czwartek, 27 marca 2014

T.M. - Akt: II. Scena: I.

II

       Trwające lekcje zabijały uczni. Było naprawdę parno. Kate zerknęła na Agathę, na co ona odpowiedziała słabo. Obie miały dość. Przy czym chciały jak najszybciej uciec. Słuchanie o pracach domowych, kartkówkach i sprawdzianach odbierało zapał do życia. Kate spojrzała na zegarek. Zbliżał się dzwonek. Wreszcie. Koniec ostatniej, nudnej lekcji.
       Kuzynki opuściły szkołę. Postanowiły, że udadzą się na miasto zrobić małe zakupy. Agatha chciała się zaopatrzyć w nowe spodnie i kilka koszulek. Natomiast Kate marzyły się nowe, ładne buty.
       Centrum handlowe, które znajdowało się niemalże w centrum miasta, było ulubionym miejscem zakupów obu dziewczyn. Każdy markowy sklep, mniejsze sklepiki, bary, a nawet miejsca gdzie można przyjemnie spędzić czas, znajdowały się właśnie tam. Agatha szturchnęła Kate pokazując jej dość ładne jesienne buty. Szatynka rozpromieniała i udała się w tamtym kierunku. Chciała się z bliska przyjrzeć swoim „ofiarom”. Uchwyciła beżowe obuwie w dłonie. Obejrzała je z każdej strony. Chciała się również upewnić, że nie są już na starcie uszkodzone.
       – Przymierzę je – szarooka oświadczyła z uśmiechem. – Poczekasz?
       – Jasne – Agataha skinęła głową. Patrzyła, jak jej kuzynka zasiada na wygodnej pufie i zakłada niski kozak na jedną ze swoich stóp. Ruda zerknęła na półki. Sama też potrzebowała butów... Nie mniej jednak w swoim pokoju miała szafkę, z której wylewały się kozaki, trampki, adidasy, baleriny, a nawet szpilki. Była pewna, że jej mama okrzyczałaby ją za kolejną parę.
        Po tym jak Kate zdecydowała się kupić buty, Agatha rozpoczęła szarżę na butik. Uwielbiała przeglądać bluzki, bluzeczki, topy... Czuła się wtedy bardziej żywa. Przy okazji mogła też doradzać szarookiej, co wybrać. Za dolną partią ubioru rudowłosa postanowiła rozejrzeć się później. Miała dużo czasu.
        – Później pójdziemy do H&M. Mieli tam świetną bluzkę z kokardkami, którą muszę mieć! – zwróciła się do Kate, a ona pokiwała głową. Zanim ciemnooka znów spojrzała przed siebie, poczuła, jak na kogoś wpada. – Przepraszam! – zasłoniła sobie dłonią usta, panikując. – Ech? – wydobyła tylko tyle z siebie, gdy ujrzała Daniela. – Och, cześć.
        – Cześć – chłopak przywitał się wesoło. – Nie spodziewałem się, że Cię tutaj spotkam... Przepraszam, Was – zaśmiał się. Spojrzał na kuzynkę rudej, ale ta znów zdała się woleć milczeć. – Muszę pomóc bratu w wyborze prezentu dla dziewczyny. Mam problem, bo go zgubiłem – wzruszył ramionami. – Dopadnę Cię później – poklepał Agathę po głowie. – Do zobaczenia!
        Kuzynki obejrzały się jeszcze w kierunku, w jakim udał się brunet. Kate wskazała kolejny sklep i tam obie poszły. Rudowłosa westchnęła pod nosem. Przez głowę jej przeszło, aby zostawić kuzynkę i pobiec za Danielem. Miała ochotę się uderzyć. Uśmiechnęła się lekko. Spojrzała przed siebie. Widziała kolejny ze swoich ulubionych sklepów.
        Kilka godzin później dziewczyny miały dość. Bolały ich nogi, a ręce lekko uginały się pod ciężarem toreb pełnych zakupów. Kate odchrząknęła. Klepnęła Agathę w ramię.
        – Idę sobie kupić sobie coś do picia – szatynka uśmiechnęła się lekko i ruszyła żwawo w kierunku jakiegoś baru. Była spora kolejka.
        Czarnooka patrzyła w tamtym kierunku. Po chwili stwierdziła, że jej stopy są na swoim limicie. Zajrzała do torby za telefonem. Odkryła, że ma tam butelkę soku wiśniowego. Kate za nim nie przepadała. Wyjęła ją i otworzyła. Czuła tylko uderzenie i widziała, jak jej napój właśnie wylądował na czyjejś koszulce i spodenkach.
        – Ach! Przepraszam..! – dziewczyna zasłoniła sobie usta. Podniosła wzrok. Chłopak patrzył na nią ze zmieszaną twarzą.
        – No pięknie – Daniel zmierzył swoje ubrania wzrokiem. – Chciałem Cię przestraszyć, ale widzę, że mnie przewidziałaś – uśmiechnął się głupkowato. – Co to wylałaś na mnie? Wino?
        – Sok wiśniowy...– mruknęłam niewyraźnie. – Wybacz. Te ubrania...to się już nie spierze.
