niedziela, 8 marca 2015

T.M. - Akt: V. Scena: II

        Senne powieki rudowłosej opadały co raz bardziej. Dziewczyna ziewnęła i spojrzała za szklane drzwi. Na korytarzu panował znajomy tłum. Przeszła mozolnym krokiem przez wejście. Nie patrzyła na nic. Na nikogo. Poczuła tylko mocne szturchnięcie. Wszystkie dokumenty, które trzymała w rękach poleciały na ziemię. Podniosła lekko zirytowany wzrok na sprawcę. Blondyn uśmiechnął się głupkowato i przykucnął.
        Pozbieram to – oznajmił spokojnie. Zaczął zbierać papierki, ale jakby w międzyczasie przyglądał się temu, co na nich było. Kiedy już wszystko obejrzał odkładał je pod wolne ramię. – Straszna ze mnie niezdara…– wymamrotał pod nosem. – Nie zauważyłem Cię – spojrzał na Agathę. – Wybacz.
        Nie. To moja wina – czarnooka lekko potarła jedną z powiek. – Zaspałam…nie wyspałam się. Nie musisz się tak przejmować – przycupnęła, stwierdzając, że pasuje pomóc. – Jesteś członkiem klubu?
        Co? Ach, tak – skinął głową. – Nazywam się Matthew Matthews. Miło mi Cię poznać..?
        Zapadła chwilowa cisza.
        Żartujesz…– ruda powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
        Mówię poważnie! Tak się nazywam – zmrużył oczy zaznaczając swoją urazę.
        Agatha przyjrzała się jego twarzy na szybko. Musiała przyznać, że jest nawet przystojny. W dodatku te oczy… Zieleń przeplatała się z niebieskim w taki magiczny sposób, jakby ktoś to starannie układał. Żałowała, że to blondyn. Nie przepadała za nimi... Dziewczyna opamiętała się po chwili. Gdyby Daniel ją tak zobaczył, dostałaby opierdziel. Westchnęła ciężko.
        Hej…skoro jesteś taka senna... – usłyszała przed sobą. – To może odpuść sobie pracę? Nicolas to miły gość. Pozwoli Ci iść.
        Nie, nie – machnęła ręką. – Wszystko jest w porządku. Często się nie wysypiam – wyrównała kartki i sięgnęła po te, które trzymał Matthew. – Oddasz mi to? – szarpnęła stosikiem papieru w jego dłoni. Miała wrażenie, że przez chwilę chłopak się jej przyglądał.
        Ach! – spojrzał na swoją rękę. – Wybacz – oddał jej dokumenty.
        Nie szkodzi – wstała z leniwym, ledwo widocznym przeciągnięciem. – Bywaj – machnęła ręką i udała się w stronę recepcji.
        Przez jakąś niedługą chwilę rudowłosa odnosiła wrażenie, że nowo poznany blondyn nadal się na nią patrzy. Czuła się skrępowana. Nie znosiła tego, że ludzie się na nią gapią. W takich sytuacjach czuła się jak mała, słodka małpka z zoo. Mruknęła coś niezadowolona pod nosem, a Nicolas na nią spojrzał.
        Hydro…– niebieskooki pacnął ją wskazującym palcem w czoło. – Nie rób takiej miny, bo tak Ci zostanie – powiedział bezdźwięcznie, kiedy dziewczyna na niego zerknęła. – Poza tym…spałaś dzisiaj? Wyglądasz jak widmo.
        Nie Twoja sprawa – burknęła niechętnie.
        Masz okres?
        Chcesz mieć śliwę pod okiem?
        Okej. Nie pytałem o nic.
        Westchnięcie. Zabójcze spojrzenie. Dziewczyna przeżegnała się w duszy, uciszając wszystkie swoje plany zabójstwa. Jak miło zaczęła dzień! Nie wyspała się. Spóźniła do pracy. Wpadła na jakiegoś faceta i rozsypała dokumenty. Poznała przezabawną kombinację imienia i nazwiska. Zaczęła się przez to zastanawiać, czy rodzice chcieli sobie z tego osobnika zrobić dowcip. W danej chwili uświadomiła sobie, że się nie przedstawiła. W myślach zaczęła sobie bić brawo. W dodatku skąd Matthew wiedział, że ona tu pracuje? Naprawdę genialny dzień.
        Odłożywszy niepotrzebne jej papierki chciała iść do swojego pokoju, gdzie trzymała swoje dokumenty wraz z Kate. Zakładała, że jej kuzynka już tam jest. Ziewnęła jeszcze raz, zasłaniając otwartą dłonią usta. Jak zawsze przymrużyła oczy. Podniosła głowę i w tej chwili wpadła na kolejną osobę. „Cudownie” – pomyślała zgorzkniale. Spojrzała na jej drugą ofiarę. Daniel... Po prostu pięknie.
        Przepraszam – mruknęła sennie. – Nie patrzyłam, jak idę.
        Nic nie szkodzi. Przecież wiesz – brunet skinął głową. Patrzył na nią przenikliwym spojrzeniem. Tym, które zawsze przywdziewał, kiedy robił się lekko podejrzliwy. – Spałaś dziś? Masz taką zmęczoną twarz...– wyciągnął przed siebie dłoń i koniuszkiem palca pogładził skórę na jej policzku.
        Następny…– przewróciła oczami. – Spałam! Wiesz, że mi się ciężko wyspać. W dodatku dziś w nocy nie mogłam zasnąć… Nie przypominajcie mi wszyscy o tym, bo mnie cholera weźmie – jęknęła łapiąc się za skronie. – Masz przesrane.
