sobota, 30 sierpnia 2014

T.M. - Akt: III. Scena: IV.

         Po opuszczeniu autokaru Agatha udała się na jedną z ławek. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Była wcześniej od bruneta. Słońce miło przygrzewało, a wiatr delikatnie muskał jej skórę. Miała wrażenie, że się rozpłynie. Po chwili poczuła dźgnięcie w udo. Wyprostowała się i spojrzała na kumpla.
       – Cześć – przywitała się z uśmiechem.
       – Och, jak mnie tutaj dawno nie było – Daniel przeciągnął się i opadł tyłkiem na ławkę. – Jak długo nie miałaś dla mnie czasu, milady..? – patrzył na Agathę z uśmiechem. Nie widzieli się kilka dni. A on sam nie mógł się zdecydować, czy aby na pewno może się z przyjaciółką umówić.
        – Jak Cię zaraz kopnę…– rudowłosa spojrzała na chłopaka lekko rumiana. Groziła mu tak już któryś raz z rzędu. – Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie się mówi – uszczypała go w policzek.
         – Wiem, wybacz – zaśmiał się. – Mogę Cię o coś zapytać?
         – O co chodzi?
        – O to co masz na szyi…
         – Na szyi? – zdziwiła się. – O czym Ty mówisz, Daniel? – uśmiechnęła się niewyraźnie. – Na szyi mam wisiorek. Tyle.
         – A co z tym sińcem na karku? – skrzywił się. – Słuchaj – powiedział stanowczo. – Nie chcę się mieszać. Zapewne też nie będziesz zbytnio chciała o tym mówić, wiem – zrobił się całkowicie poważny. Agatha jeszcze nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. – Martwię się. Jeśli coś się złego dzieje, to mi powiedz, proszę. To nie tak wiele prawda? Spróbuję pomóc, jeśli będę mógł – spuścił na moment wzrok. – Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
         – To Ciebie nie dotyczy – dziewczyna wstała z ławki i spojrzała na Daniela. – Doceniam Twoją troskę. Cieszy mnie to, że chcesz mi pomóc. Nawet nie wiesz jak bardzo…– uśmiechnęła się smutno. – Ale nie mogę pozwolić, żebyś się w to wpakował. Jesteś… Różnimy się pod pewnym względem – westchnęła. – Nie mogę Ci powiedzieć…– spojrzała na Daniela, a on robił wrażenie zawiedzionego i smutnego. – Przynajmniej nie teraz.
         – Jeśli nie teraz, to kiedy? – podniósł wzrok na dziewczynę. – Znając Ciebie, to będziesz to tak ciągle odkładać. Zmieniać temat… Zrozum, że nie umiem się uspokoić.
         – Dlaczego?
         – Hm?
         – Dlaczego niby nie możesz się uspokoić? – uniosła zdziwiona brwi. – Jeśli Cię zbyt to martwi, to przestań o tym myśleć – usiadła na nowo obok niego. – Musisz też wiedzieć, że jestem okropną fajtłapą – zaśmiała się. – Mogłabym się nawet wywrócić na prostej drodze.
         – Chyba nie mówisz poważnie – uśmiechnął się kącikiem ust.
         – Całkiem poważnie! – zawołała. – Wszystko mi leci z rąk. Często się potykam… Nie wspominając już o tym, że zawsze się muszę pobrudzić jedzeniem.
         – To akurat wiem – zaśmiał się.
         – Właśnie – poklepała go po głowie. – To, że mam sińce nie znaczy, że dzieje mi się krzywda… Po prostu się o coś ubiję i już mam odznaczenie – wzruszyła ramionami.
         – Rozumiem – westchnął. Postanowił nie drążyć tematu. Wiedział swoje. Nie wierzył Agathcie do końca w to co właśnie powiedziała. Zwłaszcza gdy oznajmiła, że pod pewnym względem się różnią. Co to miało znaczyć? Co przez to chciała powiedzieć? Ściągnął lekko wargi. – Chyba będę się zbierał.
         – Już? – zdziwiła się. – Ledwo przyszedłeś…
         – Jestem okropnie głodny.
         – Mam kanapki w torbie.
         – Teraz mi to mówisz?! – zaśmiał się. – Nakarm mnie, milady – zrobił duże oczy.
         – Zabieraj to „milady” w cholerę – skrzywiła się, a rumieńce na jej twarzy zrobiły się jeszcze większe. Wygrzebała jedzenie z małej kieszeni torby.
         – Mogę zabrać, ale wiedz, że to mnie rani…– zrobił obrażony dzióbek. Wziął kanapki i natychmiast je rozpakował. Przyglądał się chwile błagalnym wzrokiem rudowłosej. Widział, jak jej niezłamana postawa zaczyna się kruszyć. Głośne westchnienie oznaczające tylko rezygnację.
         – Okej. Zostaw – machnęła ręką.
         – Tak! – uśmiechnął się. – Najdroższa milady Agatha~ – zanucił złośliwie i z dumą patrzył na czerwone policzki przyjaciółki.
         – Za co..? – jęknęła chowając twarz w dłoniach. – Jesteś okropny – uderzyła po przyjacielsku bruneta w ramię.
         Daniel zabrał się za pałaszowanie kanapek dziewczyny. Bardzo mu smakowały. Zastanawiał się czemu? Przecież to tylko zwykły chleb z dodatkami... Oblizał się. Spojrzał na czarnooką, kiedy ta nie patrzyła na niego i popijała sok z kartoniku. Jej policzki nadal wyglądały na rozgrzane. Brunet się uśmiechnął.
         – Wiesz? Mi się to serio nigdy nie znudzi – pacnął palcem skórę dziewczyny, a ona na niego spojrzała.
         – Masz jakiś fetysz na to, czy co? – przewróciła oczami.
         – Może – uśmiechnął się złośliwie. – Hm… Kanapki się skończyły – mruknął. – A ja nadal jestem głodny.
         – Jesz za dwóch – zaśmiała się. – Znam dobrą budkę z hamburgerami, ale jest daleko. Nie chce mi się tam iść…

         – Zanieść Cię? – wstał i się wyprostował.
         – Co? – spojrzała na niego. – Pomyślmy…– przyłożyła palec do warg w zamyśleniu. Chciała od razu odpowiedzieć, ale musiała szybko przeanalizować sytuację. Poniosła wzrok na Daniela, który uśmiechał się szeroko. Agatha wstała z ławki. – Tak! – oznajmiła wesoło, a oczy jej zabłyszczały.
         – Ech…dobra – otrzepał dłonie. – Ręce czy plecy? – spytał z szerszym uśmiechem
         – A jak Ci będzie łatwiej?
         – Mi to tam wszystko jedno – wzruszył ramionami. – Raczej nie będę miał problemów z niesieniem Cię w żaden sposób. Mam raczej dużo siły – zaśmiał się.
         – To…– podrapała się w kark. – Nie wiem.
         – Decyduj się, bo zaraz faktycznie będziesz szła pieszo! – roześmiał się w głos.
         – Ej! – spojrzała na niego pretensjonalnie. – Chcę na ręce! – wyciągnęła dłonie w jego kierunku, a Daniela aż zatkało na moment. Widziała to. Ha! Teraz on się speszył i oblał lekkim rumieńcem, chociaż zapewne nawet nie chciałby tego przyznać.
         – Tak, tak milady – jednym ruchem wziął dziewczynę na ręce. – Pod budkę z jedzeniem! – krzyknął radośnie. Ruszył niemal biegiem, kiedy Agatha się go mocniej złapała.
         – Znowu z tą „milady” zaczynasz? – tyknęła go palcem w policzek. Później zrozumiała, że jest za blisko. Oddaliła lekko swoją twarz od chłopaka.
         – To już nie działa tak jak wcześniej.
         – Skąd wiesz?
         – Widać niestety – uśmiechnął się blado.
         – Ach, dobrze się kryję – zaśmiała się triumfalnie.
         – A żeby Cię! – spojrzał na nią rozbawiony. – Chcę mieć z tego satysfakcję.
         – Ja mam.
         – Nie Ty! Ja! – burknął.
        – Czemu? – uniosła brwi. – Jak ja mam, jest lepiej.
         – Raczej nie dla mnie – westchnął.
         – Po co Ci to?
         – Lubię na to patrzeć. A teraz nie mam już na co…
         – Tak? – zakryła swoją twarz. – Teraz też nie.
         – Jesteś potworna! – zaśmiał się i skręcił w mniejszą uliczkę. Minął kilka osób, które spojrzało na nich z wyrytym na twarzy zaskoczeniem.
         – Nie pokażę~ – zanuciła niewyraźnie.
         – A jak Cię ładnie poproszę?
         – Zastanowię się…
         – Baaaardzo ładnie prooooszę!
         – Ech – pokręciła głową. – Czemu nie umiem Ci odmówić? – odsłoniła buzię i spojrzała na Daniela, który się uśmiechnął. – Zadowolony?
         – Bardzo – wyszczerzył białe zęby. – Okej! – zatrzymał się. – Jesteśmy – ostrożnie postawił dziewczynę na ziemi. Odetchnął. – Pora na żarcie. Muszę uzupełnić siły.
        – Aż taka ciężka jestem? – spojrzała na niego przez ramię.
         – Nie – pokręcił głową. – Ale to spory kawałek, a z obciążeniem trudniej się biegnie i kosztuje to więcej energii.
        – Rozumiem – wzruszyła ramionami i kupiła dwa hamburgery. – Trzymaj – podała jednego chłopakowi, a on uśmiechnął się w podziękowaniu.
         Rozejrzeli się za jakimś miejscem, gdzie mogliby usiąść. Niestety nic w pobliżu się do tego nie nadawało. Brunet ruszył przed siebie i kiwnął głową na przyjaciółkę, żeby poszła za nim. W ten sposób ruszyli okrężną drogą w stronę parku niedaleko bloku, gdzie mieszkała dziewczyna.
         – Milady – spojrzał na Agathę. – Co robimy teraz?
         – Wracamy do domu? – wzruszyła ramionami. – Ej…
         – Jesteś taka mądra – pokłonił się lekko w jej stronę.
         – E-ej… Nie bij mi pokłonów – odwróciła głowę w inną stronę. – To zawstydzające.
         – Wstydzisz się mnie, milady Agatho? – zaśmiał się.
         – Teraz to tym bardziej! – spuściła rumiana głowę.
         – Nawet nie wiem, co robię – roześmiał się jeszcze bardziej.
         – Czasem mnie dobijasz swoimi wypowiedziami – mruknęła i wzięła spory kęs hamburgera.
         – To dobrze czy źle?
         – Hm… Dobrze.
         – Jej! Od dziś będę bez przerwy mówił „milady Agatha”! – uśmiechnął się szeroko.
         – Nie…– jęknęła. – Nie mów tak – uszczypała Daniela w policzek, przepełniony jedzeniem.
         – Dlaczego? – przełknął i wyrzucił papierek. – Milady Agatha?
         – Nieeeee! – zasłoniła twarz wolną dłonią. – Ja się wstydzę teraz…
         – To jak mam mówić? – westchnął. – „Proszę Pani”? – zaśmiał się.
         – „Mój opiekunie” – zachichotała. – Chociaż nie... To tak samo okropne.
         – Więc zostaje „milady Agatha” – zagwizdał wesoło. – I nie ma, że nie!
         – Ej…
         – Tak?
         – Mówiłam Ci, że mnie to zawstydza – wyrzuciła śmieci do kosza. – Robisz to specjalnie – powiedziała całkiem zrezygnowana. Nie przekona go już, aby przestał, prawda? Zwłaszcza, że miał z tego świetną zabawę.
         – No skąąąąd – uśmiechnął się złośliwie.
         Tak. Właśnie o tym Agatha myślała. Całkowicie już wpadł w wir ekstazy drażnienia się z nią. Cudownie. Zaczęła się zastanawiać, czy długo to wytrzyma. Momentami taki był z niego dzieciak... Czarnooka wypuściła cicho powietrze z ust. Uświadomiła sobie, że wcale jej ta dziecinada nie przeszkadza, a przecież zazwyczaj tego nie lubiła. Spojrzała prosto na Daniela. Wyczekiwał odpowiedzi. Agatha schowała ręce do kieszeni, chwilę się mu przyglądając.
         – Przecież widzę – pokręciła głową. Wyrównała krok z przyjacielem.
         – Kupię Ci jakieś fajne patrzałki mądrości, milady – zaczął oglądać okulary, które sprzedawał jakiś starszy pan.
         – Przestań! – machnęła rękami. – Tak? – podeszła bliżej. – Chcę te w czarnej oprawce.
         – Ok! – podał jej wybraną parę. – Oj…milady Agatho dlaczego mam przestać? – przechylił głowę.
         – Dobrze wiesz dlaczego! – zaśmiała się i nałożyła okulary na nos.
         – Właśnie nie wiem dlaczego – przyglądał się dziewczynie, kiedy miała na sobie oprawki. – Oświecisz mnie, milady?
         – Cały czas o tym mówiłam! – zdjęła szkła.
         – Wstydzisz się, kiedy Twój ukochany kumpel okazuje Ci szacunek? – roześmiał się i kupił okulary. Podał je dziewczynie. – Daj spokój.
         – To takie oficjalne – mruknęła.
         – Oficjalnie by było, jakbym mówił: „Proszę Pani” lub: „Pochwalony” – zarechotał. – Nie sądzisz?
         – „Pochwalony”… – zaczęła się śmiać.
         – Więc pochwalony, wielmożna milady Agatho – zaczął targać jej grzywkę.
         – Ej! – złapała go za nadgarstki, a wiatr sprawił, że jej fryzura wróciła do mniejszego lub większego ładu.
         – Coś nie tak, ekscelencjo Agatho? – uśmiechnął się zadziornie.
         – Ile tytułów mi jeszcze nadasz?
         – Dużo – uwolnił swoje nadgarstki. – Jak coś wymyślę, to dam znać.
         – Nie mogę się doczekać… – powiedziała sarkastycznie.
         – Ja też nie – zaczął iść z Agathą dalej. – Hm – mruknął. – Wielmożność? Bogini? – zachichotał, kiedy dziewczyna na niego spojrzała mrużąc oczy. – Księżniczko? Królewno? O Pani? – zaśmiał się głośno, kiedy zarobił łokciem pod żebra. – Za co to było?
         – Wystarczy – pokazała mu język. – A jak nie przestaniesz, to uderzę Cię mocniej. Ryzykujesz?
         – Zrobiłabyś mi to? – zrobił smutną minę.
         – O rany! Daniel – oboje usłyszeli znajomy głos. Mimowolnie się obejrzeli. – Startujesz do niej na serio? – Sue zbliżyła się do nich.
         Oboje spojrzeli na znajomą, robiąc głupie miny. Brązowooka patrzyła na nich z szczwanym uśmieszkiem. Jak mieli się wykręcić? Brunet westchnął apatycznie.
         – Do nikogo nie startuję, Sue! – mruknął. – Nie pojmuję ludzi, którzy tak mówią – schował ręce do kieszeni, żeby nikomu nimi nie zrobić krzywdy. – Milady Agatho… Mamy problem!
         – Jak już mówiłam…– zaczęła. – Nie chcę być ciocią, okej?
         – Wątpię byś kiedykolwiek była – zaśmiał się. – Mnie, kurde, nikt nie kocha – zrobił zrozpaczony dzióbek. – Dostaję kompleksów! – zaśmiał się.
         – Już, już… Ja Cię kocham.
         – Wiesz, że nie o miłość siostry mi chodzi.
         – Podobno już od dawna mnie za nią nie uznajesz – prychnęła. – Ale jak masz już tak mega kompleksy, to mogę poudawać tę zwykłą miłość – zaśmiała się wrednie.
         – Eee, nie dzięki – uśmiechnął się głupkowato. Zerknął na Agathę, która powstrzymywała się od śmiechu. Niby co ją tak rozbawiło? Przewrócił oczami.
         – A podobno masz kompleksy! – tupnęła nogą. – Teraz to ja, kurwa, mam – zaczęła ocierać niby-łzy.
         – Nie chcę leczenia kompleksów od kogoś, kogo traktuję jak siostrę, mimo że nią nie jest! – pokazał brunetce język.
         – Cicho. Przejmuję rolę Twojej właścicielki, psie~.
         – Chciałoby się! – burknął. – Jestem zajęty nauką robienia herbaty.
         – Mój piesek zrobi mi herbatę? – jej oczy zabłyszczały.
         – Nawet nie licz na mojego światowej sławy Liptona, Sue – uniósł dumnie głowę do góry. – Dobra, spadam… A konkretnie idę odprowadzić milady Agathę do domu. Część – chwycił rudowłosą pod rękę i zaczął szybko iść, zanim brązowooka coś powiedziała.
        Popędzili szybko w kierunku parku. Agatha wolała się nie odzywać. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Dojrzała zdziwienie na twarzy Daniela. Najprawdopodobniej było spowodowane jej milczeniem. Posłała mu lekki uśmiech. Obserwowała, jak się zawstydził. Co tak nagle? Jeszcze niedawno się zachowywał normalnie. Zatrzymali się niemal przed blokiem, gdzie mieszkała. Spojrzała w górę. Słońce lekko poraziło jej źrenice.
         – Będę szedł do siebie – Daniel oznajmił, patrząc na rudą. – Wiesz...przez najbliższe dni się raczej nie zobaczymy. Co najwyżej w niedzielę.
         – Dlaczego? – czarnooka spytała, jakby oburzona. Usłyszała cichy chichot.
         – Są zawody. Trener strasznie naciska i męczy mnie coraz to bardziej – pokręcił głową ze zrezygnowaniem. – Pedofil jeden...– prychnął. – W każdym bądź razie będziemy mogli tylko popisać.
         – Szkoda.
         – Mnie też przykro, o pani, ale...– przerwał, gdy dostał lekko pięścią po ramieniu. – To nie boli, ale działa – zaśmiał się. – Serio tego nie lubisz, co?
         – Nie znoszę – przyznała. – A Ty to wykorzystujesz. Brr...– skrzywiła się, a potem zaśmiała. – Cóż...jakoś przetrwa się te kilka dni. To nie na zawsze – spojrzała w oddalony punkt. – Chyba, że mnie wykiwasz – ponownie skierowała wzrok na bruneta.
         – O co Ty mnie oskarżasz? – przymrużył oczy. – Przecież wiesz, że chcę z Tobą spędzać czas – uśmiechnął się, by poprzeć swoje słowa. – Zobaczymy się w niedzielę. To jest...szesnasty... Mamy wrzesień, prawda? – przechylił głowę, a dziewczyna przytaknęła. – Jak Ci napiszę, że jestem wolny, to widzimy się nad stawem. Tu, w parku – spojrzał na nią stanowczo. – Nawet nie waż się spóźnić!
         – Cooo? – zaczęła się śmiać. – Nie spóźnię się! – zasalutowała. – Powodzenia na zawodach – dodała szybko.
        – To już mogłaś mi napisać...– zatrzymał się kilka kroków przed schodkami.
         – Wolę powiedzieć osobiście – pokazała chłopakowi język. Skinął głową i się odwrócił. Jakby chciał już odejść. Rudowłosa patrzyła na jego plecy. – Daniel..?
         – Hm? – obejrzał się, jakby zupełnie zaskoczony.
         – Ach...to nic! – machnęła szybko dłonią. – Cześć! – wbiegła sprintem po schodkach i zniknęła za drzwiami. Oparła się o nie. Odwróciła głowę i spojrzała kątem oka za szybkę. Daniel stał lekko osłupiały przez moment. Wzruszył ramionami i odszedł.
        Agatha złapała się za głowę. Przez chwilę chciała wypalić z czymś niewiarygodnie dziwnym. Dziwnym? Tak. Dla niej to było naprawdę dziwne. Strząsnęła głową i udała się do swojego mieszkania.

~*~

Wyszło troszkę krócej, niż się spodziewałam :x
Nie wiem, jak będzie z nowym Aktem, ponieważ nie ma zbyt czasu go pisać...robimy, co możemy.
Do następnego, mimo wszystko :3

4 komentarze:

  1. I jest! I jest Daniel! ;) Całym sercem go lubię. Potrafi rozśmieszyć Agathę, a tym samym mnie. Chociaż ich rozmowy są takie... niedokończone i błahe. I to właśnie wywołuje u mnie uśmiech. Takie oderwanie od mojego świata do Was. Faktycznie króciutko, ale nic nie szkodzi. Mi zawsze wychodzi mniej, a jest przecież tyle słów do opisania. :) Uszczęśliwiłyście i wyczerpałyście mnie na ilość Daniela, i tego, że zaczął działać względem Agathy. Tylko szkoda, że tak musi na chwilę być... nieobecny. Twórzcie razem historię. :)
    A co do Ciebie, Electronic Lover~, to powiem Ci szczerze, że masz dobrego brata. ;) Mój taki wspaniały by na pewno nie był. Za żadne skarby! A propos - Pochwalony - to jego patent, i to własnie u Was uśmiałam się, że tak bystro go wykorzystałyście. ;) Dziękuję serdecznie.
    Życzę weny w liczbie mnogiej. ;) Dla każdej z Was z osobna.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym też wiele rzeczy, sytuacji opisać, ale tego jest tak dużo, że się normalnie nie da. Obie nie możemy zdecydować, co wybrać z tego co pamiętamy C:
      Cieszę się. Będzie pojawiał się znacznie częściej, bo na dobre się nie rozkręcił *^*
      Dziękuję. Wiedz, że dajesz nam więcej motywacji<3

      Usuń
  2. Czekam z niecierpliwością na kolejną część, bardzo ciekawie piszesz ! :)

    http://artystyczny-zawrot-szczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń