Słońce
miało się już ku zachodowi. Droga przeszła gładko, bez
problemów. O tej porze nie działo się nic szczególnego... Minęła
te same budynki co zawsze. Zatrzymała się czując wyczerpanie i
oparła się na barierce. Odsapnęła przez krótką chwilę.
Wyprostowała się. Stanęła przed drzwiami. Chwyciła za klamkę i
lekko pchnęła drzwi, które otworzyły się. Ku jej zdziwieniu
Nicolas siedział jeszcze w klubie. Pochylał głowę nad stertą
papieru. Wyglądał na dość znudzonego, jednak w jego głowie już
świta jakiś niecny plan, a na twarz wypełza złowrogi uśmiech.
Dziewczyna dostrzegła to od razu. Stukając palcem w podłokietnik
fotelu podniósł pomału swe spojrzenie w stronę wejścia… Z jego
twarzy dało się odczytać pełne skupienie. Musiał robić coś
ważnego lub udawał, ale raczej to pierwsze. Gdy ją zobaczył
zdziwił się lekko.
– Och… Co tu robisz? – szepnął.
– Zapomniałam o czymś – odpowiedziała. – Pomóc Ci?
– Czuję się taki szalony – w jego głosie było słychać nutę desperacji. – Wszyscy już spędzają piątkowy wieczór na imprezach, a ja przebywam tutaj. Mógłbym nawet sprzątać w domu – zaśmiał się.
– Wolałbyś bawić się w gosposię? – jej twarz wykrzywił złośliwy uśmiech. – Ciekawe.
– Tak. Mam taki bałagan, że w mojej szafie znalazłabyś burdel i aż cztery dziwki – jęknął. – Nawet nie mogę się z nimi pobawić – jego oczy zabłysły niczym żyrandol i przepełniły się smutkiem.
– Nieźle bawicie się na dzielni. Wariaty – zachichotała. – A teraz oferuję Ci swoją pomoc. Nie zepsuj tego – starała się mówić do niego przekonująco.
– Nie, nie mogę Cię tak wykorzystać, kochana.
– Za każdym razem, gdy proszę Cię o pójście na kompromis, Ty zawsze mi odmawiasz – chciała opanować głos, jednak nie udało jej się stłumić zmartwienia.
– Każdym?
– Dobra, pierwszym – odchrząknęła, jakby zaraz miała wystąpić w teatrze i wyjść na scenę. – To jedyny układ jaki znajdziesz z mojej strony. Być może ostatni – dziewczyna patrzyła na niego z zagadkowym uśmieszkiem.
– Utknąłem w Twoich sposobach. Manipulujesz mną, Kate – z naciskiem wypowiedział jej imię, ale delikatnie i zmysłowo.
– Wiem – odparła, patrząc mu śmiało w oczy. – Teraz daj mi te papiery – zmieniła temat.
– Och… Co tu robisz? – szepnął.
– Zapomniałam o czymś – odpowiedziała. – Pomóc Ci?
– Czuję się taki szalony – w jego głosie było słychać nutę desperacji. – Wszyscy już spędzają piątkowy wieczór na imprezach, a ja przebywam tutaj. Mógłbym nawet sprzątać w domu – zaśmiał się.
– Wolałbyś bawić się w gosposię? – jej twarz wykrzywił złośliwy uśmiech. – Ciekawe.
– Tak. Mam taki bałagan, że w mojej szafie znalazłabyś burdel i aż cztery dziwki – jęknął. – Nawet nie mogę się z nimi pobawić – jego oczy zabłysły niczym żyrandol i przepełniły się smutkiem.
– Nieźle bawicie się na dzielni. Wariaty – zachichotała. – A teraz oferuję Ci swoją pomoc. Nie zepsuj tego – starała się mówić do niego przekonująco.
– Nie, nie mogę Cię tak wykorzystać, kochana.
– Za każdym razem, gdy proszę Cię o pójście na kompromis, Ty zawsze mi odmawiasz – chciała opanować głos, jednak nie udało jej się stłumić zmartwienia.
– Każdym?
– Dobra, pierwszym – odchrząknęła, jakby zaraz miała wystąpić w teatrze i wyjść na scenę. – To jedyny układ jaki znajdziesz z mojej strony. Być może ostatni – dziewczyna patrzyła na niego z zagadkowym uśmieszkiem.
– Utknąłem w Twoich sposobach. Manipulujesz mną, Kate – z naciskiem wypowiedział jej imię, ale delikatnie i zmysłowo.
– Wiem – odparła, patrząc mu śmiało w oczy. – Teraz daj mi te papiery – zmieniła temat.
Nicolas
poklepał miejsce obok siebie. Bez protestów Kate usiadła tuż koło
niego. W tym momencie gnietli się na jednym krześle. W pewien
sposób oboje dotrzymywali sobie towarzystwa. Klub cały opustoszał.
Na drzwiach zawisła kartka z napisem: „Zamknięte”.
Chłopak szybko wytłumaczył szatynce co ma robić. Zajęci
obowiązkami milczeli i nie odzywali się do siebie ani jednym
słowem, aż Nicolas zdecydował się przerwać tą ciszę:
– Czy nie boisz się duchów?
– Boję. Czy coś ma zamiar nas zjeść? – rozglądnęła się przenikliwie po pomieszczeniu.
– Nie, ale wyobraź sobie, że z przeciwległego końca pokoju, z mroku...wyłania się jakaś ciemna postać zapalająca kolejno świece stojące w rzędzie na niewielkim stoliku, uśmiecha się pod nosem nim, spojrzenie jego oczu skierowało się w Twą stronę...– złapał dech i chciał już kontynuować gdy dziewczyna przerwała mu.
– Czy to był murzyn? – dociekała tym samym powstrzymując się od śmiechu.
– Nie wiesz, że nie przerywa się rozmówcy gdy on się wczuwa? – spojrzał na nią kątem oka.
– Czyli zdążyłam.
– Przed czym? – zdziwił się.
– Przed tym aż się na dobre rozkręcisz.
– Słuchaj dalej – burknął. – I…być może chcesz już wyjść, jednak drogę zastępuje Ci kolejna postać. Z jego ust wystaje z wolna tląca się fajka.
– A ma garnitur?
– Kate…prowokujesz mnie.
– Ale garnitury są pociągające, zrozum – mruknęła domagając się swojego, a Nicolas przewrócił oczami. Mają coś wspólnego, nie jest w tym sama. Przewracanie oczami jest normalne!
– …Obdarza Cię czujnym spojrzeniem poprawiając swój garnitur – spojrzał na Kate, która uśmiechała się pod nosem, rozbawiła go. Zamknął oczy i opowiadał dalej. – Z tego miejsca nie wyjdziesz tak po prostu... A jeśli jakimś cudem uda Ci się uciec... Nie ciesz się. Stracisz orientację w lesie pełnym zawiłych ścieżek. Czy ratunkiem dla zagubionej duszy może być tajemniczy mężczyzna? Wątpliwe... – powiedział potężnym głosem, nadal miał zamknięte oczy.
– Życie zrobiło mnie w konia i okazało się że przeżyłam własną śmierć – pociągnęła nosem – Opiszą moją historię w książkach. To będzie bestseller.
– Game Over – jego usta ułożyły się w uśmiech.
–Lol? Nie wydaje mi się – pstryknęła go w nos. – A tak serio…nastraszyłeś mnie, choć nie było tam żadnej krwi, a jest już prawie ciemno, więc moja wyobraźnia sobie z tym nie poradzi – zaprzeczyła głową.
– Kurdebele. Nie pomyślałem o tym. Waćpanno! Odprowadzę Cię.
– A wtedy ja po drodze opowiem Ci coś strasznego? I nurtuje mnie jedno – wypuściła powietrze z ust, bo wypowiedziała to szybko na pełnym wdechu.
– Hę?
– To był murzyn, czy nie murzyn? – spytała, a Nicolas o mało nie spadł z fotela.
– To Cię naprawdę martwi? – zaśmiał się pod nosem i podrapał się w kark.
– Weźmiesz mnie za kompletną wariatkę, ale powiem Ci szczerze, nie wiem . Chcę mieć ogólnikowe wyobrażenie postaci. Taki myk – uśmiechnęłam się przyjaźnie.
– Nie było tam czarnego. To brzmi jak rasizm – klepnął się ręką w czoło. – Dodam, że gdybyś była w tym lesie krążyłyby w Twojej głowie słowa jakby z innego świata... Coś jak: „Śpij. Czas na Twoje życie już minął, a śmierć ma kłopoty z dojazdem. Najprawdopodobniej korek, spowodowany ilością dusz dążących do piekła”.
– Widocznie to jakieś ich hasło... Jakiś Paulo Coelho ich świata to wymyślił? – obróciła wszystko w żart. Zaraz w myślach stwierdziła, że będzie nazywać go irytujący, bo nieźle ją nastraszył. Nie dawała po sobie tego poznać. Po jej głowie chodziły bardziej myśli, że te postacie to jakieś szatany z rogami i możliwe, że mają topór, taka wersja hard. Starała się jednak myśleć, że są to mężczyźni z wyuzdaną klatą, ponętnymi ustami, a ona jest w haremie. Z myśli wybił ją chłopak, który przeciągnął się i tym samym zwalił ją z krzesła. Pomasowała swoje pośladki i zdążyła wydusić: „Au”.
– Wybacz – nachylił się na nią i momentalnie pomógł jej wstać z chłodnej posadzki.
– Kopnął Cię ktoś kiedyś w tyłek? – jęknęła.
– Twoje pomysły – zaśmiał się.
– Czy nie boisz się duchów?
– Boję. Czy coś ma zamiar nas zjeść? – rozglądnęła się przenikliwie po pomieszczeniu.
– Nie, ale wyobraź sobie, że z przeciwległego końca pokoju, z mroku...wyłania się jakaś ciemna postać zapalająca kolejno świece stojące w rzędzie na niewielkim stoliku, uśmiecha się pod nosem nim, spojrzenie jego oczu skierowało się w Twą stronę...– złapał dech i chciał już kontynuować gdy dziewczyna przerwała mu.
– Czy to był murzyn? – dociekała tym samym powstrzymując się od śmiechu.
– Nie wiesz, że nie przerywa się rozmówcy gdy on się wczuwa? – spojrzał na nią kątem oka.
– Czyli zdążyłam.
– Przed czym? – zdziwił się.
– Przed tym aż się na dobre rozkręcisz.
– Słuchaj dalej – burknął. – I…być może chcesz już wyjść, jednak drogę zastępuje Ci kolejna postać. Z jego ust wystaje z wolna tląca się fajka.
– A ma garnitur?
– Kate…prowokujesz mnie.
– Ale garnitury są pociągające, zrozum – mruknęła domagając się swojego, a Nicolas przewrócił oczami. Mają coś wspólnego, nie jest w tym sama. Przewracanie oczami jest normalne!
– …Obdarza Cię czujnym spojrzeniem poprawiając swój garnitur – spojrzał na Kate, która uśmiechała się pod nosem, rozbawiła go. Zamknął oczy i opowiadał dalej. – Z tego miejsca nie wyjdziesz tak po prostu... A jeśli jakimś cudem uda Ci się uciec... Nie ciesz się. Stracisz orientację w lesie pełnym zawiłych ścieżek. Czy ratunkiem dla zagubionej duszy może być tajemniczy mężczyzna? Wątpliwe... – powiedział potężnym głosem, nadal miał zamknięte oczy.
– Życie zrobiło mnie w konia i okazało się że przeżyłam własną śmierć – pociągnęła nosem – Opiszą moją historię w książkach. To będzie bestseller.
– Game Over – jego usta ułożyły się w uśmiech.
–Lol? Nie wydaje mi się – pstryknęła go w nos. – A tak serio…nastraszyłeś mnie, choć nie było tam żadnej krwi, a jest już prawie ciemno, więc moja wyobraźnia sobie z tym nie poradzi – zaprzeczyła głową.
– Kurdebele. Nie pomyślałem o tym. Waćpanno! Odprowadzę Cię.
– A wtedy ja po drodze opowiem Ci coś strasznego? I nurtuje mnie jedno – wypuściła powietrze z ust, bo wypowiedziała to szybko na pełnym wdechu.
– Hę?
– To był murzyn, czy nie murzyn? – spytała, a Nicolas o mało nie spadł z fotela.
– To Cię naprawdę martwi? – zaśmiał się pod nosem i podrapał się w kark.
– Weźmiesz mnie za kompletną wariatkę, ale powiem Ci szczerze, nie wiem . Chcę mieć ogólnikowe wyobrażenie postaci. Taki myk – uśmiechnęłam się przyjaźnie.
– Nie było tam czarnego. To brzmi jak rasizm – klepnął się ręką w czoło. – Dodam, że gdybyś była w tym lesie krążyłyby w Twojej głowie słowa jakby z innego świata... Coś jak: „Śpij. Czas na Twoje życie już minął, a śmierć ma kłopoty z dojazdem. Najprawdopodobniej korek, spowodowany ilością dusz dążących do piekła”.
– Widocznie to jakieś ich hasło... Jakiś Paulo Coelho ich świata to wymyślił? – obróciła wszystko w żart. Zaraz w myślach stwierdziła, że będzie nazywać go irytujący, bo nieźle ją nastraszył. Nie dawała po sobie tego poznać. Po jej głowie chodziły bardziej myśli, że te postacie to jakieś szatany z rogami i możliwe, że mają topór, taka wersja hard. Starała się jednak myśleć, że są to mężczyźni z wyuzdaną klatą, ponętnymi ustami, a ona jest w haremie. Z myśli wybił ją chłopak, który przeciągnął się i tym samym zwalił ją z krzesła. Pomasowała swoje pośladki i zdążyła wydusić: „Au”.
– Wybacz – nachylił się na nią i momentalnie pomógł jej wstać z chłodnej posadzki.
– Kopnął Cię ktoś kiedyś w tyłek? – jęknęła.
– Twoje pomysły – zaśmiał się.
Kate
go niezrozumiała, dlatego pokiwała głową i uśmiechnęła się co
by go zmylić.
– Skończmy już to. Patrz na godzinę – westchnęła i oboje spojrzeli na zegar wiszący na ścianie, który był bordowy jak i wskazówki, która jedna biegała rytmicznie w koło, a druga przesuwała się na liczby dokładnie co godzinę.
– Skończmy już to. Patrz na godzinę – westchnęła i oboje spojrzeli na zegar wiszący na ścianie, który był bordowy jak i wskazówki, która jedna biegała rytmicznie w koło, a druga przesuwała się na liczby dokładnie co godzinę.
Ponownie
zabrali się do pracy. Minęła okrągła godzina gdy skończyli
wszystko i Kate położyła ostatnią kartkę papieru na stosie
innych, który znajdował się przed jej twarzą.
– Jeszcze ciepłe jak świeże bułeczki! – Nicolas wypowiedział te słowa entuzjastycznie. Bez pomocy szatynki siedziałby tu o wiele dłużej sam i być może to co opowiadał dziewczynie zdarzyłoby się naprawdę.
– Wszystko poszło gładko. Mógłbyś tu siedzieć osamotniony do północy i Twoi „koledzy” przyszliby Ci pomóc – szarooka zachichotała.
– Jeszcze ciepłe jak świeże bułeczki! – Nicolas wypowiedział te słowa entuzjastycznie. Bez pomocy szatynki siedziałby tu o wiele dłużej sam i być może to co opowiadał dziewczynie zdarzyłoby się naprawdę.
– Wszystko poszło gładko. Mógłbyś tu siedzieć osamotniony do północy i Twoi „koledzy” przyszliby Ci pomóc – szarooka zachichotała.
Chłopak
zrobił głupią minę. Czy ona czytała mu w myślach? W tej samej
chwili drzwi od klubu otworzyły się. W progu ukazał się wysoki,
dobrze zbudowany mężczyzna.
– Tak szybko wróciłeś? – odezwał się Nicolas. Kate rozpoznała tego człowieka. Był to wujek chłopaka, a jej szef.
– Na chwilę. Muszę gdzieś zadzwonić – wyjaśnił mężczyzna – Co Wy tu jeszcze robicie?
– Bawimy się – uśmiechnął się sarkastycznie do wujka, jednak tamten nie zwrócił na to uwagi. Rzekł tylko, aby wracali do domu i odpoczęli. Sam udał się do innego pomieszczenia.
Dziewczyna wstała i rozprostowała kości. Chłopak schował dokumenty do teczki, a później do szuflady, którą zamknął kluczykiem.
– Naprawdę spędziłem dobrze czas. Dziękuję – powiedział chłopak i uśmiechnął się. Patrzył na nią tym swoim uwodzącym spojrzeniem. Kate wiedziała od Agathy, że Nicolas uwielbia podrywać dziewczyny i jest w tym dobry, dlatego zaczęła ignorować jego podloty.
– Ja też – odparła z lekkim uśmiechem. W tym samym momencie przypomniała sobie o liście i bez wyjaśnień skierowała się do biura. W miejsce gdzie zostawiła kopertę z listem. Z niewiadomego powodu starała się zachowywać cicho lecz było jasne, że się bała, dlatego jak najszybciej zgarnęła kopertę i już znajdowała się na dole przy blondynie.
– Gotowa? – zagadnął ją.
– Tak – odparła cicho uśmiechając się pod nosem.
– Tak szybko wróciłeś? – odezwał się Nicolas. Kate rozpoznała tego człowieka. Był to wujek chłopaka, a jej szef.
– Na chwilę. Muszę gdzieś zadzwonić – wyjaśnił mężczyzna – Co Wy tu jeszcze robicie?
– Bawimy się – uśmiechnął się sarkastycznie do wujka, jednak tamten nie zwrócił na to uwagi. Rzekł tylko, aby wracali do domu i odpoczęli. Sam udał się do innego pomieszczenia.
Dziewczyna wstała i rozprostowała kości. Chłopak schował dokumenty do teczki, a później do szuflady, którą zamknął kluczykiem.
– Naprawdę spędziłem dobrze czas. Dziękuję – powiedział chłopak i uśmiechnął się. Patrzył na nią tym swoim uwodzącym spojrzeniem. Kate wiedziała od Agathy, że Nicolas uwielbia podrywać dziewczyny i jest w tym dobry, dlatego zaczęła ignorować jego podloty.
– Ja też – odparła z lekkim uśmiechem. W tym samym momencie przypomniała sobie o liście i bez wyjaśnień skierowała się do biura. W miejsce gdzie zostawiła kopertę z listem. Z niewiadomego powodu starała się zachowywać cicho lecz było jasne, że się bała, dlatego jak najszybciej zgarnęła kopertę i już znajdowała się na dole przy blondynie.
– Gotowa? – zagadnął ją.
– Tak – odparła cicho uśmiechając się pod nosem.
Nicolas,
jak na amerykańskiego dżentelmena przystało otworzył przed nią
drzwi i po chwili razem maszerowali w stronę jej domu. Dziewczyna
oglądała się za siebie co jakiś czas. Zawsze tak robiła, bo nie
cierpiała gdy otaczała ją ciemność. Nie zważała pod nogi.
Chłopak natomiast bacznie ją obserwował i dziwił się. Lampy
oświetlały jej drogę. Mieszkała na ulicy, gdzie wszystko w jakiś
sposób było wzorowane angielskim stylem. Wąskie uliczki, budynki.
Był to piękny widok. Niestety blondyn nie mógł tego podziwiać,
bo było ciemno i tylko dzięki lampom mógł zauważyć znikome
szczegóły.
– Czemu patrzysz za siebie? – wreszcie wydusił z siebie nurtujące go pytanie. – Wiesz, że nie powinno się tak robić?
– Upewniam się tylko, że nikt za nami nie idzie – wyszczerzyła się jakby nigdy nic.
– Okej, ale to sprawia, że ja czuje się niepewnie, choć nie boję się ciemności. Nie wierze w żadne upiory – chłopak zaczął robić to samo co ona raz na jakiś czas.
– Na świecie jest wiele morderców i gwałcicieli, chamów, cyników, prostaków, którzy nie respektują żadnych zasad.
– Przerażasz mnie. Skończ – zatkał jej na chwile usta palcem. – Za dużo horrorów.
– Skryty pod grubym kitlem draństwa i troszczący się o dobra materialne oraz o zaspokojenie seksualnych potrzeb. Brr – skończyła. – Aa...nie oglądam ich – dodała cicho.
– Powątpiewam – zaprzeczył ruchem głowy. Z oddali było już widać pełno bloków wyłaniających się z grupy drzew. Dziewczyna przystanęła.