        Co? – uśmiechnął się głupkowato. – Co ja zrobiłem?
        Nic – spojrzała na niego sztyletującym spojrzeniem.
        Och. Tak. Najpierw odzywa się ledwo co przez dwa dni. Potem chwilę porozmawiali, kiedy minęli się obok szkoły. Co sobie wyobrażał? Agatha prychnęła pod nosem. Zniechęciła się do prowadzenia dalszej rozmowy. Czuła, że się gubi. Zdawało się jej to wszystko zbyt skomplikowane. Chciała się odnaleźć w tej sytuacji. Nie minął nawet porządny tydzień, kiedy są razem, a między nimi się już pogorszyło. Mruknęła coś niezadowolona pod nosem.
        O co jesteś zła? – Daniel przybliżył się o dwa kroki. Ten ruch był tak niepewny. Zupełnie, jakby zaraz miał zarobić pięścią w brzuch lub, co gorsza, kopniaka w krocze.
Agatha podniosła na niego wzrok. Skrzywiła się. Rzuciła okiem gdzieś na bok.
        Mogę o coś wpierw zapytać? – spojrzała na niego. Mówiła już spokojniej. Rozluźniła ramiona. Chłopak pokiwał głową. – Czy Ty mnie unikasz? – wypaliła i patrzyła, jak brunet marszczy brwi. Wielce zły i oburzony. Westchnął pod nosem. Natychmiast pokręcił głową. – Więc dlaczego się tak zachowujesz?
        Nie robię tak, bo tak chcę – mruknął. – To nie zależy ode mnie. Miałem trochę napiętą sytuację w domu.
        Czyżby szlaban? – spytała, a on wzruszył ramionami. – Co przeskrobałeś?
        Kupiłem dwie nowe gry, a niby miałem odłożyć na coś innego – prychnął. – Z tego zrobili mi wielki problem... Jakbyś słyszała te ich wielkie wywody na temat oszczędzania. Przecież to były moje pieniądze! Jak w ogóle śmieli się czepiać o to, że je wydałem... Ech – sapnął ciężko, będąc już zmęczony samym wspomnieniem. – Przepraszam Cię za to.
        Co? – zrobiła minę jakby niedosłyszała. – Co za głupota…– pokręciła głową z niedowierzaniem. – Nie ma co o tym myśleć. Nie złoszczę się – obdarzyła go uśmiechem. – Idziesz teraz na salę?
        Raczej. W końcu mogę z Tobą spędzić czas, a nie tylko Ci się przyglądać – objął ją w pasie z szerokim uśmiechem.
        Kilka osób na nich spojrzało ze zdziwieniem. Dało się usłyszeć, jak coś szmerali między sobą na ich temat.
        Zapominasz się – szepnęła zerkając na ludzi.
        Ups – odchrząknął. – Chodź już, pani trener! – zaśmiał się nerwowo i odwrócił się na pięcie.
        Chcesz kopa? – mruknęła sennie. – Wpierw muszę odnieść te papiery.
        Dziewczyna zajrzała do biura, gdzie spodziewała się zastać Kate, lecz jej kuzynki tam nie było. Zaskoczyło ją to trochę, ale cóż mogła poradzić? Zakładała, że szatynka poszła jakiś czas temu do domu. Zostawiła dokumenty w odpowiedniej szufladzie i wróciła do bruneta.
        Gdy oboje znaleźli się na hali gimnastycznej była tam już masa innych ludzi. Wszyscy mieli jakieś zajęcie. Rozpoczynali trening lub mecz.
        Agatha wzięła głęboki wdech. Nie czuła się najlepiej, a w dodatku musiała pracować. Wypuściła powietrze. Rozejrzała się. Nigdzie nie widziała ruchliwej blondynki. Zdziwiła się lekko. Zazwyczaj Neela nie odpuszczała sobie treningów. Kochała boks jak nic innego. Ruda stwierdziła, że coś musiało jej wypaść. Z drugiej strony Sue również była niewidoczna. Ludzie pryskali jak bańki mydlane… Zastanowiła się przez moment. Przecież się spóźniła kilka godzin. Zupełnie jakby przyszła na drugą zmianę! Nikt tyle na nią nie będzie czekał. To fakt. Chyba, że chodziło o Daniela.
        O czym tak rozmyślasz? – głos czarnookiego rozbrzmiał nad jej głową.
        Dziewczyna na niego spojrzała i wzruszyła ramionami.
        Jak w szkole? Słyszałem, że strasznie tam u Was szaleją – chłopak nadal mówił, jakby koniecznie chciał, żeby Agatha odpowiedziała.
        W sumie nic ciekawego…– odpowiedziała niepewnie. – Ostatnio zaatakowali mnie wypchaną kuną – zmarszczyła brwi robiąc przy tym zabawną minę. – Boże…ale się wtedy wystraszyłam – zachichotała cicho pod nosem na samo wspomnienie tej sytuacji.
        Kuną? – uniósł brwi. – Nie mają co robić? – powiedział lekko poirytowany.
        Nie ma to jak biologia – spojrzała na Daniela. – Nie reagowałam na ich zaczepki, więc…– zaczęła się śmiać widząc, jak chłopak robi się zły, a zarazem zadowolony.
        Bardzo dobrze – uśmiechnął się dumnie. – Nie będą mi Ciebie podrywać.
        Żeby chociaż umieli.
        Daniel spojrzał na nią, jak gdyby właśnie wyczytał komplement między wierszami.
        Z czystej zazdrości nie życzę im tego – przeciągnął swoje ramiona i palce. Jakby chciał zaznaczyć, że pierwszy, lepszy delikwent przystawiający się do rudowłosej dostanie po pysku.
