłbyś tu siedzieć osamotniony do północy i Twoi „koledzy” przyszliby Ci pomóc – szarooka zachichotała.
        Chłopak zrobił głupią minę. Czy ona czytała mu w myślach? W tej samej chwili drzwi od klubu otworzyły się. W progu ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
         Tak szybko wróciłeś? – odezwał się Nicolas. Kate rozpoznała tego człowieka. Był to wujek chłopaka, a jej szef.
         Na chwilę. Muszę gdzieś zadzwonić – wyjaśnił mężczyzna – Co Wy tu jeszcze robicie?
         Bawimy się – uśmiechnął się sarkastycznie do wujka, jednak tamten nie zwrócił na to uwagi. Rzekł tylko, aby wracali do domu i odpoczęli. Sam udał się do innego pomieszczenia.
        Dziewczyna wstała i rozprostowała kości. Chłopak schował dokumenty do teczki, a później do szuflady, którą zamknął kluczykiem.
         Naprawdę spędziłem dobrze czas. Dziękuję – powiedział chłopak i uśmiechnął się. Patrzył na nią tym swoim uwodzącym spojrzeniem. Kate wiedziała od Agathy, że Nicolas uwielbia podrywać dziewczyny i jest w tym dobry, dlatego zaczęła ignorować jego podloty.
         Ja też – odparła z lekkim uśmiechem. W tym samym momencie przypomniała sobie o liście i bez wyjaśnień skierowała się do biura. W miejsce gdzie zostawiła kopertę z listem. Z niewiadomego powodu starała się zachowywać cicho lecz było jasne, że się bała, dlatego jak najszybciej zgarnęła kopertę i już znajdowała się na dole przy blondynie.
         Gotowa? – zagadnął ją.
         Tak – odparła cicho uśmiechając się pod nosem.
        Nicolas, jak na amerykańskiego dżentelmena przystało otworzył przed nią drzwi i po chwili razem maszerowali w stronę jej domu. Dziewczyna oglądała się za siebie co jakiś czas. Zawsze tak robiła, bo nie cierpiała gdy otaczała ją ciemność. Nie zważała pod nogi. Chłopak natomiast bacznie ją obserwował i dziwił się. Lampy oświetlały jej drogę. Mieszkała na ulicy, gdzie wszystko w jakiś sposób było wzorowane angielskim stylem. Wąskie uliczki, budynki. Był to piękny widok. Niestety blondyn nie mógł tego podziwiać, bo było ciemno i tylko dzięki lampom mógł zauważyć znikome szczegóły.
         Czemu patrzysz za siebie? – wreszcie wydusił z siebie nurtujące go pytanie. – Wiesz, że nie powinno się tak robić?
         Upewniam się tylko, że nikt za nami nie idzie – wyszczerzyła się jakby nigdy nic. 
         Okej, ale to sprawia, że ja czuje się niepewnie, choć nie boję się ciemności. Nie wierze w żadne upiory – chłopak zaczął robić to samo co ona raz na jakiś czas. 
          Na świecie jest wiele morderców i gwałcicieli, chamów, cyników, prostaków, którzy nie respektują żadnych zasad.
         Przerażasz mnie. Skończ – zatkał jej na chwile usta palcem. – Za dużo horrorów.
         Skryty pod grubym kitlem draństwa i troszczący się o dobra materialne oraz o zaspokojenie seksualnych potrzeb. Brr – skończyła. – Aa...nie oglądam ich – dodała cicho.
         Powątpiewam – zaprzeczył ruchem głowy. Z oddali było już widać pełno bloków wyłaniających się z grupy drzew. Dziewczyna przystanęła.
         Wracaj już – wyszeptała.
         Jesteś pewna, że nie idziemy dalej?
         Tak. Poradzę sobie – uśmiechnęła go i opuściła go maszerując wolno.
        Odwróciła się jeszcze i pomachała mu. W tle było słychać szczekanie psów, coraz bardziej świat otaczały chłodne kolory, ciemny granat, pchany jesiennym wiatrem mieszał się z szarością i zaczął tańczyć balet z czernią tak bez końca aż zapadał mrok. Piękne, angielskie lampy oświetlały jej drogę oraz dodawały uroku uliczkom. Chłopak odmachał jej i udał się w swoją stronę, być może do domu. Kate przyśpieszyła kroku, ale przez jej myśli skupiające się na Jacku, zapomniała o historii opowiedzianej przez Nicolasa. Martwiła się. Nawet nie spostrzegła kiedy tak szybko stała przed drzwiami swojego mieszkania. Cicho otwierała drzwi, ale gdy tylko pies ją usłyszał przybiegł i merdał wesoło ogonem. Pogłaskała go po czym udała się do swojego pokoju. Była ciekawa co tym razem napisał do niej Michael. Rozdarła kopertę. Otworzyła ją. Zaczęła czytać...

Moja najukochańsza Kate...

Tęsknie za Tobą, brakuje mi Twojej obecności, Twojego zapachu naskórka, uśmiechu...Ciebie.

        Kate aż wzdrygnęła. Przypomniało jej się z jakim romantykiem miała do czynienia. Aż dziwiła się, że teraz odczuwa tylko każde słowo wypełnione kiczem. Być może dlatego, że cały ból nie zniknął. Westchnęła zrezygnowana. Ponownie skierowała wzrok na kartkę.

Wyrażę całość tym wierszu, który jest inspirowany Twoją osobą...

Nie zdążyłem.
Nie wypowiedziałem.
Wiem co straciłem.
To Ciebie kochać miałem.

Dlaczego moje serce zimnie
Nie dostrzegło w porę,
Że jesteś mi tak bliska,
Że znaczysz dla mnie wszystko?
Dlaczego dobry Boże
Zamknąłeś moje słowa?

Dziś krwią broczy serce,
Do Ciebie tęsknię,
Niczego więcej.

Proszę Cię, spotkajmy się, najdroższa. Chcę naprawić swoje błędy. Kochanie...wiesz, że przynosisz mi szczęście. Bez Ciebie...wiem dlaczego moje życie nie ma sensu. A gdy się w nim pojawiłaś, to każdy szczegół przybrał, jak to się mówi, różowego koloru. Popełniłem tyle złych decyzji i źle się zachowałem. Gdzieś obok wspominam kontrast ust twoich wśród tych wiecznych smutków. Zapędzam się marnie i nie wiedzieć czemu brakuje mi Twojego dotyku. Czy jeszcze jesteś tu? Czy jesteś w stanie się ze mną zobaczyć? Wśród tych paragrafów przelewam do Ciebie me uczucia najdroższa. Czy to Ty stworzyłaś ten świat, a Twoja nieobecność spowodowała jego klęskę? Gdzie jesteś moja księżniczko? Czy zabrałeś mi ją aniele? Na szpule nawijane nieme słowa dusz moimi palcami.
Powiem Ci szczerze, że wstydziłem się napisać. Nie wiem dlaczego teraz jak do Ciebie piszę ten list to mam lekkie wypieki na twarzy a serce mi wali jak oszalałe, a w brzuchu mam motylki. Ty jesteś jedyną taką dziewczyną, do której żywiłem aż tak moce uczucia i teraz zrozumiałem, że z drugiej strony na Tobie mi zależy.
Kochanie nawet sobie nie wyobrażasz jak mocno, niekiedy po nocach z tej tęsknoty płakałem chciałem Cię przytulać, powiedzieć parę słów,
bo wiem, że Ty byłaś przy mnie blisko. Wydawało mi się, że moje serce bije miarowo, niezmiennie i wierzyłem, że ta miłość nie była tylko halucynacją. Me serce odziane brzemieniem ołowiu i ma dusza zbrukana krwią wydała się łamać innym kości. Myślałem, że wszystko wygasło, a do serca wdarł się piękny kwiat z kolcami tłumiący uczucia. Przed ogród zwany mą duszą szedł pustelnik śmiertelnie smutny i zmienił to wszystko w cierpienie lecz na dnie coś pragnie i wnosi się ku górze. Nastąpiła zmiana scenariusza, z sercem tak bywa.
Czekam z niecierpliwością na odpowiedź.