– Wracaj już – wyszeptała.
– Jesteś pewna, że nie idziemy dalej?
– Tak. Poradzę sobie – uśmiechnęła go i opuściła go maszerując wolno.
– Czemu patrzysz za siebie? – wreszcie wydusił z siebie nurtujące go pytanie. – Wiesz, że nie powinno się tak robić?
– Upewniam się tylko, że nikt za nami nie idzie – wyszczerzyła się jakby nigdy nic.
– Okej, ale to sprawia, że ja czuje się niepewnie, choć nie boję się ciemności. Nie wierze w żadne upiory – chłopak zaczął robić to samo co ona raz na jakiś czas.
– Na świecie jest wiele morderców i gwałcicieli, chamów, cyników, prostaków, którzy nie respektują żadnych zasad.
– Przerażasz mnie. Skończ – zatkał jej na chwile usta palcem. – Za dużo horrorów.
– Skryty pod grubym kitlem draństwa i troszczący się o dobra materialne oraz o zaspokojenie seksualnych potrzeb. Brr – skończyła. – Aa...nie oglądam ich – dodała cicho.
– Powątpiewam – zaprzeczył ruchem głowy. Z oddali było już widać pełno bloków wyłaniających się z grupy drzew. Dziewczyna przystanęła.
– Wracaj już – wyszeptała.
– Jesteś pewna, że nie idziemy dalej?
– Tak. Poradzę sobie – uśmiechnęła go i opuściła go maszerując wolno.
Odwróciła
się jeszcze i pomachała mu. W
tle było słychać szczekanie psów, coraz bardziej świat otaczały
chłodne kolory, ciemny granat, pchany jesiennym wiatrem mieszał się
z szarością i zaczął tańczyć balet z czernią tak bez końca aż
zapadał mrok. Piękne, angielskie lampy oświetlały jej drogę oraz dodawały
uroku uliczkom. Chłopak odmachał jej i udał się w swoją stronę,
być może do domu. Kate przyśpieszyła kroku, ale przez jej myśli
skupiające się na Jacku, zapomniała o historii opowiedzianej przez
Nicolasa. Martwiła się. Nawet nie spostrzegła kiedy tak szybko
stała przed drzwiami swojego mieszkania. Cicho otwierała drzwi, ale
gdy tylko pies ją usłyszał przybiegł i merdał wesoło ogonem.
Pogłaskała go po czym udała się do swojego pokoju.
Była ciekawa co tym razem napisał do niej Michael. Rozdarła
kopertę. Otworzyła ją. Zaczęła czytać...
Moja
najukochańsza Kate...
Tęsknie
za Tobą, brakuje mi Twojej obecności, Twojego zapachu naskórka,
uśmiechu...Ciebie.
Kate
aż wzdrygnęła. Przypomniało jej się z jakim romantykiem miała
do czynienia. Aż dziwiła się, że teraz odczuwa tylko każde słowo
wypełnione kiczem. Być może dlatego, że cały ból nie zniknął.
Westchnęła zrezygnowana. Ponownie skierowała wzrok na kartkę.
Wyrażę
całość tym wierszu, który jest inspirowany Twoją osobą...
Nie
zdążyłem.
Nie
wypowiedziałem.
Wiem
co straciłem.
To
Ciebie kochać miałem.
Dlaczego
moje serce zimnie
Nie
dostrzegło w porę,
Że
jesteś mi tak bliska,
Że
znaczysz dla mnie wszystko?
Dlaczego
dobry Boże
Zamknąłeś
moje słowa?
Dziś
krwią broczy serce,
Do
Ciebie tęsknię,
Niczego
więcej.
Proszę
Cię, spotkajmy się, najdroższa. Chcę naprawić swoje błędy.
Kochanie...wiesz, że przynosisz mi szczęście. Bez Ciebie...wiem
dlaczego moje życie nie ma sensu. A gdy się w nim pojawiłaś, to
każdy szczegół przybrał, jak to się mówi, różowego koloru.
Popełniłem tyle złych decyzji i źle się zachowałem.
Gdzieś
obok wspominam kontrast ust twoich wśród tych wiecznych smutków.
Zapędzam się marnie i nie wiedzieć czemu brakuje mi Twojego
dotyku. Czy jeszcze jesteś tu? Czy jesteś w stanie się ze mną
zobaczyć? Wśród tych paragrafów przelewam do Ciebie me uczucia
najdroższa. Czy to Ty stworzyłaś ten świat, a Twoja nieobecność
spowodowała jego klęskę? Gdzie jesteś moja księżniczko? Czy
zabrałeś mi ją aniele? Na szpule nawijane nieme słowa dusz moimi
palcami.
Powiem
Ci szczerze, że wstydziłem się napisać. Nie wiem dlaczego teraz
jak do Ciebie piszę ten list to mam lekkie wypieki na twarzy a serce
mi wali jak oszalałe, a w brzuchu mam motylki. Ty jesteś jedyną
taką dziewczyną, do której żywiłem aż tak moce uczucia i teraz
zrozumiałem, że z drugiej strony na Tobie mi zależy.
Kochanie
nawet sobie nie wyobrażasz jak mocno, niekiedy po nocach z tej
tęsknoty płakałem chciałem Cię przytulać, powiedzieć parę
słów,
bo wiem, że Ty byłaś przy mnie blisko. Wydawało mi się, że moje serce bije miarowo, niezmiennie i wierzyłem, że ta miłość nie była tylko halucynacją. Me serce odziane brzemieniem ołowiu i ma dusza zbrukana krwią wydała się łamać innym kości. Myślałem, że wszystko wygasło, a do serca wdarł się piękny kwiat z kolcami tłumiący uczucia. Przed ogród zwany mą duszą szedł pustelnik śmiertelnie smutny i zmienił to wszystko w cierpienie lecz na dnie coś pragnie i wnosi się ku górze. Nastąpiła zmiana scenariusza, z sercem tak bywa.
bo wiem, że Ty byłaś przy mnie blisko. Wydawało mi się, że moje serce bije miarowo, niezmiennie i wierzyłem, że ta miłość nie była tylko halucynacją. Me serce odziane brzemieniem ołowiu i ma dusza zbrukana krwią wydała się łamać innym kości. Myślałem, że wszystko wygasło, a do serca wdarł się piękny kwiat z kolcami tłumiący uczucia. Przed ogród zwany mą duszą szedł pustelnik śmiertelnie smutny i zmienił to wszystko w cierpienie lecz na dnie coś pragnie i wnosi się ku górze. Nastąpiła zmiana scenariusza, z sercem tak bywa.
Czekam
z niecierpliwością na odpowiedź.
Michael.
Kate
odłożyła
list na bok, teraz wokół niej tańczyło wiele przeplatających się
ze sobą uczuć. Czy zakopanie tych wszystkich wspomnień było
dobre? Kiedy ona zrobiła im pogrzeb, on nadal pamiętał wszystko z
każdym najmniejszym detalem. List był piękny. Wiedziała teraz, że
przelał na tą kartkę papieru namiętne swe uczucia. Czy nicią
odpowiednią ma zszyć swoje wspomnienia?
–
Cześć
–
do pokoju szatynki wtargnęła Agatha. Uśmiechała się od ucha do
ucha. Wyglądała na naprawdę wesołą. –
Co tam masz? –
skierowała swoje bystre oczy na dłonie kuzynki. –
Przeszkadzam Ci w czymś?
– Och,
hej...–
schowała odruchowo list za plecy. –
Nie, niespecjalnie.
– Na
pewno? Co tam schowałaś za plecami?
– Hm?
To nic.
– Serio?
– wgramoliła się na łóżko kuzynki. – O, koperta...–
spojrzała na kawałek papieru. – Dostałaś list?
– Czasami
jesteś nieznośnie ciekawska, wiesz? – mruknęła niechętnie
wyciągając list zza pleców. – Michael do mnie napisał.
– Michael?
Ten Michael?
– Yup.
– Ach...to
mnie zaskoczyłaś... Myślałam, że po tym jak się z nim rozstałaś
nie będzie Cię chciał widzieć...
– On
taki nie jest – spojrzała na rudowłosą z grymasem.
– Co
napisał?
– Przeczytaj
sobie – podała jej kartkę.
Agatha
zaczęła czytać po kolei wszystkie słowa, które Michael skierował
do Kate. List był doprawdy...romantyczny. Dla niej aż mdławo
romantyczny. Musiała jednak przyznać, że chłopak miał niezwykły
talent. Pisał piękne wiersze. Znajdowało się w nich tak wiele
uczuć. Westchnęła oddając Kate jej korespondencję.
– Co
mogę powiedzieć... Straszny z niego...romantyk – rudowłosa
powiedziała robiąc przy tym dziwny wyraz twarzy.
– Taa,
wiem. W dodatku ja na to leciałam – Kate westchnęła aktorsko.
– Haha,
urzekła Cię jego artystyczna dusza, co?
– Tak...
Chociaż czasami to było uciążliwe.
– Co
zamierzasz zrobić? – oparła się o ścianę. – Pójdziesz się
z nim zobaczyć?
Zapadła
chwilowa cisza. Szatynka przygryzła lekko dolną wargę. Pokręciła
głową.
– Nie...
Nie powinnam – oznajmiła kierując swoje baczne, szarawe oczy na
kuzynkę. – Teraz mam inne życie, że tak powiem. Nie mogę wracać
do tego co było. Są nowi ludzie. Lubiłam i może nadal lubię
Michaela, ale...chyba nie powinnam się godzić na to spotkanie.
– Nie
zdziwię się, jak on przylezie do klubu.
– Ty
weź mnie nawet nie strasz! – zerwała się z lekka. – List
wysłał mi właśnie do klubu! To znaczy, że wie gdzie to jest...
Naprawdę mógłby przyjść.
– Okej.
Cofam to – ściągnęła wargi. – A jak było w klubie?
– Całkiem
fajnie. Mogę nawet powiedzieć, że dużo się działo.
– Opowiedz
mi!
– Nie
chcę mi się!
– Proszę?
– zrobiła ładne oczka.
– Nie.
– Bardzo
ładnie proszę?
Kate
spojrzała na Agathę krzywo.
– No
dobra...– powiedziała niechętnie.
