Po
opuszczeniu autokaru Agatha udała się na jedną z ławek. Odchyliła
głowę do tyłu i zamknęła oczy. Była wcześniej od bruneta.
Słońce miło przygrzewało, a wiatr delikatnie muskał jej skórę.
Miała wrażenie, że się rozpłynie. Po chwili poczuła dźgnięcie
w udo. Wyprostowała się i spojrzała na kumpla.
– Cześć – przywitała się z uśmiechem.
– Och, jak mnie tutaj dawno nie było – Daniel przeciągnął się i opadł tyłkiem na ławkę. – Jak długo nie miałaś dla mnie czasu, milady..? – patrzył na Agathę z uśmiechem. Nie widzieli się kilka dni. A on sam nie mógł się zdecydować, czy aby na pewno może się z przyjaciółką umówić.
– Jak Cię zaraz kopnę…– rudowłosa spojrzała na chłopaka lekko rumiana. Groziła mu tak już któryś raz z rzędu. – Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie się mówi – uszczypała go w policzek.
– Wiem, wybacz – zaśmiał się. – Mogę Cię o coś zapytać?
– O co chodzi?
– O to co masz na szyi…
– Na szyi? – zdziwiła się. – O czym Ty mówisz, Daniel? – uśmiechnęła się niewyraźnie. – Na szyi mam wisiorek. Tyle.
– A co z tym sińcem na karku? – skrzywił się. – Słuchaj – powiedział stanowczo. – Nie chcę się mieszać. Zapewne też nie będziesz zbytnio chciała o tym mówić, wiem – zrobił się całkowicie poważny. Agatha jeszcze nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. – Martwię się. Jeśli coś się złego dzieje, to mi powiedz, proszę. To nie tak wiele prawda? Spróbuję pomóc, jeśli będę mógł – spuścił na moment wzrok. – Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
– To Ciebie nie dotyczy – dziewczyna wstała z ławki i spojrzała na Daniela. – Doceniam Twoją troskę. Cieszy mnie to, że chcesz mi pomóc. Nawet nie wiesz jak bardzo…– uśmiechnęła się smutno. – Ale nie mogę pozwolić, żebyś się w to wpakował. Jesteś… Różnimy się pod pewnym względem – westchnęła. – Nie mogę Ci powiedzieć…– spojrzała na Daniela, a on robił wrażenie zawiedzionego i smutnego. – Przynajmniej nie teraz.
– Jeśli nie teraz, to kiedy? – podniósł wzrok na dziewczynę. – Znając Ciebie, to będziesz to tak ciągle odkładać. Zmieniać temat… Zrozum, że nie umiem się uspokoić.
– Dlaczego?
– Hm?
– Dlaczego niby nie możesz się uspokoić? – uniosła zdziwiona brwi. – Jeśli Cię zbyt to martwi, to przestań o tym myśleć – usiadła na nowo obok niego. – Musisz też wiedzieć, że jestem okropną fajtłapą – zaśmiała się. – Mogłabym się nawet wywrócić na prostej drodze.
– Chyba nie mówisz poważnie – uśmiechnął się kącikiem ust.
– Całkiem poważnie! – zawołała. – Wszystko mi leci z rąk. Często się potykam… Nie wspominając już o tym, że zawsze się muszę pobrudzić jedzeniem.
– To akurat wiem – zaśmiał się.
– Właśnie – poklepała go po głowie. – To, że mam sińce nie znaczy, że dzieje mi się krzywda… Po prostu się o coś ubiję i już mam odznaczenie – wzruszyła ramionami.
– Rozumiem – westchnął. Postanowił nie drążyć tematu. Wiedział swoje. Nie wierzył Agathcie do końca w to co właśnie powiedziała. Zwłaszcza gdy oznajmiła, że pod pewnym względem się różnią. Co to miało znaczyć? Co przez to chciała powiedzieć? Ściągnął lekko wargi. – Chyba będę się zbierał.
– Już? – zdziwiła się. – Ledwo przyszedłeś…
– Jestem okropnie głodny.
– Mam kanapki w torbie.
– Teraz mi to mówisz?! – zaśmiał się. – Nakarm mnie, milady – zrobił duże oczy.
– Zabieraj to „milady” w cholerę – skrzywiła się, a rumieńce na jej twarzy zrobiły się jeszcze większe. Wygrzebała jedzenie z małej kieszeni torby.
– Mogę zabrać, ale wiedz, że to mnie rani…– zrobił obrażony dzióbek. Wziął kanapki i natychmiast je rozpakował. Przyglądał się chwile błagalnym wzrokiem rudowłosej. Widział, jak jej niezłamana postawa zaczyna się kruszyć. Głośne westchnienie oznaczające tylko rezygnację.
– Okej. Zostaw – machnęła ręką.
– Tak! – uśmiechnął się. – Najdroższa milady Agatha~ – zanucił złośliwie i z dumą patrzył na czerwone policzki przyjaciółki.
– Za co..? – jęknęła chowając twarz w dłoniach. – Jesteś okropny – uderzyła po przyjacielsku bruneta w ramię.
Daniel zabrał się za pałaszowanie kanapek dziewczyny. Bardzo mu smakowały. Zastanawiał się czemu? Przecież to tylko zwykły chleb z dodatkami... Oblizał się. Spojrzał na czarnooką, kiedy ta nie patrzyła na niego i popijała sok z kartoniku. Jej policzki nadal wyglądały na rozgrzane. Brunet się uśmiechnął.
– Wiesz? Mi się to serio nigdy nie znudzi – pacnął palcem skórę dziewczyny, a ona na niego spojrzała.
– Masz jakiś fetysz na to, czy co? – przewróciła oczami.
– Może – uśmiechnął się złośliwie. – Hm… Kanapki się skończyły – mruknął. – A ja nadal jestem głodny.
– Jesz za dwóch – zaśmiała się. – Znam dobrą budkę z hamburgerami, ale jest daleko. Nie chce mi się tam iść…
– Cześć – przywitała się z uśmiechem.
– Och, jak mnie tutaj dawno nie było – Daniel przeciągnął się i opadł tyłkiem na ławkę. – Jak długo nie miałaś dla mnie czasu, milady..? – patrzył na Agathę z uśmiechem. Nie widzieli się kilka dni. A on sam nie mógł się zdecydować, czy aby na pewno może się z przyjaciółką umówić.
– Jak Cię zaraz kopnę…– rudowłosa spojrzała na chłopaka lekko rumiana. Groziła mu tak już któryś raz z rzędu. – Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie się mówi – uszczypała go w policzek.
– Wiem, wybacz – zaśmiał się. – Mogę Cię o coś zapytać?
– O co chodzi?
– O to co masz na szyi…
– Na szyi? – zdziwiła się. – O czym Ty mówisz, Daniel? – uśmiechnęła się niewyraźnie. – Na szyi mam wisiorek. Tyle.
– A co z tym sińcem na karku? – skrzywił się. – Słuchaj – powiedział stanowczo. – Nie chcę się mieszać. Zapewne też nie będziesz zbytnio chciała o tym mówić, wiem – zrobił się całkowicie poważny. Agatha jeszcze nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. – Martwię się. Jeśli coś się złego dzieje, to mi powiedz, proszę. To nie tak wiele prawda? Spróbuję pomóc, jeśli będę mógł – spuścił na moment wzrok. – Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
– To Ciebie nie dotyczy – dziewczyna wstała z ławki i spojrzała na Daniela. – Doceniam Twoją troskę. Cieszy mnie to, że chcesz mi pomóc. Nawet nie wiesz jak bardzo…– uśmiechnęła się smutno. – Ale nie mogę pozwolić, żebyś się w to wpakował. Jesteś… Różnimy się pod pewnym względem – westchnęła. – Nie mogę Ci powiedzieć…– spojrzała na Daniela, a on robił wrażenie zawiedzionego i smutnego. – Przynajmniej nie teraz.
– Jeśli nie teraz, to kiedy? – podniósł wzrok na dziewczynę. – Znając Ciebie, to będziesz to tak ciągle odkładać. Zmieniać temat… Zrozum, że nie umiem się uspokoić.
– Dlaczego?
– Hm?
– Dlaczego niby nie możesz się uspokoić? – uniosła zdziwiona brwi. – Jeśli Cię zbyt to martwi, to przestań o tym myśleć – usiadła na nowo obok niego. – Musisz też wiedzieć, że jestem okropną fajtłapą – zaśmiała się. – Mogłabym się nawet wywrócić na prostej drodze.
– Chyba nie mówisz poważnie – uśmiechnął się kącikiem ust.
– Całkiem poważnie! – zawołała. – Wszystko mi leci z rąk. Często się potykam… Nie wspominając już o tym, że zawsze się muszę pobrudzić jedzeniem.
– To akurat wiem – zaśmiał się.
– Właśnie – poklepała go po głowie. – To, że mam sińce nie znaczy, że dzieje mi się krzywda… Po prostu się o coś ubiję i już mam odznaczenie – wzruszyła ramionami.
– Rozumiem – westchnął. Postanowił nie drążyć tematu. Wiedział swoje. Nie wierzył Agathcie do końca w to co właśnie powiedziała. Zwłaszcza gdy oznajmiła, że pod pewnym względem się różnią. Co to miało znaczyć? Co przez to chciała powiedzieć? Ściągnął lekko wargi. – Chyba będę się zbierał.
– Już? – zdziwiła się. – Ledwo przyszedłeś…
– Jestem okropnie głodny.
– Mam kanapki w torbie.
– Teraz mi to mówisz?! – zaśmiał się. – Nakarm mnie, milady – zrobił duże oczy.
– Zabieraj to „milady” w cholerę – skrzywiła się, a rumieńce na jej twarzy zrobiły się jeszcze większe. Wygrzebała jedzenie z małej kieszeni torby.
– Mogę zabrać, ale wiedz, że to mnie rani…– zrobił obrażony dzióbek. Wziął kanapki i natychmiast je rozpakował. Przyglądał się chwile błagalnym wzrokiem rudowłosej. Widział, jak jej niezłamana postawa zaczyna się kruszyć. Głośne westchnienie oznaczające tylko rezygnację.
– Okej. Zostaw – machnęła ręką.
– Tak! – uśmiechnął się. – Najdroższa milady Agatha~ – zanucił złośliwie i z dumą patrzył na czerwone policzki przyjaciółki.
– Za co..? – jęknęła chowając twarz w dłoniach. – Jesteś okropny – uderzyła po przyjacielsku bruneta w ramię.
Daniel zabrał się za pałaszowanie kanapek dziewczyny. Bardzo mu smakowały. Zastanawiał się czemu? Przecież to tylko zwykły chleb z dodatkami... Oblizał się. Spojrzał na czarnooką, kiedy ta nie patrzyła na niego i popijała sok z kartoniku. Jej policzki nadal wyglądały na rozgrzane. Brunet się uśmiechnął.
– Wiesz? Mi się to serio nigdy nie znudzi – pacnął palcem skórę dziewczyny, a ona na niego spojrzała.
– Masz jakiś fetysz na to, czy co? – przewróciła oczami.
– Może – uśmiechnął się złośliwie. – Hm… Kanapki się skończyły – mruknął. – A ja nadal jestem głodny.
– Jesz za dwóch – zaśmiała się. – Znam dobrą budkę z hamburgerami, ale jest daleko. Nie chce mi się tam iść…