        Dobrze, dobrze…zawadiako – powstrzymała się od śmiechu. – Raczej na takie coś się nie skuszę. Poza tym już mam kogoś, kogo kocham, więc przestań się burzyć – poklepała go po ramieniu, a on na nią spojrzał z wymalowanym na twarzy oburzeniem. – Co? – spytała, siadając na ławce. Nie rozumiała skąd taka mina.

        Teraz dowaliłaś. Jestem jeszcze bardziej zazdrosny! – chwycił za kij do hokeja. – Dawaj jego adres! – odwrócił się przodem do Agathy, bijąc końcem przedmiotu o otwartą dłoń. – Ukatruuupię drania – zmrużył oczy.
        Agatha podparła głowę dłonią.
        Samego siebie? – ruda spojrzała na chłopaka z szczwanym uśmieszkiem. – Chyba nie będziesz miał problemów z trafieniem do swojego pokoju, co?
         Chwila ciszy.
        Oo, to ja? – zrobił zaskoczoną minę w aktorski sposób. – Erm…w takim razie sobie wybaczam. Będę żył.
        Sprytnie...
        Oj no, nawet mi się zdarza~ – zanucił zadowolony.
        Tyle razy Ci to powtarzałam, a Ty nadal nie wiesz? – skrzywiła się. Wstała, a Daniel powiódł za nią wzrokiem. – Idę sobie.
        Nie! – momentalnie padł na ziemię i uczepił się jej łydki. – Nie opuszczaj mnie!
        Za późno! – próbowała iść dalej. Wychodziło jej to, ale z ogromnym trudem. Po chwili Daniel puścił jej nogę, więc szybko doszła do drzwi.
        Nieee! – załkał rozpaczliwie. Czołgał się za nią. – Nie zostawiaj mnie. Wracaj! Potrzebuję Cię! – udawał, że płacze. W dodatku w taki sposób, jakby naprawdę ronił krokodyle łzy.
        Po co Ci ja?
        Siatkarz podniósł zrozpaczony głowę.
        Moja egzystencja bez Ciebie straciłaby sens! I patrz ile trudnych słów dzięki Tobie używam! – jęknął błagalnie. – Bez Ciebie nie dam rady! Potrzebuję Cię…– przypełzał kawałek bliżej.
        Coś jeszcze? – odchrząknęła, żeby czasem nie zmięknąć.
        Mhm…– przyczołgał się do niej. Owinął ręce wokół jej nogi. – Jak sobie pójdziesz to się popłaczę.
        Agatha patrzyła na niego lekko rumiana. Odwróciła na chwilę głowę, żeby nie widział, jak się śmieje.
        Tyle? Możesz płakać. Z góry przepraszam – nacisnęła klamkę.
        A co? Spodziewałaś się czegoś więcej? – złośliwy ton chłopaka doszedł do jej uszu. Mocniej przytulił się do jej nogi i kontynuował swoją rozpacz. – Nie pozwolę! – mruknął. – Ty możesz sobie ode mnie odejść, ale ja nie odejdę od Ciebie! Pójdę wszędzie tam, gdzie Ty! – zrobił stanowczą minę.
        Spojrzała na niego.
        Nie? – uniosła brwi. – Ech…nie odejdę, bo nie mogę Cię zostawić, głuptasie – uśmiechnęła się kącikiem ust. – Poza tym…to by mogło być uciążliwe.
        Brunet patrzył na nią przez chwilę. Zrobił obrażony dzióbek. Wstał.
        Raz w życiu chciałem Ci ulec, a Ty co? – otrzepał spodenki. – Ech, kobiecie nie da się dogodzić! – pokręcił głową. – Yup. Nie poradziłbym sobie bez Ciebie.
        Serio? – zaczęła się śmiać. – Nie? Za bardzo Cię rozpieszczam, coś mi się wydaje.
        Nie. Nie rozpieszczasz – uśmiechnął się. – Jest w sam raz.
        Tak, tak – machnęła ręką. – Trzeba zacząć trening! – przeciągnęła ramiona.
        Ruszyła przed siebie. Zauważyła, że Daniel nadal stał w tym samym miejscu. Obejrzała się na niego, a on wyszczerzył się. Patrzyli chwilę na siebie. Agatha wyszeptała nieme: „Kocham Cię” i obserwowała, jak chłopak się lekko zaczerwienił. Odszukała swoich podopiecznych i zadowolona do nich podeszła. Zauważyła kilka dziwnych spojrzeń. Domyśliła się, że widzieli szopkę, jaką odstawiła z brunetem. Uśmiechnęła się głupkowato i nakazała rozpoczęcie ćwiczeń.
        Po kilku godzinach miała dosyć. Usiadła skonana na ławce. Przyglądała się, jak jej podopieczni grają. Chociaż bardziej właściwym określeniem byłoby to, że patrzyła na Daniela. Lubiła śledzić go wzrokiem, kiedy był na boisku. Kiedy grał. Było widać, że sprawia mu to radość. Zastanawiała się, czy na treningach w szkole wygląda tak samo?
        Zakończenie meczu oznaczało koniec pracy dla Agathy oraz koniec treningu dla jej podopiecznych. Część osób z jej grupy podziękowało za dobrą pracę i opuściło salę. Czarnooka wyszła jako ostatnia z nich w towarzystwie Daniela.
        Nicolas gapił się na rudowłosą. Przypatrywał się jej dość dokładnie, więc dziewczyna czuła to na swoich plecach. To odczucie było identyczne do tego, gdy ktoś delikatnie nakłuwał skórę igłą. Obejrzała się na niego i posłała pytające spojrzenie.