Szatynka
poczęła opowiadać czarnookiej o wszystkim co miało miejsce od
początku. Wywołała u Agathy rozbawienie. Zwłaszcza historią o
plasterku w samochodziki. Kiedy skończyła, obie dziewczyny zastał
już bardzo późny wieczór. Rudowłosa musiała iść. Kate
odprowadziła ją pod drzwi.
– Do
jutra...jeśli się uda – powiedziała z uśmiechem.
– Hah,
zobaczymy – Agatha skinęła głową. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Zamknęła
drzwi i udała się do siebie. Postanowiła wziąć szybki prysznic,
a zaraz potem iść spać. Czuła, że nogi jej same się uginają od
zmęczenia.
***
Agatha
odłożyła na blat biurka telefon. Śmiała się pod nosem z
wygłupów Neeli. Jej przyjaciółka czasem miała naprawdę odpały
godne podziwu. Ruda już miała odejść od mebli, gdy ponownie
dostała wiadomość. Spojrzała na wyświetlacz. Nie jedną, a dwie.
Mimowolnie się lekko zestresowała. Nie pomyliła się. Daniel.
Westchnęła dosadnie, kiedy zaczęła się uśmiechać wbrew swojej
woli.
DANIEL:
Cześć! I co? Mogę już przyjść do parku, jeśli masz czas?
Dziewczyna
chwilę patrzyła się na ekran. Wzięła głęboki wdech. Wolała na
dany moment zapomnieć o Neeli... Tym bardziej, że ona znów
zaczynała swoje wywody. Co miała napisać chłopakowi w odpowiedzi?
Chciała się z nim zobaczyć. Tylko sytuacja…jej ojciec był w
domu.
AGATHA:
O, hej… Jasne ^ ^ Tylko uważaj na mojego tatę 8D
Przyglądała
się swojej odpowiedzi. Naprawdę była dobra? Może mogła inaczej
napisać. „Niepotrzebnie dałam te trzy kropeczki” –
pomyślała, gryząc dolną wargę. Pokręciła głową i usiadła.
Coś było nie tak. Tylko co?
DANIEL:
Jest w domu? o.o
AGATHA:
Tak. Ma dziś wolne.
DANIEL:
O, kurde… Znaczy…hehe XD
AGATHA:
Co ma znaczyć to zdanie? XD Mam Cię o coś podejrzewać?
DANIEL:
No skąd... nie zgwałcę Cię, jak Twój tata pewnie myśli XD
Odpowiedź
bruneta wywołała u Agathy wybuch śmiechem. Czasem zastanawiała
się skąd on ma takie pomysły.
AGATHA:
Wiem. Postaram się, żeby Cię nie widział XD
DANIEL:
Zakazane spotkanie... Jak mnie Twój ojciec dorwie będę mógł
co najwyżej pacierz zmówić X’D
AGATHA:
Spoko, jak nie będziesz do późna siedział, to nawet się nie
zainteresuje XD Nie jest takie zakazane~.
DANIEL:
Boję się, że mnie nie polubi XD
AGATHA:
Nie musi! Wystarczy, że ja Cię lubię. Nikt nie ma tu nic do
gadania XD
DANIEL:
To kochane~. Gdyby u mnie Ciebie zobaczyli…oj, pytaliby nas o
datę ślubu XD Więc nie ma co narzekać. A teraz już jestem
niedaleko, więc wyłaź! XD
Rudowłosa
odetchnęła. Wstała z podłogi i pohasała do wyjścia. Nie
powiedziała, że wychodzi, ponieważ nie widziała takiej potrzeby.
Nigdy nie lubiła, gdy jej rodzice, a głównie mama wtykała nos w
jej prywatne sprawy. Kontrolowanie i spowiadanie się z każdego
głupiego szczegółu, nie było zupełnie w jej typie.
Zamknęła
za sobą cicho drzwi. Kiedy stanęła na pierwszych stopniach
schodków już z daleka widziała postać Daniela i jego promienny
uśmiech. W dłoni nadal ściskała telefon. Spojrzała jeszcze
ostatni raz na wyświetlacz i słowa, które chłopak napisał.
Zeskoczyła ze schodków i szybkim krokiem udała się do bruneta.
– Cześć.
Widzę, że pędziłeś jak rakieta – zaśmiała się wesoło, a on
skinął głową.
– Nawet,
ale mogłem choć trochę zwolnić… Zmęczyłem się – Daniel
wypatrzył pierwszą, lepszą ławkę i na niej usiadł. Agatha stała
naprzeciw niego. – Co? – spytał, kiedy ta się w niego
wpatrywała. – Stęskniłaś się, co? – zaśmiał się. Ku jego
zdziwieniu ruda pokiwała głową. – Ja też – odpowiedział
zadowolony.
– Odpowiadając
na Twoją wiadomość…– zaczęła. – Znam to. U mnie pewnie
byłoby podobnie – lekko spięła ramiona. – A przecież na ślub
za młodzi jesteśmy.
– Słuszna
uwaga.
– Wiesz
ile mam niepotrzebnych pytań od Nancy? Nie daje mi spokoju… Tyle
ciekawskich – spojrzała na swoje palce, a potem na Daniela. – A
przecież między nami nic nie ma – zaśmiała się. – Czemu
wszyscy biorą naszą znajomość za jakąś głębszą relację? –
spytała ni to poważnym tonem, ni rozbawionym.
Chłopak
wpatrywał się w nią przez chwilę milcząc.
– Nie
wiem czemu tak jest, ale za każdym razem, gdy coś takiego od Ciebie
usłyszę, czuję się, jakbym dostał kosza – zaśmiał się
bardzo cicho pod nosem. Zdało się, że go to wcale nie bawiło. Ani
troszeczkę. Patrzył na zaskoczoną minę przyjaciółki.
– Och…–
mruknęła. – Wybacz. To nie miało tak zabrzmieć – podrapała
się w kark. Zrobiło się jej strasznie głupio. Teraz to jej
podsadził kosę pod nogi. Naprawdę.
– Idę
zostać emu…pfu! Emo – wstał z ławki i stanął naprzeciwko
dziewczyny.
– Nie!
Zabraniam.
– A
co mam zrobić, jak mi dałaś kosza? – z jego twarzy nie zszedł
uśmiech, ale rudowłosa ujrzała cień rozczarowania w oczach.
– Nie
dałam – pokręciła głową. – Niby jak miałam Ci go dać? –
spytała, nadymając policzek.
– Uff!
– zawołał radośnie. – Już się bałem, że będę musiał od
Ciebie żądać rocznego zapasu chusteczek na me gorzkie łzy –
ponownie usiadł na ławce.
– Jako
rodzaj alimentów? – przykucnęła przy nim. – Ej…przecież ja
nie mam zamiaru Ci robić przykrości.
– Tak!
– znów się zerwał z ławki. – Za to, że nie odwzajemniasz mej
miłości! – obrócił się dumnie na pięcie. – Odchodzę z
dumą!
– Że
jak? – złapała za ubranie Daniela. – Nigdy przecież tak nie
powiedziałam! – zaśmiała się, chociaż zaczęła podświadomie
panikować. Siatkarz spojrzał na nią przez ramię. Oswobodził się
pomału z jej uchwytu i odwrócił przodem. Zrobił taką minę,
jakiej dziewczyna jeszcze nie miała okazji widzieć, więc robiło
się jeszcze bardziej niezręcznie. Wpatrywała się w czarne oczy
Daniela, chociaż miała ochotę odwrócić wzrok i uciec.
„Powiedziałbyś coś w końcu!” – pomyślała z lekką
niecierpliwością. Nie wiedzieć czemu atmosfera między nimi była
inna niż zazwyczaj. Serce jej dudniło.
– A
kochasz mnie, milady Agatho? – wyciągnął rękę przed siebie,
chcąc złapać jej dłoń. Zauważył na jej twarzy rumieniec.
Całkiem spory. Cofnął się, gdy rozbrzmiał telefon.
„DLACZEGO
TERAZ?!” – czarnooka chciała sobie przybić piątkę. W
czoło. Spojrzała na wyświetlacz z kaprysem jak mały dzieciak.
– To
mama…– jęknęła. – Szlag…– mruknęła pod nosem.
– Agatha!
– wołanie Elizabeth rozbiegło się w uszach tych dwojga. –
Chodź tutaj natychmiast! – głos kobiety zdał się naprawdę
surowy i stanowczy.
Agatha
spojrzała na bruneta. Chciała odpowiedzieć, ale nie chciała tego
robić, kiedy jej mama krzyczy za plecami. Spuściła głowę i
odwróciła się na pięcie.
– Poczekaj
tutaj na mnie! – nakazała, a chłopak aż uniósł zaskoczony
brwi. – Zaraz wrócę. Siedź tutaj i się nie ruszaj! – zaczęła
biec w kierunku budynku.
Niedorzeczność.
Co ona wyprawiała? Powinna odpowiedzieć, a zamiast tego
spierdziela, aż się za nią kurzy. W duszy sobie biła brawo, za
taką głupotę.
Kiedy
wtargnęła do mieszkania jej matka krzątała się w kuchni. Agatha
patrzyła na nią przez moment. Wzięła głęboki wdech, żeby tylko
nie wybuchnąć. Zdawała sobie sprawę, jaki ma cudowny charakterek.
– O
co chodzi, mamo? Tylko szybko, bo się spieszę…– nerwowo bawiła
się palcami.
– Pomóż
mi przy obiedzie – pani Campbell spojrzała na córkę. – Zrób
sałatkę. Żadnych „ale”.
Czarnooka
chciała coś powiedzieć, ale wolała nie dyskutować. Jej bardzo
ważna rozmowa została przerwana z powodu obiadu? Cóż za komedia…
Pokręciła głową. Zapytała jaka ma być sałatka. Szybko się
zabrała do pracy. Było ciężko, ponieważ jej dłonie jakby
dostały Parkinsona. „Żeby Cię, Daniel…” – próbowała
się uspokoić. Bez skutku. Co chwilę zerkała na zegarek. Czas zbyt
szybko leciał. Zastanawiała się, czy brunet nadal tam jest. Czy na
nią czeka? Zamieszała sałatkę i dodała więcej pieprzu. Była
smaczna.
– Gotowa
– spojrzała na mamę. – Mogę iść? – ponownie się bawiła
palcami.
– Wpierw
zjedz – Elizabeth pokręciła głową.
– Nie
ma na to czasu…– mruknęła nerwowo.
– Bez
dyskusji – swoją wypowiedź zaznaczyła uniesionym palcem. –
Pomóż mi nakładać porcje, a potem zawołaj wszystkich.
– Już…–
wyjęła talerze z szafki i szybko nałożyła na nie sałatkę,
podzieloną na równe części. Później pobiegła do pokoju, gdzie
siedziało jej rodzeństwo. Zjechali się zewsząd. Jej ojciec
również tam był. – Jest już obiad – oznajmiła. –
Meg…możesz mi pomóc troszkę? – zwróciła się do siostry,
która była najbliżej.
– Jasne
– blondynka wstała od stołu, zostawiając małego Barta swojemu
mężowi do opieki.
Obie
udały się do kuchni. Wróciły do salonu z talerzami. Wszyscy
zasiedli do stołu. Rozmawiali. Agatha nie mogła jeść. Ściskało
jej żołądek. Nie docierały do niej słowa jej rodzeństwa czy
rodziców. Patrzyła na zegarek. Nie było jej już prawie godzinę!
Wsunęła na siłę w siebie połowę porcji i oświadczyła, że już
więcej nie zmieści. Odniosła swój talerz do kuchni. Opłukała
dłonie i wybiegła z mieszkania. Pomyślała, że czarnookiego
pewnie już nie ma… Bardzo się zdziwiła, bo Daniel siedział na
ławce. Choć bardziej mogłaby powiedzieć, że leżał. Czekał.
Nabrała haust powietrza w płuca. Zastanawiała się, co właściwie
ma mu powiedzieć? Wypalił z takim pytaniem tak nagle. Spojrzała na
swoje otwarte dłonie. Jasna cholera. Wszystko było zbyt oczywiste.
– Jestem!
– oznajmiła, będąc jeszcze o kilka kroków od przyjaciela. –
Przepraszam, że tak długo…
– Dobrze,
że w ogóle wróciłaś – uśmiechnął się szeroko.
– Więc…–
usiadła obok niego.
– Jaką
odpowiedź dostanę? – w jego głosie było spięcie. Agatha czuła
też już lekkie poirytowanie. Zupełnie, jakby już się nastawił
na to, że go odrzuci. Nie mogła tak. Musiała jakoś rozluźnić
atmosferę.
– A
jaki wariant wybierasz? – spytała z lekkim uśmiechem. – A) Tak,
czy B) Nie?
– Można
wziąć pół na pół? – zaśmiał się całkiem wesoło. –
Ech…pewnie nie, znając Ciebie – pokręcił głową. – Do
przyjaciół nie zadzwonię…no i nie mamy publiczności. Kurde~ –
przyłożył dłoń do brody, jak prawdziwy myśliciel. – Wygram
milion, jak zaznaczę…A?
– Brawo.
Nie można pół na pół – zaklaskała. – Wygrasz – kiwnęła
głową. – A może i więcej – zaśmiała się wrednie. – To
zależy jak dużo poprawnych odpowiedzi udzielisz.
– To
nie było ostatnie pytanie? – lekko się zdziwił. – To co
chciałem wygrać już wygrałem – uśmiechnął się triumfalnie.
– Milion i tak by mi ukradli.
– To
nie przyznawaj się, że masz – oparła się wygodnie o ławkę. –
Nie~. Może być więcej. Tylko…muszę pomyśleć.
– Ludzie
wyczują kasę, ja to wiem – pokręcił głową. – Dobra! –
nastawił się bojowo. – Dawaj! – zaśmiał się. – Kurde…ale
ja molestuję nasze uszy śmiechem.
– A
tam wyczują…– pokręciła głową. – Muszę zmienić hasło na
koncie… Cóż, oby dwoje się tego uczepiliśmy – zagryzła
wargi. – Daj pomyśleć.
– Niby
czego? – przechylił głowę. – Wiem! Zmień na:
„konstantynawiczównalubidżem”. Nikt nie zgadnie –
uśmiechnął się dumnie. – To takie słodkie.
– Bo…lepiej,
żebyś nie wiedział – wzdrygnęła. – Ooo, takiego nigdy nie
zgadnie. Będzie – zachichotała. – Raczej szydercze.
– Kurde!
Ja nic nie wiem! – skrzywił się wielce obrażony. – No weź mi
powiedz, no! – przysunął się trochę bliżej Agathy. –
Szydercze? Takie z mrocznymi poglądami politycznymi?
– A
wystarczy, że powiem, że kiedyś Neela nas w wiadomościach
śledziła przez chwilkę? – uśmiechnęła się nieśmiało. –
Jak zmienię hasło, to tego nie zrobi… A jeśli tak, to się wydrę
na nią – wyprostowała się dumnie. – Tylko nie polityka…–
skrzywiła się. – Nie wspominaj mi o tym nawet!
– Przecież
nic się takiego w nich nie działo, nie? – wyszczerzył się. –
Nawet podtekstów nie było…chyba. Mniejsza – zarechotał. –
Czemu nie? Plus VAT, plus VAT, plus VAT. Wzrośnie cena benzyny~.
– Wiem,
ale te jej wnioski…czasem mnie dołują – zwiesiła głowę, a
potem podciągnęła kolana pod brodę. – Zresztą nieważne –
spojrzała na Daniela z uśmiechem. – Sio mi z tą polityką. Przez
te hydry muszę więcej kasy na leki wydawać!
– Jakie
na przykład? – zapytał zaciekawiony. – Jak już będę
prezydentem, będziesz miała leki za darmo.
– Ee…–
zamyśliła się na chwilę. – Zboczone, chore, dziwne… długo by
wymieniać – zaśmiała się. – Dziękuję. Jeszcze, żeby mi do
domu je przynosili.
– Haha,
ok…to mnie obraża – mruknął ofochany. – Dobra! Załatwię Ci
jakiegoś sexy szofera lub doręczyciela, lub listonosza.
– Tu
chodziło o ogół, ale dobra – pokręciła głową z dezaprobatą.
– Chcę piekielnego gołębia. Chyba, że mam Cię zdradzać na
start.
– Przecież
wiem. Wygłupiam się~ – zanucił zadowolony, a potem spojrzał na
nią podejrzliwie. – Nawet mi się nie waż! – pogroził Agacie
palcem. – Znów będę musiał iść do piekła? Tam się płaci w
euro… Ale dobra. Tylko musisz iść ze mną! – wstał i wyciągnął
rękę do Agathy.
– To
się nie drocz! – pacnęła go w nos jednym palcem. – Nie mam
wyboru? I tak sobie przywłaszczyłeś moją wolę, więc moje zdanie
się nie liczy.
– Ale
lubię~ – zanucił. – No, więc właśnie! – zawołał
radośnie. Złapał dłoń Agathy. – Idziemy do piekła... Jakie to
romantyczne!
– Wiem…już
drażnij się – prychnęła śmiechem. – Można jeszcze po drodze
do jacuzzi?
– Czuję
wyzwanie – oblizał wargi. – Okej.
– Potraktuj
to, jak zechcesz.
– Ok!
– uśmiechnął się szatańsko. – Słyszałem, że teraz
najbardziej trendy są jacuzzi w kształcie kotła.
– Rzeczywiście.
Można się poczuć…jak przystawka – pokręciła głową.
– Tak?
– spojrzał na nią świecącymi oczami. – Aż mam ochotę Cię
zjeść – zaśmiał się.
– Wstrzymaj
się. Będzie Cię brzuch potem bolał.
– Łeee…no
nic. Najem się samym widokiem – oblizał się.
Agatha
spojrzała na niego z dezaprobatą, a po chwili wybuchła śmiechem.
Westchnęła.
– Chyba
będę szła za Tobą – nadal się śmiała.
– Ej!
Ja nie jestem żadnym zboczeńcem! Wypraszam sobie! – zawołał
oburzony.
– Wiem,
wiem… Będę szła obok. Pasuje?
– Tak,
w końcu jakby nie patrzeć, trzymam Cię za rękę, więc nie masz
wyboru – puścił jej oczko. – Znowu.
– Nie
mam swojego zdania. Nieważne. Idziemy.
– Jak
już tak bardzo chcesz to już Ci oddam tę jedną czwartą –
zachichotał.
– Tak!
– zawołała zadowolona. – Daj mi. Wtedy przynajmniej będę
mogła choć trochę dojść do głosu.
– Dooobra…–
zatrzymał się przy pasach. – Żeby nie było, że Cię
ograniczam! – machnął wolną ręką, jakby kreśląc jakiś znak.
– Ziuu…ziuuu, ziuuuu! – zaśmiał się. – Gratulacje! Oto
jedna czwarta woli!
– Wow…
Jaki level up! Teraz po gołębia pełną parą!
– Ciekawe
czy ten sklep jest jeszcze otwarty…– zamyślił się na chwilę.
– Jakby złapał taksówkę było by szybciej.
– Nie
stać nas. Pozostaje pieszo.
– Kurde…już
bliżej do Twojej łazienki – parsknął, kiedy zarobił dźgnięcie
palcem pod żebro. – Może biegiem, a nie spacerkiem?
– Skąd
wiesz, że stąd tak blisko? – uśmiechnęła się złośliwie.
Patrzyła przez moment na światła. Ściskała palce bruneta
nieświadomie co raz to bardziej. Wróciła wzrokiem na jego twarz. –
Dobrze. Tylko poczekaj – puściła jego rękę i wdrapała się mu
na plecy. – Ruszaj.
– Okej.
W razie czego krzycz – zarechotał. – Start za…Trzy. Dwa.
Jeden! Szakalaka! – zaczął biec ile sił, kiedy pokazało się
zielone światło dla pieszych. Minął grupę ludzi slalomem.
– Masz
na myśli niemiłe lądowanie?
– Tak,
mniej więcej to.
– Dobra.
Będę uprzedzać.
Daniel
zatrzymał się przed kolejnymi pasami. Trzymając za uda dziewczyny,
trochę poprawił jej pozycję. Rozejrzał się. Nie jechał żaden
pojazd, więc przeszedł na drugą stronę. Skręcił. Ruszył wąską
uliczką, którą oświetlały z jednej strony latarnie w starym
stylu. Wieczorami można było się poczuć, jakby odbyło się
podróż w czasie. Agatha patrzyła na mijane budynki. Wtuliła głowę
w plecy bruneta. Był taki ciepły. Zastanawiała się, czy to od
zmęczenia? W końcu nie dość, że ją niósł, to jeszcze biegł.