Michael.
        
        Kate odłożyła list na bok, teraz wokół niej tańczyło wiele przeplatających się ze sobą uczuć. Czy zakopanie tych wszystkich wspomnień było dobre? Kiedy ona zrobiła im pogrzeb, on nadal pamiętał wszystko z każdym najmniejszym detalem. List był piękny. Wiedziała teraz, że przelał na tą kartkę papieru namiętne swe uczucia. Czy nicią odpowiednią ma zszyć swoje wspomnienia?
        Cześć do pokoju szatynki wtargnęła Agatha. Uśmiechała się od ucha do ucha. Wyglądała na naprawdę wesołą. Co tam masz? skierowała swoje bystre oczy na dłonie kuzynki. Przeszkadzam Ci w czymś?
        Och, hej...– schowała odruchowo list za plecy. – Nie, niespecjalnie.
        Na pewno? Co tam schowałaś za plecami?
        Hm? To nic.
        Serio? – wgramoliła się na łóżko kuzynki. – O, koperta...– spojrzała na kawałek papieru. – Dostałaś list?
        Czasami jesteś nieznośnie ciekawska, wiesz? – mruknęła niechętnie wyciągając list zza pleców. – Michael do mnie napisał.
        Michael? Ten Michael?
        Yup.
        Ach...to mnie zaskoczyłaś... Myślałam, że po tym jak się z nim rozstałaś nie będzie Cię chciał widzieć...
        On taki nie jest – spojrzała na rudowłosą z grymasem.
        Co napisał?
        Przeczytaj sobie – podała jej kartkę.
        Agatha zaczęła czytać po kolei wszystkie słowa, które Michael skierował do Kate. List był doprawdy...romantyczny. Dla niej aż mdławo romantyczny. Musiała jednak przyznać, że chłopak miał niezwykły talent. Pisał piękne wiersze. Znajdowało się w nich tak wiele uczuć. Westchnęła oddając Kate jej korespondencję.
        Co mogę powiedzieć... Straszny z niego...romantyk – rudowłosa powiedziała robiąc przy tym dziwny wyraz twarzy.
        Taa, wiem. W dodatku ja na to leciałam – Kate westchnęła aktorsko.
        Haha, urzekła Cię jego artystyczna dusza, co?
        Tak... Chociaż czasami to było uciążliwe.
        Co zamierzasz zrobić? – oparła się o ścianę. – Pójdziesz się z nim zobaczyć?
        Zapadła chwilowa cisza. Szatynka przygryzła lekko dolną wargę. Pokręciła głową.
        Nie... Nie powinnam – oznajmiła kierując swoje baczne, szarawe oczy na kuzynkę. – Teraz mam inne życie, że tak powiem. Nie mogę wracać do tego co było. Są nowi ludzie. Lubiłam i może nadal lubię Michaela, ale...chyba nie powinnam się godzić na to spotkanie.
        Nie zdziwię się, jak on przylezie do klubu.
        Ty weź mnie nawet nie strasz! – zerwała się z lekka. – List wysłał mi właśnie do klubu! To znaczy, że wie gdzie to jest... Naprawdę mógłby przyjść.
        Okej. Cofam to – ściągnęła wargi. – A jak było w klubie?
        Całkiem fajnie. Mogę nawet powiedzieć, że dużo się działo.
        Opowiedz mi!
        Nie chcę mi się!
        Proszę? – zrobiła ładne oczka.
        Nie.
        Bardzo ładnie proszę?
        Kate spojrzała na Agathę krzywo.
        No dobra...– powiedziała niechętnie.
        Szatynka poczęła opowiadać czarnookiej o wszystkim co miało miejsce od początku. Wywołała u Agathy rozbawienie. Zwłaszcza historią o plasterku w samochodziki. Kiedy skończyła, obie dziewczyny zastał już bardzo późny wieczór. Rudowłosa musiała iść. Kate odprowadziła ją pod drzwi.
        Do jutra...jeśli się uda – powiedziała z uśmiechem.
        Hah, zobaczymy – Agatha skinęła głową. – Dobranoc.
        Dobranoc.
        Zamknęła drzwi i udała się do siebie. Postanowiła wziąć szybki prysznic, a zaraz potem iść spać. Czuła, że nogi jej same się uginają od zmęczenia.

***

        Agatha odłożyła na blat biurka telefon. Śmiała się pod nosem z wygłupów Neeli. Jej przyjaciółka czasem miała naprawdę odpały godne podziwu. Ruda już miała odejść od mebli, gdy ponownie dostała wiadomość. Spojrzała na wyświetlacz. Nie jedną, a dwie. Mimowolnie się lekko zestresowała. Nie pomyliła się. Daniel. Westchnęła dosadnie, kiedy zaczęła się uśmiechać wbrew swojej woli.

        DANIEL: Cześć! I co? Mogę już przyjść do parku, jeśli masz czas?

        Dziewczyna chwilę patrzyła się na ekran. Wzięła głęboki wdech. Wolała na dany moment zapomnieć o Neeli... Tym bardziej, że ona znów zaczynała swoje wywody. Co miała napisać chłopakowi w odpowiedzi? Chciała się z nim zobaczyć. Tylko sytuacja…jej ojciec był w domu.

        AGATHA: O, hej… Jasne ^ ^ Tylko uważaj na mojego tatę 8D

        Przyglądała się swojej odpowiedzi. Naprawdę była dobra? Może mogła inaczej napisać. „Niepotrzebnie dałam te trzy kropeczki” – pomyślała, gryząc dolną wargę. Pokręciła głową i usiadła. Coś było nie tak. Tylko co?

        DANIEL: Jest w domu? o.o
        AGATHA: Tak. Ma dziś wolne.
        DANIEL: O, kurde… Znaczy…hehe XD
        AGATHA: Co ma znaczyć to zdanie? XD Mam Cię o coś podejrzewać?
        DANIEL: No skąd... nie zgwałcę Cię, jak Twój tata pewnie myśli XD

        Odpowiedź bruneta wywołała u Agathy wybuch śmiechem. Czasem zastanawiała się skąd on ma takie pomysły.
        
        AGATHA: Wiem. Postaram się, żeby Cię nie widział XD
        DANIEL: Zakazane spotkanie... Jak mnie Twój ojciec dorwie będę mógł co najwyżej pacierz zmówić X’D
        AGATHA: Spoko, jak nie będziesz do późna siedział, to nawet się nie zainteresuje XD Nie jest takie zakazane~.
        DANIEL: Boję się, że mnie nie polubi XD
        AGATHA: Nie musi! Wystarczy, że ja Cię lubię. Nikt nie ma tu nic do gadania XD
        DANIEL: To kochane~. Gdyby u mnie Ciebie zobaczyli…oj, pytaliby nas o datę ślubu XD Więc nie ma co narzekać. A teraz już jestem niedaleko, więc wyłaź! XD

        Rudowłosa odetchnęła. Wstała z podłogi i pohasała do wyjścia. Nie powiedziała, że wychodzi, ponieważ nie widziała takiej potrzeby. Nigdy nie lubiła, gdy jej rodzice, a głównie mama wtykała nos w jej prywatne sprawy. Kontrolowanie i spowiadanie się z każdego głupiego szczegółu, nie było zupełnie w jej typie.
Zamknęła za sobą cicho drzwi. Kiedy stanęła na pierwszych stopniach schodków już z daleka widziała postać Daniela i jego promienny uśmiech. W dłoni nadal ściskała telefon. Spojrzała jeszcze ostatni raz na wyświetlacz i słowa, które chłopak napisał. Zeskoczyła ze schodków i szybkim krokiem udała się do bruneta.
        Cześć. Widzę, że pędziłeś jak rakieta – zaśmiała się wesoło, a on skinął głową.
        Nawet, ale mogłem choć trochę zwolnić… Zmęczyłem się – Daniel wypatrzył pierwszą, lepszą ławkę i na niej usiadł. Agatha stała naprzeciw niego. – Co? – spytał, kiedy ta się w niego wpatrywała. – Stęskniłaś się, co? – zaśmiał się. Ku jego zdziwieniu ruda pokiwała głową. – Ja też – odpowiedział zadowolony.
        Odpowiadając na Twoją wiadomość…– zaczęła. – Znam to. U mnie pewnie byłoby podobnie – lekko spięła ramiona. – A przecież na ślub za młodzi jesteśmy.
        Słuszna uwaga.
        Wiesz ile mam niepotrzebnych pytań od Nancy? Nie daje mi spokoju… Tyle ciekawskich – spojrzała na swoje palce, a potem na Daniela. – A przecież między nami nic nie ma – zaśmiała się. – Czemu wszyscy biorą naszą znajomość za jakąś głębszą relację? – spytała ni to poważnym tonem, ni rozbawionym.
        Chłopak wpatrywał się w nią przez chwilę milcząc.
        Nie wiem czemu tak jest, ale za każdym razem, gdy coś takiego od Ciebie usłyszę, czuję się, jakbym dostał kosza – zaśmiał się bardzo cicho pod nosem. Zdało się, że go to wcale nie bawiło. Ani troszeczkę. Patrzył na zaskoczoną minę przyjaciółki.
        Och…– mruknęła. – Wybacz. To nie miało tak zabrzmieć – podrapała się w kark. Zrobiło się jej strasznie głupio. Teraz to jej podsadził kosę pod nogi. Naprawdę.
        Idę zostać emu…pfu! Emo – wstał z ławki i stanął naprzeciwko dziewczyny.
        Nie! Zabraniam.
        A co mam zrobić, jak mi dałaś kosza? – z jego twarzy nie zszedł uśmiech, ale rudowłosa ujrzała cień rozczarowania w oczach.
        Nie dałam – pokręciła głową. – Niby jak miałam Ci go dać? – spytała, nadymając policzek.
        Uff! – zawołał radośnie. – Już się bałem, że będę musiał od Ciebie żądać rocznego zapasu chusteczek na me gorzkie łzy – ponownie usiadł na ławce.
        Jako rodzaj alimentów? – przykucnęła przy nim. – Ej…przecież ja nie mam zamiaru Ci robić przykrości.
        Tak! – znów się zerwał z ławki. – Za to, że nie odwzajemniasz mej miłości! – obrócił się dumnie na pięcie. – Odchodzę z dumą!
        Że jak? – złapała za ubranie Daniela. – Nigdy przecież tak nie powiedziałam! – zaśmiała się, chociaż zaczęła podświadomie panikować. Siatkarz spojrzał na nią przez ramię. Oswobodził się pomału z jej uchwytu i odwrócił przodem. Zrobił taką minę, jakiej dziewczyna jeszcze nie miała okazji widzieć, więc robiło się jeszcze bardziej niezręcznie. Wpatrywała się w czarne oczy Daniela, chociaż miała ochotę odwrócić wzrok i uciec. „Powiedziałbyś coś w końcu!” – pomyślała z lekką niecierpliwością. Nie wiedzieć czemu atmosfera między nimi była inna niż zazwyczaj. Serce jej dudniło.
        A kochasz mnie, milady Agatho? – wyciągnął rękę przed siebie, chcąc złapać jej dłoń. Zauważył na jej twarzy rumieniec. Całkiem spory. Cofnął się, gdy rozbrzmiał telefon.
        DLACZEGO TERAZ?!” – czarnooka chciała sobie przybić piątkę. W czoło. Spojrzała na wyświetlacz z kaprysem jak mały dzieciak.
        To mama…– jęknęła. – Szlag…– mruknęła pod nosem.
        Agatha! – wołanie Elizabeth rozbiegło się w uszach tych dwojga. – Chodź tutaj natychmiast! – głos kobiety zdał się naprawdę surowy i stanowczy.
        Agatha spojrzała na bruneta. Chciała odpowiedzieć, ale nie chciała tego robić, kiedy jej mama krzyczy za plecami. Spuściła głowę i odwróciła się na pięcie.
        Poczekaj tutaj na mnie! – nakazała, a chłopak aż uniósł zaskoczony brwi. – Zaraz wrócę. Siedź tutaj i się nie ruszaj! – zaczęła biec w kierunku budynku.
        Niedorzeczność. Co ona wyprawiała? Powinna odpowiedzieć, a zamiast tego spierdziela, aż się za nią kurzy. W duszy sobie biła brawo, za taką głupotę.
        Kiedy wtargnęła do mieszkania jej matka krzątała się w kuchni. Agatha patrzyła na nią przez moment. Wzięła głęboki wdech, żeby tylko nie wybuchnąć. Zdawała sobie sprawę, jaki ma cudowny charakterek.
        O co chodzi, mamo? Tylko szybko, bo się spieszę…– nerwowo bawiła się palcami.
        Pomóż mi przy obiedzie – pani Campbell spojrzała na córkę. – Zrób sałatkę. Żadnych „ale”.
        Czarnooka chciała coś powiedzieć, ale wolała nie dyskutować. Jej bardzo ważna rozmowa została przerwana z powodu obiadu? Cóż za komedia… Pokręciła głową. Zapytała jaka ma być sałatka. Szybko się zabrała do pracy. Było ciężko, ponieważ jej dłonie jakby dostały Parkinsona. „Żeby Cię, Daniel…” – próbowała się uspokoić. Bez skutku. Co chwilę zerkała na zegarek. Czas zbyt szybko leciał. Zastanawiała się, czy brunet nadal tam jest. Czy na nią czeka? Zamieszała sałatkę i dodała więcej pieprzu. Była smaczna.
        Gotowa – spojrzała na mamę. – Mogę iść? – ponownie się bawiła palcami.
        Wpierw zjedz – Elizabeth pokręciła głową.
        Nie ma na to czasu…– mruknęła nerwowo.
        Bez dyskusji – swoją wypowiedź zaznaczyła uniesionym palcem. – Pomóż mi nakładać porcje, a potem zawołaj wszystkich.
        Już…– wyjęła talerze z szafki i szybko nałożyła na nie sałatkę, podzieloną na równe części. Później pobiegła do pokoju, gdzie siedziało jej rodzeństwo. Zjechali się zewsząd. Jej ojciec również tam był. – Jest już obiad – oznajmiła. – Meg…możesz mi pomóc troszkę? – zwróciła się do siostry, która była najbliżej.
        Jasne – blondynka wstała od stołu, zostawiając małego Barta swojemu mężowi do opieki.
        Obie udały się do kuchni. Wróciły do salonu z talerzami. Wszyscy zasiedli do stołu. Rozmawiali. Agatha nie mogła jeść. Ściskało jej żołądek. Nie docierały do niej słowa jej rodzeństwa czy rodziców. Patrzyła na zegarek. Nie było jej już prawie godzinę! Wsunęła na siłę w siebie połowę porcji i oświadczyła, że już więcej nie zmieści. Odniosła swój talerz do kuchni. Opłukała dłonie i wybiegła z mieszkania. Pomyślała, że czarnookiego pewnie już nie ma… Bardzo się zdziwiła, bo Daniel siedział na ławce. Choć bardziej mogłaby powiedzieć, że leżał. Czekał. Nabrała haust powietrza w płuca. Zastanawiała się, co właściwie ma mu powiedzieć? Wypalił z takim pytaniem tak nagle. Spojrzała na swoje otwarte dłonie. Jasna cholera. Wszystko było zbyt oczywiste.
        Jestem! – oznajmiła, będąc jeszcze o kilka kroków od przyjaciela. – Przepraszam, że tak długo…
        Dobrze, że w ogóle wróciłaś – uśmiechnął się szeroko.
        Więc…– usiadła obok niego.
        Jaką odpowiedź dostanę? – w jego głosie było spięcie. Agatha czuła też już lekkie poirytowanie. Zupełnie, jakby już się nastawił na to, że go odrzuci. Nie mogła tak. Musiała jakoś rozluźnić atmosferę.