        Nic, nic…– niebieskooki wymamrotał. – Zastanawiam się, czy jesteś wolna po pracy? Dziś sobota… Z kilkoma znajomymi idziemy do baru. Chciałabyś iść z nami?
        Niezręczne wpatrywanie się w siebie nawzajem.
        Niestety muszę odmówić – ruda wróciła wzrokiem we wcześniejszym kierunku. Pakowała jakieś rzeczy do torby. – Umówiłam się z Danielem.
        Ostatnio co raz to częściej się z nim umawiasz… Jesteście razem? – recepcjonista oparł się wygodnie o framugę.
        Agatha zesztywniała na to pytanie. Bała się, że było to po niej widać. Pokręciła szybko głową. Wyprostowała się, biorąc swój bagaż.
        Dlaczego o to pytasz? – spojrzała uważnie swoimi czarnymi oczami na Nicolasa.
        Takie po prostu odniosłem wrażenie…– uśmiechnął się dziecinnie. – Zwłaszcza po tym, co on zrobił rano – zauważył cień wahania na twarzy dziewczyny. – Nawet jeśli Ty nie masz do niego nic, to on do Ciebie tak, prawda?
        Nie chcę o tym rozmawiać i się tłumaczyć. Nie bądź jak Neela.
        Proszę Cię! Przecież widzę. Jestem facetem – zaznaczył swoją stanowczość ostrzejszym tonem. – Daniel na Ciebie leci. Miej tego świadomość.
        Dzięki, że jesteś tak miły i mi komplikujesz życie – stanęła w progu. – A teraz pozwól mi wreszcie sobie iść – patrzyła na twarz blondyna z minimalnym grymasem.
        Nie chcesz się w nic pakować, co? – jego uśmiech był okropnie szczwany.
        Wiem, co chcesz teraz powiedzieć, ale Ty równie dobrze wiesz, jaka będzie moja odpowiedź…– pokręciła głową i przeszła pod ramieniem chłopaka. – Do następnego, Nicolas.
        Usłyszała tylko potwierdzające mruknięcie. Zaczęła iść z wolna, a potem przyspieszyła. Za szklaną ścianą stał Daniel. Czekał, aż ona się wygramoli ze swoich obowiązkowych wizyt po pracy w biurze. Westchnęła. Pchnęła drzwi i obdarowała bruneta szerokim uśmiechem.
        Jestem – powiedziała podchodząc żwawo.
        Długo Ci to zajęło. Zatrzymało Cię coś? – spytał zabierając jej torbę na siłę z ręki. Widział, jak Agatha na to się krzywi.
        Nicolas coś tam gadał o zajęciach… Nie zrozumiałam, o co mu chodzi – skłamała. Przygryzła wargę, a potem strząsnęła głową. – Gdzie idziemy?
        Do Ciebie..?
        Hmm…– zamyśliła się na chwilę i pokiwała głową. – Czemu tak nagle chcesz do mojego domu?
        To problem?
        Nie. W końcu i tak nie mam swojego zdania…– odwróciła głowę w stronę ulicy.
        Oj, no…Nie czepiaj się o to – w jego głos wkradło się rozbawienie. – Jak tak strasznie Ci na tym zależy, to mogę Ci zwrócić wolę… Choć będę za nią tęsknić – dodał szybko.
        Ruda spojrzała na niego z kaprysem.
        Przecież i tak mi ją zabierzesz po dwóch dniach, więc co za różnica? – Agatha spytała z lekkim sarkazmem.
        Nie zabiorę! Słowo! – zasalutował. – Jeśli Ci tak na tym zależy, to zostawię.
        Nie wierzę Ci… Już mi zabrałeś ostatnio tą ponad jedną czwartą, bo się fochałam.
        Niby tak…– uśmiechnął się niewinnie. – Ale jak oddam Ci całą resztę to będziesz mieć większą różnorodność i wierzę, że się nie ofochasz!
        Zatrzymali się na przejściu dla pieszych na krótki moment i zaraz ruszyli ponownie. Agatha wypuściła powietrze z ust.
        To źle wierzysz – zaplotła palce na jego dłoni. – Jak będę mogła się fochać do woli, kiedy będziesz niegrzeczny, to skorzystam…– zachichotała złowieszczo pod nosem.
        Zrobiłabyś mi to? Wiecznie grzecznemu? – mina zbitego psa.
        Nie? – pokręciła głową. – Pamiętasz, jak kazałeś mi znaleźć patent na to, gdy się „rozwścieczysz”? – spytała, a on przytaknął. – Widzisz? Masz.
        Można udawać, że jestem aniołkiem, a Ty nie widzisz wyjątków.
        To oszustwo. Patent to patent.
        Nie sądziłem, że będzie aż tak skuteczny! – westchnął. – Nie bawię się tak.
        Minęli kilka budynków. Agatha sapnęła ciężko, jakby chciała się poddać.
        Właśnie miał być skuteczny. Nie narzekaj~ – czarnooka zanuciła cicho. – I nadal nie mam swojej woli.
        A bierz! – machnął ręką na znak, że oddaje jej wolę. – Znajdę patent na Twój patent, a wtedy to już nie będzie patent, bo patent, na który jest patent, nie jest patentem! – oznajmił bojowo. – Bitch please… Jestem w stanie ogarnąć to, co właśnie powiedziałem.
        Ha! – zawołała zadowolona. – Teraz to dopiero zobaczysz, co znaczy FOCH – spojrzała na niego. Chwilę szła tyłem, nadal trzymając jego rękę. – Tak, tak…jestem z Ciebie dumna.
