sobota, 15 marca 2014

T.M. - Akt: I. Scena: IV.



***


         Godziny popołudniowe. Agatha spacerowała samotnie przez park. Patrzyła się na ścieżkę wysadzoną płytami kamiennymi. W tle dało się usłyszeć odgłosy kaczek oraz ciche rechotanie żab. Rudowłosa wsłuchiwała się w to wszystko. Rozproszył ją szelest liści, pobudzony ciepłym napływem wiatru. Wszystko ucichło, aby po chwili rozległ się donośny dźwięk zatrzymującego się metra. Dziewczyna zerknęła na wychodzących ludzi. Zderzyła się wzrokiem ze znajomym brunetem. Szybko odwróciła głowę w inną stronę. Zdawało jej się, że Daniel pewne rzeczy robi specjalnie. Co dzień z nią rozmawiał. Nawet po kilka godzin. Ruda zastanowiła się nad wszystkim głębiej. Być może robił to ze względu na to, że nazwał ją swoją przyjaciółką? Sapnęła ciężko. Podwinęła trochę rękawy swojej koszuli w czerwono-białą kratkę. Usłyszała kroki. Poniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko. Robiła to mimowolnie, gdy tylko widziała swojego przyjaciela. 

        - Cześć – Daniel przywitał się wesoło. - Znów na spacerze? - zachichotał. Poprawił swój plecak i czekał na odpowiedź.
        - Tak bardzo Ci to przeszkadza? - Agatha spytała z małym wyrzutem. Spojrzała na bruneta spod firanki swoich długich rzęs. Pokręciła głową i się zaśmiała. - Trening męczący?
        - Trochę, ale mogło być gorzej – skrzywił się lekko. - Jak tam dzień? 
        - Dobrze...nawet – mruknęła. Zupełnie ucięła temat. Jakby chciała coś ukryć. - Usiądziemy gdzieś?
        - Jasne – kiwnął głową. Pozwolił rudowłosej wybrać ławkę. - Zjadłbym coś.
        - Sorbetu?
        - A masz? - zaśmiał się.
        - Przy sobie akurat nie, ale zawsze mogę Ci zrobić.
        - A więc kierunek biorę na Twój dom – chciał wstać, ale spostrzegł grymas na twarzy kumpeli. - Coś nie tak? - spytał, a ruda pokręciła głową. Daniela zastanawiało już od kilku dni, dlaczego Agatha pochmurniała, jeśli chodziło o jej rodzinę. Nic na ten temat nie mówiła, lecz chłopakowi zdało się, że coś ją trapi.
        - Może jutro – uśmiechnęła się głupkowato. - Póki co głodujesz.
        - Cooo? - jęknął. - Chcę jeść. Nakarm mnie!
        - Pff... Nie usłucham się – zachichotała.
        - Czemu?
        - Bo ja się nikogo nie słucham!
        - Wcześniej jakoś się mnie słuchałaś...- szturchnął ją.
        - Jesteś wyjątkiem, ale nie teraz – pokazała chłopakowi język.
        - Hmph! Jestem el kapitano, więc proszę się mnie słuchać – szarpnął rękawem koszuli Agathy. Ujrzał na jej skórze jakąś fioletową plamę. - Co to?
        - Ubiłam się o próg – uśmiechnęła się lekko. Patrzyła się w oczy bruneta, które odzwierciedlały to, jak bardzo on jej nie wierzy. - Mówię poważnie – dodała.
        - No okej – mruknął trochę niezadowolony. Znów został zbyty. - Ale jeśli kłamiesz...
        - Nie dostaniesz truskawek.
        - Nie możesz mi tego zrobić! - załkał.
        - Mogę – uśmiechnęła się złośliwie. Zaczęła się śmiać, kiedy Daniel zrobił obrażoną minę. Uniósł dłoń do góry i udał, że ociera niby łzę.
        - Okrutna... Zabierać mi jedzenie – zwiesił łeb. - Jak możesz?
        - Okej. Nie zabiorę – pogłaskała chłopaka po głowie.
        - Dzięki! To kochane~ - automatycznie się uśmiechnął. - Powiedz mi lepiej, jak z Twoim zdrowiem. To ważniejsze niż zabieranie mi posiłku.
        - Co tu tłumaczyć..? - wzruszyła ramionami. - Od gimnazjum mam taką przypadłość do omdleń. Słyszałam już najróżniejsze teorie... Żadne nie były prawdziwe – westchnęła. - Ale często reaguję na pogodę. Dlatego da się jeszcze uwierzyć w to, że jestem meteopatą.