Podniosła głowę do góry. Zachwiała się do tyłu, kiedy chłopak
skręcił.
– Jakby
co spróbuj upaść na mnie. Niczego sobie przynajmniej nie złamiesz
– powiedział spokojnie, znów poprawiając jej pozycję.
– A
co z Tobą? – syknęła mu do ucha.
– Nie
marudź – uszczypał jej nogę.
Posłałam
mu tylko niezadowolone mruknięcie. Tak jak zawsze. Agatha westchnęła
głośno. Czarnooki robił jak zwykle co mu się podobało, a ją
ograniczał ile się dało. Rudowłosa wiedziała, że to dla jej
dobra, jednak czasem mógł sobie darować... Gdy już zaczęły
siatkarza boleć nogi od biegania, szedł, lecz żwawo. Na kolejnym
przejściu dla pieszych ledwo się wyrobił przed nadjeżdżającym
samochodem.
– Uff…już
chciałem zacząć cytować testament i to wszystko, czego jeszcze Ci
nie powiedziałem – obejrzał się na pojazd. – Ale palant.
– Uważaj…–
capnęła jego policzek. – Możesz cytować. Ja chętnie posłucham.
– Khym…
Swój cały dobytek zostawiam złodziejom, bo i tak mnie okradną –
zaśmiał się. – A swoje serduszko kochanej Agacie, która
wytrwała ze mną ten dłuuugi czas.
– To
testament…a gdzie reszta?
– A
powinno być coś jeszcze? – zaśmiał się wrednie.
– Nieważne
– prychnęła aktorsko. – Skup się lepiej, bo jesteśmy u celu!
– Ok!
Daniel
zatrzymał się przed sklepem, który znajdował się na rogu ulicy.
Już przed wejściem stało stado dziwnych przedmiotów, które
wyglądały, jakby naprawdę były ściągnięte z piekła. Doprawdy urocze miejsce.
Siatkarz wlazł do środka. Mijał wyrastające nad ich głowy
regały.
– Au…–
ruda syknęła.
– Hm?
Boli Cię coś? – zerknął na nią kątem oka.
– Tylko
się uderzyłam.
– Niebezpiecznie
Cię tak nieść na plecach…– mruknął. Powoli postawił rudą
na podłodze, która przerażająco zaskrzypiała.
– Chyba
rozumiem, dlaczego nazywają to miejsce piekłem.
– Jest
klimatycznie, co? – zaśmiał się. – Chodź – wziął
dziewczynę na ręce. – Tak przynajmniej będę widział, czy coś
Cię nie zaatakuje.
Rudowłosa
chciała zaprotestować, jednak zrezygnowała. Trochę się obawiała
tego, że rzeczywiście coś mogłoby ją zaatakować. To miejsce
naprawdę różniło się od innych sklepów. Burmistrz mógł być z
siebie dumny. Agatha wypuściła ze świstem powietrze, starając się
nie patrzeć po wystawionych do sprzedaży przedmiotach. Przypomniała
sobie o jednym szczególe. Szarpnęła koszulkę chłopaka.
– Daniel..?
– mruknęła.
– Hm?
– Mamy
czym zapłacić?
– Sprzedawca
to spoko gość. Poza tym zawsze można ukraść – zarechotał. –
Coś tam przy sobie mam. Potargujemy się.
– Spoko
gość? – wyjrzała zza ramienia chłopaka. – Wygląda jak
szatan.
– Naprawdę
jest w porządku! – zapewnił ją przez śmiech. – Poza tym ile
razy mam powtarzać, że w razie czego Cię obronię?
– Podziękuję
za wjazd na chatę przez tego posłańca Lucifera.
– Jeśli
coś Ci zrobi, to ja mu tak nakopię, że nie wstanie – wypuścił
powietrze przez nos ze świstem. Skręcił w prawo, aby udać się w
głąb sklepu.
– Pff…to
musiałoby być dobre – zachichotała cicho. – Widzę kompleks
bohatera.
– To
żaden kompleks! – zawołał. – To źle, że chcę Cię bronić?
– Nie. To dobrze – z uśmiechem oparła się o ramię Daniela. – Nawet bardzo.
– Nie. To dobrze – z uśmiechem oparła się o ramię Daniela. – Nawet bardzo.
– Więc
bez marudzenia mi tu! – zagwizdał. Przeskoczył jakieś rupiecie i
zatrzymał się przed półką, na której były poustawiane
drewniane rzeźby. – Patrz…tu jest Cerber, a tu feniks. Żyć nie
umierać! – spojrzał nieco wyżej. – O! Tu są gołębie.
– Nie
marudzę – pokazała brunetowi język. – Chcę gołębia –
sięgnęła po rzeźbione drewno. Figurka była pomalowana na biało,
a na jednym skrzydle znajdowała się czarna plama. Na swój sposób
gołąb wyglądał uroczo, choć facjata tego drewnianego stworzenia
była przerażająca. – Tego.
– Łoo,
ale masz gust – uśmiechnął się. – Dobra. Teraz do kasy.
Tylko…musisz wyjąć pieniądze, bo ja zębami nawet nie mam jak
tam sięgnąć.
– Postawisz
mnie na ziemi.
– Nie.
Jeszcze sobie coś zrobisz – spojrzał na nią z poważną miną.
– Dobra,
dobra...– odpowiedziała z lekkim przerażeniem.
Brunet
obrócił się i zmierzył do kasy. Mijał wszystkie regały. W tym
czasie Agatha rzuciła okiem co na nich jest. Chwilę później tego
żałowała. Wypchane zwierzaczki chyba chciały opętać jej duszę.
Co gorsza znów widziała ohydne maski. Pomyślała, że ich
istnienie powinno być zakazane. Zagryzła wargę i podniosła głowę
do góry. Była ciekawa, czy Daniel lubi horrory. Mogłaby zapytać,
ale wolała milczeć. Spojrzała na pomarszczonego jak orzech włoski
staruszka. Mężczyzna palił starą fajkę, która zapewne pamiętała
czasy wojny. Uniósł na nich wzrok. Daniel uśmiechnął się do
niego szeroko.
– Witaj
młodzieńcze. Jak dobrze Cię widzieć…i to z uroczą damą – ku
zdziwieniu rudowłosej, głos sprzedawcy był niesamowicie łagodny.
Nie tak szatański, jak sobie wyobrażała.
– Dobry
wieczór. Chcemy tego gołębia – ruchem głowy wskazał na
przedmiot w palcach dziewczyny. – Ile za to?
– Pięć
euro.
– Aż
tyle? Nie może być trzy?
– Dobra.
Trzy.
– Negocjacje
z Panem to sama przyjemność – zawołał radośnie. – Portfel
jest w tylnej kieszeni. Wyjmiesz? – zwrócił się do rudowłosej,
a ona skinęła głową i sięgnęła ręką. – Zapłać, Skarbie.
Ja nie mam jak.
Agatha
bez słowa podała pieniądze starcowi, a on je z uśmiechem przyjął.
Chłopak zaraz po tym krzyknął coś w stylu: „Uciekamy!”,
po czym wybiegł ze sklepu. Ruda zaczęła się śmiać z miny
sprzedawcy. Stwierdziła, że piekiełko ma nawet niezłe obroty,
kiedy dojrzała grupkę ludzi krzątających się w środku.
Odwróciła wzrok na ulicę.
– Z
gołębiem ku chwale! – czarnooki obrał kierunek na park.
– Teraz
mu mogę nadać jakieś imię – dziewczyna zaczęła się zamyślać.
– Jak
go nazwiesz?
– Jeszcze
nie mam pomysłu.
– Gołąbuś?
Mietek? Luluś? – zaśmiał się.
– Mietek…–
zaczęła chichrać. – Co Ty masz z tym „lulu”?
– Powiedziałem
Luluś, bo to imię kanarka mojej babci – odetchnął zatrzymując
się na pasach. – Ale „Lulu” też fajnie brzmi.
– Więc
niech tak zostanie.
Skinął
głową zadowolony. Nastała chwilowa cisza.
– Zauważyłeś,
że to się odnosi do naszych nick’ów? – podniosła głowę.
– O,
faktycznie – spojrzał na nią. – Heh, nawet fajnie brzmi.
– Przypomniało
mi się to co raz Sue napisała…
– To
o tym torcie? Czy coś innego? – zaśmiał się.
– Tak,
to.
– Dziwne,
że ona i Neela planują nasz ślub, jak my go nawet nie planujemy! –
poszedł wzdłuż alejki, żeby skrócić drogę.
– Taa…Neela
męczy mnie z tym codziennie – przewróciła oczami.
– Ze
ślubem?!
– Tak…niestety.
Dzień i noc…– jęknęła. – W domu. W szkole…mam tego dość.
– Naprawdę
współczuję – zrobił oczy jak spodki. – Nie ma sposobu, by
dała spokój?
– Teraz
ja mam ją prześladować? – przygryzła wargę. – Ee, jest, ale
wolę go nie wymieniać.
– Eem…tak?
– wzruszył ramionami. – To aż takie straszne? – zachichotał.
– Wyjawisz mi ten mroczny sposób ukarania jej?
– Tutaj
chodzi o przeszłość, więc…raczej niezbyt mogę wspominać.
– A,
rozumiem. Zawsze coś.
– Zadowolony?
– spytała, mrużąc charakterystycznie oczy. Telefon dziewczyny
wydał dźwięk, który oznaczał przyjście wiadomości z czatu.
Spojrzała na wyświetlacz. – To Neela. O wilku mowa.
– Bardzo
– uśmiechnął się. – Powiedz jej, że ma Cię przestać
prześladować, bo będę zazdrosny, że piszesz z nią częściej
ode mnie. To powinno zadziałać – zatrzymał się w parku.
– I
myślisz, że nie zapyta czemu? – spojrzała na niego uważnie.
– Przyjacielska
zazdrość? – zrobił głupkowatą minę. Postawił Agathę na
chodniku. Przypatrywał się jej twarzy z zadowoleniem.
– Powiedz
mi…o co jej chodzi do jasnej?
– A
co napisała?
– Dostałam
esa z groźbami – patrzyła się na ekran ze zrezygnowaniem.
– Grozi
Ci?! – oburzył się. – Co dokładnie?!