        Jeszcze nic nie zrobiłem!
        Póki co…ale zawsze się coś znajdzie – przyłożyła palec wolnej dłoni do ust udając, że nad tym myśli.
        Dziękuję, że we mnie wierzysz – szarpnął jej ręką, aby się zatrzymała na przejściu. – Miło się będzie podrażnić ze stu procentową Agathą.
        Nie ma sprawy – zaśmiała się i wróciła na miejsce obok chłopaka. – Wcześniej było jakieś trzydzieści procent? Może trochę więcej…– wzruszyła ramionami. – Ciekawe, czy pamiętam, jak to jest być sobą.
        Jeden i pięć dziesiątych woli to było trzydzieści dwa i pół procenta – mruknął. – Lepiej sobie przypomnij. Chcę znać Cię całą.
        Ciul. Niewiele się pomyliłam… Yy…jesteś pewien?
        Tak… Niewiele – zaśmiał się. – Definitywnie.
        Dziewczyna spojrzała na bruneta mrużąc oczy. Znów zaczynał jej dokuczać. Prychnęła pod nosem głośno. Szli dalej w chwilowym milczeniu, a o ich osoby obijały się spojrzenia ludzi. Tak chłodne, że Agacie robiło się nieprzyjemnie. Wolała na nich nie zwracać uwagi. Westchnęła i wróciła do rozmowy.
        Ty naprawdę chcesz się przekonać co to foch? – spytała lekko sycząc.
        Nieee! – spojrzał na nią z przerażeniem. – Nie, póki nie znajdę na to haka!
        Chyba na to nie poczekam. Zrobię to wcześniej.
        Nie możesz na mnie strzelać focha za nic!
        Mogę – odwróciła głowę w inną stronę. – Poza tym kto powiedział, że teraz nie mam powodu?
        J-jak to? – zająknął się. – Co ja znów zrobiłem?!
        Nie musisz wiedzieć.
        Ja nic nigdy nie wiem… To smutne – załkał.
        Cisza. Stali tak w milczeniu. Agatha patrzyła na swoje stopy. Co jakiś czas zerkała na Daniela. Myśląc o tym, że nawet gdy tak się sprzeczali, nadal trzymali się za ręce, zaczęła się uśmiechać. Podniosła głowę.
        Tajemnica zawodowa – przykleiła się do ramienia chłopaka. – Nie będzie focha. Nie ma po co.
        Uff! To dobrze – pogładził jej włosy. – Ej…chwila. Znów tajemnica? Mam też zostać opiekunem w klubie, żebyś mi wyśpiewywała wszystko?
        I co? Będziesz swoją grupę męczył na śmierć? – zaśmiała się.
        Tak. Ze mną staną się olimpijczykami!
        Tak. Rekord w kontuzjach.
        Nie byłbym fajnym opiekunem? W-Fistą?
        Może i fajnym…– uśmiechnęła się głupkowato. – Jednak tą opinię musisz dostać od podopiecznych! Co nie zmienia faktu, że i tak nic Ci nie powiem.
        Będą mnie kochali! – zawołał dumnie. – Ej…powiedz.
        To się nigdy nie stanie – ruszyła z wolna. – Teraz nie będziesz mógł spać po nocach, bo będzie Cię to dręczyć – zaczęła się śmiać.
        Tak, dokładnie! Gadaj, ale już!
        Rudowłosa pokręciła głową. Szła dalej i czuła na sobie spojrzenie czarnych oczu. Tak bardzo sztyletujące, że musiało być gorsze od tego, jakim dziś obdarował ją Nicolas. Wzdrygnęła lekko na to wspomnienie. Wolała zapomnieć o tej dziwnej rozmowie. Wiedziała, do czego blondyn zmierzał. Prychnęła cicho.
        Nic Ci nie powiem – odpowiedziała na wcześniejsze zdanie siatkarza.
        Nikomu nic przecież nie rozpowiem! Spowiadaj się – spojrzał na nią błagalnie.
        Było wcześniej mówić, że jesteś księdzem. Z kim ja jestem?
        Nie jestem księdzem, ale umiem trzymać język za zębami! – oznajmił. – Mów!
        Nie mam nic do powiedzenia, panie władzo – ściągnęła usta.
        Nooo proooszę! – jęknął. – Nie dam Ci buzi!
        To nie podziała – pokręciła głową. – Poza tym mi nie dajesz, co za różnica.
        Och, przepraszam za to zaniedbanie. Jeśli Ci nie pasuje, mogę Cię zaraz gdzieś zaciągnąć i wycałować za wszystkie czasy – brzmiał bardzo poważnie.
         Chwila milczenia.
        Cofam to, co powiedziałam – Agatha spojrzała na niego przerażona.
        Widzisz! Ze mną nie ma narzekania – uśmiechnął się usatysfakcjonowany. – A teraz mów, bo spełnię tę groźbę.
        Nic Ci nie powiem.
        Dlaczego?
        Jest ryzyko, że mi się dostanie po głowie jeszcze i co wtedy? – mruknęła dość pochmurno.
        Zatrzymali się przed blokiem. Daniel coś mruczał pod nosem błagając, żeby w końcu mu powiedziała. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co tak właściwie ma mu powiedzieć? Z tego wszystkiego zaczęła się gubić w tej sytuacji. Weszli do środka, kiedy otworzyła drzwi. Zmierzyli do jej mieszkania. Chłopak nadal snuł swoje modły za jej plecami. Ruda otworzyła mieszkanie i wpuściła go do środka. Weszła za nim i znów usłyszała, że ma mówić.