        - To serio przerąbane – skrzywił się. - Lekka zmiana ciśnienia w powietrzu, a Ciebie już ściąga na ziemię.
        - Dokładnie. Z tym że czasem to, że straciłam przytomność nie zależało od pogody – mruknęła trochę smutniejąc. - Zdarzało się tak bez przyczyny... Dlatego prowadzone są badania, jednak nic nie znajdują – wzruszyła ramionami. - Przez to wszystko nie mogę uprawiać żadnego sportu.
        - Sprawiasz, że się martwię...- westchnął ciężko. - Współczuję. Choć mi tak szczerze to też zdarza się zemdleć.
        - Poważnie?
        - Tak, ale rzadko. Zazwyczaj, jeśli zbyt się przemęczę.
        - Przynajmniej nie przerażasz lekarza rodzinnego. Mój ostatnio mi powiedział, że serce mi wariuje, bo miłości szuka – prychnęła, przewracając oczami. - I, że powinnam mieć kartę stałego klienta.
        - Mogłabyś dostać rabat! - zachichotał.
        - Na co? Na czekanie w kolejce? - spojrzała na Daniela rozbawiona.
        - Dwie osoby w przód!
        - Zaraz by mnie tam zasztyletowali wzrokiem.
        - Dobrze, że wzrokiem tylko – oparł się wygodnie.
        - Jakieś babunie pewnie laską szturchałyby z chrząkaniem – uśmiechnęła się. Samo wyobrażenie sobie takiej sytuacji było zabawne. Spojrzała na bruneta, który znikł za jej ramieniem.
        - Pójdziesz w zbroi rzymskiego wojownika – wybuchł śmiechem.
        - Żebym jeszcze miała – zawtórowała mu.
        - Załatwię Ci!
        - Chyba nie będę w stanie w tym chodzić, ale dzięki – kiwnęła głową.
        - Dasz radę! - poklepał Agathę po ramieniu. - Zwłaszcza, że to spódniczka!
        - Nie lubię spódnic – wzdrygnęła.
        - Powiedz to facetom, którzy musieli w tym walczyć – zarechotał.
        - Wtedy była taka moda – zaśmiała się. - Nie nosiło się spodni.
        - Dobrze, że teraz jest inaczej...
        - Chyba bym padła ze śmiechu, jakbym widziała chłopaka w spódnicy – zachichotała i oparła się o ławkę. - Łuu~, majteczki – zawyła, a Daniel spojrzał na nią z dezaprobatą.
        - O postępie...dziękuję Ci – odetchnął z ulgą, przybierając bardzo błogosławiony wyraz twarzy.
        - Ja też – klasnęła w dłonie i zrobiła lekki pokłon do przodu, jakby ktoś tam stał.
        - Gdybym teraz miał grać w siatkę w spódniczce...brr! Miałbym pewnie uraz psychiczny – zaśmiał się.
        - Ale wszyscy mieliby widoki.
        - I tak w spodniach widać, że mam ładne łydki. Niech to im wystarczy.
        - Naprawdę? - zmierzyła bruneta wzrokiem. - Wypowiedź a'la Neela.
        - Nie strasz mnie! - spojrzał na rudą błagalnie.
        - Ona też tak mówi, ale zazwyczaj o kimś.
        - Boję się.
        - Dlaczego?
        - Nie chcę mówić jak Neela – mruknął i spojrzał chwilę w czarniawe oczy Agathy. Zaraz odwrócił wzrok. - Zwłaszcza po tym, co gada na nasz temat.
        - Nie mówisz jak ona.
        - To dobrze – odetchnął. - Jestem sobą! I tylko sobą – napiął się dumnie do przodu.
        - Kojarzy mi się to z jakąś piosenką.
        - Jaką?
        - Nie pamiętam – wzruszyła ramionami. Dopiero teraz zauważyła, że styka się z ręką Daniela. Poczuła się dziwnie.
        - A spróbujesz sobie przypomnieć, milady~? - zapytał złośliwe. Z satysfakcją patrzył, jak czarnooka się rumieni.
        - Nie mów tak – odwróciła głową w inna stronę, niż siedział brunet.
        - Muahahaha! Dzień bez tego, byłby dniem straconym – zaczął kukać zza ramienia Agathy.
        - Mam Ci posłać litanię wyzwisk jak Neeli? - zerknęła na niego.
        - Hm...słuchając tamto, wdało się zabawne, ale skierowane do mnie już by mnie tak nie ucieszyło – pokręcił stanowczo głową, po czym się zaśmiał.
        - Więc nie zaczynaj – puknęła chłopaka lekko w głowę, a Daniel się uśmiechnął. Lubił to, że nie był traktowany sztywno i z wielką dokładnością. Wiedział też, że wpływ na to miał fakt, iż Agatha nie za bardzo wiedziała, jak ludzie się do niego lepią. Mało tego – nawet o to nie pytała. Tylko traktowała bruneta jak równego sobie człowieka.
        Oboje siedzieli tak śmiejąc się ze wszystkiego. Czas leciał, a słońce było co raz niżej. Jednak ani Agatha, ani Daniel nie zwrócili na to uwagi. Drażnili się ze sobą, póki telefon chłopaka nie zaczął dzwonić.
        - To brat...- brunet mruknął niechętnie. - Będę musiał iść.
        - W porządku – Agatha kiwnęła głową. Patrzyła, jak kumpel zwija swój plecak z ławki.
        - Ok, do jutra – odruchowo cmoknął rudą w policzek i pobiegł szybko w kierunku swojego domu.
        Czarnooka chwilę patrzyła w stronę, w jaką udał się Daniel. Przejechała dłonią po policzku i uśmiechnęła się lekko. Obróciła na pięcie. Czuła się dobrze. Bardzo szybko polubiła bruneta, który zaczepiał ją każdego dnia. Nie znosiła tylko docinek Neeli, która uparła się, że dwójka jest w sobie zakochana. Jakby kumplowanie się chłopaka z dziewczyną było niemożliwe! Prychnęła i weszła do bloku, a zaraz potem do swojego domu. Słyszała, jak jej ojciec kłóci się z matką. Wyzywali się nawzajem. Dziewczyna przygryzła wargę. Znów było to samo. Sapnęła i cichcem udał się do swojego pokoju na piętrze. Lubiła w budynku to, że mieszkania były dwupiętrowe. Krzyki rodziców na górze stawały się cichsze. Agatha opadła na łóżko. Zamknęła oczy. Czuła się zmęczona. Rozwarła powieki, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi ociężale po schodach. Zerwała się i usiadła niespokojna na łóżku. W progu pokoju ujrzała swojego ojca. Zmierzył ją nienawistnym spojrzeniem.
        - Gdzie byłaś? - mężczyzna burknął gniewnie.
        - Na spacerze – ruda wyjaśniła spokojnie.
        - I tyle?! Co zrobiłaś w domu, głupia suko?! - wrzasnął. - Jesteś taka jak matka. Kurwa! - syknął. - Ja będę harować, a Wy nic. Tylko się lenicie! - podszedł o kilka kroków do córki. - W dodatku Ty i Twoje urojenia choroby. Myślisz, że jak długo będziemy musieli wydawać na to pieniądze?! Nic nie znacząca suko..! I czemu milczysz? - uderzył dziewczynę mocno w głowę, tak, że prawie się przewróciła. Pomimo tego ona nie zareagowała. - Dziwka – mruknął i wyszedł.
        Agatha uśmiechnęła się lekko. Obtarła nos, z którego pociekła krew. Tak było zawsze. Niemal co wieczór pretensje do każdego i robienie z siebie męczennika. To była rola jej ojca. Ruda pomasowała głowę. Bolała ją. Bolałaby jeszcze bardziej, gdyby zareagowała. Skończyłoby się to dla niej kolejnym pobiciem, którego dziewczyna nie chciała... Matka, starsze rodzeństwo. Każdy robił z niej popychadło i często powtarzali, że jest bezużyteczną osobą. Agatha już nawet z tego powodu nie płakała. Przyzwyczaiła się. Modliła się tylko, aby nic nie wyszło poza blok. Sąsiedzi nie raz słyszeli awantury, ale nie reagowali. Dlaczego? Dla nich to było normalne. Każdy znał się tutaj od zamierzchłych lat, więc nie mieszali się w sposoby „wychowywania” dzieci. Rudowłosej każdy z tych ludzi zdawał się chory. W domu ją dręczono, a jedyną osobą, jakiej mogła się wypłakać była Kate. Jednak dziewczyna nie chciała zadręczać swojej kuzynki, która też nie miała lekko. Wieczne kłótnie z rodzeństwem, także jej nie omijały. Agatha przygryzła wargę niemalże do krwi. Nie mogła nikomu innemu się z tego wyżalić. Nikomu. Opadła twarzą w poduszkę. Objęła podgłówek ramionami i zaczęła wrzeszczeć. Pościel stłumiła dźwięk. Ruda nabrała spory haust powietrza. Zmierzyła wzrokiem swój pokój. Jasne, sosnowe meble, stół, a obok duża komoda z lustrem na całą szerokość podstawy. Ciemna kanapa, na wprost niewielkie, stare czerwone łóżko. Następnie fotel. Na biurku klatka z pupilem dziewczyny – myszą Philipem. Komputer, starta płyt, kabli i potrzebnych urządzeń. Na podłodze były jasne panele i duży czerwony dywan w kwiaciaste wzory. Nienawidziła tego miejsca. Chciała z niego uciec. Tylko gdzie? Tutaj kłaniała się bezsilność, aby cokolwiek zmienić. Agatha usłyszała, jak jej telefon dzwoni. Odszukała go w swojej torbie i zerknęła na wyświetlacz. Dzwoniła Kate.
        - Cześć... Co tam? - rudowłosa powiedziała po odebraniu. Próbowała brzmieć jak najradośniej, aby nikogo nie martwić.
        - Chciałam wiedzieć gdzie tak szybko uciekłaś – w tle było słychać turkot pojazdu, szum, rozmowy ludzi. Było to czysto teoretycznie wkurzające, bo dziewczyna nie mogła usłyszeć, co dokładnie ruda mówi. Jednak dostrzegła coś niepokojącego w jej głosie. Agatha nigdy nie umiała w stosunku do niej udać, że wszystko jest w porządku. Za długo ją znała. Poniekąd przed innymi było to łatwo zataić – Co jest? – Kate właśnie wstała z siedzenia i przepuściła osobę siedzącą obok marszcząc przy tym nos. 
        – Ach, Daniel znów mnie porwał. Choć w sumie zaraz znikł na treningu – zaśmiała się. - Wybacz, że nie powiadomiłam Cię sms-em ani nic...- powiedziała spokojnie, a za chwilę załkała. - Nic się nie stało. Po prostu... Znów jestem szmatą. 
        - Ostatnio poświęca Ci dużo czasu. Więcej niż ja - szarooka uśmiechnęła się w duchu do siebie. Przez jej rodziców ostatnio poświęcały mniej czasu dla siebie, ale chłopak, którego kiedyś widziała na stacji, zdawał się mieć dobre intencje. Fakt, mniej go znała i nie zamienili ze sobą ani słowa, ale w sobotnich wieczorach ruda opowiadała jej nieco o nim. Starała się nie ubarwiać tego - Rodzice?
        - Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Wiem tylko, że cieszę się z jego obecności. Że jest obok - uśmiechnęła się. Chwilę później odchrząknęła. - Taa, ojczulek znów mnie sponiewierał – westchnęła. - Dostałam przez łeb tak mocno, że chyba mi się mózg zakolebał. Ale...to nieważne – dodała szybko. 
        - Moim zdaniem dobrze. Mało osób z naszego otoczenia odstawia wszystko, żeby tylko się zobaczyć - westchnęła cicho, gdy usłyszała o awanturze jej chrzestnego. - Jutro jest sobota. Przyjdę do Ciebie - wzrokiem chwytała znajome budynki, czekając aż będzie właściwy przystanek i odpowiedni moment udania się do wyjścia. - Nie wiem tylko, czy chce słuchać opowieści o wapniaku i cegle - na samą myśl skrzywiła się lekko.
        - On sam też jest wapniak – prychnęła. Chciało jej się trochę śmiać. - Jutro sobota, co..? Czyli jutro chociaż ojczulkowie się znieczulą i będzie spokój – odetchnęła. - Ok, przyjdź. Jak Ci powiem, co Daniel zrobił, to mi nie uwierzysz – zarumieniła się lekko. - Poza tym Neela jest naprawdę wkurzająca. Cały czas powtarza, że jesteśmy w sobie zakochani! A to nie prawda. 
        - O to w tym chodzi. Marudzi, że jest nikomu niepotrzebny - wstała udając się w kierunku drzwi, i jak dla niej wolności. Nie lubiła przemieszczać się autobusem. Sądziła, że za mało przestrzeni, do tego kierowca bawi się w pirata drogowego. Gdy poczuła lekkie muśnięcie wiatru na swojej twarzy, nieco uśmiechnęła się. Do tego powietrze wprawiało w ruch sprężynki na końcówkach jej włosów. - Dokładnie. Na chwile koniec cyrków - poczekała aż autobus ją wyminął, po czym przeszła na drugą stronę udając się do bloku. - Zmacał Cię? - wybuchła śmiechem. - Rozczarowujesz ją. Będzie naprawdę zawiedziona, że myli się w swoich przekonaniach.
        - Marudzi? Według mnie wywyższa się. Jaki to on nie jest...jakbyśmy to wszyscy bez niego poumierali – mruknęła całkiem oburzonym tonem głosu. - To trochę boli, że się staczają, a ja nie mogę nic powiedzieć – zaśmiała się z lekką histerią. - Nie zmacał! - szybko zaprzeczyła. - Tylko...no...- zająknęła się, po czym odchrząknęła. - Jutro Ci powiem! I nikogo nie rozczarowuję! - prychnęła. - Wymyślone uczucia nie są uczuciami. To tak jakbym ja Ci wmawiała, że Twoja ledwo znajomość z tym całym Jackiem jest już miłością – westchnęła. Słyszała szum w słuchawce. Chwilę później trzask. Znak, że Kate właśnie wróciła do domu. - Wiesz... Jutro porozmawiamy. Inaczej znów przywieje tutaj tego gbura. 
        - Musisz to ścierpieć. Nie masz innego wyjścia. To Twój ojciec - mruknęła zrezygnowana. Póki jest niepełnoletnia, jest całkiem podporządkowana rodzicom. Bała się jednak myśleć o przyszłości, bo co będzie później? Wyrzuci ją na bruk? Zdecydowanie zamieszkała by z nią. Innej możliwości nie ma. - Dla nich to nie jest nic złego - przygryzła policzek. - Jak możesz? Chociaż rąbek tajemnicy! - zaśmiała się. W końcu odzyskała dobry humor i mogła się szczerze uśmiechnąć. - Po takiej gadaninie ludzi zaczyna się rozmyślać przed snem, czy to jednak nie prawda, czy ktoś do końca nie jest nam obojętny. Zresztą nie powinna się wtrącać, bo może wszystko zapeszyć - zamyśliła się. Jacka spotkała dwa dni temu. Nie sądziła, że jeszcze go zobaczy, a nawet jeśli to będzie to przelotne. Tak szybko uciekł. Wie tylko jak się nazywa...czyli bardzo mało. Wiedziała też, że nie powinna się nad tym zastanawiać. - Jack i ja to zupełnie inna sprawa - gdy tylko stanęła w progu domu i zdjęła buty, przybiegł do niej pies merdając ogonem. Pogłaskała zwierzaka, po czym udała się do swojego pokoju opadając na łóżko. Czarny przyjaciel przyleciał zaraz za nią, kładąc się obok niej i spoglądał na jej postać. - Dobrze. Nie chce narobić większych problemów. Do jutra - rozłączyła się i jeszcze raz spojrzała na psa.
        Kate zastanawiała się, co robić. Była już zbyt zmęczona, aby o czymkolwiek rozmyślać. Zgarnęła z szafy czyste ubrania i udała się do łazienki. Chciała się trochę zrelaksować przed snem.

1 komentarz:

  1. Ojej, ojej, ojej! *3*
    Przeczytałam cały pierwszy Akt! Muszę przyznać, że opowiadanie mnie wciągnęło. Jest naprawdę takie...inne, niż te, które do tej pory widziałam!
    Na samym początku pojawiłam się Kate... Taka niewyspana, a zarazem pogodna. Słodka dziewuszka <3
    Później Agatha. Też urocza. I to jak dała drzwiami temu chłopakowi z ich klasy xD
    Muszę przyznać, że zakochałam się w Kate! Agathę też lubię, ale Kate jest taka...ciutkę mi bliższa.
    Poza tym Jack i Daniel... Są po prostu genialni!!! *o*
    Daniel ma takie zajebiste poczucie humoru i te jego powiedzonka.
    Jack zachwycił mnie tą akcją z ciastkami, no mega! xD Albo rozwalający się rower x'D
    Jest tyle rzeczy...taka akcja *-*
    W sumie trochę mnie intryguje to co jest u Agathy w domu. Ten jej ojczulek działa mi na nerwy! >3<
    Dobrze, że ma Kate. Przynajmniej jej ktoś wysłucha :3
    Będę czytała dalej, jak skończę z lekcjami *w*

    OdpowiedzUsuń