Podniosła
na niego wzrok. Przyglądała się jego zbulwersowanej twarzy i
musiała przyznać, że nieziemsko ją to bawi. Wróciła spojrzeniem
na telefon.
– Coś
o molestowaniu…pobiciu? – skrzywiła się. – Oraz zdjęciu. To
ostatnie najgorsze.
– Dlaczego
ona Cię aż tak męczy? – jego oczy były co raz większe od
zdziwienia. – A pff…nikt się nie dowie, że jesteśmy razem, bo
będą dogadywać! – odchrząkną. – Banda debili.
– Ona
chyba tak lubi. Ach…nieważne – machnęła ręką i schowała
telefon do kieszonki. – Nic ciekawego się nie dowie.
– Dziwnie
się czuję…– zaczął, siadając na ławce. – Wyznałem, że
Cię kocham, a reszcie wmówię, że nie…– wpatrywał się w
martwy punkt. – To chore – skrzywił się. Chwilę milczał,
jakby czekając na odpowiedź rudej, ale ona tylko westchnęła.
Uśmiechnął się lekko i wyjął telefon. – O Boże…ile
powiadomień. W dodatku od k o g o – zaśmiał się. – Patrz! –
chciał odwrócić telefon do Agathy, ale ta się przysiadła.
Przez
chwilę czytała dopowiedzenia znajomych do tweetów. Później
zobaczyła bardzo dziwne wiadomości, jakby zupełnie przepowiednie z
groźbami, za ich niespełnienie. Skrzywiła się i pokręciła głową
z niedowierzaniem.
– Aa,
w dupie! – burknęła. – Nic im nie mów – powiedziała,
czytając wszystkie wścibskie uwagi. – To będzie kara za
wcześniejszą grę naszym kosztem.
– Mm…kusi
by wyznać prawdę, ale z drugiej strony nie chcę im dać tej
satysfakcji – skrzywił się. – Ech. Ciężko jest.
– Nie
mówmy nic. Niech cierpią.
– Tak,
dokładnie! Nie dam im się – uśmiechnął się chytrze. – A na
razie skupię się na tym, żeby znów wywołać Twoje śliczne
rumieńce~ – spojrzał na rudą, a ta momentalnie się odsunęła.
– Nie
wolno – pogroziła mu palcem. – Nie bawię się tak. Znajdę też
coś na Ciebie!
– Haha…jestem
w tym mistrzem – przybliżył się do Agathy i złapał jej ręce,
żeby czasem mu nie uciekła. – Czy zacna milady Agatha życzy
sobie, bym przeniósł ją przez próg? – uśmiechnął się
słodko.
– Wrednym
mistrzem…jak możesz – spuściła głowę w dół, ponieważ
zrobiła się czerwona. Zastanawiała się dlaczego właściwie to ją
zawstydza? Nie było to nic specjalnego, ale mimo wszystko
powodowało, że jej kolor twarzy się zmieniał. – Robisz to, żeby
mnie wkurzyć?
– Ale
zawsze jakimś – zaśmiał się pod nosem. – Nie robię tego, by
Cię wkurzyć, tylko po to, by sobie popatrzeć, jak urocza jesteś z
rumieńcami.
– Znów
zakryję twarz.
– Nie,
bo Cię ugryzę – zaśmiał się wrednie, kiedy ta na niego
spojrzała.
– Pff…spróbuj
– wyrwała się i zasłoniła twarz rękoma.
Usłyszała
zrezygnowane westchnienie Daniela.
– I
co? – zaśmiała się zwycięsko. – Nic z Twoich planów.
Chwilowa
cisza. Agatha zerknęła na bruneta przez palce. Patrzył na nią
jakby czekając, aż w końcu odsłoni twarz. Westchnął i spuścił
na moment głowę. Kiedy znów na nią spojrzał, był bardziej pewny
swego.
– Hm…więc…
Oo! Poliżę – złowrogość wkradła się w jego głos.
– Nie
odważysz się? – czarnooka jęknęła z lekkim szokiem.
– Ależ
tak~ – zanucił i cmoknął jej dłonie. – Następnym razem
będzie liz.
– Nie-e~
– zaczęła się śmiać.
– Muszę
mieć na Ciebie jakiegoś haka!
Odsłoniła
lekko twarz.
– Ty…to
nie fair. Zawsze coś na mnie masz! Nie dam się – zasłoniła
twarz z powrotem. – Nic nie zobaczysz.
– Sama
chciałaś! – polizał jej palce.
Agatha
odsłoniła twarz i spojrzała na niego jakby bardziej oburzona niż
zawstydzona. Widziała, jego chytry uśmieszek. Och. Jaki zadowolony
z siebie. Ruda mogła się założyć, że kolor jej policzków jest
inny niż zazwyczaj. Prychnęła, na chwilę spuszczając głowę.
– Tak
chcesz się bawić? – spojrzała na niego. – Zaraz się zemszczę!
– Tylko
obiecujesz – pokazał jej język. – Wiem, że tego nie zrobisz.
– A
mam Ci odgryźć ucho? – brzmiała dość poważnie.
– Wtedy
nie będę Cię mógł dobrze słyszeć – zrobił błagalną minę.
– Chcesz mieć przygłuchego zioma? – zarechotał.
– Może
nie będzie tak źle.
– Taa…bo
ja z jednym uchem będę wszystko słyszał! – przewrócił oczami
z dezaprobatą.
– Przecież
Ci całego nie wygryzę, bez przesady – zaśmiała się w głos.
– Podgryziesz?
To różnica, nie strasz!
– Phy!
– odwróciła się ofochana. – Albo nic Ci nie zrobię.
– O!
Jestem za!
– Kiedy
indziej Cię podręczę – ponownie na niego spojrzała.
– Będę
czekać.
– To
sobie poczekasz…
– Jestem
cierpliwy.
– To
się okaże~ – zanuciła, przeciągając ramiona.
– Pewnie
za godzinę zapomnę – uśmiechnął się głupkowato.
– A
ja nie! I to najważniejsze!
– …Dzięki?
W razie czego mi przypomnij – szturchnął ją.
– Oczywiście,
że nie – wyszczerzyła się. – Wtedy nie będę miała
satysfakcji~.
– Jesteś
taka pooodłaaaa…– mrukną, opadając na oparcie ławki
zrezygnowany.
– Nie
jestem – zbliżyła się trochę do Daniela. – Podroczę się z
Tobą po prostu.
– To
i tak podłe.
– Dziękuję
– zaśmiała się. – Wiesz? Będę musiała iść – szepnęła
nad jego nosem. – Mama zaraz będzie za mną się wydzierać –
wstała z ławki. Przeciągnęła się z mruknięciem. – Zobaczymy
się jutro?
– Oczywiście
– podał jej figurkę gołębia. – O której mam wpaść?
– Kiedy
chcesz.
– Hm…dobrze
– wstał z ławki. – Jak skończę lekcje, to przyjdę! ...A
przynajmniej taką mam nadzieję – ucałował policzek rudowłosej.
– Do jutra…i co tak stoisz?
– Nie
chcę iść.
– Haha…też
nie chcę się rozstawać, ale lepiej, żebyś sobie nie narobiła
problemów – pogładził jej włosy. – Idź. Postoję tu, dopóki
nie znikniesz za drzwiami.
W
odpowiedzi dostał niechętne westchnienie. Agatha szła chwilę
tyłem, patrząc na bruneta, aż w końcu zgrabnie się odwróciła i
udała w miarę szybko do bloku. Obejrzała się jeszcze na Daniela,
a on jej pomachał. Zaśmiała się pod nosem i weszła do bloku.
Zatrzymała się w holu.
Dopiero
teraz zaczynało do niej docierać, że ona i brunet zaczęli ze sobą
chodzić. Uśmiechnęła się tak szeroko, że zaczęły ją boleć
policzki. Chciała wrócić do domu, ale nie mogła. Gdyby miała
pewność, że chłopak nadal jest w parku wybiegłaby i poszła do
niego. Nie mogła tego zrobić. Patrzyła na drzwi, przez które
miała zaraz przejść. To zwróciła wzrok ku mieszkaniu Kate…
Zastanawiała się, czy mogłaby jej powiedzieć. Jakby nie było
kuzynka nie uczestniczyła w tym całym teatrzyku, gdy reszta
dokuczała im, że się w sobie zakochali i tym podobne. Agatha
zagryzła wargę. Przecież zrozumiała swoje uczucia, dopiero wtedy,
kiedy sam Daniel ją o to zapytał. W dodatku jak otwarcie. Chciało
jej się śmiać.
Udała
się do swojego mieszkania. Postanowiła milczeć. To było trudne.
Korciło ją, by powiedzieć szatynce prawdę. Weszła do swojego
pokoju. Włączyła komputer. Może lepiej będzie jak jej napisze?
Przynajmniej Kate nie będzie musiała znosić jej pisków z radości.
Otworzyła przeglądarkę i weszła na Talk'a.
AGATHA:
Cześć :3 Muszę Ci coś powiedzieć!
KATE:
Hej! c: O co chodzi?
AGATHA:
Więc…no… .////. Chodzę z Danielem.
KATE:
WIEDZIAŁAM! XD
AGATHA:
NO CO WIEDZIEŁAŚ? NO CO? XDD
KATE:
Wiedziałam, że tak skończycie. To było widać XD Fajnie,
fajnie… Gratulacje ^^
AGATHA:
Dziękuję :3
KATE:
Opowiadaj, jak to było~ >D
AGATHA:
Muszę? ;////;”
KATE:
TAK -w-
Rudowłosa
chwilę patrzyła na ekran. Złapała się za czoło. Co miała
dokładnie powiedzieć… Od czego zacząć? Opuściła ręce, a jej
palce zwisły nad klawiaturą. Kiedy zaczęła pisać wszystko szło
samo. Opowiedziała całość z każdym szczegółem, jaki pamiętała.
Oparła się o krzesło rozmarzona… Czuła się tak dobrze. Od
dawna nie miała tak dobrego humoru. Odetchnęła i czekała na
odpowiedź przyjaciółki.
KATE:
Ile mnie ominęło... ;_; Śmiesznie w sumie wyszło XD
AGATHA:
Wielkie dzięki? XD' A u Ciebie co słychać? Jakieś dziś
ciekawe rzeczy się działy? Widziałam, jak wychodzisz! >8D
KATE:
Ee…byłam się spotkać z Jackiem.
AGATHA:
O. I co?
KATE:
Dowiedziałam się, że przeprowadził się do swojego kumpla i
teraz tam mieszka. Kiedy spytałam, czemu tak wyszło, to nie chciał
o tym za bardzo gadać... Ale mam swoje podejrzenia.
AGATHA:
Hm, to dziwne... Nawet nic nie mruknął?
KATE:
Właśnie. Tak... Wiem tylko, że nie mogę za bardzo w to
wszystko się pchać ._. W końcu to są jego sprawy.
AGATHA:
Nie znam go, więc mogę tylko Ciebie poprzeć.
KATE:
A teraz wybacz, ale idę odrobić lekcje.
AGATHA:
Ja też powinnam O_O
KATE:
Właśnie! XD
AGATHA:
Pa c:
KATE:
Pa <3
Ruda
patrzyła się jeszcze przez chwilę bezwiednie w ekran. Westchnęła
z uśmiechem na ustach, a potem zabrała się za naukę. Chociaż tak
ciężko było jej się na czymkolwiek skoncentrować...
~*~
W KOŃCU! W KOŃCU DODAJMY SCENĘ.
Wiem, że długo czekaliście, przepraszamy... Naprawdę szkoła daje nam wycisk. Tak wychodzi, więc musimy się do tego dostosować i uczyć się.
Myślę, że z przyszłymi Scenami będzie mniej problemu.
Następnym razem ukaże się I Scena Aktu V!
Ta Scena jest bardzo długa. W ramach przeprosin za taaaak długą przerwę. Ma 15 stron w programie!
Przy tej okazji...
ŻYCZYMY WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT I RODZINNEJ, CIEPŁEJ ATMOSFERY!
Do następnego razu :3
"W tle było słychać szczekanie psów, coraz bardziej świat otaczały chłodne kolory, ciemny granat, pchany jesiennym wiatrem mieszał się z szarością i zaczął tańczyć balet z czernią tak bez końca aż zapadał mrok." - jakie cieplutkie zdanie. xD Takie urokliwe...
OdpowiedzUsuńOgólnie ta scena zawładnęła mną i rozśmieszyła niekiedy. Te dialogi, przeplatane uwagami z charakterystycznym dowcipem. : D Ach, warto było czekać na taki gigant. xD
I jeszcze słowo "hasałam" - już teraz wiem z kim je będę kojarzyć! : D Wyobraziłam sobie taką Agathę, hasającą do drzwi...
Mam teraz przykład mistrzów dialogów i popróbuję brać przykład, jeśli można. Widzę czasem same dywizy... : O
I jeszcze na koniec taka wiadomość...
Jakie to niesamowite, że istnieje dwoje ludzi, którzy potrafią przekazywać swoje ukryte myśli, takim półżartem. Zabawnie i miło. Trochę mi żal Daniela... Agatha musiała być lekka, a on silny! xD
I zapomniałabym. Romantyk z tego Michaela równy. : ) Tak poetycko brzmi... Muzą jest dla niego Kate.
Również życzę wesołych świąt, takich z marzeń, by kolorowe światełka oświetlały klimatycznie kąty, nadając atmosferę przytulności oraz żeby ona utrzymywała się jak najdłużej, nie tylko w święta. Oraz żeby sił starczyło na przygotowania do świąt, by nie zdychać pod choinką. : D
Cieszę się, że rozgrzałam Cię tym zdaniem XD
OdpowiedzUsuńJak to się mówi? Cierpliwość popłaca :D
Dla mnie pędziła jak burza XDD
Serio? O.O Co do dialogów to wiesz co mam na myśli 8D
Sama uwielbiam z kimś takim pisać, wydaje się bardziej ktoś ciekawszy c:
Ostatnio tak wiele rozmawiamy o facetach- musi być silny :II Ja sobie nie wyobrażam odwrócenia ról, szurałabym nim po całej podłodze. Pomyśl- ktoś mdleje, a Ty musisz kogoś dźwignąć 8D Potrzeba prawdziwego mężczyzny.
Nie wiem co mnie poniosło, ale wstąpił we mnie jakiś poeta gdy pisałam ten list. Pamiętam to- Jedna osoba stwierdziła, że tak pięknie opisuje uczucia. Wiesz...natchnęłaś mnie do pisania c:
A ja Ci życzę super nowego stroika na drzwi! 8D
Pędziła do... xD
UsuńTak, wiem. : )
Na pewno. Nie wszyscy są złotem, gdy mówią otwarcie. Ale ludzie ogólnie są godni poznania, chociażby ze strony wewnętrznej, tak wiesz... zobaczenia tego co jest w nich ukryte, sposobu myślenia... Wierzyć w nich trzeba!
Mój dżentelmen ze snów taki był! xD Ale czasem, w realu takich nie ma. :) Zwykle ludzie dążą do ideałów, pokazując ich, zapominając o tych małych, samotnych wadach... Wzbudzają moją empatię. Jednak słabym jest nie fajnie. Jak w stadzie, tacy odpadają.
Natchnęło Cię... ;) Każdy powinien zająć się tym co umie, ale też rozwijać wszystkie inne dziedziny, być takim wirtuozem... List Ci wyszedł, nie ma co. Dobry z Ciebie Michael. : D
Tak! Nie żadnego żółtego z fikuśnie brzydką wstążką! Dziękuję! xD
Wiadomo do kogo XD
UsuńWierzyć w ludzkość<3 Mówiłam Ci...Mimo, że ciągle poznaje nowe osoby, na świecie jest jeszcze tyle ludzi, których poznam. Pojawiają się i znikają! To ekscytujące! Nie popieram znikania gdy się przywiąże, ale ćwiczę nad tym. Kocham ich! Właśnie dlatego ludzie powinni kochać mnie. :D To, że lubię ludzi wcale nie oznacza, że lubię ich za to, kim są. To jest taki labirynt, ja jestem labiryntem.
Dzisiaj oglądałam "Kłamca, kłamca" i dziecko zapytało coś w rodzaju o wygląd. Jego tata powiedział, że to co mają w środku, że liczy się wnętrze- Tak mówią tylko brzydcy XD Szczerość, ale to nie zawsze prawda. Mam na to dowody. Szach mat.
Mój znajomy powiedział, że powinnam się rozglądać w koło, bo tyle prawdziwych mężczyzn jest na świecie, a nie patrze na aktorów, czy piosenkarzy i ludzi ze snów.
Ja: Mam Ci pokazać "prawdziwych mężczyzn" z klasy? O.O
On: Chodziło mi o mnie! XD
Dogadaj się z takim. Czasami ludzie wyglądają jak ideał, a niestety niektórzy nie. Mówiąc, że nie liczy się wygląd to największy bullshit ever C: To bardzo złe, że dyskryminujemy mniej atrakcyjnych, zwykle mają więcej do zaoferowania charakterem. Poza tym czasami są przystojni, a jak z nimi porozmawiasz to bufony. Wygląd zakrywa wady. My też potrafimy myśleć, że chciałybyśmy mieć kogoś atrakcyjnego, ale poznaje osoby, które nie są najpiękniejsze, ale ich charakter jest tak supi, że mogłabym nawet z nimi być. Najbardziej ciągnie mnie do ludzi inteligentnych :D Skoro na razie nikt taki się nie pojawił w Twojej wędrówce to nikt nie zabrania Ci pomarzyć o przystojniaku ze snu, o XD
Powinnam być facetem. Wszystkie moje 8D
Zrobiłaś nowy? 8)
Ciągły obrót pieniądza, ziemi, losu... ;) Wszystko się zmienia i słusznie - świat jest pełen ludzi wartych uwagi!
UsuńNie kocha się kogoś za coś... kocha za to, że się kocha! :D Wierzę, że jest trochę takich, którzy otaczają Cię, bo ich po prostu kochasz. To się nazywa Miłość, przez duże "M". xD
Nie da się oceniać inaczej. Ludzie brzydsi są biedni. : ( Dlatego ja wolę ich nie segregować, ale i tak wybieram tych ładniejszych, żeby wstydu nie było. xD Ale można powiedzieć, że w towarzystwie brzydszych dostrzegą Cię szybciej, bo "lśnisz lepszą urodą". xD W ogóle... co ja tutaj piszę?
Liczy się charakter! Bo z pięknym głupcem to nie frajda. Chcemy rozmów i zrozumienia, a nie piękna dla oczu tylko!
Swój swego przyciąga! xD Ja boję się inteligentnych. : o Nie lubię czuć się w tej prawdzie, że im nie dorównuję. : D W realu są same takie błe! Na świecie nie ma już takich perf dla mnie. I koniec.
Przeżyłam załamanie i bunt (równocześnie) zostawiając nagie drzwi. xD
Wszystkiego dobrego w nowym roku, dla Ciebie i Lalki!
Tak, ale nie możemy zapominać o psychopatach. Moim zdaniem prawo jest źle dostosowane, bo dopiero po 24 godz. można zacząć kogoś szukać. Nie oszukujmy się- w ciągu 24 godzin taki niezrównoważony psychicznie człowiek, może wywieźć kogoś za granicę i zamknąć w piwnicy. Ile się słyszy o dziewczynach, które były przez kilka lat więzione. Ted Bundy w tyle godzin mordował ofiary i wykorzystywał seksualnie :I
UsuńTylko nie "M jak miłość", bo kojarzy mi się z tym beznadziejnym serialem. Moja nauczycielka od języka polskiego przestała to oglądać, bo podobno z tego kryminał się zrobił XDD
Widzisz...wiele osób tak myśli. Pamiętaj, że jeżeli Tobie się bardzo podoba i jest przystojny to innym też :D
Oby był spontaniczny i lubił podróżować ani nie był skąpcem. Ostatnio oglądałam Wilfreda przez całą noc i byłą taka scenka:
Ryan: Kocham Cię.
Wilfred: Skąpy kutafon
Ryan: Co
Wilfred: Powiedziałem ja Ciebie też
Chodzi mi o to, żeby nie żałował, ale też wydawał na potrzebne rzeczy i przyjemności, a nie np. na 4 pary butów jak R. XDD
Chcemy także, aby nasze kłopoty były jego kłopotami. Aby to było obustronne C:
Ale zawsze Ci pomoże, bo potrafi xd Z takim myśleniem zostaniemy starymi Pannami albo zakonnicami XD
Nagie drzwi? XD
Dziękujemy i wzajemnie rzecz jasna! :D