        – Poważnie? – dostał wytrzeszcza. – Cholera...
        – Zniszczyłam je, więc... Kupię Ci nowe! – oświadczyła. Kiedy zauważyła, że brunet chce zaprotestować, dodała. – Źle będę się z tym czuć. Chodź. Nie możesz tak łazić po mieście – kiwnęła głową na galerię handlową.
        – Nienawidzę zakupów, ale okej – westchnął zrezygnowany. – Tylko szybko. Nie zniosę tego długo.
        – To tylko koszmar z zakupami – zaśmiała się.
        – Tak mi nagle...zimno...– uśmiechnął się głupkowato. – Od czego zaczniemy?
        – Może od koszulki? – podrapała się w kark. – Hm...tam mają całkiem fajne – ruszyła do sklepu. – Jakie preferujesz?
        – Zwykłe, bez nadruku – zmierzył wzrokiem wszystkie wieszaki. – Tylko nie umiem dobrać rozmiaru.
        – Rozmiaru? – zerknęła na Daniela. – M będzie dobry.
        – Skąd wiesz?
        – Znam się na ubraniach – uśmiechnęła się wesoło. – Lubię chodzić po sklepach.
        – Rozumiem – kiwną głową. – Mam nadzieję, że będzie dobra. Idę przymierzyć – pobiegł do przymierzalni.
       Agatha usiadła na krzesełku. Wpakowała się. Było jej okropnie głupio. Wiedziała, że taką akcję tylko ona mogła odwalić. Nikt inny. Zajrzała do torby za telefonem. Musiała powiadomić Kate. Nie chciała mówić, że znów jest z Danielem. Nastukała w sms-ie, że musiała coś zobaczyć. Poprosiła też, aby szarooka poczekała.
        – Jest dobra! – usłyszała głos Daniela.
        – Serio? Super – klasnęła w swoje uda i wstała. – Teraz spodnie.
        – Uhm – wyszedł zza kotary. – Hm...– spojrzał nienawistnie na szereg jeansów. Chwycił pierwsze z brzegu. Nagle się zawiesił.
        – Hej! – ruda machnęła chłopakowi przed twarzą. – Co tak stoisz? Nie możesz się zdecydować, czy co? Jak jakaś młoda pindzia...
        – Ej! Nie oceniaj! Zagapiłem się! – zaśmiał się.
        – Na co niby?
        – Na...na... Wystawę kiełbasy w rzeźniku po drugiej stronie ulicy – wybuchł śmiechem.
        – Kłamiesz – uśmiechnęła się głupkowato.
        – Nie. Kiełbasa jest niezwykle interesująca – znów zachichotał. Spojrzał na dziewczynę, która zdawała się tracić do niego siły. – No co?
        – Ech. Niby w którym miejscu kiełbasa jest fascynująca, co? – Daniel usłyszał jej wesoły brecht. – Lepiej daj towar do zapłaty.
       – Nie zrozumiesz myślenia łakomczucha! – powiedział, jakby oburzony. – Eee...– sięgnął po któreś ze spodni -...Te chyba...– spojrzał na dziewczynę z dezaprobatą. – Nic nie mów!
        – Idź je przymierzyć.
        – Muuuszęęęęę? – skrzywił się.
        – Jak chcesz je trzymać, żeby Ci niespadły, to nie – machnęła ręką i ruszyła do kasy. Spojrzała na bruneta przez ramię. Chłopak przyglądał się spodniom. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny i zrobił obrażoną minę.
        – Okrutny świat muminków – poszedł do przebieralni.
        – Ty też jesteś muminek! – zaśmiała się, po czym spojrzała gdzieś w dal. Mało brakowało, a zapomniałaby o swojej kuzynce. Rudowłosa przygryzła wargę. Musiała zakończyć tę dziwną, aczkolwiek zabawną sytuację.
        – Nie jestem! – głos czarnookiego nagle zabrzmiał zza kotary. – Banda desydentów, kurtka jasna – mrukną niezadowolony.
        – Co jest?
        – Nie pasują! Wyglądam...strasznie! – oburzony pojawił się przed dziewczyną. – Wiszą jak na kiju...albo jakbym miał za dużo w gaciach.
        – Mogłeś spojrzeć na metkę...– zachichotała pod nosem patrząc na Daniela, który wyglądał doprawdy zabawnie w tych jeansach. – Poza tym muminki są słodkie.
        – Nie są! Mają duże nosy – zaśmiał się. Spojrzał na wieszaki. Chwycił za inną parę. – Spodnie...nie zawiedźcie mnie!
        – To są ryjki, ale nieważne – odchrząknęła. – To Ty je wybrałeś...więc Twoja wina, jak będą nie pasowały.
        – Mniejsza! – westchnął rozbawiony. – Wziąłem pierwsze z brzegu...
        – Najwyżej teraz się nie zmieścisz.
        – Sugerujesz, że jestem gruby? – zaśmiał się.
        – Nie, ale szczerze mówiąc wątpię, aby S były dobre...– wzruszyła ramionami.
        – To nie jest S...chyba – uśmiechnął się idiotycznie.
        – W takim razie szukaj M.
        – Czekaj...gdzie pisze rozmiar?
        – Na metce – prychnęła śmiechem, widząc dziwaczną minę chłopaka.
        – Aha...a gdzie ta metka? – zaczął się śmiać.
        – Pokaż to – wyciągnęła mały papierek przywieszony do spodni. – O tu, a druga jest w środku. To jest... M... Masz szczęście, ale lepiej i tak przymierz.
        – Masz magistra z metkologii? – podziw w oczach.
        – Nie...już mówiłam, że często robię zakupy – uśmiechnęła się kącikiem ust. – Doradzam koleżankom, bo nie umieją się normalnie ubrać.
        – Nie tylko one – wskazał na siebie.
        – Widzę.
        – A bo na co to komu?! – prychnął. – Wolę znać jakieś potrawy, czy coś.
        – A chodziłbyś nago, tak? – przewróciła oczami.
        – No...nago może nie koniecznie...ale z rozmiarami bielizny jest łatwiej! – swoją wypowiedź zaznaczył uniesionym na wysokość nosa Agathy palcem.
        – Takie życie.
        – Ja to policji zgłoszę...– załamał ręce.
        – Zamkną Cię w psychiatryku, albo powiedzą Ci po prostu: „Lecz się” – uśmiechnęła się ironicznie.
        – I tak ucieknę! – napiął się. – Poza tym...zawsze mogę zaryzykować.
        – Śmiało! Tylko wpierw skończ swą powinność.
        – Tak...spodnie...– mord w oczach na niewinne ubranie. Zerknął na Agathę, gdy się trochę odsunęła.
        – Czyń swą powinność.
        – Tak jest! – zdjął swoje spodnie i założył nowe. – Hm... Nie czuję różnicy – uśmiechnął się zadowolony. Przyjrzał się rudej, która najwyraźniej się lekko zawstydziła. – Co?
        – Człowieku...nie publicznie! – odchrząknęła.
        – A co ja się będę...
        – Przez Ciebie większość osób jest czerwona...– mruknęła. – Ekspedientka też.
        – Może ma gorączkę.
        – Na pewno...– przytkała usta dłonią, żeby się nie śmiać.
        – Oj no! To ekspedientka w sklepie z ciuchami! Co ona bokserek nie widziała?! – skrzywił się lekko. Odetchnął i uśmiechnął się wesoło.
        – Może półnagiego faceta nie – zaczęła się śmiać.
        – Jaki tam półnagi! Mam koszulkę, mam gacie... przesadzasz! – zawtórował czarnookiej.
        – Cicho być! Bo kupię Ci taki różowy i słodziutki podkoszulek.
        – Wszystko, tylko nie to! Błagam ja Ciebie z całego serca! – załkał piskliwie, co spowodowało większe rozbawienie u Agathy.
        – To nie narzekaj!
        – Wybacz.
        – No dobra...To koniec zakupów. Idę zapłacić – zgrabnym ruchem ręki odczepiła metki od brań chłopaka i zaniosła do lady. Zapłaciła za towar. Ruszyła do wyjścia. – Nie umarłeś?
        – Nie! I w końcu po latach stamtąd wyszedłem! – zawył radośnie.
        – Jutro znów Cię zabiorę.
        – Co?! – zszokował się. – Po chu...cholerkę? – uśmiechnął się dziecinnie.
        – A bo ja wiem...– zaczęła poetycko przykładać dłoń do podbródka.
        – O której mam po Ciebie wpaść? – zatrzymał się przed galerią.
        – Żartowałam! – pokazała Danielowi język. – Mam dosyć i kupiłam, co chciałam. Poza tym...nogi mnie bolą. Szczerze mówiąc to martwię się czy dojdę do domu – westchnęła. – Cóż...pa, pa – machnęła ręką i powolnym krokiem udała się do czekającej na nią Kate.
        Agatha w pewnym momencie przyspieszyła kroku. Miała wrażenie, że Daniel zaraz ją złapie za rękę i swoim zwyczajem zabierze nie wiadomo gdzie. Obejrzała się jeszcze na bruneta. Widziała, jak do kogoś dzwoni. Uśmiechnęła się i podeszła do kuzynki.
        – Wybacz, że na tyle zniknęłam... Ym...wypadło mi coś – zaśmiała się, a szatynka tylko kiwnęła łebkiem, robiąc przy tym bardzo specyficzną minę. – Przestań i nic nie mów – odwróciła głowę w inną stronę. Czuła, że jej policzki stały się trochę cieplejsze.
        Dziewczyny ruszyły w kierunku stacji. Mimo wieczoru na ulicach było tłoczno. Obie musiały pilnować swoich rzeczy. Możliwość na to, że zostaną okradzione, rosła. Agatha rozglądała się lekko. Ludzie szli. Obojętni i zimni. Ruda czasem po prostu tego nienawidziła. Jeśli czegoś nie publikowały media to nikt nie usłyszał. O cierpieniu. O bólu. O czyjejś śmierci. Wiele spraw nie wyszło do ludzi. Jest tylko czyimś osobistym smutkiem. Kate szturchnęła czarnooką. Były pod stacją. Mogły wrócić do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz