środa, 25 czerwca 2014

T.M. - Akt: III. Scena: I.




                                                                      III      

        Wiatr delikatnie targał włosami Agathy, gdy ta jako pierwsza opuściła szkołę. Kate musiała jeszcze coś załatwić w bibliotece. Ruda nie czekała ani nie szła z kuzynką, ponieważ szarooka miała już towarzystwo Faustine. Dziewczyna minęła park. Ten sam, do którego porwał ją Daniel zaraz po pierwszym dniu nauki. Na twarzy Agathy namalował się uśmiech pobudzony wspomnieniami. Szła wesoła w kierunku przystanku. Mijała ludzi zgrabnym slalomem i spoglądała w błękitne niebo. Pomyślała, że nic nie zepsuje jej dnia. Zwłaszcza, że umówiła się z Danielem na wieczór. Obiecał, że zabierze ją do salonu gier. Agatha przymrużyła zadowolona oczy. Jednak jej radość została przerwana. Ktoś tak mocno szarpnął ją za ramię, że prawie straciła równowagę. Obejrzała się, robiąc groźną minę, która miała odzwierciedlić jej złość. Dziewczyna zbladła widząc osobę. Chłopak, który ją zatrzymał był nieco wyższy od niej, a przy tym szczupły. Miał jasnobrązowe włosy i tego samego koloru oczy. Śniadą cerę, którą pokrywało kilka pieprzyków. Malinowe usta zmieniły się w szyderczy uśmieszek.
        – Alan...– ruda wydukała. Jej przerażenie wzrosło. Wyrwała się i cofnęła o kilka kroków. Nie wierzyła swoim oczom. Pragnęła, żeby kiedy tylko mrugnie, postać chłopaka zniknęła jak zły sen. Mimo tych szczerych modłów brązowowłosy nadal widniał przed nią. – Co...Ty tutaj...robisz? – spytała, jąkając się. Chciała uciec, ale jej nogi zastygły.
        – Daj spokój z tą farsą, Agi – chłopak zaśmiał się dość radośnie. – Nie widzieliśmy się tak długo, a Ty już na starcie wolisz, żeby mnie ogień piekielny pochłonął. To bolesne – jego uśmiech znikł. – Nie odbierasz i nie odpisujesz. Co Ty sobie myślisz?
        – O ile pamiętam, to nie jestem Twoją własnością – czuła, że zbiera się w niej tak wielka złość, jak nigdy dotąd. – Więc ładniej mówiąc, odwal się ode mnie.
        – Nie mam zamiaru – pokazał dziewczynie język. – Słyszałem od Nicolasa, że wydrapiesz mi oczy, jeśli się do Ciebie zbliżę – uśmiechnął się na nowo. – Jednak ja myślę, że chodzi o kogoś innego, prawda?
       – Co?
       – Nie udawaj głupiej! Ten kretyn znów się obok Ciebie kręci..! – krzyknął. – Jak mu tam było? – zamyślił się. – Daniel? – prychnął. – Jeszcze raz go przy Tobie zobaczę...
        – Zamknij się – warknęła i zacisnęła dłonie na ramiączku swojej torby. – Ty już kompletnie zwariowałeś... Kiedy zrozumiesz, że do Ciebie nie wrócę?! – przymrużyła oczy ze złości. Ściągnęła mocno brwi. – Załap w końcu, że siłą mnie nie przekonasz do niczego... A tym bardziej tym, co zrobiłeś jakiś czas temu! Odczep się i nie niszcz mi życia! Rozumiesz?! – miała ochotę napluć mu na twarz.
      – Mylisz się co do mnie. Ja nie chciałem Ci zrobić krzywdy...– jęknął. – Nie oddam Cię nikomu! Nie pozwolę temu kretynowi Cię mieć... Jesteś moją wła...– przerwał, kiedy zaczął go piec policzek. Spojrzał zaskoczony na Agathę.
       – Jeśli jeszcze raz się mi pokażesz na oczy i będziesz gadał takie rzeczy...– pomrugała oczami, żeby się nie popłakać. – To Cię zamorduję, obiecuję! – odwróciła się na pięcie i pobiegła tak szybko, ile tylko miała siły w nogach. „Jak on śmiał? Jak on śmiał..? Aż tak nisko upadł? Jest najgorszy!” – każde z tych zdań rozbijało się po jej głowie z co raz to głośniejszym echem.
         Rudowłosa biega. Nie patrzyła jak. Nie patrzyła gdzie. Wpadała na kolejne osoby nawet nie przepraszając. Wrzało w niej ze złości. Nie mogła się uspokoić. Otarła wierzchem dłoni swoje policzki. Nie widziała żadnych czarnych smug. Znak, że jej makijaż jeszcze się nie rozpłynął. Już miała spojrzeć przed siebie, gdy wpadła w czyjeś ramiona. Drgnęła. Chciała się wyrwać. Nie dała rady. Podniosła wzrok.

       – Daniel! – niemal krzyknęła. Nie mogła uwierzyć, że go widzi. W dodatku co on najlepszego wyprawiał?! W miarę szybko oswobodziła się od jego ramion. – Cz...cześć – próbowała uniknąć jego wzroku.
       – Co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – brunet przyjrzał jej się z troską. Zdawało mu się, że gdy ją dotknął, na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie. Przełknął ślinę. – Niedawno wpadłem na Neelę. Mówiła, że musi Cię poszukać.
       – Naprawdę? Gdzie ją widziałeś? – spytała półgłosem. – Muszę z nią pilnie porozmawiać.
       – Była przy kawiarni...tej takiej zielonej... Daimond Caffe? Coś takiego.
      – Och, muszę do niej iść.
      – Mogę iść z Tobą? – zatrzymał Agathę, kiedy niemal go minęła.
      – Co? – spojrzała na niego lekko przerażona. Zagryzła wargę. Szybko skinęła głową. Nie miała ochoty, żeby Daniela zbywać. Tym bardziej nie w takim momencie, kiedy spotkała osobę, której się bała.
        Oboje ruszyli spokojnie. Daniel zauważył, jak rudowłosa się ogląda co jakiś czas. Zupełnie, jakby się obawiała, że ktoś ich śledzi. Zdało mu się to dziwne. Dziewczyna od czasu do czasu robiła wrażenie przebywającej w swoim świecie, jednak... To, co teraz robiła było zbyt niepokojące. Chciał zapytać. Nawet bardzo. Lecz świadomość tego, jak znów by go zbyła, była zbyt mocna.

       W kawiarni siedzieli we troje. Cisza trwała przed dłuższą chwilę. Agatha bawiła się swoimi palcami. Neela przyglądała się jej z uwagą. Wyglądała, jakby mogła czytać z twarzy czarnookiej.
        – Wszystko rozumiem – blondynka odezwała się w końcu. – Spotkałaś go, prawda?
        Ciało Agathy wzdrygnęło.
       – Tak – odpowiedziała półgłosem. – Domyślasz się chyba, jak to wyglądało.
        – Zabiję gnoja – Neela warknęła przez zęby. – Przecież wie, że może... Boże. On naprawdę ześwirował! – złapała się za głowę. – Przepraszam, Daniel. Zapewne nie wiesz, o co tutaj chodzi.
        – Taa, nie za bardzo – chłopak kiwnął głową. – Powiecie mi? Czy może lepiej, żebym póki co nie wiedział?

        Neela spojrzała na rudą. Czekała na jej reakcję. Agatha szybko pokręciła głową. Błękitnooka stawiała na tę opcję.
        – To jej problem – wskazała na przyjaciółkę. – To od niej zależy, czy się dowiesz czy nie.
        – Przepraszam Cię, Daniel... To po prostu...– głos czarnookiej drżał.
        – Nie szkodzi. Nie musisz mówić, jeśli masz być przy tym w takim stanie! – brunet szybko pomachał dłońmi w panice. Miał wrażenie, że Agatha naprawdę się za chwilę rozpłacze. Westchnął. – Nie będę naciskał.
        – Później powiem o tym Nicolasowi – Neela upiła soku. – Poza tym...przyszliście tutaj razem. To całkiem urocze~ – zanuciła złośliwie.
        – Przestań – skrzywił się. Nawet w takiej sytuacji blondynka potrafiła się uczepić szczegółów. Daniel już nie wiedział, czy to go dziwi. – Wpadliśmy na siebie. To wszystko.
          – Jasne.
          – Neela... Nie chcę się już naprawdę wypowiadać na ten temat – Agatha powiedziała już niemal swoim normalnym tonem. – Nie widzisz, że to nic nie daje?
          – Mogłabyś przestać w końcu? – blondynka prychnęła. – Wydaje mi się teraz, że nie chodzi o to, że nie żywisz do niego uczuć...– sapnęła wskazując na czarnookiego. – Bardziej o to, co było kiedyś. To nie Alan, wiesz? Daniel nie wygląda mi na takiego co by...
        – Neela! – Agatha wstała, uderzając otwartymi dłońmi w stół. – Proszę Cię... Milcz, póki trzeba. To go nie dotyczy.
        Ruda zerknęła kątem oka na przyjaciela, który był w szoku. Być może dlatego, że pierwszy raz widział jej wybuch. Może dlatego, że czuł się zagubiony. A może po prostu już wszystko zrozumiał, co było raczej mało prawdopodobne.

        – Och, już późno – blondynka zerknęła na zegarek. – Ja lecę. Do zobaczenia – wstała i migiem się oddaliła, zanim dwójka na wprost zdążyła zareagować.
        Cisza znów zaczęła drążyć im dziurę w brzuchu.
        – Daniel... Naprawdę wybacz – rudowłosa powiedziała to tak, jakby wróciła do siebie, ale nadal nutka lęku wkradała się w jej głos.
        – Nic nie szkodzi. Naprawdę. Nie przejmuj się – uśmiechnął się krzepiąco.     – To ja chciałem tutaj z Tobą przyjść.
        – Dzięki za wyrozumiałość.
        – Dla Ciebie wszystko, milady~ – sięgnął po swoją szklankę coli z lodem. Spojrzał na czerwoną twarz Agathy i zaczął się śmiać. – To mi się nigdy nie znudzi.
        – Jak Cię zaraz kopnę...– uśmiechnęła się już całkiem wesoła. – Zamówimy coś do jedzenia?   – spytała. – Zgłodniałam z tego wszystkiego.
        – Czemu nie? – skinął głową. – Byle coś szybkiego. Za pół godziny mam trening.
        – Jasne! – wściubiła nos w kartę menu. Wybrała jakąś skromną przekąskę.
        Oboje pogawędzili jeszcze chwilę na temat szkoły. Daniel śmiał się z niektórych sytuacji, w jakich jego przyjaciółka się znalazła. Sam też jej zdał relacje ze swoich przygód. Agatha słuchała tego z zainteresowaniem​. Połykała te wszystkie informacje łapczywie. Odczuła, że to chyba uśmiech bruneta sprawił, że ma się lepiej. Zastanawiała się, czy może mu o tym wszystkim powiedzieć? Czy może mu dać swoje zaufanie i mieć pewność, że jej nie zawiedzie? Bała się. Nie mogła nic na to poradzić. Przeżyła swoje. Znała więcej ścieżek cierpienia i samotności, niż zapewne jej przyjaciel zakładał. Przywiązywała tak wielką wagę do jego czynów i słów, że gdyby to wiedział, bałby się zapewne nawet oddychać.
        Po opuszczeniu kawiarenki każde z nich poszło w swoją stronę. Oczywiście czarnooki swoim zwyczajem przypomniał o wieczornym spotkaniu. Agathcie chciało się śmiać, ale co poradzić? Daniel zawsze dbał o takie rzeczy.


                                                           ***    



        Agatha wraz z Kate siedziały na zielonej trawie w parku. Promienie słońca łaskotały ich skórę. Obie dziewczyny tęgo myślały nad wypracowaniem. Rudowłosa drapała za uchem swojego królika – Tito. Szaro-biała kulka przymrużała zadowolona ślepia. Kate zagryzła długopis. Podniosła kartkę, wpatrując się w nią.
        – Coś jeszcze dopisujemy? – Agatha spytała nadal pieszcząc królika na swoich kolanach. – Nie jestem obeznana w temacie teatrów...
       – Chciałabym – odparła spokojnie wsłuchując się w cichy szelest liści. – Twój zwierzak w tym momencie delektuje się moim wypracowaniem napisanym na brudno     – na twarzy pojawił się mały grymas przeplatający się z dobrym humorem dziewczyny. Uwielbiała porę letnią. Gdy jeszcze w miarę było ciepło i czas spędzało wiele osób na zewnątrz. Kate lekkim poruszeniem na kocu sprawiła, że królik wzdrygnął i przerwał zżeranie zadania.
        – Wybacz jej...– zaśmiała się Cicho i odsunęła Tito od kartek na bezpieczną odległość. – Teatry to serio nie nasza działka. Przecież nawet do żadnego nie chodzimy – podparła się na rękach, a królik wskoczył na jej uda. – Najwyżej poszukamy czegoś na necie, nie?
       – Czasy teatru pamiętam z drugiej klasy podstawówki. Przecież o Koziołku Matołku nie napiszę – uśmiechnęła się dziecinnie. – Internet dobra rzecz – wskazała kciuka do góry.
      – Pff...Koziołku Matołku – zaśmiała się wesoło. – Więc skończone – już miała wstać, kiedy spostrzegła na swojej sylwetce cień. Podniosła zdziwiona głowę. Ujrzała znajomą twarz. Lekko wytrzeszczone, piwne oczy śmiały się wraz z malinowymi ustami właścicielki. Dziewczyna odgarnęła lekko kręcące się kosmyki ciemnych włosów. Agatha westchnęła. – Agnes...co tutaj robisz?
        – Cześć – tamta odpowiedziała radośnie ignorując pytanie rudowłosej. – Co robicie? – uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej.
        – Cześć – Kate podniosła wzrok na dziewczynę, która stała koło niej. – Kminimy nad zadaniem – uśmiechnęła się przyjaźnie do sterty zapisanych, podartych kartek.
       – Ooo... O czym to zadanie? – brunetka przycupnęła przy kuzynkach. – Swoją drogą...mogę się o coś zapytać? – spojrzała wyczekująco na obie z dziewczyn.
       – Pewnie. Choć jakby nie patrzeć, cały czas pytasz – Agatha zaśmiała się, a w jej głosie dało się słyszeć przebiegłość. – O co chodzi?
      – Chodzi o klub...– zaczęła dość niepewnie. – Słyszałam, że pracujecie w jakimś. Chciałabym się do niego zapisać. Mogę?
      – Teatr – odparła szarooka cicho. – To zależy od uroczego chłopaka. Załatwił nam tą pracę. Agatha zapytaj go, czy nie przydałaby mu się jeszcze jedna osoba – zwróciła się do kuzynki pytająco. – Ja mam androfobie – wybuchła śmiechem.
      – Ach...nie chodzi mi o pracę! – Agnes zaprzeczyła, uwydatniając swoją wypowiedź ruchem ręki. – Mam na myśli jako członek. Czy mogę się zapisać i tam przychodzić?
       – Co? – Agatha westchnęła kręcąc głową. – Czemu nas pytasz o pozwolenie? Możesz tam przecież się zapisać bez tego. Klub jest po to. Przyjmą Cię z otwartymi ramionami, jak mniemam – wstała, delikatnie trzymając Tito na rękach. Poprawiała swoją torbę ruchem ramienia. – Przyjdź się zapisać – skinęła głową.
        – Serio mogę? – zerwała się na równe nogi. – Dzięki!
        – Czekaj...co się stało, że chcesz się zapisać? Zazwyczaj unikasz takich miejsc...
        – Eee...– piwnooka spojrzała to na Kate, to na Agathę. – Długa historia. W sumie mogę Wam powiedzieć. Jeśli chcecie – nabrała haust powietrza zanim tamte zdążyły odpowiedzieć. – Poznałam chłopaka. Jest czarujący. Powiedział mi, że ostatnio ma ochotę się zapisać do My Sports Club! Dlatego też chcę tam być. Będę blisko. Jest taki fajny...– powiedziała rozmarzona. – Zapiszę się. Jeszcze dziś tam pójdę!
        – Im więcej klientów, tym lepiej rozwinie się klub – wtrąciła Kate. – Hm? To takie buty – zrobiła tą samą minę, oznaczającą tylko jedno. – To takie... urocze. Uwielbiam, gdy los potoczy dwie osóbki w kierunku związku, ale u kogoś – przygryzła policzek od środka i zatopiła się w myślach. Jako dzieci każda dziewczynka marzy o księciu z bajki. Jednak Szatynka zawsze się bała i dawała nogę. Uczucie jakże to jest piękne, ale w środku niej rodził się niepohamowany strach przed miłością, a zdecydowanie przed zakochaniem. Nie umiała tego opisać, gdy budziła się rano odczuwała wewnętrzny niepokój, z którym zawsze walczyła, kiedy pojawiała się osoba, która mogła znaczyć coś więcej. Delikatnym ruchem odgarnęła włosy, które przysłoniły jej twarz i fuknęła. Tym samym to wybiło ją z dalszej rozmowy. Przysłuchiwała się teraz dalszym dźwiękom. Najbardziej ceniła w sobie otwarty, wolny umysł. Nienawidziła owczego pędu. Zazwyczaj stała i obserwowała, jak relacje ludzi się polepszają. Była ciekawa, czy 3/4 dziewcząt tak ma, a może i 1/4? Czy jest to w tym świecie normalne? – Wiatr – odchrząknęła.
        – Kate? – Agatha spojrzała wręcz świdrującym wzrokiem na kuzynkę. – Coś nie tak? Odpłynęłaś w sino dal...– klepnęła dziewczynę po głowie. – W każdym bądź razie...– zaczęła nową myśl. – Odprowadziłabym Cię, Agnes, ale mam Tito na rękach. Poza tym jestem na dziś wieczór umówiona – uśmiechnęła się głupkowato. – Wybacz.
        – Nie szkodzi – brunetka oznajmiła wesoło. – Zostaje mi sama Kate – spojrzała na szatynkę. – Odprowadzisz mnie kawałek?
       – Hm? – odparła. – Ach, tak. Myślałam nad czymś – uśmiechnęła się głupkowato i wstała, przeciągając się leniwie. – Czy jestem dobrym subiektem kota? – przymrużyła lekko oczy. – Jasne – zgarnęła rzeczy z koca. – Agatha baw się dobrze – odparła scenicznym szeptem. – W drogę!
        – Nie zapominaj, że później Cię Gabriele zabierze na zakupy – uśmiech rudej był ledwo co widoczny przez ramię, ale dołeczki świeciły z daleka. – Do jutra!
        – Do zobaczenia! – Agnes pomachała odchodzącej dziewczynie. – Chodźmy Kate – skinęła głową i ruszyła z wolna.
        Kate szła żwawo. Obok niej Agnes, która starała się dotrzymywać jej kroku. Znalazła moment spokoju, w którym mogła wszystkiego się dowiedzieć.
        – Z kim się umówiła Agata? Nie wspominała kto to jest – ciemnooka wyraziła żal, że nic jej nie wiadomo o nowym obiekcie uczuć przyjaciółki.
        – To raczej ona powinna powiedzieć – szatynka odparła spokojnie.
        – Czyli Ty wiesz? Powiedz mi – upierała się.
        – Nie mogę. Jeżeli tak musisz wiedzieć, to zapytaj jej.
        – To tajemnica? – przewróciła oczami. Kate pokręciła głową i skręciła w uliczkę, w której mieszkała brunetka. Agnes z daleka widziała już swój dom. Pożegnała się i udała do siebie. W końcu i tak daleko została odprowadzona, niż było to zamierzone.
        Szarooka odwróciła się na pięcie. Stwierdziła, że jeszcze pobędzie na świeżym powietrzu zanim wróci do domu. Udała się do parku, gdzie często spędzała czas razem z Agathą, gdy była jeszcze dzieckiem. W tym miejscu znajdowały się piękne ogrody z epoki renesansu. Był bardzo urozmaicony. Cudacznie ktoś wymyślił, że akurat ten park będzie tak wspaniały. Szerokie zastosowanie elementów wodnych, elementy małej architektury sprawiły, że momentami wcale nie przypomniał parku, a tak się zwał. Na jednej z ławek siedział Jack razem Lukem..? Gdy blondyn zauważył dziewczynę znów zachowywał się dziwnie. Wydawało się szatynce, że ją wręcz zignorował. Dziewczyna nie liczyła na zwykłe: „Cześć”, ale nie udawajmy, byłby to bardzo miły gest. Uważała, że gdy żywa dusza przywita się na ulicy i uśmiechnie, to ona uczyni tak samo, nawet jeżeli nie zna tej osoby. To bardzo miłe. Chłopak szybko pożegnał się brunetem i uciekł jak oparzony. Na Jacka twarzy malowało się zdziwienie. Wzruszył ramionami i oparł się o oparcie ławki. Na widok Kate uśmiechnął się szeroko i wstał z ławki. Ujął dziewczyny dłoń i sprawdził godzinę na zegarku, który znajdował się na dziewczyny ręce.
        – Siemka – zagadnął. – Już osiemnasta – podrapał się w czoło.
        – Cześć – odparła. – Ponownie się widzimy.
        – Faktycznie, ale powiedziałbym, nie robię tego, że „mogę”, ale że „chcę” – odchrząknął. – Chciałem Cię zobaczyć Kate – brunet wyszczerzył ząbki w szarmanckim uśmiechu.
        – Ach tak? – spytała. – To mi miło – dziewczyna podrapała się w tył głowy. Speszyła się nieco, ale po chwili doszła do siebie.
        – Często widuje Cię o tej porze. Stęskniłem się – chłopak udał, że obciera łzy, na co Kate wybuchła śmiechem. W zwyczaju Jacka było to, że musiał coś głupiego zrobić, ale w pewnym stopniu było to zabawne i urocze. Kate zauważyła, że jego policzek jest zadrapany i jakby jeszcze lekko czerwony. Brunet zauważył, że jej oczy wpatrują się właśnie w tym kierunku – Nie patrz z taką troską. To nic.
        – Boli Cię?
        – Nie. Bywałem w gorszym stanie – uśmiechnął się sarkastycznie. Stał się szorstki, ale momentalnie opanował się. – Wybacz. To przez ojca. Często ma takie odchyły. Twierdzi, że ustawi mnie do pionu.
        – I dlatego musiał Cię uderzyć? – ściągnęła mocno brwi przy tym marszcząc czoło.
        – To skurwiel... Nienawidzę go – fuknął
        – A co na to Twoja mama? – dziewczyna patrzyła na twarz bruneta. Była w zaskoczona, ale nie dlatego, że mówi tak o swoim ojcu. Była zdziwiona, że powiedział o tym tak otwarcie, bez krępacji.
        – Ona kiedyś mnie broniła, ale sama dostawała, dlatego już tego nie robi. Ojciec najlepiej wywaliłby mnie z domu – wzruszył ramionami. W jego oczach można było dostrzec ból i rozczarowanie.
        – Świat nie jest sprawiedliwy – posmutniała. Nie chciała wdrażać się z nim w temat jego ojca. Wiedziała, że było dla niego to bolesne i, że nie powinna. Zbyt drażniła ją ta myśl. Jak ojciec może wyprzeć się syna, nienawidzić go i mieć wyrzuty o byle kłopot? Czy to nie rodzice powinni nakierować dzieci na dobrą drogę? Wychować na ludzi? Wtedy ich pociechy wyrastają na wielkiego człowieka. Każde dziecko mogłoby dokonać czegoś wielkiego! W niej samej zaczęła rodzić się złość. Brunet jednak się tylko uśmiechnął.
        – Nie martw się. Naprawdę bywało ze mną gorzej. Zawsze kłóciłem się z ojcem – przez kilka minut milczeli. Kate nawet nie mogła określić ile. Była w lekkim szoku. Wahając się jeszcze przez chwilę, w końcu podeszła bliżej, będąc teraz naprzeciw silnych ramion chłopaka. Nieoczekiwanie położyła dłoń na policzku Jacka i pogładziła wierzchem dłoni po nim – Jak coś zawsze możesz przyjść i porozmawiać. Chce, żebyś wiedział.
        – Takich rzeczy się nie mówi, da się je wyczuć – odparł.
        – Podziwiam Cię. Eee...w sensie, że tyle możesz znieść – chłopak o bursztynowych oczach wpatrywał się w nią. Jego kąciki ust uniosły się ku górze. Szatynka poruszyła się lekko. Poczuła dziwne ciepłe uczucie na sercu oraz jak mimowolnie jego bicie, spokojny rytm zakłócił się. Biło szybciej.
        – Nie przesadzajmy. Idziemy się przejść? – zaproponował.
        – Nie mogę. Obiecałam komuś, że się pojawię i jestem spóźniona – powiedziała w miarę spokojnie, ale w jej głosie odbiło się rozczarowanie.
        – Rozumiem – machnął dłonią rezygnując. Spoglądał na jej sylwetkę, teraz oblaną słonecznym blaskiem zachodzącego słońca. – Innym razem?
        – Pewnie. Kiedy tylko na siebie wpadniemy – pokiwała ochoczo głową.
        Brunet oznajmił, że musi już iść i pobiegł. Kate wpatrywała się w jego sylwetkę, aż znikł z pola widzenia. Dziewczyna pogrążyła się w myślach. Jack skrywa coś? Wygląda na kogoś przygniecionego wspomnieniami. One są zakorzenione w pamięci. Oczyszczone z boleści. Naprawdę to tajemniczy człowiek. Analizując całą sytuacje pomyślała, czy nie powiedziała i nie dokonała czegoś niestosownego. Wstrząsnęła głową i udała się do domu. Najpierw robi, później nad tym się zastanawia. „Geniusz inaczej” – pomyślała udając się w stronę domu.

                                Tą część pisało mi się bowiem dobrze. Myślę, że Lalce tak samo C: Mam naprawdę głęboką nadzieję, że Wam się spodoba.
                                  Kilkusekundową ciszę przerywa dźwięczna melodia z głośników, a po objętym
 mrokiem pokoju drepta mały kot~ 

3 komentarze:

  1. Ha! Jestem^^ Przeczytałam wszystko, dodałam do obserwowanych...
    Wiesz co? Teraz chodzi mi po głowie taka piosenka, gdzie się śpiewa "Chcę być sobą, właśnie sobą" i teraz nie mogę sobie przypomnieć tytułu :< (to tak odnośnie jednego rozdziału, który dziś miałam przyjemność czytać).
    Cóż, jak tam czytam, czytam i czytam... to czuję się trochę jak Neela. Te je komentarze o Agath i Danielu...No jakbym siebie słyszała xD A tego Alana to sama zaraz zabiję. Jak dziewczyna może być czyjąś własnością? W średniowieczu/Grze o tron, owszem, ale przecież to jest XXI wiek, hallo!
    Ech, za bardzo się wczuwam xD
    Pozdrawiam Serdecznie!
    Ps. jakoś wieczorem pojawi się Prolog u mnie. Mówię teraz, aby później nie robić spamu c:
    PS2. chyba nie umiem dodać tych obserwatorów xD
    PS3. Czy już pozdrawiałam? Jak nie, to jeszcze raz: "Pozdrowionka" ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczyt wredności! Jak nic! Jak tak można? Pozostawiać komentarz zawierający link do takiego cuda? Było mi miło, że jedna z autorek potraktowała poważnie moje nędzne wypociny i trud pracy. Teraz i ja zaglądam i piszę szczerze, że taki akt poświecenia daje więcej niż jakiś spam.
    Stoję w progach teatru, przede mną otwiera się przestrzeń pełna krzeseł i onieśmielona robię pierwszy krok. Spektakl już się zaczął. Znów się spóźniłam! Na mojej twarzy przemknął cień uśmiechu słysząc imiona bohaterów (a dlaczego? To można wyjaśnić na wiele sposobów). Zasiadam w bocznym rzędzie, prawie na samej górze i otwieram ze zdziwienia oczy. Aktorzy skupiają się na swoich rolach i muszę oddać hołd reżyserom,scenarzystom i innym , którzy przyczynili się do powstania tej perełki - "nie jest to coś, na podstawie czegoś". Punkt za kreatywność!
    Mam małe zastrzeżenie co do zapisu dialogów, ale to pestka z tym co ostatnio widziałam. Mój los wiedzie mnie po przez wzniesienia i upadki, a Wasza twórczość zalicza się do tych pierwszych. Tworzycie klimat i kreacje psychologiczne bohaterów, a po za tym nie ma przedstawienie z punktu jednego bohatera! Zwykłe życie jest czasem ciekawsze niż nędzne powtarzanie historii.
    Pozdrawiam i czuję się wyróżniona mogąc przebywać tutaj. Wkładam swój mały klocek do budowania Waszego przedstawienia i mam nadzieję, że uśmiech zagościł na Waszych twarzach, kiedy czytaliście mój odcisk, który miał tylko przekazać, że byłam tutaj. Zdobyłam!
    Przepraszam.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za co Ty przepraszasz?
      Masz pojęcie jaki uśmiech się pojawił na mojej twarzy gdy to przeczytałam? ;u;
      Bardzo dziękujemy za tak wiele miłych słów. Cieszę się, że doceniasz naszą pracę.
      W imieniu swoim i Kukiełki kłaniam się nisko i: Dziękuję~!

      Usuń