        A jaki wariant wybierasz? – spytała z lekkim uśmiechem. – A) Tak, czy B) Nie?
        Można wziąć pół na pół? – zaśmiał się całkiem wesoło. – Ech…pewnie nie, znając Ciebie – pokręcił głową. – Do przyjaciół nie zadzwonię…no i nie mamy publiczności. Kurde~ – przyłożył dłoń do brody, jak prawdziwy myśliciel. – Wygram milion, jak zaznaczę…A?
        Brawo. Nie można pół na pół – zaklaskała. – Wygrasz – kiwnęła głową. – A może i więcej – zaśmiała się wrednie. – To zależy jak dużo poprawnych odpowiedzi udzielisz.
        To nie było ostatnie pytanie? – lekko się zdziwił. – To co chciałem wygrać już wygrałem – uśmiechnął się triumfalnie. – Milion i tak by mi ukradli.
        To nie przyznawaj się, że masz – oparła się wygodnie o ławkę. – Nie~. Może być więcej. Tylko…muszę pomyśleć.
        Ludzie wyczują kasę, ja to wiem – pokręcił głową. – Dobra! – nastawił się bojowo. – Dawaj! – zaśmiał się. – Kurde…ale ja molestuję nasze uszy śmiechem.
        A tam wyczują…– pokręciła głową. – Muszę zmienić hasło na koncie… Cóż, oby dwoje się tego uczepiliśmy – zagryzła wargi. – Daj pomyśleć.
        Niby czego? – przechylił głowę. – Wiem! Zmień na: „konstantynawiczównalubidżem”. Nikt nie zgadnie – uśmiechnął się dumnie. – To takie słodkie.
        Bo…lepiej, żebyś nie wiedział – wzdrygnęła. – Ooo, takiego nigdy nie zgadnie. Będzie – zachichotała. – Raczej szydercze.
        Kurde! Ja nic nie wiem! – skrzywił się wielce obrażony. – No weź mi powiedz, no! – przysunął się trochę bliżej Agathy. – Szydercze? Takie z mrocznymi poglądami politycznymi?
        A wystarczy, że powiem, że kiedyś Neela nas w wiadomościach śledziła przez chwilkę? – uśmiechnęła się nieśmiało. – Jak zmienię hasło, to tego nie zrobi… A jeśli tak, to się wydrę na nią – wyprostowała się dumnie. – Tylko nie polityka…– skrzywiła się. – Nie wspominaj mi o tym nawet!
        Przecież nic się takiego w nich nie działo, nie? – wyszczerzył się. – Nawet podtekstów nie było…chyba. Mniejsza – zarechotał. – Czemu nie? Plus VAT, plus VAT, plus VAT. Wzrośnie cena benzyny~.
        Wiem, ale te jej wnioski…czasem mnie dołują – zwiesiła głowę, a potem podciągnęła kolana pod brodę. – Zresztą nieważne – spojrzała na Daniela z uśmiechem. – Sio mi z tą polityką. Przez te hydry muszę więcej kasy na leki wydawać!
        Jakie na przykład? – zapytał zaciekawiony. – Jak już będę prezydentem, będziesz miała leki za darmo.
        Ee…– zamyśliła się na chwilę. – Zboczone, chore, dziwne… długo by wymieniać – zaśmiała się. – Dziękuję. Jeszcze, żeby mi do domu je przynosili.
        Haha, ok…to mnie obraża – mruknął ofochany. – Dobra! Załatwię Ci jakiegoś sexy szofera lub doręczyciela, lub listonosza.
        Tu chodziło o ogół, ale dobra – pokręciła głową z dezaprobatą. – Chcę piekielnego gołębia. Chyba, że mam Cię zdradzać na start.
        Przecież wiem. Wygłupiam się~ – zanucił zadowolony, a potem spojrzał na nią podejrzliwie. – Nawet mi się nie waż! – pogroził Agacie palcem. – Znów będę musiał iść do piekła? Tam się płaci w euro… Ale dobra. Tylko musisz iść ze mną! – wstał i wyciągnął rękę do Agathy.
        To się nie drocz! – pacnęła go w nos jednym palcem. – Nie mam wyboru? I tak sobie przywłaszczyłeś moją wolę, więc moje zdanie się nie liczy.
        Ale lubię~ – zanucił. – No, więc właśnie! – zawołał radośnie. Złapał dłoń Agathy. – Idziemy do piekła... Jakie to romantyczne!
        Wiem…już drażnij się – prychnęła śmiechem. – Można jeszcze po drodze do jacuzzi?
        Czuję wyzwanie – oblizał wargi. – Okej.
        Potraktuj to, jak zechcesz.
        Ok! – uśmiechnął się szatańsko. – Słyszałem, że teraz najbardziej trendy są jacuzzi w kształcie kotła.
        Rzeczywiście. Można się poczuć…jak przystawka – pokręciła głową.
        Tak? – spojrzał na nią świecącymi oczami. – Aż mam ochotę Cię zjeść – zaśmiał się.
        Wstrzymaj się. Będzie Cię brzuch potem bolał.
        Łeee…no nic. Najem się samym widokiem – oblizał się.
        Agatha spojrzała na niego z dezaprobatą, a po chwili wybuchła śmiechem. Westchnęła.
        Chyba będę szła za Tobą – nadal się śmiała.
        Ej! Ja nie jestem żadnym zboczeńcem! Wypraszam sobie! – zawołał oburzony.
        Wiem, wiem… Będę szła obok. Pasuje?
        Tak, w końcu jakby nie patrzeć, trzymam Cię za rękę, więc nie masz wyboru – puścił jej oczko. – Znowu.
        Nie mam swojego zdania. Nieważne. Idziemy.
        Jak już tak bardzo chcesz to już Ci oddam tę jedną czwartą – zachichotał.
        Tak! – zawołała zadowolona. – Daj mi. Wtedy przynajmniej będę mogła choć trochę dojść do głosu.
        Dooobra…– zatrzymał się przy pasach. – Żeby nie było, że Cię ograniczam! – machnął wolną ręką, jakby kreśląc jakiś znak. – Ziuu…ziuuu, ziuuuu! – zaśmiał się. – Gratulacje! Oto jedna czwarta woli!
        Wow… Jaki level up! Teraz po gołębia pełną parą!
        Ciekawe czy ten sklep jest jeszcze otwarty…– zamyślił się na chwilę. – Jakby złapał taksówkę było by szybciej.
        Nie stać nas. Pozostaje pieszo.
        Kurde…już bliżej do Twojej łazienki – parsknął, kiedy zarobił dźgnięcie palcem pod żebro. – Może biegiem, a nie spacerkiem?
        Skąd wiesz, że stąd tak blisko? – uśmiechnęła się złośliwie. Patrzyła przez moment na światła. Ściskała palce bruneta nieświadomie co raz to bardziej. Wróciła wzrokiem na jego twarz. – Dobrze. Tylko poczekaj – puściła jego rękę i wdrapała się mu na plecy. – Ruszaj.
        Okej. W razie czego krzycz – zarechotał. – Start za…Trzy. Dwa. Jeden! Szakalaka! – zaczął biec ile sił, kiedy pokazało się zielone światło dla pieszych. Minął grupę ludzi slalomem.
        Masz na myśli niemiłe lądowanie?
        Tak, mniej więcej to.
        Dobra. Będę uprzedzać.
        Daniel zatrzymał się przed kolejnymi pasami. Trzymając za uda dziewczyny, trochę poprawił jej pozycję. Rozejrzał się. Nie jechał żaden pojazd, więc przeszedł na drugą stronę. Skręcił. Ruszył wąską uliczką, którą oświetlały z jednej strony latarnie w starym stylu. Wieczorami można było się poczuć, jakby odbyło się podróż w czasie. Agatha patrzyła na mijane budynki. Wtuliła głowę w plecy bruneta. Był taki ciepły. Zastanawiała się, czy to od zmęczenia? W końcu nie dość, że ją niósł, to jeszcze biegł. Podniosła głowę do góry. Zachwiała się do tyłu, kiedy chłopak skręcił.
        Jakby co spróbuj upaść na mnie. Niczego sobie przynajmniej nie złamiesz – powiedział spokojnie, znów poprawiając jej pozycję.
        A co z Tobą? – syknęła mu do ucha.
        Nie marudź – uszczypał jej nogę.
        Posłałam mu tylko niezadowolone mruknięcie. Tak jak zawsze. Agatha westchnęła głośno. Czarnooki robił jak zwykle co mu się podobało, a ją ograniczał ile się dało. Rudowłosa wiedziała, że to dla jej dobra, jednak czasem mógł sobie darować... Gdy już zaczęły siatkarza boleć nogi od biegania, szedł, lecz żwawo. Na kolejnym przejściu dla pieszych ledwo się wyrobił przed nadjeżdżającym samochodem.
        Uff…już chciałem zacząć cytować testament i to wszystko, czego jeszcze Ci nie powiedziałem – obejrzał się na pojazd. – Ale palant.
        Uważaj…– capnęła jego policzek. – Możesz cytować. Ja chętnie posłucham.
        Khym… Swój cały dobytek zostawiam złodziejom, bo i tak mnie okradną – zaśmiał się. – A swoje serduszko kochanej Agacie, która wytrwała ze mną ten dłuuugi czas.
        To testament…a gdzie reszta?
        A powinno być coś jeszcze? – zaśmiał się wrednie.
        Nieważne – prychnęła aktorsko. – Skup się lepiej, bo jesteśmy u celu!
        Ok!
        Daniel zatrzymał się przed sklepem, który znajdował się na rogu ulicy. Już przed wejściem stało stado dziwnych przedmiotów, które wyglądały, jakby naprawdę były ściągnięte z piekła. Doprawdy urocze miejsce. Siatkarz wlazł do środka. Mijał wyrastające nad ich głowy regały.
        Au…– ruda syknęła.
        Hm? Boli Cię coś? – zerknął na nią kątem oka.
        Tylko się uderzyłam.
        Niebezpiecznie Cię tak nieść na plecach…– mruknął. Powoli postawił rudą na podłodze, która przerażająco zaskrzypiała.
        Chyba rozumiem, dlaczego nazywają to miejsce piekłem.
        Jest klimatycznie, co? – zaśmiał się. – Chodź – wziął dziewczynę na ręce. – Tak przynajmniej będę widział, czy coś Cię nie zaatakuje.
        Rudowłosa chciała zaprotestować, jednak zrezygnowała. Trochę się obawiała tego, że rzeczywiście coś mogłoby ją zaatakować. To miejsce naprawdę różniło się od innych sklepów. Burmistrz mógł być z siebie dumny. Agatha wypuściła ze świstem powietrze, starając się nie patrzeć po wystawionych do sprzedaży przedmiotach. Przypomniała sobie o jednym szczególe. Szarpnęła koszulkę chłopaka.
        Daniel..? – mruknęła.
        Hm?
        Mamy czym zapłacić?
        Sprzedawca to spoko gość. Poza tym zawsze można ukraść – zarechotał. – Coś tam przy sobie mam. Potargujemy się.
        Spoko gość? – wyjrzała zza ramienia chłopaka. – Wygląda jak szatan.
        Naprawdę jest w porządku! – zapewnił ją przez śmiech. – Poza tym ile razy mam powtarzać, że w razie czego Cię obronię?
        Podziękuję za wjazd na chatę przez tego posłańca Lucifera.
        Jeśli coś Ci zrobi, to ja mu tak nakopię, że nie wstanie – wypuścił powietrze przez nos ze świstem. Skręcił w prawo, aby udać się w głąb sklepu.
        Pff…to musiałoby być dobre – zachichotała cicho. – Widzę kompleks bohatera.
        To żaden kompleks! – zawołał. – To źle, że chcę Cię bronić? 
        – Nie. To dobrze – z uśmiechem oparła się o ramię Daniela. – Nawet bardzo.
        Więc bez marudzenia mi tu! – zagwizdał. Przeskoczył jakieś rupiecie i zatrzymał się przed półką, na której były poustawiane drewniane rzeźby. – Patrz…tu jest Cerber, a tu feniks. Żyć nie umierać! – spojrzał nieco wyżej. – O! Tu są gołębie.
        Nie marudzę – pokazała brunetowi język. – Chcę gołębia – sięgnęła po rzeźbione drewno. Figurka była pomalowana na biało, a na jednym skrzydle znajdowała się czarna plama. Na swój sposób gołąb wyglądał uroczo, choć facjata tego drewnianego stworzenia była przerażająca. – Tego.
        Łoo, ale masz gust – uśmiechnął się. – Dobra. Teraz do kasy. Tylko…musisz wyjąć pieniądze, bo ja zębami nawet nie mam jak tam sięgnąć.
        Postawisz mnie na ziemi.
        Nie. Jeszcze sobie coś zrobisz – spojrzał na nią z poważną miną.
        Dobra, dobra...– odpowiedziała z lekkim przerażeniem.
        Brunet obrócił się i zmierzył do kasy. Mijał wszystkie regały. W tym czasie Agatha rzuciła okiem co na nich jest. Chwilę później tego żałowała. Wypchane zwierzaczki chyba chciały opętać jej duszę. Co gorsza znów widziała ohydne maski. Pomyślała, że ich istnienie powinno być zakazane. Zagryzła wargę i podniosła głowę do góry. Była ciekawa, czy Daniel lubi horrory. Mogłaby zapytać, ale wolała milczeć. Spojrzała na pomarszczonego jak orzech włoski staruszka. Mężczyzna palił starą fajkę, która zapewne pamiętała czasy wojny. Uniósł na nich wzrok. Daniel uśmiechnął się do niego szeroko.
        Witaj młodzieńcze. Jak dobrze Cię widzieć…i to z uroczą damą – ku zdziwieniu rudowłosej, głos sprzedawcy był niesamowicie łagodny. Nie tak szatański, jak sobie wyobrażała.
        Dobry wieczór. Chcemy tego gołębia – ruchem głowy wskazał na przedmiot w palcach dziewczyny. – Ile za to?
        Pięć euro.
        Aż tyle? Nie może być trzy?
        Dobra. Trzy.
        Negocjacje z Panem to sama przyjemność – zawołał radośnie. – Portfel jest w tylnej kieszeni. Wyjmiesz? – zwrócił się do rudowłosej, a ona skinęła głową i sięgnęła ręką. – Zapłać, Skarbie. Ja nie mam jak.
        Agatha bez słowa podała pieniądze starcowi, a on je z uśmiechem przyjął. Chłopak zaraz po tym krzyknął coś w stylu: „Uciekamy!”, po czym wybiegł ze sklepu. Ruda zaczęła się śmiać z miny sprzedawcy. Stwierdziła, że piekiełko ma nawet niezłe obroty, kiedy dojrzała grupkę ludzi krzątających się w środku. Odwróciła wzrok na ulicę.
        Z gołębiem ku chwale! – czarnooki obrał kierunek na park.
        Teraz mu mogę nadać jakieś imię – dziewczyna zaczęła się zamyślać.
        Jak go nazwiesz?
        Jeszcze nie mam pomysłu.
        Gołąbuś? Mietek? Luluś? – zaśmiał się.
        Mietek…– zaczęła chichrać. – Co Ty masz z tym „lulu”?
        Powiedziałem Luluś, bo to imię kanarka mojej babci – odetchnął zatrzymując się na pasach. – Ale „Lulu” też fajnie brzmi.
        Więc niech tak zostanie.
        Skinął głową zadowolony. Nastała chwilowa cisza.
        Zauważyłeś, że to się odnosi do naszych nick’ów? – podniosła głowę.
        O, faktycznie – spojrzał na nią. – Heh, nawet fajnie brzmi.
        Przypomniało mi się to co raz Sue napisała…
        To o tym torcie? Czy coś innego? – zaśmiał się.
        Tak, to.
        Dziwne, że ona i Neela planują nasz ślub, jak my go nawet nie planujemy! – poszedł wzdłuż alejki, żeby skrócić drogę.
        Taa…Neela męczy mnie z tym codziennie – przewróciła oczami.
        Ze ślubem?!
        Tak…niestety. Dzień i noc…– jęknęła. – W domu. W szkole…mam tego dość.
        Naprawdę współczuję – zrobił oczy jak spodki. – Nie ma sposobu, by dała spokój?
        Teraz ja mam ją prześladować? – przygryzła wargę. – Ee, jest, ale wolę go nie wymieniać.
        Eem…tak? – wzruszył ramionami. – To aż takie straszne? – zachichotał. – Wyjawisz mi ten mroczny sposób ukarania jej?
        Tutaj chodzi o przeszłość, więc…raczej niezbyt mogę wspominać.
        A, rozumiem. Zawsze coś.
        Zadowolony? – spytała, mrużąc charakterystycznie oczy. Telefon dziewczyny wydał dźwięk, który oznaczał przyjście wiadomości z czatu. Spojrzała na wyświetlacz. – To Neela. O wilku mowa.
        Bardzo – uśmiechnął się. – Powiedz jej, że ma Cię przestać prześladować, bo będę zazdrosny, że piszesz z nią częściej ode mnie. To powinno zadziałać – zatrzymał się w parku.
        I myślisz, że nie zapyta czemu? – spojrzała na niego uważnie.
        Przyjacielska zazdrość? – zrobił głupkowatą minę. Postawił Agathę na chodniku. Przypatrywał się jej twarzy z zadowoleniem.
        Powiedz mi…o co jej chodzi do jasnej?
        A co napisała?
        Dostałam esa z groźbami – patrzyła się na ekran ze zrezygnowaniem.
        Grozi Ci?! – oburzył się. – Co dokładnie?!
        Podniosła na niego wzrok. Przyglądała się jego zbulwersowanej twarzy i musiała przyznać, że nieziemsko ją to bawi. Wróciła spojrzeniem na telefon.
        Coś o molestowaniu…pobiciu? – skrzywiła się. – Oraz zdjęciu. To ostatnie najgorsze.
        Dlaczego ona Cię aż tak męczy? – jego oczy były co raz większe od zdziwienia. – A pff…nikt się nie dowie, że jesteśmy razem, bo będą dogadywać! – odchrząkną. – Banda debili.
        Ona chyba tak lubi. Ach…nieważne – machnęła ręką i schowała telefon do kieszonki. – Nic ciekawego się nie dowie.
        Dziwnie się czuję…– zaczął, siadając na ławce. – Wyznałem, że Cię kocham, a reszcie wmówię, że nie…– wpatrywał się w martwy punkt. – To chore – skrzywił się. Chwilę milczał, jakby czekając na odpowiedź rudej, ale ona tylko westchnęła. Uśmiechnął się lekko i wyjął telefon. – O Boże…ile powiadomień. W dodatku od k o g o – zaśmiał się. – Patrz! – chciał odwrócić telefon do Agathy, ale ta się przysiadła.
        Przez chwilę czytała dopowiedzenia znajomych do tweetów. Później zobaczyła bardzo dziwne wiadomości, jakby zupełnie przepowiednie z groźbami, za ich niespełnienie. Skrzywiła się i pokręciła głową z niedowierzaniem.
        Aa, w dupie! – burknęła. – Nic im nie mów – powiedziała, czytając wszystkie wścibskie uwagi. – To będzie kara za wcześniejszą grę naszym kosztem.
        Mm…kusi by wyznać prawdę, ale z drugiej strony nie chcę im dać tej satysfakcji – skrzywił się. – Ech. Ciężko jest.
        Nie mówmy nic. Niech cierpią.
        Tak, dokładnie! Nie dam im się – uśmiechnął się chytrze. – A na razie skupię się na tym, żeby znów wywołać Twoje śliczne rumieńce~ – spojrzał na rudą, a ta momentalnie się odsunęła.
        Nie wolno – pogroziła mu palcem. – Nie bawię się tak. Znajdę też coś na Ciebie!
        Haha…jestem w tym mistrzem – przybliżył się do Agathy i złapał jej ręce, żeby czasem mu nie uciekła. – Czy zacna milady Agatha życzy sobie, bym przeniósł ją przez próg? – uśmiechnął się słodko.
        Wrednym mistrzem…jak możesz – spuściła głowę w dół, ponieważ zrobiła się czerwona. Zastanawiała się dlaczego właściwie to ją zawstydza? Nie było to nic specjalnego, ale mimo wszystko powodowało, że jej kolor twarzy się zmieniał. – Robisz to, żeby mnie wkurzyć?
        Ale zawsze jakimś – zaśmiał się pod nosem. – Nie robię tego, by Cię wkurzyć, tylko po to, by sobie popatrzeć, jak urocza jesteś z rumieńcami.
        Znów zakryję twarz.
        Nie, bo Cię ugryzę – zaśmiał się wrednie, kiedy ta na niego spojrzała.
        Pff…spróbuj – wyrwała się i zasłoniła twarz rękoma.
        Usłyszała zrezygnowane westchnienie Daniela.
        I co? – zaśmiała się zwycięsko. – Nic z Twoich planów.
        Chwilowa cisza. Agatha zerknęła na bruneta przez palce. Patrzył na nią jakby czekając, aż w końcu odsłoni twarz. Westchnął i spuścił na moment głowę. Kiedy znów na nią spojrzał, był bardziej pewny swego.
        Hm…więc… Oo! Poliżę – złowrogość wkradła się w jego głos.
        Nie odważysz się? – czarnooka jęknęła z lekkim szokiem.
        Ależ tak~ – zanucił i cmoknął jej dłonie. – Następnym razem będzie liz.
        Nie-e~ – zaczęła się śmiać.
        Muszę mieć na Ciebie jakiegoś haka!
        Odsłoniła lekko twarz.
        Ty…to nie fair. Zawsze coś na mnie masz! Nie dam się – zasłoniła twarz z powrotem. – Nic nie zobaczysz.
        Sama chciałaś! – polizał jej palce.
        Agatha odsłoniła twarz i spojrzała na niego jakby bardziej oburzona niż zawstydzona. Widziała, jego chytry uśmieszek. Och. Jaki zadowolony z siebie. Ruda mogła się założyć, że kolor jej policzków jest inny niż zazwyczaj. Prychnęła, na chwilę spuszczając głowę.
        Tak chcesz się bawić? – spojrzała na niego. – Zaraz się zemszczę!
        Tylko obiecujesz – pokazał jej język. – Wiem, że tego nie zrobisz.
        A mam Ci odgryźć ucho? – brzmiała dość poważnie.
        Wtedy nie będę Cię mógł dobrze słyszeć – zrobił błagalną minę. – Chcesz mieć przygłuchego zioma? – zarechotał.
        Może nie będzie tak źle.
        Taa…bo ja z jednym uchem będę wszystko słyszał! – przewrócił oczami z dezaprobatą.
        Przecież Ci całego nie wygryzę, bez przesady – zaśmiała się w głos.
        Podgryziesz? To różnica, nie strasz!
        Phy! – odwróciła się ofochana. – Albo nic Ci nie zrobię.
        O! Jestem za!
        Kiedy indziej Cię podręczę – ponownie na niego spojrzała.
        Będę czekać.
        To sobie poczekasz…
        Jestem cierpliwy.
        To się okaże~ – zanuciła, przeciągając ramiona.
        Pewnie za godzinę zapomnę – uśmiechnął się głupkowato.
        A ja nie! I to najważniejsze!
        – …Dzięki? W razie czego mi przypomnij – szturchnął ją.
        Oczywiście, że nie – wyszczerzyła się. – Wtedy nie będę miała satysfakcji~.
        Jesteś taka pooodłaaaa…– mrukną, opadając na oparcie ławki zrezygnowany.
        Nie jestem – zbliżyła się trochę do Daniela. – Podroczę się z Tobą po prostu.
        To i tak podłe.
        Dziękuję – zaśmiała się. – Wiesz? Będę musiała iść – szepnęła nad jego nosem. – Mama zaraz będzie za mną się wydzierać – wstała z ławki. Przeciągnęła się z mruknięciem. – Zobaczymy się jutro?
        Oczywiście – podał jej figurkę gołębia. – O której mam wpaść?
        Kiedy chcesz.
        Hm…dobrze – wstał z ławki. – Jak skończę lekcje, to przyjdę! ...A przynajmniej taką mam nadzieję – ucałował policzek rudowłosej. – Do jutra…i co tak stoisz?
        Nie chcę iść.
        Haha…też nie chcę się rozstawać, ale lepiej, żebyś sobie nie narobiła problemów – pogładził jej włosy. – Idź. Postoję tu, dopóki nie znikniesz za drzwiami.
        W odpowiedzi dostał niechętne westchnienie. Agatha szła chwilę tyłem, patrząc na bruneta, aż w końcu zgrabnie się odwróciła i udała w miarę szybko do bloku. Obejrzała się jeszcze na Daniela, a on jej pomachał. Zaśmiała się pod nosem i weszła do bloku. Zatrzymała się w holu.
        Dopiero teraz zaczynało do niej docierać, że ona i brunet zaczęli ze sobą chodzić. Uśmiechnęła się tak szeroko, że zaczęły ją boleć policzki. Chciała wrócić do domu, ale nie mogła. Gdyby miała pewność, że chłopak nadal jest w parku wybiegłaby i poszła do niego. Nie mogła tego zrobić. Patrzyła na drzwi, przez które miała zaraz przejść. To zwróciła wzrok ku mieszkaniu Kate… Zastanawiała się, czy mogłaby jej powiedzieć. Jakby nie było kuzynka nie uczestniczyła w tym całym teatrzyku, gdy reszta dokuczała im, że się w sobie zakochali i tym podobne. Agatha zagryzła wargę. Przecież zrozumiała swoje uczucia, dopiero wtedy, kiedy sam Daniel ją o to zapytał. W dodatku jak otwarcie. Chciało jej się śmiać.
        Udała się do swojego mieszkania. Postanowiła milczeć. To było trudne. Korciło ją, by powiedzieć szatynce prawdę. Weszła do swojego pokoju. Włączyła komputer. Może lepiej będzie jak jej napisze? Przynajmniej Kate nie będzie musiała znosić jej pisków z radości. Otworzyła przeglądarkę i weszła na Talk'a.

        AGATHA: Cześć :3 Muszę Ci coś powiedzieć!
        KATE: Hej! c: O co chodzi?
        AGATHA: Więc…no… .////. Chodzę z Danielem.
        KATE: WIEDZIAŁAM! XD
        AGATHA: NO CO WIEDZIEŁAŚ? NO CO? XDD
        KATE: Wiedziałam, że tak skończycie. To było widać XD Fajnie, fajnie… Gratulacje ^^
        AGATHA: Dziękuję :3
        KATE: Opowiadaj, jak to było~ >D
        AGATHA: Muszę? ;////;”
        KATE: TAK -w-

        Rudowłosa chwilę patrzyła na ekran. Złapała się za czoło. Co miała dokładnie powiedzieć… Od czego zacząć? Opuściła ręce, a jej palce zwisły nad klawiaturą. Kiedy zaczęła pisać wszystko szło samo. Opowiedziała całość z każdym szczegółem, jaki pamiętała. Oparła się o krzesło rozmarzona… Czuła się tak dobrze. Od dawna nie miała tak dobrego humoru. Odetchnęła i czekała na odpowiedź przyjaciółki.

        KATE: Ile mnie ominęło... ;_; Śmiesznie w sumie wyszło XD
        AGATHA: Wielkie dzięki? XD' A u Ciebie co słychać? Jakieś dziś ciekawe rzeczy się działy? Widziałam, jak wychodzisz! >8D
        KATE: Ee…byłam się spotkać z Jackiem.
        AGATHA: O. I co?
        KATE: Dowiedziałam się, że przeprowadził się do swojego kumpla i teraz tam mieszka. Kiedy spytałam, czemu tak wyszło, to nie chciał o tym za bardzo gadać... Ale mam swoje podejrzenia.
        AGATHA: Hm, to dziwne... Nawet nic nie mruknął?
        KATE: Właśnie. Tak... Wiem tylko, że nie mogę za bardzo w to wszystko się pchać ._. W końcu to są jego sprawy.
        AGATHA: Nie znam go, więc mogę tylko Ciebie poprzeć.
        KATE: A teraz wybacz, ale idę odrobić lekcje.
        AGATHA: Ja też powinnam O_O
        KATE: Właśnie! XD
        AGATHA: Pa c:
        KATE: Pa <3


        Ruda patrzyła się jeszcze przez chwilę bezwiednie w ekran. Westchnęła z uśmiechem na ustach, a potem zabrała się za naukę. Chociaż tak ciężko było jej się na czymkolwiek skoncentrować...

~*~


W KOŃCU! W KOŃCU DODAJMY SCENĘ.
Wiem, że długo czekaliście, przepraszamy... Naprawdę szkoła daje nam wycisk. Tak wychodzi, więc musimy się do tego dostosować i uczyć się.
Myślę, że z przyszłymi Scenami będzie mniej problemu.
Następnym razem ukaże się I Scena Aktu V!
Ta Scena jest bardzo długa. W ramach przeprosin za taaaak długą przerwę. Ma 15 stron w programie!
Przy tej okazji... 

ŻYCZYMY WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT I RODZINNEJ, CIEPŁEJ ATMOSFERY!


Do następnego razu :3

6 komentarzy:

  1. "W tle było słychać szczekanie psów, coraz bardziej świat otaczały chłodne kolory, ciemny granat, pchany jesiennym wiatrem mieszał się z szarością i zaczął tańczyć balet z czernią tak bez końca aż zapadał mrok." - jakie cieplutkie zdanie. xD Takie urokliwe...
    Ogólnie ta scena zawładnęła mną i rozśmieszyła niekiedy. Te dialogi, przeplatane uwagami z charakterystycznym dowcipem. : D Ach, warto było czekać na taki gigant. xD
    I jeszcze słowo "hasałam" - już teraz wiem z kim je będę kojarzyć! : D Wyobraziłam sobie taką Agathę, hasającą do drzwi...
    Mam teraz przykład mistrzów dialogów i popróbuję brać przykład, jeśli można. Widzę czasem same dywizy... : O
    I jeszcze na koniec taka wiadomość...
    Jakie to niesamowite, że istnieje dwoje ludzi, którzy potrafią przekazywać swoje ukryte myśli, takim półżartem. Zabawnie i miło. Trochę mi żal Daniela... Agatha musiała być lekka, a on silny! xD
    I zapomniałabym. Romantyk z tego Michaela równy. : ) Tak poetycko brzmi... Muzą jest dla niego Kate.
    Również życzę wesołych świąt, takich z marzeń, by kolorowe światełka oświetlały klimatycznie kąty, nadając atmosferę przytulności oraz żeby ona utrzymywała się jak najdłużej, nie tylko w święta. Oraz żeby sił starczyło na przygotowania do świąt, by nie zdychać pod choinką. : D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że rozgrzałam Cię tym zdaniem XD
    Jak to się mówi? Cierpliwość popłaca :D
    Dla mnie pędziła jak burza XDD
    Serio? O.O Co do dialogów to wiesz co mam na myśli 8D
    Sama uwielbiam z kimś takim pisać, wydaje się bardziej ktoś ciekawszy c:
    Ostatnio tak wiele rozmawiamy o facetach- musi być silny :II Ja sobie nie wyobrażam odwrócenia ról, szurałabym nim po całej podłodze. Pomyśl- ktoś mdleje, a Ty musisz kogoś dźwignąć 8D Potrzeba prawdziwego mężczyzny.
    Nie wiem co mnie poniosło, ale wstąpił we mnie jakiś poeta gdy pisałam ten list. Pamiętam to- Jedna osoba stwierdziła, że tak pięknie opisuje uczucia. Wiesz...natchnęłaś mnie do pisania c:
    A ja Ci życzę super nowego stroika na drzwi! 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pędziła do... xD
      Tak, wiem. : )
      Na pewno. Nie wszyscy są złotem, gdy mówią otwarcie. Ale ludzie ogólnie są godni poznania, chociażby ze strony wewnętrznej, tak wiesz... zobaczenia tego co jest w nich ukryte, sposobu myślenia... Wierzyć w nich trzeba!
      Mój dżentelmen ze snów taki był! xD Ale czasem, w realu takich nie ma. :) Zwykle ludzie dążą do ideałów, pokazując ich, zapominając o tych małych, samotnych wadach... Wzbudzają moją empatię. Jednak słabym jest nie fajnie. Jak w stadzie, tacy odpadają.
      Natchnęło Cię... ;) Każdy powinien zająć się tym co umie, ale też rozwijać wszystkie inne dziedziny, być takim wirtuozem... List Ci wyszedł, nie ma co. Dobry z Ciebie Michael. : D
      Tak! Nie żadnego żółtego z fikuśnie brzydką wstążką! Dziękuję! xD

      Usuń
    2. Wiadomo do kogo XD
      Wierzyć w ludzkość<3 Mówiłam Ci...Mimo, że ciągle poznaje nowe osoby, na świecie jest jeszcze tyle ludzi, których poznam. Pojawiają się i znikają! To ekscytujące! Nie popieram znikania gdy się przywiąże, ale ćwiczę nad tym. Kocham ich! Właśnie dlatego ludzie powinni kochać mnie. :D To, że lubię ludzi wcale nie oznacza, że lubię ich za to, kim są. To jest taki labirynt, ja jestem labiryntem.
      Dzisiaj oglądałam "Kłamca, kłamca" i dziecko zapytało coś w rodzaju o wygląd. Jego tata powiedział, że to co mają w środku, że liczy się wnętrze- Tak mówią tylko brzydcy XD Szczerość, ale to nie zawsze prawda. Mam na to dowody. Szach mat.
      Mój znajomy powiedział, że powinnam się rozglądać w koło, bo tyle prawdziwych mężczyzn jest na świecie, a nie patrze na aktorów, czy piosenkarzy i ludzi ze snów.
      Ja: Mam Ci pokazać "prawdziwych mężczyzn" z klasy? O.O
      On: Chodziło mi o mnie! XD
      Dogadaj się z takim. Czasami ludzie wyglądają jak ideał, a niestety niektórzy nie. Mówiąc, że nie liczy się wygląd to największy bullshit ever C: To bardzo złe, że dyskryminujemy mniej atrakcyjnych, zwykle mają więcej do zaoferowania charakterem. Poza tym czasami są przystojni, a jak z nimi porozmawiasz to bufony. Wygląd zakrywa wady. My też potrafimy myśleć, że chciałybyśmy mieć kogoś atrakcyjnego, ale poznaje osoby, które nie są najpiękniejsze, ale ich charakter jest tak supi, że mogłabym nawet z nimi być. Najbardziej ciągnie mnie do ludzi inteligentnych :D Skoro na razie nikt taki się nie pojawił w Twojej wędrówce to nikt nie zabrania Ci pomarzyć o przystojniaku ze snu, o XD
      Powinnam być facetem. Wszystkie moje 8D
      Zrobiłaś nowy? 8)

      Usuń
    3. Ciągły obrót pieniądza, ziemi, losu... ;) Wszystko się zmienia i słusznie - świat jest pełen ludzi wartych uwagi!
      Nie kocha się kogoś za coś... kocha za to, że się kocha! :D Wierzę, że jest trochę takich, którzy otaczają Cię, bo ich po prostu kochasz. To się nazywa Miłość, przez duże "M". xD
      Nie da się oceniać inaczej. Ludzie brzydsi są biedni. : ( Dlatego ja wolę ich nie segregować, ale i tak wybieram tych ładniejszych, żeby wstydu nie było. xD Ale można powiedzieć, że w towarzystwie brzydszych dostrzegą Cię szybciej, bo "lśnisz lepszą urodą". xD W ogóle... co ja tutaj piszę?
      Liczy się charakter! Bo z pięknym głupcem to nie frajda. Chcemy rozmów i zrozumienia, a nie piękna dla oczu tylko!
      Swój swego przyciąga! xD Ja boję się inteligentnych. : o Nie lubię czuć się w tej prawdzie, że im nie dorównuję. : D W realu są same takie błe! Na świecie nie ma już takich perf dla mnie. I koniec.
      Przeżyłam załamanie i bunt (równocześnie) zostawiając nagie drzwi. xD
      Wszystkiego dobrego w nowym roku, dla Ciebie i Lalki!

      Usuń
    4. Tak, ale nie możemy zapominać o psychopatach. Moim zdaniem prawo jest źle dostosowane, bo dopiero po 24 godz. można zacząć kogoś szukać. Nie oszukujmy się- w ciągu 24 godzin taki niezrównoważony psychicznie człowiek, może wywieźć kogoś za granicę i zamknąć w piwnicy. Ile się słyszy o dziewczynach, które były przez kilka lat więzione. Ted Bundy w tyle godzin mordował ofiary i wykorzystywał seksualnie :I
      Tylko nie "M jak miłość", bo kojarzy mi się z tym beznadziejnym serialem. Moja nauczycielka od języka polskiego przestała to oglądać, bo podobno z tego kryminał się zrobił XDD
      Widzisz...wiele osób tak myśli. Pamiętaj, że jeżeli Tobie się bardzo podoba i jest przystojny to innym też :D
      Oby był spontaniczny i lubił podróżować ani nie był skąpcem. Ostatnio oglądałam Wilfreda przez całą noc i byłą taka scenka:
      Ryan: Kocham Cię.
      Wilfred: Skąpy kutafon
      Ryan: Co
      Wilfred: Powiedziałem ja Ciebie też
      Chodzi mi o to, żeby nie żałował, ale też wydawał na potrzebne rzeczy i przyjemności, a nie np. na 4 pary butów jak R. XDD
      Chcemy także, aby nasze kłopoty były jego kłopotami. Aby to było obustronne C:
      Ale zawsze Ci pomoże, bo potrafi xd Z takim myśleniem zostaniemy starymi Pannami albo zakonnicami XD
      Nagie drzwi? XD
      Dziękujemy i wzajemnie rzecz jasna! :D

      Usuń