Senne
powieki rudowłosej opadały co raz bardziej. Dziewczyna ziewnęła i
spojrzała za szklane drzwi. Na korytarzu panował znajomy tłum.
Przeszła mozolnym krokiem przez wejście. Nie patrzyła na nic. Na
nikogo. Poczuła tylko mocne szturchnięcie. Wszystkie dokumenty,
które trzymała w rękach poleciały na ziemię. Podniosła lekko
zirytowany wzrok na sprawcę. Blondyn uśmiechnął się głupkowato
i przykucnął.
– Pozbieram
to – oznajmił spokojnie. Zaczął zbierać papierki, ale jakby w
międzyczasie przyglądał się temu, co na nich było. Kiedy już
wszystko obejrzał odkładał je pod wolne ramię. – Straszna ze
mnie niezdara…– wymamrotał pod nosem. – Nie zauważyłem Cię
– spojrzał na Agathę. – Wybacz.
– Nie.
To moja wina – czarnooka lekko potarła jedną z powiek. –
Zaspałam…nie wyspałam się. Nie musisz się tak przejmować –
przycupnęła, stwierdzając, że pasuje pomóc. – Jesteś
członkiem klubu?
– Co?
Ach, tak – skinął głową. – Nazywam się Matthew Matthews.
Miło mi Cię poznać..?
Zapadła
chwilowa cisza.
– Żartujesz…–
ruda powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
– Mówię
poważnie! Tak się nazywam – zmrużył oczy zaznaczając swoją
urazę.
Agatha
przyjrzała się jego twarzy na szybko. Musiała przyznać, że jest
nawet przystojny. W dodatku te oczy… Zieleń przeplatała się z
niebieskim w taki magiczny sposób, jakby ktoś to starannie układał.
Żałowała, że to blondyn. Nie przepadała za nimi... Dziewczyna
opamiętała się po chwili. Gdyby Daniel ją tak zobaczył,
dostałaby opierdziel. Westchnęła ciężko.
– Hej…skoro
jesteś taka senna... – usłyszała przed sobą. – To może
odpuść sobie pracę? Nicolas to miły gość. Pozwoli Ci iść.
– Nie,
nie – machnęła ręką. – Wszystko jest w porządku. Często się
nie wysypiam – wyrównała kartki i sięgnęła po te, które
trzymał Matthew. – Oddasz mi to? – szarpnęła stosikiem papieru
w jego dłoni. Miała wrażenie, że przez chwilę chłopak się jej
przyglądał.
– Ach!
– spojrzał na swoją rękę. – Wybacz – oddał jej dokumenty.
– Nie
szkodzi – wstała z leniwym, ledwo widocznym przeciągnięciem. –
Bywaj – machnęła ręką i udała się w stronę recepcji.
Przez
jakąś niedługą chwilę rudowłosa odnosiła wrażenie, że nowo
poznany blondyn nadal się na nią patrzy. Czuła się skrępowana.
Nie znosiła tego, że ludzie się na nią gapią. W takich
sytuacjach czuła się jak mała, słodka małpka z zoo. Mruknęła
coś niezadowolona pod nosem, a Nicolas na nią spojrzał.
– Hydro…–
niebieskooki pacnął ją wskazującym palcem w czoło. – Nie rób
takiej miny, bo tak Ci zostanie – powiedział bezdźwięcznie,
kiedy dziewczyna na niego zerknęła. – Poza tym…spałaś
dzisiaj? Wyglądasz jak widmo.
– Nie
Twoja sprawa – burknęła niechętnie.
– Masz
okres?
– Chcesz
mieć śliwę pod okiem?
– Okej.
Nie pytałem o nic.
Westchnięcie.
Zabójcze spojrzenie. Dziewczyna przeżegnała się w duszy,
uciszając wszystkie swoje plany zabójstwa. Jak miło zaczęła
dzień! Nie wyspała się. Spóźniła do pracy. Wpadła na jakiegoś
faceta i rozsypała dokumenty. Poznała przezabawną kombinację
imienia i nazwiska. Zaczęła się przez to zastanawiać, czy rodzice
chcieli sobie z tego osobnika zrobić dowcip. W danej chwili
uświadomiła sobie, że się nie przedstawiła. W myślach zaczęła
sobie bić brawo. W dodatku skąd Matthew wiedział, że ona tu
pracuje? Naprawdę genialny dzień.
Odłożywszy
niepotrzebne jej papierki chciała iść do swojego pokoju, gdzie
trzymała swoje dokumenty wraz z Kate. Zakładała, że jej kuzynka
już tam jest. Ziewnęła jeszcze raz, zasłaniając otwartą dłonią
usta. Jak zawsze przymrużyła oczy. Podniosła głowę i w tej
chwili wpadła na kolejną osobę. „Cudownie”
– pomyślała zgorzkniale. Spojrzała na jej drugą ofiarę.
Daniel... Po prostu pięknie.
– Przepraszam
– mruknęła sennie. – Nie patrzyłam, jak idę.
– Nic
nie szkodzi. Przecież wiesz – brunet skinął głową. Patrzył na
nią przenikliwym spojrzeniem. Tym, które zawsze przywdziewał,
kiedy robił się lekko podejrzliwy. – Spałaś dziś? Masz taką
zmęczoną twarz...– wyciągnął przed siebie dłoń i koniuszkiem
palca pogładził skórę na jej policzku.
– Następny…–
przewróciła oczami. – Spałam! Wiesz, że mi się ciężko
wyspać. W dodatku dziś w nocy nie mogłam zasnąć… Nie
przypominajcie mi wszyscy o tym, bo mnie cholera weźmie – jęknęła
łapiąc się za skronie. – Masz przesrane.
– Co?
– uśmiechnął się głupkowato. – Co ja zrobiłem?
– Nic
– spojrzała na niego sztyletującym spojrzeniem.
Och.
Tak. Najpierw odzywa się ledwo co przez dwa dni. Potem chwilę
porozmawiali, kiedy minęli się obok szkoły. Co sobie wyobrażał?
Agatha prychnęła pod nosem. Zniechęciła się do prowadzenia
dalszej rozmowy. Czuła, że się gubi. Zdawało się jej to wszystko
zbyt skomplikowane. Chciała się odnaleźć w tej sytuacji. Nie
minął nawet porządny tydzień, kiedy są razem, a między nimi się
już pogorszyło. Mruknęła coś niezadowolona pod nosem.
– O
co jesteś zła? – Daniel przybliżył się o dwa kroki. Ten ruch
był tak niepewny. Zupełnie, jakby zaraz miał zarobić pięścią w
brzuch lub, co gorsza, kopniaka w krocze.
Agatha
podniosła na niego wzrok. Skrzywiła się. Rzuciła okiem gdzieś na
bok.
– Mogę
o coś wpierw zapytać? – spojrzała na niego. Mówiła już
spokojniej. Rozluźniła ramiona. Chłopak pokiwał głową. – Czy
Ty mnie unikasz? – wypaliła i patrzyła, jak brunet marszczy brwi.
Wielce zły i oburzony. Westchnął pod nosem. Natychmiast pokręcił
głową. – Więc dlaczego się tak zachowujesz?
– Nie
robię tak, bo tak chcę – mruknął. – To nie zależy ode mnie.
Miałem trochę napiętą sytuację w domu.
– Czyżby
szlaban? – spytała, a on wzruszył ramionami. – Co
przeskrobałeś?
– Kupiłem
dwie nowe gry, a niby miałem odłożyć na coś innego – prychnął.
– Z tego zrobili mi wielki problem... Jakbyś słyszała te ich
wielkie wywody na temat oszczędzania. Przecież to były moje
pieniądze! Jak w ogóle śmieli się czepiać o to, że je
wydałem... Ech – sapnął ciężko, będąc już zmęczony samym
wspomnieniem. – Przepraszam Cię za to.
– Co?
– zrobiła minę jakby niedosłyszała. – Co za głupota…–
pokręciła głową z niedowierzaniem. – Nie ma co o tym myśleć.
Nie złoszczę się – obdarzyła go uśmiechem. – Idziesz teraz
na salę?
– Raczej.
W końcu mogę z Tobą spędzić czas, a nie tylko Ci się przyglądać
– objął ją w pasie z szerokim uśmiechem.
Kilka
osób na nich spojrzało ze zdziwieniem. Dało się usłyszeć, jak
coś szmerali między sobą na ich temat.
– Zapominasz
się – szepnęła zerkając na ludzi.
– Ups
– odchrząknął. – Chodź już, pani trener! – zaśmiał się
nerwowo i odwrócił się na pięcie.
– Chcesz
kopa? – mruknęła sennie. – Wpierw muszę odnieść te papiery.
Dziewczyna
zajrzała do biura, gdzie spodziewała się zastać Kate, lecz jej
kuzynki tam nie było. Zaskoczyło ją to trochę, ale cóż mogła
poradzić? Zakładała, że szatynka poszła jakiś czas temu do
domu. Zostawiła dokumenty w odpowiedniej szufladzie i wróciła do
bruneta.
Gdy
oboje znaleźli się na hali gimnastycznej była tam już masa innych
ludzi. Wszyscy mieli jakieś zajęcie. Rozpoczynali trening lub mecz.
Agatha
wzięła głęboki wdech. Nie czuła się najlepiej, a w dodatku
musiała pracować. Wypuściła powietrze. Rozejrzała się. Nigdzie
nie widziała ruchliwej blondynki. Zdziwiła się lekko. Zazwyczaj
Neela nie odpuszczała sobie treningów. Kochała boks jak nic
innego. Ruda stwierdziła, że coś musiało jej wypaść. Z drugiej
strony Sue również była niewidoczna. Ludzie pryskali jak bańki
mydlane… Zastanowiła się przez moment. Przecież się spóźniła
kilka godzin. Zupełnie jakby przyszła na drugą zmianę! Nikt tyle
na nią nie będzie czekał. To fakt. Chyba, że chodziło o Daniela.
– O
czym tak rozmyślasz? – głos czarnookiego rozbrzmiał nad jej
głową.
Dziewczyna
na niego spojrzała i wzruszyła ramionami.
– Jak
w szkole? Słyszałem, że strasznie tam u Was szaleją – chłopak
nadal mówił, jakby koniecznie chciał, żeby Agatha odpowiedziała.
– W
sumie nic ciekawego…– odpowiedziała niepewnie. – Ostatnio
zaatakowali mnie wypchaną kuną – zmarszczyła brwi robiąc przy
tym zabawną minę. – Boże…ale się wtedy wystraszyłam –
zachichotała cicho pod nosem na samo wspomnienie tej sytuacji.
– Kuną?
– uniósł brwi. – Nie mają co robić? – powiedział lekko
poirytowany.
– Nie
ma to jak biologia – spojrzała na Daniela. – Nie reagowałam na
ich zaczepki, więc…– zaczęła się śmiać widząc, jak chłopak
robi się zły, a zarazem zadowolony.
– Bardzo
dobrze – uśmiechnął się dumnie. – Nie będą mi Ciebie
podrywać.
– Żeby
chociaż umieli.
Daniel
spojrzał na nią, jak gdyby właśnie wyczytał komplement między
wierszami.
– Z
czystej zazdrości nie życzę im tego – przeciągnął swoje
ramiona i palce. Jakby chciał zaznaczyć, że pierwszy, lepszy
delikwent przystawiający się do rudowłosej dostanie po pysku.
– Dobrze,
dobrze…zawadiako – powstrzymała się od śmiechu. – Raczej na
takie coś się nie skuszę. Poza tym już mam kogoś, kogo kocham,
więc przestań się burzyć – poklepała go po ramieniu, a on na
nią spojrzał z wymalowanym na twarzy oburzeniem. – Co? –
spytała, siadając na ławce. Nie rozumiała skąd taka mina.
– Teraz
dowaliłaś. Jestem jeszcze bardziej zazdrosny! – chwycił za kij
do hokeja. – Dawaj jego adres! – odwrócił się przodem do
Agathy, bijąc końcem przedmiotu o otwartą dłoń. – Ukatruuupię
drania – zmrużył oczy.
Agatha
podparła głowę dłonią.
– Samego
siebie? – ruda spojrzała na chłopaka z szczwanym uśmieszkiem. –
Chyba nie będziesz miał problemów z trafieniem do swojego pokoju,
co?
Chwila ciszy.
– Oo,
to ja? – zrobił zaskoczoną minę w aktorski sposób. – Erm…w
takim razie sobie wybaczam. Będę żył.
– Sprytnie...
– Oj
no, nawet mi się zdarza~ – zanucił zadowolony.
– Tyle
razy Ci to powtarzałam, a Ty nadal nie wiesz? – skrzywiła się.
Wstała, a Daniel powiódł za nią wzrokiem. – Idę sobie.
– Nie!
– momentalnie padł na ziemię i uczepił się jej łydki. – Nie
opuszczaj mnie!
– Za
późno! – próbowała iść dalej. Wychodziło jej to, ale z
ogromnym trudem. Po chwili Daniel puścił jej nogę, więc szybko
doszła do drzwi.
– Nieee!
– załkał rozpaczliwie. Czołgał się za nią. – Nie zostawiaj
mnie. Wracaj! Potrzebuję Cię! – udawał, że płacze. W dodatku w
taki sposób, jakby naprawdę ronił krokodyle łzy.
– Po
co Ci ja?
Siatkarz
podniósł zrozpaczony głowę.
– Moja
egzystencja bez Ciebie straciłaby sens! I patrz ile trudnych słów
dzięki Tobie używam! – jęknął błagalnie. – Bez Ciebie nie
dam rady! Potrzebuję Cię…– przypełzał kawałek bliżej.
– Coś
jeszcze? – odchrząknęła, żeby czasem nie zmięknąć.
– Mhm…–
przyczołgał się do niej. Owinął ręce wokół jej nogi. – Jak
sobie pójdziesz to się popłaczę.
Agatha
patrzyła na niego lekko rumiana. Odwróciła na chwilę głowę,
żeby nie widział, jak się śmieje.
– Tyle?
Możesz płakać. Z góry przepraszam – nacisnęła klamkę.
– A
co? Spodziewałaś się czegoś więcej? – złośliwy ton chłopaka
doszedł do jej uszu. Mocniej przytulił się do jej nogi i
kontynuował swoją rozpacz. – Nie pozwolę! – mruknął. – Ty
możesz sobie ode mnie odejść, ale ja nie odejdę od Ciebie! Pójdę
wszędzie tam, gdzie Ty! – zrobił stanowczą minę.
Spojrzała
na niego.
– Nie?
– uniosła brwi. – Ech…nie odejdę, bo nie mogę Cię zostawić,
głuptasie – uśmiechnęła się kącikiem ust. – Poza tym…to
by mogło być uciążliwe.
Brunet
patrzył na nią przez chwilę. Zrobił obrażony dzióbek. Wstał.
– Raz
w życiu chciałem Ci ulec, a Ty co? – otrzepał spodenki. – Ech,
kobiecie nie da się dogodzić! – pokręcił głową. – Yup. Nie
poradziłbym sobie bez Ciebie.
– Serio?
– zaczęła się śmiać. – Nie? Za bardzo Cię rozpieszczam, coś
mi się wydaje.
– Nie.
Nie rozpieszczasz – uśmiechnął się. – Jest w sam raz.
– Tak,
tak – machnęła ręką. – Trzeba zacząć trening! –
przeciągnęła ramiona.
Ruszyła
przed siebie. Zauważyła, że Daniel nadal stał w tym samym
miejscu. Obejrzała się na niego, a on wyszczerzył się. Patrzyli
chwilę na siebie. Agatha wyszeptała nieme: „Kocham
Cię”
i obserwowała, jak chłopak się lekko zaczerwienił. Odszukała
swoich podopiecznych i zadowolona do nich podeszła. Zauważyła
kilka dziwnych spojrzeń. Domyśliła się, że widzieli szopkę,
jaką odstawiła z brunetem. Uśmiechnęła się głupkowato i
nakazała rozpoczęcie ćwiczeń.
Po
kilku godzinach miała dosyć. Usiadła skonana na ławce.
Przyglądała się, jak jej podopieczni grają. Chociaż bardziej
właściwym określeniem byłoby to, że patrzyła na Daniela. Lubiła
śledzić go wzrokiem, kiedy był na boisku. Kiedy grał. Było
widać, że sprawia mu to radość. Zastanawiała się, czy na
treningach w szkole wygląda tak samo?
Zakończenie
meczu oznaczało koniec pracy dla Agathy oraz koniec treningu dla jej
podopiecznych. Część osób z jej grupy podziękowało za dobrą
pracę i opuściło salę. Czarnooka wyszła jako ostatnia z nich w
towarzystwie Daniela.
Nicolas
gapił się na rudowłosą. Przypatrywał się jej dość dokładnie,
więc dziewczyna czuła to na swoich plecach. To odczucie było
identyczne do tego, gdy ktoś delikatnie nakłuwał skórę igłą.
Obejrzała się na niego i posłała pytające spojrzenie.
– Nic,
nic…– niebieskooki wymamrotał. – Zastanawiam się, czy jesteś
wolna po pracy? Dziś sobota… Z kilkoma znajomymi idziemy do baru.
Chciałabyś iść z nami?
Niezręczne
wpatrywanie się w siebie nawzajem.
– Niestety
muszę odmówić – ruda wróciła wzrokiem we wcześniejszym
kierunku. Pakowała jakieś rzeczy do torby. – Umówiłam się z
Danielem.
– Ostatnio
co raz to częściej się z nim umawiasz… Jesteście razem? –
recepcjonista oparł się wygodnie o framugę.
Agatha
zesztywniała na to pytanie. Bała się, że było to po niej widać.
Pokręciła szybko głową. Wyprostowała się, biorąc swój bagaż.
– Dlaczego
o to pytasz? – spojrzała uważnie swoimi czarnymi oczami na
Nicolasa.
– Takie
po prostu odniosłem wrażenie…– uśmiechnął się dziecinnie. –
Zwłaszcza po tym, co on zrobił rano – zauważył cień wahania na
twarzy dziewczyny. – Nawet jeśli Ty nie masz do niego nic, to on
do Ciebie tak, prawda?
– Nie
chcę o tym rozmawiać i się tłumaczyć. Nie bądź jak Neela.
– Proszę
Cię! Przecież widzę. Jestem facetem – zaznaczył swoją
stanowczość ostrzejszym tonem. – Daniel na Ciebie leci. Miej tego
świadomość.
– Dzięki,
że jesteś tak miły i mi komplikujesz życie – stanęła w progu.
– A teraz pozwól mi wreszcie sobie iść – patrzyła na twarz
blondyna z minimalnym grymasem.
– Nie
chcesz się w nic pakować, co? – jego uśmiech był okropnie
szczwany.
– Wiem,
co chcesz teraz powiedzieć, ale Ty równie dobrze wiesz, jaka będzie
moja odpowiedź…– pokręciła głową i przeszła pod ramieniem
chłopaka. – Do następnego, Nicolas.
Usłyszała
tylko potwierdzające mruknięcie. Zaczęła iść z wolna, a potem
przyspieszyła. Za szklaną ścianą stał Daniel. Czekał, aż ona
się wygramoli ze swoich obowiązkowych wizyt po pracy w biurze.
Westchnęła. Pchnęła drzwi i obdarowała bruneta szerokim
uśmiechem.
– Jestem
– powiedziała podchodząc żwawo.
– Długo
Ci to zajęło. Zatrzymało Cię coś? – spytał zabierając jej
torbę na siłę z ręki. Widział, jak Agatha na to się krzywi.
– Nicolas
coś tam gadał o zajęciach… Nie zrozumiałam, o co mu chodzi –
skłamała. Przygryzła wargę, a potem strząsnęła głową. –
Gdzie idziemy?
– Do
Ciebie..?
– Hmm…–
zamyśliła się na chwilę i pokiwała głową. – Czemu tak nagle
chcesz do mojego domu?
– To
problem?
– Nie.
W końcu i tak nie mam swojego zdania…– odwróciła głowę w
stronę ulicy.
– Oj,
no…Nie czepiaj się o to – w jego głos wkradło się
rozbawienie. – Jak tak strasznie Ci na tym zależy, to mogę Ci
zwrócić wolę… Choć będę za nią tęsknić – dodał szybko.
Ruda
spojrzała na niego z kaprysem.
– Przecież
i tak mi ją zabierzesz po dwóch dniach, więc co za różnica? –
Agatha spytała z lekkim sarkazmem.
– Nie
zabiorę! Słowo! – zasalutował. – Jeśli Ci tak na tym zależy,
to zostawię.
– Nie
wierzę Ci… Już mi zabrałeś ostatnio tą ponad jedną czwartą,
bo się fochałam.
– Niby
tak…– uśmiechnął się niewinnie. – Ale jak oddam Ci całą
resztę to będziesz mieć większą różnorodność i wierzę, że
się nie ofochasz!
Zatrzymali
się na przejściu dla pieszych na krótki moment i zaraz ruszyli
ponownie. Agatha wypuściła powietrze z ust.
– To
źle wierzysz – zaplotła palce na jego dłoni. – Jak będę
mogła się fochać do woli, kiedy będziesz niegrzeczny, to
skorzystam…– zachichotała złowieszczo pod nosem.
– Zrobiłabyś
mi to? Wiecznie grzecznemu? – mina zbitego psa.
– Nie?
– pokręciła głową. – Pamiętasz, jak kazałeś mi znaleźć
patent na to, gdy się „rozwścieczysz”? – spytała, a on
przytaknął. – Widzisz? Masz.
– Można
udawać, że jestem aniołkiem, a Ty nie widzisz wyjątków.
– To
oszustwo. Patent to patent.
– Nie
sądziłem, że będzie aż tak skuteczny! – westchnął. – Nie
bawię się tak.
Minęli
kilka budynków. Agatha sapnęła ciężko, jakby chciała się
poddać.
– Właśnie
miał być skuteczny. Nie narzekaj~ – czarnooka zanuciła cicho. –
I nadal nie mam swojej woli.
– A
bierz! – machnął ręką na znak, że oddaje jej wolę. – Znajdę
patent na Twój patent, a wtedy to już nie będzie patent, bo
patent, na który jest patent, nie jest patentem! – oznajmił
bojowo. – Bitch please… Jestem w stanie ogarnąć to, co właśnie
powiedziałem.
– Ha!
– zawołała zadowolona. – Teraz to dopiero zobaczysz, co znaczy
FOCH – spojrzała na niego. Chwilę szła tyłem, nadal trzymając
jego rękę. – Tak, tak…jestem z Ciebie dumna.
– Jeszcze
nic nie zrobiłem!
– Póki
co…ale zawsze się coś znajdzie – przyłożyła palec wolnej
dłoni do ust udając, że nad tym myśli.
– Dziękuję,
że we mnie wierzysz – szarpnął jej ręką, aby się zatrzymała
na przejściu. – Miło się będzie podrażnić ze stu procentową
Agathą.
– Nie
ma sprawy – zaśmiała się i wróciła na miejsce obok chłopaka.
– Wcześniej było jakieś trzydzieści procent? Może trochę
więcej…– wzruszyła ramionami. – Ciekawe, czy pamiętam, jak
to jest być sobą.
– Jeden
i pięć dziesiątych woli to było trzydzieści dwa i pół procenta
– mruknął. – Lepiej sobie przypomnij. Chcę znać Cię całą.
– Ciul.
Niewiele się pomyliłam… Yy…jesteś pewien?
– Tak…
Niewiele – zaśmiał się. – Definitywnie.
Dziewczyna
spojrzała na bruneta mrużąc oczy. Znów zaczynał jej dokuczać.
Prychnęła pod nosem głośno. Szli dalej w chwilowym milczeniu, a o
ich osoby obijały się spojrzenia ludzi. Tak chłodne, że Agacie
robiło się nieprzyjemnie. Wolała na nich nie zwracać uwagi.
Westchnęła i wróciła do rozmowy.
– Ty
naprawdę chcesz się przekonać co to foch? – spytała lekko
sycząc.
– Nieee!
– spojrzał na nią z przerażeniem. – Nie, póki nie znajdę na
to haka!
– Chyba
na to nie poczekam. Zrobię to wcześniej.
– Nie
możesz na mnie strzelać focha za nic!
– Mogę
– odwróciła głowę w inną stronę. – Poza tym kto powiedział,
że teraz nie mam powodu?
– J-jak
to? – zająknął się. – Co ja znów zrobiłem?!
– Nie
musisz wiedzieć.
– Ja
nic nigdy nie wiem… To smutne – załkał.
Cisza.
Stali tak w milczeniu. Agatha patrzyła na swoje stopy. Co jakiś
czas zerkała na Daniela. Myśląc o tym, że nawet gdy tak się
sprzeczali, nadal trzymali się za ręce, zaczęła się uśmiechać.
Podniosła głowę.
– Tajemnica
zawodowa – przykleiła się do ramienia chłopaka. – Nie będzie
focha. Nie ma po co.
– Uff!
To dobrze – pogładził jej włosy. – Ej…chwila. Znów
tajemnica? Mam też zostać opiekunem w klubie, żebyś mi
wyśpiewywała wszystko?
– I
co? Będziesz swoją grupę męczył na śmierć? – zaśmiała się.
– Tak.
Ze mną staną się olimpijczykami!
– Tak.
Rekord w kontuzjach.
– Nie
byłbym fajnym opiekunem? W-Fistą?
– Może
i fajnym…– uśmiechnęła się głupkowato. – Jednak tą opinię
musisz dostać od podopiecznych! Co nie zmienia faktu, że i tak nic
Ci nie powiem.
– Będą
mnie kochali! – zawołał dumnie. – Ej…powiedz.
– To
się nigdy nie stanie – ruszyła z wolna. – Teraz nie będziesz
mógł spać po nocach, bo będzie Cię to dręczyć – zaczęła
się śmiać.
– Tak,
dokładnie! Gadaj, ale już!
Rudowłosa
pokręciła głową. Szła dalej i czuła na sobie spojrzenie
czarnych oczu. Tak bardzo sztyletujące, że musiało być gorsze od
tego, jakim dziś obdarował ją Nicolas. Wzdrygnęła lekko na to
wspomnienie. Wolała zapomnieć o tej dziwnej rozmowie. Wiedziała,
do czego blondyn zmierzał. Prychnęła cicho.
– Nic
Ci nie powiem – odpowiedziała na wcześniejsze zdanie siatkarza.
– Nikomu
nic przecież nie rozpowiem! Spowiadaj się – spojrzał na nią
błagalnie.
– Było
wcześniej mówić, że jesteś księdzem. Z kim ja jestem?
– Nie
jestem księdzem, ale umiem trzymać język za zębami! – oznajmił.
– Mów!
– Nie
mam nic do powiedzenia, panie władzo – ściągnęła usta.
– Nooo
proooszę! – jęknął. – Nie dam Ci buzi!
– To
nie podziała – pokręciła głową. – Poza tym mi nie dajesz, co
za różnica.
– Och,
przepraszam za to zaniedbanie. Jeśli Ci nie pasuje, mogę Cię zaraz
gdzieś zaciągnąć i wycałować za wszystkie czasy – brzmiał
bardzo poważnie.
Chwila milczenia.
– Cofam
to, co powiedziałam – Agatha spojrzała na niego przerażona.
– Widzisz!
Ze mną nie ma narzekania – uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
– A teraz mów, bo spełnię tę groźbę.
– Nic
Ci nie powiem.
– Dlaczego?
– Jest
ryzyko, że mi się dostanie po głowie jeszcze i co wtedy? –
mruknęła dość pochmurno.
Zatrzymali
się przed blokiem. Daniel coś mruczał pod nosem błagając, żeby
w końcu mu powiedziała. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co
tak właściwie ma mu powiedzieć? Z tego wszystkiego zaczęła się
gubić w tej sytuacji. Weszli do środka, kiedy otworzyła drzwi.
Zmierzyli do jej mieszkania. Chłopak nadal snuł swoje modły za jej
plecami. Ruda otworzyła mieszkanie i wpuściła go do środka.
Weszła za nim i znów usłyszała, że ma mówić.
– Nie
– odpowiedziała stanowczo po raz enty.
Agatha
patrzyła na niego przez moment. Przyglądała się uważnie i
zastanawiała się co robić. Było jej trochę przykro, że jak
zawsze sprzeczają się jak dzieci. Weszła po schodach, a Daniel za
nią. Otworzyła swój pokój. Chwilę tak stali w bez ruchu.
Dziewczyna nie wiedzieć dlaczego czuła, że ma słone kropelki w
oczach. Siatkarz ponownie poprosił o mówienie, a ona pokręciła
głową.
– Idę
wylać me gorzkie łzy…– stanął w progu. – A Ty pamiętaj o
alimentach! Dostawy chusteczek…– lamentował aktorsko. – Nie
ufasz mi i nie wierzysz, że jestem w stanie Cię ochronić –
posmutniał.
– Nie
rób tego…– mruknęła. – Zaraz ja będę płakać – zaśmiała
się, kiedy czuła, że serio się zaraz rozryczy. – Wierzę Ci,
ale Ty się tylko ze mną drażnisz – spojrzała na bruneta,
którego przytkało, widząc w jakim teraz ona jest chwiejnym stanie.
Agatha usiadła w kącie między łóżkiem a fotelem tyłem do
niego.
– Nie
drażnię się z Tobą! – przykucnął i przytulił się do jej
pleców. – Nie płacz…– otarł kciukiem pojedynczą łzę. –
Po prostu…miło by było wiedzieć – uśmiechnął się lekko.
– To
Cię nie tłumaczy – skuliła się jeszcze bardziej. Musiała się
uspokoić. To miejsce źle na nią działało. Każdy nacisk na jej
osobę...wszystko miało miejsce właśnie tutaj. Nie miała żadnym
miłych wspomnień z tym pokojem. Jedynie pojedyncze chwile spędzone
z Kate. Pomrugała powiekami szybo. Pomyślała, że nie pora teraz
do tego wracać. – Nie powiem Ci. Zresztą…nie było tematu.
Zgoda? – odwróciła się do niego przodem. Przyglądała się
chwile twarzy Daniela, a on kiwną głową.
– Mm,
zgoda. Wszystko, bylebyś nie była smutna – pogłaskał ją po
policzku i ucałował w nos.
– W
końcu miałeś mnie uszczęśliwiać – uśmiechnęła się
promiennie. – A to za co? – spytała dotykając opuszką palca
swojego nosa.
– To
mój priorytet – usiadł wygodnie na ziemi. – Mm, co? Nie mogę
tak robić bez powodu?
– Nie?
Czym sobie zasłużyłam?
– Hehe…samym
uśmiechem kochana milady Agatho~.
– A
kiedy ja tak zrobiłam? – zamyśliła się. Czyżby uśmiechała
się nieświadomie? Spojrzała na Daniela pytająco. – Ach…nie
mów tak – dodała po chwili.
– Gdy
przestałaś płakać – pogładził jej głowę. – Muszę. Twoja
zarumieniona twarz daje mi szczęście.
– Och,
chyba nieświadomie…– oparła się o jego ramię. Zaskakująco
wygodne, jak na zwykłą kupkę mięśni i kości. – Niestety o tym
wiem.
– Zawsze
coś – opadł policzkiem na czubek jej głowy. – Nie lubisz mnie
uszczęśliwiać?
– Wiesz,
że lubię. Bardzo…ale rumienić się nie lubię.
– Och,
no przykro mi, ale innego sposobu chyba nie ma.
– Nie
ma? – podniosła głowę. – Więc wymyśl. Posłucham.
– I
mam stracić możliwość patrzenia na Twoje rumieńce? Oj nie~ –
pokręcił głową. – Nie zdradziłbym nawet, gdybym wiedział.
– Będę
zakrywać twarz za każdym razem. Chcesz tego?
– Wtedy
będę musiał być nieszczęśliwy…lub odgryźć Ci palce –
zaśmiał się.
– Wtedy
będzie mi smutno…i tak powstaje błędne koło – westchnęła z
dezaprobatą. – Ach…masz zakaz bycia smutnym.
Daniel
spojrzał na rudą z uśmiechem.
– Ja
mam zakaz bycia smutnym?! To Ty masz zakaz bycia smutną! Tak mówi
wszechmocny w-fista! – chwilę na nią patrzył i ucałował jej
czoło. – Tak?
– Tak,
masz – pokiwała głową. – Nie masz mojej woli, żeby mi tak
mówić – pokazała mu język. – Jeszcze nim nie jesteś.
– Że
niby Ty masz moją wolę, że możesz mi rozkazywać? – powiódł
za nią wzrokiem, kiedy wstała. – Będę. Wyślę zgłoszenie do
Nicolasa!
– Od
teraz tak – przeciągnęła się. – Zamiana miejscami.
Cisza.
– Nie.
Moja wola…– załkał. – Mam się Tobie nie sprzeciwiać? Źle
skończę!
– Tak
się tego boisz? – usiadła na łóżku. – Co ja miałam
powiedzieć, kiedy Ty wykorzystywałeś moją w perfidny sposób?
– Nie
wykorzystywałem jej! …aż tak – uśmiechnął się głupkowato.
– Wykorzystywałeś!
– Nieprawda!
Choć raz mi przyznaj rację!
– No
dobra…– przewróciła oczami. – Dla Ciebie wszystko~ –
zanuciła uśmiechając się lekko.
Chłopak
wstał i wgramolił się na łóżko, zaraz obok Agathy. Ona
spojrzała na niego i już widziała, jaki jest teraz zadowolony.
Ruda jakby przez chwilę była nieprzytomna.
– Dla
mnie wszystko? – spojrzał na nią podchwytliwie. – A mogę to
mieć na piśmie? – przysunął się bliżej, więc czarnooka
powędrowała na niego wzrokiem.
– Nie
możesz… Właśnie dzięki takim sytuacjom widzę, jak mi wierzysz.
– Ufam
i wierzę Ci bezgranicznie~ – patrzył na nią czule, bawiąc się
jej kosmykiem włosów. – Ale chcę mieć to na papierze, by mieć
do czego wzdychać, gdy nie ma Cię obok – cmoknął jej policzek.
– Ach
tak? – zetknęła jego czoło ze swoim. – Wspomnienia nie
wystarczą? – zaczęła się śmiać, kiedy Daniel nie wytrzymał i
zaczął chichotać. – Jak już tak nie będziesz mógł bez tego
przeżyć to Ci nastulam na kartce.
– Ooo…dziękuję,
Słonko.
– Proszę
bardzo, Skarbie~. Mówisz – masz.
Siatkarz
zaśmiał się wesoło.
– Bawimy
się w pieszczotliwe słówka? – spytał z szerokim uśmiechem.
– Co
w tym złego? Przecież nie robimy tego na nielegalu – nadęła
policzek.
– Oj,
no dobrze, Kotku…nie bulwersuj się tak.
– Nie
bulwersuję się – zrobiła lekki młynek palcami. Uderzyła
otwartymi dłońmi o swoje uda i spojrzała na niego. – Ale
widzisz, Kochanie…jakby Neela nas słyszała… Chyba by padła ze
szczęścia.
– Hm,
mieliśmy ją uszczęśliwić, ale ten sposób sobie chyba darujemy,
prawda kochana?
– Taa...i
sama się też wypowiedziała na ten temat... Nie...– mruknęła
niewyraźnie. – Nie dam jej tej satysfakcji...niech się dołuje,
że jej się nie udało – zaśmiała się triumfalnie. – Jakby
co, bądź dalej nie ugięty, Misiu~.
– Tak,
wiem. Jeśli tego sobie życzysz~. Wiesz, że dla Ciebie wszystko,
Myszko.
– Ewentualnie
kiedyś w przyszłości się im powie...długo po fakcie –
wyprostowała się. Podsunęła się pod ścianę, odpychając się
stopami. Chwyciła poduszkę i owinęła ramiona dookoła niej. –
Teraz ja chce mieć to na papierze, Kotku...wtedy będę mieć
satysfakcje...choć nie wiem z czego, ale mniejsza…chcę mieć –
uśmiechnęła się dziecinnie.
– Za
rok. Może dwa…lub wcale – uśmiechnął się, siadając zaraz
obok niej. – Więc wymieńmy się kartkami, Kiciu.
Agatha
spojrzała na niego. Chwile przypatrywała się jego oczom. Pokiwała
głową i spełzała z łóżka. Podeszła do szafki z regałem.
Otworzyła górną część, a drzwiczki cicho zaskrzypiały. Stojąc
na palcach sięgnęła po kartki. Czyste i śnieżnobiałe. Wyjęła
też dwa długopisy. Jej ulubione. Zawsze nimi pisała, kiedy było
to coś ważnego. Podała jeden zestaw Danielowi, który uśmiechnął
się wesoło. Rozejrzał się z lekka i rozłożył na stoliku.
Dziewczyna przycupnęła zaraz obok. Niemal w tym samym czasie
napisali: „Dla
Ciebie wszystko”.
Zaczęli szeptać między sobą, co jeszcze mają dostawić.
Rudowłosa z wytrwale znosiła zachcianki chłopaka. Dopisała
jeszcze kilka rzeczy, których sobie zażyczył. Przez chwilę
słyszała też wielce zdziwione: „Jesteś
leworęczna!?”.
Brunet
czekał cierpliwie, aż Agatha skończy pisać i wyciągnął rękę
po kartkę. Przyglądał się jej piśmie. Szczęśliwy, jak mały
chłopczyk złożył papier na pół i schował do tylnej kieszeni
spodni. Dziewczyna zostawiła jego kartkę na stoliku. Wskoczyła na
łóżko i przybliżyła się do niego.
– Poczeka
się co los przyniesie…– sapnęła, jakby wracając do
wcześniejszego tematu. Przytuliła się do Daniela, a on delikatnie
ją objął. – Aż mi się słodkie dzieciństwo
przypomniało…zabawa w wymianę karteczkami – zwróciła oczy na
stolik.
– Ooo,
pamiętam jak w podstawówce było szaleństwo na to…ech. Czuję
się taki stary.
– W
stylu kto miał lepsze – skinęła głową. – A tam stary…całe
życie przed Tobą, jakby powiedziała jedna z moich sióstr.
– Te
z brokatem – zaśmiał się. – O, przekaż jej pozdrowienia, jak
będzie w domu. Już ją lubię.
– Te
błyszczące, nie? – spytała, a on przytaknął. – Dobra…jak
przyjedzie. Mieszka w innym mieście i to jakieś sto kilometrów
stąd – przygryzła policzek. – Jak chcesz mogę innej przekazać,
bo jest ich trochę.
– Dwie
małe za jedną dużą! – wtulił się. – A co mi tam! Pozdrowisz
wszystkich. Włącznie z ojcem „od gwałciciela”.
– Tak…nie
mogę z tego czasami. Targowanie się, jak były jakieś unikatowe…–
zaśmiała się wesoło. – Ich jest za dużo…i tak cud, że teraz
wyszli z domu – westchnęła. – Tata czasem jest jak pies gończy.
Mnie strasznie pilnuje, bo jestem najmłodsza.
– Ach…złote
czasy – rozmarzył się na moment. – Oo, i bardzo dobrze! O
najmłodszą córeczkę tatusia trzeba dbać! – kiwnął głową,
jakby chciał zapewnić w tym nie tylko Agathę, ale samego siebie. –
Ale obym przeżył, jak mnie znajdzie u Ciebie pod łóżkiem –
zaśmiał się.
– Aż
mi szkoda, że robię się dorosła – spojrzała na Daniela. –
Jaką córeczkę tatusia? – skrzywiła się lekko. Wiedziała, że
chłopak się nie domyślił z jakiego powodu. Musiała to ukryć.
Nie była gotowa, żeby mu o tym powiedzieć. – Nikt Ci nic nie
zrobi.
– Taa,
mi też – opowiedział lekko przez śmiech. – A do krainy
Piotrusia Pana nie uciekniemy – westchnął. Spojrzał na nią i
się uśmiechnął. – Jaką? Ładną! – powiedział dość
stanowczo. – O, zróbmy tam taki przytulny bunkier.
– Nie
jestem ładna… Ciekawe ile tam jest metrów kwadratowych?
– Każda
dziewczyna tak mówi – pokręcił głową. – Jesteś śliczna –
ucałował jej policzek. – Nie przecz nawet.
– Przecież
to co powiedziałam to prawda!
– Ciiiicho!
– przyłożył swój palec do jej ust. – Jesteś śliczna i tyle!
Agatha
przewróciła oczami i skinęła głową. Brunet wyszczerzył się
dumnie. Chwilowa cisza. Ruda widziała, jak chłopak błądził
oczami po jej pokoju. Zatrzymał się na fotografii, na której
widniała postać Dereka. „Jasna
cholera! Zapomniałam o tym!”
– dziewczyna zrobiła lekko przerażoną minę. Spodziewała się,
że Daniel zaraz o to zapyta, ale milczał. Powędrował spojrzeniem
w innym kierunku, gdzie stały inne zdjęcia. Później zatrzymał
się na klatce Philipa.
– Właściwie
to dlaczego nikogo u Ciebie w domu teraz nie ma? – zwrócił wzrok
na Agathę. – Są w pracy? Gdzieś się pochowali przede mną? –
zachichotał.
– Tata
i brat wyszli do pracy – wzruszyła ramionami. – Mama pewnie jest
na pogawędce u sąsiadów, a Nancy pojechała na kilka dni do
chłopaka.
– Nancy…
Twoja siostra?
– Tak.
– Ile
Ty ich masz?
– Trzy
– odpowiedziała. – Nancy, Meg i Ann. Brat ma na imię Victor.
– Och…ja
mam tylko jednego brata – wzruszył ramionami. – Ma na imię
Eryk.
– Jak
z „Małej
Syrenki”
– wymsknęło się jej i zaraz zasłoniła dłonią usta. – Ups –
spojrzała na Daniela, a on zaraz zaczął się śmiać.
– Nic
nie szkodzi… Często się tak z niego nabijam! – uśmiechnął
się.
– Możemy
się położyć? Plecy mnie bolą…– mruknęła niechętnie.
Daniel
pokiwał głową, więc ruda walnęła się wygodnie na swój stos
poduszek, a on ułożył się obok. Patrzył na nią, wspierając
swoją głowę na dłoni. Ucałował po chwili czoło dziewczyny.
– W
sumie też jestem zmęczony…mecz ze mnie wyssał resztki energii –
siatkarz powiedział po chwili.
– Chcesz
to możemy się zdrzemnąć – Agatha zaproponowała nieśmiało.
– Na
pewno? Co jak ktoś tutaj wejdzie? – zdziwił się.
– Nic.
Poza tym nikogo nie będzie pewnie co najmniej do osiemnastej czy
dziewiętnastej.
– Och…więc
czemu nie – oparł policzek o jej głowę. – Jest za wcześnie na
„dobranoc”, więc słodkich snów~.
– Nawzajem
– lekko się do niego przytuliła.
Minęła
chwila. Brunet momentalnie usnął. Agatha czuła się senna i
zmęczona, ale nie mogła zasnąć. Nie była w stanie. Powodem była
obecność Daniela, a może po prostu teraz sen złośliwie nie
chciał przyjść..? Westchnęła wsłuchując się w bicie serca
chłopaka. Rytm ten był taki spokojny… Uśmiechnęła się pod
nosem. Wyglądał bardzo uroczo, kiedy tak drzemał. Zamknęła oczy,
nadal się wsłuchując. Minęła kolejna chwila. Oboje spali.
~*~
Z godnie z obiecanym!
Mam nadzieję, że się spodobało. Nie mam pojęcia kiedy się pojawi kolejna część, ale nie powinno być już aż tak długiej przerwy.
Wszystkim kobietkom i dziewczynom najlepszego z okazji naszego święta! :D
Wszystkim kobietkom i dziewczynom najlepszego z okazji naszego święta! :D
Witam. Wasz blog znajduje się w mojej kolejce do ocenienia, stąd moje pytanie, czy nadal jesteście zainteresowane oceną. Proszę o odpowiedź pod tym komentarzem lub: e-mailem (aithnne@gmail.com) lub na mojej stronie: aithnne.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak, nadal jesteśmy zainteresowane oceną.
UsuńMatthew Matthews..? Serio? XD Ale się z tego śmiałam!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że dawno tu nie zajrzałam i trochę się cieszę, bo teraz mam co czytać.
Bardzo mi się podobała ta Scena! :) Agatha i Daniel byli tacy słodcy, kiedy się tak niby sprzeczali między sobą. Bardzo ich lubię jako parę, chociaż na początku się zraziłam to teraz nie wyobrażam sobie ich inaczej.
Nicolas...zastanawiam się jaki on tak naprawdę jest. Zachowuje się jak szczwany typek, który wie wszystko.
Cóż...czekam na więcej <3
Ludzie żyją czasem ze wspomnień. Każde pomieszczenie, ściana, czy miejsce kojarzy się nam z czymś... :)
OdpowiedzUsuńTo był piękny rozdział pełen Agathy i Daniela. I koniec taki ładny...
Brak mi słów.