        Nie – odpowiedziała stanowczo po raz enty.
        Agatha patrzyła na niego przez moment. Przyglądała się uważnie i zastanawiała się co robić. Było jej trochę przykro, że jak zawsze sprzeczają się jak dzieci. Weszła po schodach, a Daniel za nią. Otworzyła swój pokój. Chwilę tak stali w bez ruchu. Dziewczyna nie wiedzieć dlaczego czuła, że ma słone kropelki w oczach. Siatkarz ponownie poprosił o mówienie, a ona pokręciła głową.
        Idę wylać me gorzkie łzy…– stanął w progu. – A Ty pamiętaj o alimentach! Dostawy chusteczek…– lamentował aktorsko. – Nie ufasz mi i nie wierzysz, że jestem w stanie Cię ochronić – posmutniał.
        Nie rób tego…– mruknęła. – Zaraz ja będę płakać – zaśmiała się, kiedy czuła, że serio się zaraz rozryczy. – Wierzę Ci, ale Ty się tylko ze mną drażnisz – spojrzała na bruneta, którego przytkało, widząc w jakim teraz ona jest chwiejnym stanie. Agatha usiadła w kącie między łóżkiem a fotelem tyłem do niego.
        Nie drażnię się z Tobą! – przykucnął i przytulił się do jej pleców. – Nie płacz…– otarł kciukiem pojedynczą łzę. – Po prostu…miło by było wiedzieć – uśmiechnął się lekko.
        To Cię nie tłumaczy – skuliła się jeszcze bardziej. Musiała się uspokoić. To miejsce źle na nią działało. Każdy nacisk na jej osobę...wszystko miało miejsce właśnie tutaj. Nie miała żadnym miłych wspomnień z tym pokojem. Jedynie pojedyncze chwile spędzone z Kate. Pomrugała powiekami szybo. Pomyślała, że nie pora teraz do tego wracać. – Nie powiem Ci. Zresztą…nie było tematu. Zgoda? – odwróciła się do niego przodem. Przyglądała się chwile twarzy Daniela, a on kiwną głową.
        Mm, zgoda. Wszystko, bylebyś nie była smutna – pogłaskał ją po policzku i ucałował w nos.
        W końcu miałeś mnie uszczęśliwiać – uśmiechnęła się promiennie. – A to za co? – spytała dotykając opuszką palca swojego nosa.
        To mój priorytet – usiadł wygodnie na ziemi. – Mm, co? Nie mogę tak robić bez powodu?
        Nie? Czym sobie zasłużyłam?
        Hehe…samym uśmiechem kochana milady Agatho~.
        A kiedy ja tak zrobiłam? – zamyśliła się. Czyżby uśmiechała się nieświadomie? Spojrzała na Daniela pytająco. – Ach…nie mów tak – dodała po chwili.
        Gdy przestałaś płakać – pogładził jej głowę. – Muszę. Twoja zarumieniona twarz daje mi szczęście.
        Och, chyba nieświadomie…– oparła się o jego ramię. Zaskakująco wygodne, jak na zwykłą kupkę mięśni i kości. – Niestety o tym wiem.
        Zawsze coś – opadł policzkiem na czubek jej głowy. – Nie lubisz mnie uszczęśliwiać?
        Wiesz, że lubię. Bardzo…ale rumienić się nie lubię.
        Och, no przykro mi, ale innego sposobu chyba nie ma.
        Nie ma? – podniosła głowę. – Więc wymyśl. Posłucham.
        I mam stracić możliwość patrzenia na Twoje rumieńce? Oj nie~ – pokręcił głową. – Nie zdradziłbym nawet, gdybym wiedział.
        Będę zakrywać twarz za każdym razem. Chcesz tego?
        Wtedy będę musiał być nieszczęśliwy…lub odgryźć Ci palce – zaśmiał się.
        Wtedy będzie mi smutno…i tak powstaje błędne koło – westchnęła z dezaprobatą. – Ach…masz zakaz bycia smutnym.
        Daniel spojrzał na rudą z uśmiechem.
        Ja mam zakaz bycia smutnym?! To Ty masz zakaz bycia smutną! Tak mówi wszechmocny w-fista! – chwilę na nią patrzył i ucałował jej czoło. – Tak?
        Tak, masz – pokiwała głową. – Nie masz mojej woli, żeby mi tak mówić – pokazała mu język. – Jeszcze nim nie jesteś.
        Że niby Ty masz moją wolę, że możesz mi rozkazywać? – powiódł za nią wzrokiem, kiedy wstała. – Będę. Wyślę zgłoszenie do Nicolasa!
        Od teraz tak – przeciągnęła się. – Zamiana miejscami.
         Cisza.
        Nie. Moja wola…– załkał. – Mam się Tobie nie sprzeciwiać? Źle skończę!
        Tak się tego boisz? – usiadła na łóżku. – Co ja miałam powiedzieć, kiedy Ty wykorzystywałeś moją w perfidny sposób?
        Nie wykorzystywałem jej! …aż tak – uśmiechnął się głupkowato.
        Wykorzystywałeś!
        Nieprawda! Choć raz mi przyznaj rację!
        No dobra…– przewróciła oczami. – Dla Ciebie wszystko~ – zanuciła uśmiechając się lekko.
        Chłopak wstał i wgramolił się na łóżko, zaraz obok Agathy. Ona spojrzała na niego i już widziała, jaki jest teraz zadowolony. Ruda jakby przez chwilę była nieprzytomna.
        Dla mnie wszystko? – spojrzał na nią podchwytliwie. – A mogę to mieć na piśmie? – przysunął się bliżej, więc czarnooka powędrowała na niego wzrokiem.
        Nie możesz… Właśnie dzięki takim sytuacjom widzę, jak mi wierzysz.
        Ufam i wierzę Ci bezgranicznie~ – patrzył na nią czule, bawiąc się jej kosmykiem włosów. – Ale chcę mieć to na papierze, by mieć do czego wzdychać, gdy nie ma Cię obok – cmoknął jej policzek.
        Ach tak? – zetknęła jego czoło ze swoim. – Wspomnienia nie wystarczą? – zaczęła się śmiać, kiedy Daniel nie wytrzymał i zaczął chichotać. – Jak już tak nie będziesz mógł bez tego przeżyć to Ci nastulam na kartce.
        Ooo…dziękuję, Słonko.
        Proszę bardzo, Skarbie~. Mówisz – masz.
        Siatkarz zaśmiał się wesoło.
        Bawimy się w pieszczotliwe słówka? – spytał z szerokim uśmiechem.
        Co w tym złego? Przecież nie robimy tego na nielegalu – nadęła policzek.
        Oj, no dobrze, Kotku…nie bulwersuj się tak.
        Nie bulwersuję się – zrobiła lekki młynek palcami. Uderzyła otwartymi dłońmi o swoje uda i spojrzała na niego. – Ale widzisz, Kochanie…jakby Neela nas słyszała… Chyba by padła ze szczęścia.
        Hm, mieliśmy ją uszczęśliwić, ale ten sposób sobie chyba darujemy, prawda kochana?
        Taa...i sama się też wypowiedziała na ten temat... Nie...– mruknęła niewyraźnie. – Nie dam jej tej satysfakcji...niech się dołuje, że jej się nie udało – zaśmiała się triumfalnie. – Jakby co, bądź dalej nie ugięty, Misiu~.
        Tak, wiem. Jeśli tego sobie życzysz~. Wiesz, że dla Ciebie wszystko, Myszko.
        Ewentualnie kiedyś w przyszłości się im powie...długo po fakcie – wyprostowała się. Podsunęła się pod ścianę, odpychając się stopami. Chwyciła poduszkę i owinęła ramiona dookoła niej. – Teraz ja chce mieć to na papierze, Kotku...wtedy będę mieć satysfakcje...choć nie wiem z czego, ale mniejsza…chcę mieć – uśmiechnęła się dziecinnie.
        Za rok. Może dwa…lub wcale – uśmiechnął się, siadając zaraz obok niej. – Więc wymieńmy się kartkami, Kiciu.
        Agatha spojrzała na niego. Chwile przypatrywała się jego oczom. Pokiwała głową i spełzała z łóżka. Podeszła do szafki z regałem. Otworzyła górną część, a drzwiczki cicho zaskrzypiały. Stojąc na palcach sięgnęła po kartki. Czyste i śnieżnobiałe. Wyjęła też dwa długopisy. Jej ulubione. Zawsze nimi pisała, kiedy było to coś ważnego. Podała jeden zestaw Danielowi, który uśmiechnął się wesoło. Rozejrzał się z lekka i rozłożył na stoliku. Dziewczyna przycupnęła zaraz obok. Niemal w tym samym czasie napisali: „Dla Ciebie wszystko”. Zaczęli szeptać między sobą, co jeszcze mają dostawić. Rudowłosa z wytrwale znosiła zachcianki chłopaka. Dopisała jeszcze kilka rzeczy, których sobie zażyczył. Przez chwilę słyszała też wielce zdziwione: „Jesteś leworęczna!?”. Brunet czekał cierpliwie, aż Agatha skończy pisać i wyciągnął rękę po kartkę. Przyglądał się jej piśmie. Szczęśliwy, jak mały chłopczyk złożył papier na pół i schował do tylnej kieszeni spodni. Dziewczyna zostawiła jego kartkę na stoliku. Wskoczyła na łóżko i przybliżyła się do niego.
        Poczeka się co los przyniesie…– sapnęła, jakby wracając do wcześniejszego tematu. Przytuliła się do Daniela, a on delikatnie ją objął. – Aż mi się słodkie dzieciństwo przypomniało…zabawa w wymianę karteczkami – zwróciła oczy na stolik.
        Ooo, pamiętam jak w podstawówce było szaleństwo na to…ech. Czuję się taki stary.
        W stylu kto miał lepsze – skinęła głową. – A tam stary…całe życie przed Tobą, jakby powiedziała jedna z moich sióstr.
        Te z brokatem – zaśmiał się. – O, przekaż jej pozdrowienia, jak będzie w domu. Już ją lubię.
        Te błyszczące, nie? – spytała, a on przytaknął. – Dobra…jak przyjedzie. Mieszka w innym mieście i to jakieś sto kilometrów stąd – przygryzła policzek. – Jak chcesz mogę innej przekazać, bo jest ich trochę.
        Dwie małe za jedną dużą! – wtulił się. – A co mi tam! Pozdrowisz wszystkich. Włącznie z ojcem „od gwałciciela”.
        Tak…nie mogę z tego czasami. Targowanie się, jak były jakieś unikatowe…– zaśmiała się wesoło. – Ich jest za dużo…i tak cud, że teraz wyszli z domu – westchnęła. – Tata czasem jest jak pies gończy. Mnie strasznie pilnuje, bo jestem najmłodsza.
        Ach…złote czasy – rozmarzył się na moment. – Oo, i bardzo dobrze! O najmłodszą córeczkę tatusia trzeba dbać! – kiwnął głową, jakby chciał zapewnić w tym nie tylko Agathę, ale samego siebie. – Ale obym przeżył, jak mnie znajdzie u Ciebie pod łóżkiem – zaśmiał się.
        Aż mi szkoda, że robię się dorosła – spojrzała na Daniela. – Jaką córeczkę tatusia? – skrzywiła się lekko. Wiedziała, że chłopak się nie domyślił z jakiego powodu. Musiała to ukryć. Nie była gotowa, żeby mu o tym powiedzieć. – Nikt Ci nic nie zrobi.
        Taa, mi też – opowiedział lekko przez śmiech. – A do krainy Piotrusia Pana nie uciekniemy – westchnął. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. – Jaką? Ładną! – powiedział dość stanowczo. – O, zróbmy tam taki przytulny bunkier.
        Nie jestem ładna… Ciekawe ile tam jest metrów kwadratowych?
        Każda dziewczyna tak mówi – pokręcił głową. – Jesteś śliczna – ucałował jej policzek. – Nie przecz nawet.
        Przecież to co powiedziałam to prawda!
        Ciiiicho! – przyłożył swój palec do jej ust. – Jesteś śliczna i tyle!
        Agatha przewróciła oczami i skinęła głową. Brunet wyszczerzył się dumnie. Chwilowa cisza. Ruda widziała, jak chłopak błądził oczami po jej pokoju. Zatrzymał się na fotografii, na której widniała postać Dereka. „Jasna cholera! Zapomniałam o tym!” – dziewczyna zrobiła lekko przerażoną minę. Spodziewała się, że Daniel zaraz o to zapyta, ale milczał. Powędrował spojrzeniem w innym kierunku, gdzie stały inne zdjęcia. Później zatrzymał się na klatce Philipa.
        Właściwie to dlaczego nikogo u Ciebie w domu teraz nie ma? – zwrócił wzrok na Agathę. – Są w pracy? Gdzieś się pochowali przede mną? – zachichotał.
        Tata i brat wyszli do pracy – wzruszyła ramionami. – Mama pewnie jest na pogawędce u sąsiadów, a Nancy pojechała na kilka dni do chłopaka.
        Nancy… Twoja siostra?
        Tak.
        Ile Ty ich masz?
        Trzy – odpowiedziała. – Nancy, Meg i Ann. Brat ma na imię Victor.
        Och…ja mam tylko jednego brata – wzruszył ramionami. – Ma na imię Eryk.
        – Jak z „Małej Syrenki” – wymsknęło się jej i zaraz zasłoniła dłonią usta. – Ups – spojrzała na Daniela, a on zaraz zaczął się śmiać.
        Nic nie szkodzi… Często się tak z niego nabijam! – uśmiechnął się.
        Możemy się położyć? Plecy mnie bolą…– mruknęła niechętnie.
        Daniel pokiwał głową, więc ruda walnęła się wygodnie na swój stos poduszek, a on ułożył się obok. Patrzył na nią, wspierając swoją głowę na dłoni. Ucałował po chwili czoło dziewczyny.
        W sumie też jestem zmęczony…mecz ze mnie wyssał resztki energii – siatkarz powiedział po chwili.
        Chcesz to możemy się zdrzemnąć – Agatha zaproponowała nieśmiało.
        Na pewno? Co jak ktoś tutaj wejdzie? – zdziwił się.
        Nic. Poza tym nikogo nie będzie pewnie co najmniej do osiemnastej czy dziewiętnastej.
        Och…więc czemu nie – oparł policzek o jej głowę. – Jest za wcześnie na „dobranoc”, więc słodkich snów~.
        Nawzajem – lekko się do niego przytuliła.

        Minęła chwila. Brunet momentalnie usnął. Agatha czuła się senna i zmęczona, ale nie mogła zasnąć. Nie była w stanie. Powodem była obecność Daniela, a może po prostu teraz sen złośliwie nie chciał przyjść..? Westchnęła wsłuchując się w bicie serca chłopaka. Rytm ten był taki spokojny… Uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądał bardzo uroczo, kiedy tak drzemał. Zamknęła oczy, nadal się wsłuchując. Minęła kolejna chwila. Oboje spali.

~*~

Z godnie z obiecanym!
Mam nadzieję, że się spodobało. Nie mam pojęcia kiedy się pojawi kolejna część, ale nie powinno być już aż tak długiej przerwy.


Wszystkim kobietkom i dziewczynom najlepszego z okazji naszego święta! :D

4 komentarze:

  1. Witam. Wasz blog znajduje się w mojej kolejce do ocenienia, stąd moje pytanie, czy nadal jesteście zainteresowane oceną. Proszę o odpowiedź pod tym komentarzem lub: e-mailem (aithnne@gmail.com) lub na mojej stronie: aithnne.blogspot.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Matthew Matthews..? Serio? XD Ale się z tego śmiałam!
    Przyznam, że dawno tu nie zajrzałam i trochę się cieszę, bo teraz mam co czytać.
    Bardzo mi się podobała ta Scena! :) Agatha i Daniel byli tacy słodcy, kiedy się tak niby sprzeczali między sobą. Bardzo ich lubię jako parę, chociaż na początku się zraziłam to teraz nie wyobrażam sobie ich inaczej.
    Nicolas...zastanawiam się jaki on tak naprawdę jest. Zachowuje się jak szczwany typek, który wie wszystko.
    Cóż...czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ludzie żyją czasem ze wspomnień. Każde pomieszczenie, ściana, czy miejsce kojarzy się nam z czymś... :)
    To był piękny rozdział pełen Agathy i Daniela. I koniec taki ładny...
    Brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń