środa, 1 stycznia 2014

T.M. - Akt: I. Scena: I.

I

      Na zewnątrz było dość ciepło. Słońce padało na kolorowy pokój, piękne zasłony, meble, a w tle leciała przyjemna dla uszu melodia, która dochodziła z kuchni. Promienie słońca także zahaczyły o twarz szatynki. Otworzyła swoje szarawe oczy i spojrzała na zegarek. Pokazywał w pół do siódmej.
        - Zaspałam! – krzyknęła, a w jej głosie dało się słyszeć nutkę przerażenia. Nie może spóźnić się w pierwszy dzień szkoły.
        Dziewczyna zerwała się pośpiesznie z łóżka i zaczęła wkładać na siebie ubrania, które przygotowała wcześniej. Była to spódnica do kolan i biała elegancja bluzka. Nie lubiła ubierać się na galowo. Po chwili wpadła do łazienki. W pomieszczeniu stała już jej siostra, która wyglądała na domiar dzisiaj dość ładnie.
        - Przesuń się trochę – powiedziała cicho do dziewczyny. Jeszcze się nie obudziła całkowicie. Brązowowłosa nic nie mówiąc wyszła z łazienki. Skończyła się przygotowywać.
        Szatynka podeszła do umywalki nad, którą wisiało duże lustro. Pod tym światłem jej oczy przybrały teraz bardziej kolor niebieski przeplatający się z zielonkawą barwą oraz nutką szarości, która była w tym momencie mniej zauważalna. Przemyła twarz letnią wodą, umyła zęby, zrobiła lekki makijaż i zajęła się swoimi niesfornymi, falującymi włosami po łopatki. Wszystko robiła pośpiesznie, ponieważ nie miała dużo czasu. Zbiegając po schodach do kuchni usłyszała głos mamy.
        - Zjesz śniadanie? – kobieta zagadała ją nucąc piosenkę, która leciała w radiu.
        - Nie. Spóźnię się – córka przygryzła lekko policzek. - Mogłaś mnie obudzić.
        - Nie wiem, o której wstajesz, kochanie. Zapakuję Ci kanapki, bo zgłodniejesz za chwilę – szatynka kiwnęła głową i zwinęła z kredensu jeszcze jabłko do małej torebki.
        Wybiegła z domu, pędząc na dworzec. W tłumie ludzi zarysowała jej się sylwetka rudowłosej przyjaciółki, która także była ubrana w elegancki strój, ale mniej przykuwający uwagę, gdyż była to zwykła, zwiewna, biała sukienka za kolana. Kate przystanęła odsapując. Spojrzała na telefon, który dobyła z torebki. Wskazywał szóstą pięćdziesiąt pięć. Zdążyła. W duchu uśmiechnęła się do siebie i podbiegła do kuzynki, klepiąc ją lekko w ramię. Rudowłosa odwróciła lekko głowę w tył. Gdy spostrzegła znajomą osobę uśmiechnęła się do niej. Odwróciła się i spojrzała na dziewczynę swoimi ciemnymi oczyma i jak zawsze gęstymi rzęsami. Lekki wiaterek rozwiewał jej włosy, przez co opadła jej grzywa na twarz.
        - Cześć, żyje – roześmiała się zwracając uwagę na ludzi. Parę osób przyglądało się im wrogo. Grupka dziewczyn szeptała między sobą. Szarooka zignorowała to, krzywiąc się przy tym. Ważniejsze było to, że nie czuła się komfortowo w takim ubraniu, bardziej jak jakiś dziwak. To by wyjaśniało tych gapiów z boku, którzy wlepiali w nie spojrzenia.
        Powietrze z rana nie było jeszcze tak parne. Tłumy przedzierały się koło nich trącając ją co chwile. W tle było słychać gościa, który informował o przyjeżdżających autobusach. Koło chodnika chodził gołąb, czekający aż ktoś rzuci mu garstkę jedzenia. Uczyniła to jakaś starsza pani, przez co zleciało się ich więcej, bijących się o zdobycz. Jeden z ptaków zgarnął cały kawałek bułki trzymając w dziobie i szybko czmychał przed kolegami. Wyglądał jakby mówił: „I tak nic nie dostaniesz głąbie”, do gołębia, który starał się go dogonić i zabrać posiłek.
        - Spóźniłaś się – w głosie rudowłosej dziewczyny było słychać niepokojącą melancholię i na jej twarzy widniał smutny uśmiech. Widok kuzynki ją ucieszył, ku temu ukazały się dołeczki w policzkach. Jednak w końcu kończyły się wakacje i nie wiedziała, co ją czeka w nowej szkole. Nastawiała się na nowe liceum pozytywnie, choć teraz będzie wszystko inne. – Gdzie masz Madelinę? – zdziwiła się lekko. W końcu starsza siostra chodziła do wybranej przez dziewczęta szkoły już dwa lata i teraz będą razem z nią.
         - Tak. To już u mnie normalne. Ona? Ach... Jedzie z przyjaciółką samochodem – tyknęła kuzynkę w policzek. – Nie martw się - zawsze wiedziała, gdy Agathę coś niepokoi, bo ruda wtedy zagryzała charakterystycznie wargę. - Damy radę tak jak zawsze! – ucięła szybko. Na dworzec przyjechało metro. Kupiły bilet i zajęły miejsca zatapiając się we własnych myślach.
        Po rozpoczęciu udały się do wskazanej klasy z numerem dwanaście. Wbiegając po schodach na drugie piętro, wzrokiem szukały danego pomieszczenia. Na końcu korytarza znalazły ów klasę i weszły do środka. Wychowawczyni przyjęła je z uśmiechem. Zasiadając w drugim rzędzie w czwartej ławce, szatynka zaczęła się rozglądać po klasie. Jej uwagę zwrócił plastuś, te same dwie dziewczyny, które przez całą przemowę dyrektora patrzyły ciętym wzrokiem. Gdy teraz na nie spojrzały zrobiło im się dość głupio. Twarze miały zmieszane. Zapewne nie sądziły, że będą razem w jednej klasie. Na końcu w ławce tuż koło okna siedział morderca, jak go ujęła skromnie Agatha, i rudy chłopak z piegami na twarzy obok niego. Kibol, plastuś i kilka prostytutek. Było co podziwiać.
        Cały ten teatrzyk i tłumaczenie wychowawczyni o tym jak będzie się im dobrze pracowało, można było pominąć. Kuzynki wybiegły z sali do sekretariatu. Chłopak, który był z nimi w klasie przepuścił je uśmiechając się sympatycznie. W pomieszczeniu siedziała przy biurku blada kobieta, która wydała im legitymacje. Było widać, że nie pałała do uczniów sympatią. Jej mina wyjaśniała wszystko, była zgorzkniała. W okolicach oczu i czoła ukazywały się małe zmarszczki od posępnej miny i marszczenia brwi, gdy skupiała się na swojej pracy i dokładności. Zapewne także od średniego wieku i lat przepracowanych w danej szkole.
        Wychodząc rudowłosa poczuła przy tym jak otwierała drzwi ich lekkie pohamowanie. Gdy wyjrzała zza progu, ujrzała chłopaka, który je przepuścił wcześniej. Masował swoje obolałe czoło. Musiał dostać w nie mocno.
        - Przepraszam! – dziewczyna lekko wystraszona przygryzła dolną wargę. – Nic Ci nie jest?
        - Poradzę sobie. Nic się nie stało – brunet uśmiechnął się do niej i spojrzał na nią zalotnie, ale rudowłosa to zignorowała. Popatrzyła na kuzynkę, która powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Agatha skinęła głową i się odwróciła. Dopiero, kiedy szły łososiowym korytarzem, dziewczęta zwijały się ze śmiechu. Nie powinny były się nabijać, ale ta sytuacja je rozbawiła.
        Kate miała dobry humor, co przysporzyło, że śmiała się z wszystkiego. Ludzie, którzy siedzieli na ławce przyglądali się temu. W tym jakaś para, która obściskiwała się w kącie.
        Obie dziewczyny opuściły szkołę. Zmęczone tak zamaszyście rozpoczętym dniem ruszyły leniwym krokiem do furtki. Zerknęły przed siebie. Widziały tłum przy szkole, która znajdowała się niemalże na wprost. To był prawdziwy motłoch. Kate wzruszyła ramionami i biorąc zamach otworzyła bramkę. Obie dziewczyny zawiesiły na krótki moment wzrok na osobach znad przeciwka. Wyglądało na to, że dobrze się tam bawiono. Agatha z ignorancją odwróciła wzrok i wbiła go w nierówny chodnik. Chwilę później przystanęła i obejrzała się szybko. Dojrzała z daleka znajomą postać. Otworzyła na chwilę w zdziwieniu usta, a potem odwróciła się ponownie do swojej kuzynki.
        - Stało się coś? - głos Kate rozszedł się w uszach rudej. Ta pokręciła głową i spojrzała na kuzynkę z uśmiechem.
        - Chyba mam zwidy – klasnęła w dłonie. Jej ramiona się spięły. Chciała wyluzować, ale bez skutku. Czuła na sobie podejrzliwy wzrok szatynki. - Co?
        - Nic. Zachowujesz się dziwnie - odparła patrząc przed siebie. W śród ludzi po drugiej stronie ulicy przechodziło parę chłopaków, których nigdy wcześniej nie widziała i zapewne nie spotka więcej. Wydało się jej, że rudowłosej jakiś wpadł w oko, ale zwykle nie zakrzątała sobie głowy, bo sądziła, że pewnie i tak się nią nie zainteresuje. To szczęście tylko do dziwnych typów. - Oświeć mnie - zaśmiała się cicho.
        - Pamiętasz tego chłopaka z innej szkoły... Tego od telefonu? - uniosła wzrok i znów się obejrzała. - On tam jest...- mruknęła. Po chwili poczuła, jak ktoś się na nią rzuca. - Aaa! - pisnęła, a po chwili usłyszała znajomy śmiech. - Neela?! - spojrzała na blondynkę, która omal jej nie zadusiła w uścisku. - Cześć - uśmiechnęła się niewyraźnie i pomasowała gardło.
        - Jak zawsze masz wielkie cycki - nowo przybyła koleżanka prychnęła śmiechem i podniosła ręce do góry, przerabiając palcami. - Daj dotknąć!
        - Nigdy! - Agatha zasłoniła się. Jej twarz momentalnie się zaczerwieniła. - Swoje śliwki pomacaj - zaśmiała się wrednie.
        - Nie mam śliwek - prychnęła oburzona. - Och, cześć Kate! - oczy Neeli zaświeciły i tym razem rzuciła się na szatynkę. - Jak ja za Wami tęskniłam!
        - Tylko nie to! - Kate udała aktorsko niezadowolenie i przytuliła koleżankę. Cieszyła się, że po takim czasie się zobaczyły. Dziewczyna była starsza i chodziła do innej szkoły na inny profil. Była zgrabna i ładna. Posiadała długie blond włosy i błękitne oczy. Zawsze towarzyszyła jej nieokiełznana nadpobudliwość. Neela opamiętała się i puściła znajomą. 
        We trzy stały tak i zaczęły żartować. Nie zważały uwagi na nic. Pokazała się przychylna lampka dla przechodniów i wszyscy ruszyli tabunem, popychając siebie na wzajem. Jak szatynka to kochała. Skrzywiła się lekko, gdy jakiś chłopak nadepnął jej na stopę. Nawet nie przeprosił, tylko udał, że nic nie widzi.
         - Hej Ty! - Neela warknęła i złapała czarnowłosego faceta za ubranie. - Przeprosiłbyś albo patrzył, jak łazisz - fuknęła rozdrażniona.
        Kuzynki przerażone spojrzały na siebie, a potem na blondynkę. Złapały ją pod ręce i zaczęły coś szeptać jej do ucha.
        - Przepraszam za nią...- Agatha skierowała się do nieznajomego, który patrzył się na wszystkie trzy jak zabójca.
        - Ach...- Katie spojrzała na kolesia przed nimi. Chłopak był umięśniony. Koszula obciskała jego bicepsy. Wyglądał na dość silnego. Lepiej było przemilczeć. Wtedy spojrzał na nią swoimi piwnymi oczami. Było w nich coś takiego nadzwyczajnego. Zły, ale to tylko przybranie... Otrząsnęła się i wydusiła z siebie ciche: „Przepraszam”, wymijając go.
         Ruda spojrzała pretensjonalnie na Neelę, która wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się głupkowato. Nie miała najwyraźniej zamiaru się tłumaczyć. Kate pokręciła głową i poleciła, aby iść dalej. Obejrzała się jeszcze w kierunku, w jakim odszedł nieznajomy. Było jej głupio, że tak wyszło. Dziewczęta skierowały się na stację metro. Mijały ludzi i już z daleka widziały schody prowadzące pod ziemię. Agatha objęła palcami chłodną barierkę i zaczęła schodzić w dół. Jej ciało wyglądało na lekko bezwładne. Jak u marionetki, którą ktoś kontrolował. Dziewczyna uśmiechnęła się do kuzynki, która szła przed nią. Chwilę później ruda zorientowała się, że Neela gdzieś wyparowała. Kate wzruszyła na to ramionami. Blondynka często pojawiała się i znikała niczym duch. Nikt nie mógł tego pojąć. Szatynka skręciła na lewo, a zaraz za nią czarnooka. Obie zatrzymały się pod rozkładem jazdy. Zdziwiły się luzem, jaki panował. Zazwyczaj na stacji było dużo ludzi. Agatha stuknęła paznokciem w szybę i jechała w dół, szukając, o której będzie najbliższy odjazd na ich ulicę.
        - Przepraszam... Czy był już odjazd o dwunastej trzydzieści? - dziewczęta usłyszały za sobą męski głos. Obie zacisnęły zęby, żeby nie zacząć krzyczeć.
        - Słucham? - ruda zerknęła przez ramię, na osobnika za jej plecami. Zamurowało ją. Zanim chłopak ją rozpoznał ponownie spojrzała na tablicę. - Nie, jeszcze nie - pokręciła głową. - Jest jeszcze pięć minut.
        - Ach...rozumiem. Dzięki! - radosny głos rozszedł się ponownie, a jego właściciel zaraz zaczął się oddalać.
        - Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę - ruda mruknęła do siebie i spojrzała na Kate, która przyglądała się jej ponownie z podejrzliwą miną.
        - Hm...- szatynka uśmiechała się do siebie. Nie lubiła tłoku, a teraz mogła się swobodnie poruszać przez podziemia metra. Stwierdziła, że Agatha zadawała sobie pytanie, które bardzo ją nurtuje: „To inni oszaleli, czy ja wariuję?”. Szatynka zaśmiała się. Tak dobrze ją rozumiała. Bardziej, niż myślała - Znasz go? - zmarszczyła lekko brwi, nudząc piosenkę swojego ulubionego zespołu.
        - Mówiłam Ci... To on - dziewczyna potajemnie zerknęła na bruneta, który zatrzymał się niedaleko. - Daniel. Chłopak, któremu ukradli telefon i mi podrzucili - uśmiechnęła się smutno. - Nie widziałam go od tamtej pory ani razu. Choć mieszkamy w tym samym mieście - zaśmiała się. Zakręciła młynek palcami. - Fajny jest, nie? - westchnęła. - Obawiałam się, że znów go zobaczę. Przecież i tak nie mam szans - spojrzała na Kate, a potem na chłopaka na wprost. Zauważyła lekkie zmiany w wyglądzie Daniela. Był znacznie wyższy. Jego włosy lekko ściemniały i były dłuższe od tych, jakie dziewczyna pamiętała. Mimo to nadal dobrze zbudowany i przystojny. Ruda strząsnęła głową. Gapiła się jak głupia, a nie powinna. - Chodźmy stąd...- zwróciła się do kuzynki.
       - Nie przekreślaj siebie tak od razu... Zresztą, co ja będę Ci mówić. Zawsze..no przeważnie. Nie jednak nie - drapała się po policzku. - Zawsze przekreślamy siebie na starcie. Nie szukamy też kogoś na siłę - dziewczyna spojrzała na chłopaka w całej okazałości. Pomyślała, że jest przystojny, ale raczej nie jej typ. - Nawet - uśmiechnęła się głupkowato przy tym mrużąc teraz swoje niebieskie oczy. W tunelu była światło ograniczone. Pewnie dlatego przybrały taki kolor. - Dobrze, chodźmy - przytaknęła lekkim ruchem głowy. W końcu i tak zaraz miał przyjechać ich autobus.
       - Nawet z nim nie porozmawiam - uśmiechnęła się zadowolona, że będzie mogła uciec jak najdalej. Minęła Daniela, który nawet się nie zorientował, że dziewczyna jest obok. Ruda odetchnęła z ulgą. Spojrzała na metro, które zatrzymało się z piskiem. Brunet skierował się w jego kierunku. Przystanął przy drzwiach i przepuścił jakąś starszą panią. Wszedł do środka i niespokojny się obejrzał. Wtedy Agatha dyskretnie odwróciła wzrok i zaczęła żartować ze swoją kuzynką. Czuła się spięta. Chłopak sztyletował ją spojrzeniem, a chwilę później mignął jej przed oczami.
       Kate zerknęła na telefon. Potem uniosła wzrok na kolejny zatrzymujący się pojazd. Panował w środku ścisk. To było piękne. Wycieczka na stojąco. „Marzyłam o tym” - szatynka zrezygnowana weszła do środka. Upewniła się, że kuzynka jest obok i wzięła głęboki wdech. Zapowiadała się męcząca droga.
        - Świetnie – mruknęła, gdy uderzyła się w kolano. Kierowca jechał bardzo szybko. To nie był jakiś rajd, przecież stało wiele osób. Powinien przyhamować chociaż na ostrym zakręcie! Pokręciła głową i popatrzyła po ludziach. W tyle siedziała znajoma jej osoba. Był to chłopak z poprzedniej szkoły. Nie lubiła go, bo chwile jej się podobał. Jednak on to zauważył i musiał się tym bawić. Tak myślała. Jednak gdy nadarzyła się okazja zapoznania odrzuciła to. Wracała późno w nocy z kuzynką i wołał ich z jakimś kolegą. Nie zatrzymała się. Odtąd chłopak miał jakiś do niej żal. Mierzył szatynkę swoimi niebieskimi oczyma. Odwróciła głowę patrząc to na kuzynkę, to na jakąś dziewczynę, która głośno mówiła do swojej koleżanki. Wręcz się wydzierała.
        Dojechały. Szybko czmychnęła z metra, czekając na przyjaciółkę na dworzec. Pojazd zdążył ją wyminąć, a rudowłosa znalazła się tuż obok. Stały chwilę na stacji. Po tym jak Agatha wyprostowała dosadnie wszystkie kości, skierowały się wąską drogą przez park w kierunku bloku, w którym obie mieszkały. Osiedle było przyjemne. Zawsze słoneczne. Gdzieś w oddali dało się słyszeć krzyki przedszkolaków i dzieci z pierwszych klas podstawówki. Kate się skrzywiła. Nie przepadała zbytnio za cwanymi maluchami. Ruda podobnie... Słońce zaczęło odbijać swoje promienie od jeziora, gdzie było pełno kaczek. Szatynka szarpnęła swoją przyjaciółkę za rękaw jej bluzki.
        - Chodźmy tam - dziewczyna kiwnęła głową, wiedząc jak bardzo Kate uwielbia opierzonych pływaków. Uśmiechnęła się szeroko i pozwoliła kumpeli pierwszej pognać do jeziora.
        Szatynka dumnie przygnała do nich kucając przy brzegu i zaczęła szukać kanapki, którą zrobiła jej mama, a ona nie miała ochoty jej zjeść. Dobyła posiłku z dna małej torebki. Kanapka zgniotła się trochę, ale gdy rzuciła kaczkom one nie protestowały. Przypływało ich więcej wydzierając sobie z dzioba kawałki i pałaszując je szybko, aby któraś znowu im nie zabrała. Kate patrzyła wesoła na nie. Zerknęła na ciemnooką, którą zaraz za nią przybiegła.
        - Wcale nie mam obsesji. Nie patrz tak - roześmiała się i znów wróciła oczami na jezioro.
        - Nic takiego mi przez myśl nie przeszło - ruda zaśmiała się i przycupnęła obok Kate. - Miałyśmy dziś męczący dzień - westchnęła, gapiąc się na migające złotem fale.
        - Tak, ale...momentami był całkiem zabawny. Ten chłopak z klasy musi Cię wspominać szczególnie, gdyż dostał drzwiami - zaśmiała się cicho, przypominając sobie tą zacną scenę. Znów uskubała trochę chleba i rzuciła go pierzastym stworzeniom. Podała także kuzynce, aby mogła je karmić i cieszyć razem z nią. Zamilkła na chwile nabierając powietrza w płuca. - Bardziej myślisz o tym brunecie, któremu ukradli telefon? Nie daje Ci to spokoju, prawda? - popatrzyła na nią wzrokiem: „Mnie nie oszukasz, ja wiem, co się kroi”.
        - Nie przypominaj mi... Tylko ja potrafię coś takiego odwalić na start - pokręciła głową z dezaprobatą. - Mówisz o Danielu? - zaczerwieniła się lekko. - Nic się nie kroi! Pewnie będziemy się tylko mijać i nie rozmawiać. Amen - zaśmiała się nerwowo i rzuciła garścią okruszków na wodę. - To prawdziwy cud, że w ogóle mnie na tej stacji zauważył. To naprawdę nie moja liga i ja... Nie chcę mieć chłopaka. Póki nie dojdę do siebie po tym gamoniu - skrzywiła się na samo wspomnienie o swoim byłym i tego, co zrobił. Wbiła długie paznokcie pod skórę. - Tyle w tym temacie. I przestań się tak gapić.
        - Raczej on nie był zły, że dostał drzwiami - zamyśliła się na chwile po odpowiedzi rudowłosej. - Za dużo dziewczyn ma na niego chrapkę, a on je odrzuca? Nie chcesz być jedną z nich zapewne - poklepała lekko ją po ramieniu. - Będziemy samotne. Pójdę do zakonu, jak zawsze mówiłam! - roześmiała się i wstała, wyciągając się i rozprostowując nogi, które ścierpły. - Tamten chłopak to niezłe ziółko. Wiele akcji odwalił - prychnęła. - Wracamy?
        - Pewnie uznał to za swoją pokutę - mruknęła i się podniosła. - Tak. A teraz starczy tego! Faceci mi mieszają w głowie i idzie zwariować. Wracamy - pchnęła lekko szatynkę do przodu. Pochyliła na krótki moment głową i zagryzła wargę. „Mi się nigdy nic nie uda z kimś, z kim bym chciała” - pomyślała ze zrezygnowaniem. Rzuciła jeszcze ostatni raz na cały park. Słońce, które było już dość wysoko rozświetliło wszystko dookoła idealnie. Niestety nie każdy potrafił się tym cieszyć. 

***

        Agatha padła na łóżko. Nie czuła ze zmęczenia, jak bardzo bolą ją nogi. Zamknęła oczy. W jej głowie ukazał się obraz Daniela na stacji. Szybko rozwarła powieki. Co to było? Pokręciła głową. Nie chciała sobie robić nadziei. Wiedziała, że nie ma szans. Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na swój telefon. Miała kilka nieodebranych połączeń. Skrzywiła się i rzuciła urządzenie gdzieś w kąt. Nie miała ochoty na nic.
        - Agatha! Idź weź kąpiel! - dziewczyna usłyszała głos swojej matki.
        - Dobra! - ruda odpowiedziała niechętnie. Wybrała czyste ubrania i zaszyła się w łazience. Zdjęła ciuchy. Weszła do kabiny prysznicowej. Ciepła woda zaczęła cieć po jej ciele. Czarnooka wypuściła kłąb powietrza z ust. Pamięcią sięgnęła do momentu, kiedy zobaczyła swoją klasę. Straszne. Naprawdę miała spędzić trzy lata w towarzystwie takich ludzi? Nie uśmiechało jej się to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz